Rozdział dwudziesty pierwszy; Naprawdę za Tobą tęskniłem.
Nigdy nie sądziłam, że huk wystrzału z broni może sparaliżować ciało do takiego stopnia, że nawet oddychanie staje się niemal niemożliwe. Na filmach tego nie pokazują; tam bohater lub bohaterka zawsze rusza na pomoc, wydając się nie bać tego, co właśnie się stało, ani tego, co może się stać następnie. I do tej pory naprawdę uważałam to za odruchową reakcję, jednak teraz wiedziałam, że wcale taka nie była.
Po huku, który rozniósł się echem po spowitym ciemnością i przerażającej ciszy cmentarzu, ledwo stałam na własnych siłach, czując, jak strach przepełnia każdą komórkę mojego ciała. Byłam tak przerażona, że nawet świadomość, że kilkanaście kroków ode mnie mógł leżeć Ethan z ołowiowym nabojem w ciele, nie sprawiła, że mogłam się ruszyć. Nie byłam nawet pewna, czy mój krzyk tak naprawdę wydobył się z ust, czy jedynie utkwił w gardle, przy mojej żałosnej próbie powstrzymania tego koszmaru.
Po prostu stałam w cieniu drzewa między cholernymi nagrobkami, zastanawiając się, czy w najbliższej przyszłości nie będę stała nad kolejnym.
Nie miałam również pojęcia, w którym momencie obraz przed oczami zaczął zamazywać mi się przez łzy, a nie uderzenie w głowę. Chciałam coś zrobić.
Musiałam.
— Odebrałeś mi jedyną osobę, którą kochałem, Ethan — przerażająco niski głos Charlesa Tellera dobiegł do mnie razem z szumem wiatru.
Te słowa sprawiły, że poczułam, jakby coś we mnie uderzyło. Wiedziałam, że to nie jest mój spór, ale jednocześnie czułam, że jeśli teraz nic nie zrobię, skutki mojego milczenia będą tragiczne.
Zebrałam w sobie resztki odwagi podsyconej adrenaliną, gdy stojący kilka kroków od leżącego na ziemi Ethan'a Charles wycelował w niego broń. Metal błysnął w świetle księżyca, sprawiając, że dreszcz przeszedł mi po kręgosłupie.
— I teraz w końcu za to odpowiesz — powiedział, robiąc ku mojemu zdziwieniu krok w tył — Poczujesz to, co ja wtedy — dodał i gdy już myślałam, że naciśnie na spust, obrócił się od Ethana, wcelowując lufę wprost we mnie.
Zauważył mnie. Oczywiście, że mnie kurwa zauważył.
Mimo odległości, jaka nas dzieliła, gdy tylko stanął twarzą do mnie, dostrzegłam jego przepełnione złością i chęcią zemsty oczy. Teraz, kiedy lufa pistoletu była skierowana w moją stronę, czas zdawał się zwolnić, jednak z jakiegoś powodu przerażenie nie było większe niż przedtem. Wręcz przeciwnie. Nie bałam się, tak jak wtedy, kiedy broń była wycelowana w Ethan'a.
Wiedziałam, że próba ucieczki mogłaby być zgubna, a próba negocjacji wydawała się małorealistyczna, jednak nie było innego wyjścia. Nie mogłam przez nim uciekać. Nie chciałam znów pozwolić mu stać się moim koszmarem.
Moje dłonie, wciąż zdrętwiałe ze strachu, zaczęły drżeć, ale to drżenie nie było oznaką słabości. Może nie miałam żadnej broni, ale miałam determinację.
Wyciągnęłam ręce w geście pokoju, robiąc krok w jego stronę. To nie było odważne; ja nie było odważne. Byłam zdesperowana.
— Nikt nie wygra, jeśli pociągniesz za spust — powiedziałam, starając się, żeby mój głos zabrzmiał spokojnie — Moja śmierć nie przywróci życia twojej córki. Nic tego nie zrobi.
Ku mojemu szczeremu zdziwieniu Charles wydawał się słuchać tego co mówiłam, ale jego palce wciąż mocno trzymały broń. Nie wiedziałam, czy się wahał, czy oczekiwał, żebym podeszła bliżej, żeby mieć pewność, że na pewno wystrzelony z broni nabój mnie dosięgnie. Nie miałam pojęcia, co się działo w jego głowie, ale wykorzystałam tę chwilę zawahania i przeniosłam wzrok na mężczyznę, który właśnie starał się podnieść z ziemi.
Mimo ciemności dostrzegłam, jak przyciska dłoń do swojego obojczyka, a pokrywa się ciemną cieczą. Krew. Ethan krwawił, ale nic mu nie było. Nie wyglądało to źle. W końcu, gdyby było inaczej, nie próbowałby wstać.
Kiedy tylko zrównałam z nim spojrzenie, uśmiechnęłam się, czując, jak słone łzy spływają mi policzkach.
Chciałam mu powiedzieć, że wszystko jest dobrze, że może nie tak miało to wyglądać, ale nie będę go winić za to, co się stało ani za to co stać się miało. Ethan dał mi wiele pięknych wspomnień i skoro teraz przyszło mi za nie zapłacić, nie żałowałam.
Zrobiłam kolejny krok w przód, ignorując wyraźny przeciw bruneta, który dostrzegłam w jego pełnym desperacji spojrzeniu, i przeniosłam wzrok na Charles'a. Na jego twarzy nadal widniał gniew, jednak jego ramiona nieco opadły, obniżając broń.
— Masz rację, nic to nie zmieni — odpowiedział — Ale to nie znaczy, że odejdziecie stąd bez konsekwencji. On musi za to zapłacić.
Z tymi słowami zamachnął się i z całej siły uderzył kolbą pistoletu w skroń Ethan'a, któremu dopiero co udało się podnieść na kolana. Odgłos ciosu rozniósł się w powietrzu, a brunet runął znów na ziemię z głośnym jękiem. Wiedziałam, że nie poprzestanie na tym.
Mimo że Charles nie trzymał palca na spuście, przygotowywał się do kolejnego uderzenia. W przypływie adrenaliny, ruszyłam w jego stronę, zanim jednak zdążyłam chwycić go za ramię, by uniemożliwić mu kolejny uderzenie odepchnął mnie od siebie z taką siłą, że upadłam na ziemię boleśnie, skręcając jeden z nadgarstków.
Syknęłam zwijając się na moment z bólu, a Charles w tym czasie pochylił się nad Ethan'em i uderzył go pięścią w twarz. Z ust bruneta wydobył się przeraźliwy jęk bólu, którzy sprawił, że serce ścisnęło mi się w piersi, a łzy ponownie napłynęły do oczu.
— Proszę przestań! — zawołałam, próbując go powstrzymać, choć wiedziałam, że nie miałam kontroli nad sytuacją — To nie jest sposób.
Charles wydał przeraźliwy śmiech, a następnie całkowicie ignorując moje prośby brutalnie kopnął leżącego bez ruchu na ziemii Ethan'a w bok i znów wymierzył cios pięścią w jego szczękę.
— Powinienem był cię zabić, ale to zbyt łatwe wyjście dla ciebie — syknął, schylając się po leżąca na ziemi broń, która upadła, gdy wymierzał kolejne ciosy — Jednak może jedyne, żeby to zakończyć — splunął i na moment przeniósł spojrzenie na mnie — Przykro mi, że zostałaś w to wciągnięta Scarlett, ale on dziś, stąd nie wyjdzie. Nie żywy.
Kiedy tylko doszło do mnie co chciał zrobić wiedziałam, że słowa na nic się zdadzą. Było za późno na błaganie i negocjacje. Mogłam jedynie grać na czas licząc, na cud. Ignorując ból rzuciłam się w przód zakrywając ledwie przytomnego Ethan'a swoim ciałem.
— Skoro tak, to ja również — odpowiedziałam, zrównując spojrzenie z Charlesem, którego twarz pomimo złości wyrażała i zaskoczenie.
Mimo że wiedziałam, iż daleko mu było do mężczyzny o zdrowym rozsądku coś pozwalało mi wierzyć, że nie był do końca ogarnięty szaleństwem.
Gdyby chciał mnie zabić zrobiłby to, gdy tylko miał okazję. Nadal mieliśmy szansę.
— Miałaś zostać w aucie... — niemal niesłyszalny głos Ethan'a sprawił, że owinęłam ramię wokół jego ciała mocniej.
Broń w dłoni Charlesa zadrżała. Jego spojrzenie przeskakiwało między mną a brunetem, który leżał na boku, przyciskając dłoń do krwawiącej piersi. Cierpiał. Nie tylko od rany postrzałowej i utraty krwi, ale i ciosów jakie przyjął bez możliwości obrony.
— Przecież wiedziałeś, że tego nie zrobię — odparłam równie cicho zrównując z nim tęczówki.
Z rany powstałej na jego skroni po uderzeniu bronią sączyła się strużka krwi, a na szczęce zaczynał pojawić się czerwony ślad od uderzeń pięści. Jednak mimo wszystko był przytomny.
Uniosłam dłoń, ujmując bok jego twarzy i nachyliłam się niemal, opierając swoje czoło o jego.
— Przepraszam — szepnął — Nie tak miało być....
— W porządku — skinęłam głową, pociągając nosem — Przynajmniej się starałeś.
Odetchnęłam głęboko, próbując uspokoić bicie własnego serca. Jego oczy, mimo bólu, nadal lśniły tym samym nieokreślonym blaskiem, który zawsze mnie przyciągał.
— Naprawdę chcesz tu dziś zginąć? — pytanie Charlesa sprawiło, że kolejna łza spłynęła mi po policzku.
Nie płakałam dlatego, że nie chciałam umierać, a, dlatego że nie mogłam jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie.
A przecież powinnam walczyć. Powinnam mieć w sobie chęć do życia, a więc czemu nic nie robiłam?
Zrównałam spojrzenie z Ethan'em. Skoro miałam umierać, to na pewno nie patrząc na Charlesa.
— Uznam to za tak — powiedział, odbezpieczając broń.
Chwyciłam dłoń Ethan'a splatając nasze palce z taką siłą, że omal nie jęknęłam z bólu, a w momencie kiedy rozległ się głośny huk zacisnęłam mocno powieki i wstrzymałam oddech, czekając na przeszywający ból, który miał ogarnąć moje ciało.
Ten, jednak nie naszedł. Nie trafił? A może nie celował na początku we mnie?
Uchyliłam szybko powieki przerażona tym co miałam zobaczyć, ale natrafiając na brązowe tęczówki Ethan'a szybko wyzbyłam się tego strachu. Uśmiechał się.
— Myślałaś, że pozwolę Ci zginąć? — zapytał przyciągając mnie do siebie w mocnym uścisku.
Zerknęłam przez ramię, dostrzegając leżącego na ziemi Charlesa, a do moich oczu znów napłynęły łzy, ale tym razem były to łzy ulgi. Dopiero teraz dostrzegłam broń w dłoni Ethan'a oraz ulatniający się z niej strużek dymu po wystrzale.
Nie mogłam uwierzyć, że to zrobił.
— O mój Boże... — szepnęłam, chowając twarz w dłonie.
— Już dobrze — poczułam jak chwyta moją dłoń, po czym z cichym jękiem opada na plecy — Zaraz będzie po wszystkim.
Spojrzałam na bruneta, który oddychał ciężko z twarzą zwróconą w kierunku ciemnego nieba. Nie zdążyłam dopytać co miał na myśli, mówiąc, że zaraz będzie po wszystkim, gdy znikąd rozbrzmiał dźwięk policyjnych syren, a wokół nas pojawiły się smugi światła latarek.
— Dwie kartki na 1032 N 48th — głos jednego z umundurowanych mężczyzn rozbrzmiał w odległości zaledwie kilku kroków od nas.
Zmrużyłam oczy, gdy światło jednej z latarek padło prosto na moją twarz. Jeden z policjantów ruszył w naszym kierunku, kiedy dwójka pozostałych znalazła się przy Charlesie, który wydawał z siebie żałosne jęki.
Już miałam otworzyć usta by wszystko wytłumaczyć i chociaż spróbować wyplątać nas z tej paskudnej sytuacji, gdy dość młody blondyn klęknął obok i zrównał spojrzenie z Ethan'em. Wcale nie zdawało się, jakby zamierzał nas oskarżać o cokolwiek.
— Wybacz młody... — zwrócił się do niego lustrując jego poturbowaną twarz — Plan trochę zawiódł.
— Zdarza się — jęknął, starając się podnieść, jednak niezbyt mu to wyszło.
Ściągnęłam brwi na jego słowa i pociągnęłam nosem starając się odgonić łzy.
— Plan? Jaki plan? — zapytałam jednak nie otrzymałam odpowiedzi od żadnego z nich.
— Paskudnie to wygląda, ale wyliżesz się — skrzywił się policjant, wskazując na krwawiący obojczyk bruneta — Możesz spróbować zatamować krwawienie? — zwrócił się do mnie.
Automatycznie przeniosłam dłonie na klatkę Ethan'a uciskając miejsce krwawienia. Mimo wyraźnego grymasu bólu na jego twarzy przycisnęłam mocniej czując, jak krew nadal sączy się z rany.
— Jaki plan? — powtórzyłam patrząc na niego kompletnie zdezorientowana.
— Możemy odłożyć tę rozmowę słoneczko? — zapytał, zrównując ze mną spojrzenie — Ciężko mi się tłumaczyć z kulką w ciele.
Zacisnęłam usta w wąska linie. Łzy i strach zastąpiło uczucie irytacji. To dlatego, Ethan był tak cholernie spokojny. Miał plan i wiedział, że ktoś przyjedzie.
Dupek. Skończony dupek pozwolił mi myśleć, że tu dziś umrzemy.
— Nie słoneczkuj mi tu — warknęłam, mrużąc oczy — Gdy tylko wyjmą z Ciebie, to cholerstwo będziesz mi się spowiadać, jak księdzu na pierwszej komunii.
Blondyn klęczący obok nas parsknął śmiechem na moje słowa. Gdyby nie to, że zapewne mógł mnie skuć za zniewagę funkcjonariusza policji nie powstrzymałabym się przed dość niemiłym komentarzem w jego kierunku.
— Wszystko wytłumaczę — zapewnił mnie Ethan — A teraz możesz uściskać trochę delikatniej? Kurewsko boli — jęknął wyraźnie cierpiąc.
— Było trzeba wcześniej o tym myśleć Panie mam zajebisty plan — sarknęłam, dociskając dłonie do rany.
Ethan skrzywił się zaciskając na moment powieki.
— Już nic nie mówię — skinął głową — Zasłużyłem.
Nie mówiąc nic więcej nachyliłam się opierając swoje czoło o jego, po czym zamknęłam oczy i odetchnęłam, czując się tak, jakbym do tej pory wstrzymywała oddech.
— Ma cię ochotę udusić... — szepnęłam, muskając przy tym jego wargi — Tak cholernie bardzo.
— Wiem — odparł, ujmując bok mojej twarzy, przez co uchyliłam powieki — Obiecuję, że będziesz miała jeszcze wiele okazji.
Mimo wyraźnego bólu, jaki odczuwał nie odpuścił sobie tego cwanego uśmiechu.
— Po tym wszystkim na twoim miejscu obawiałabym się, że w końcu z którejś skorzystam — odparłam, unosząc lekko kącik ust.
Ethan zaśmiał się cicho, a mnie na ten dźwięk przeszedł dreszcz.
— Na pewno chcesz się tego pozbyć? — pytanie mężczyzny zwrócone do Ethan'a przypominało mi o jego obecności — Znam takich co żyją z kulą w ciele...
Podniosłam głowę i spiorunowałam blondyna wzrokiem, mrużąc oczy.
Czy faceci nie potrafią być, chociaż przez moment poważni?
***
— Nadgarstek jest stłuczony, ale obejdzie się bez usztywniacza. Reszta obrażeń jest jedynie powierzchowna — poinformowała lekarka, skanując uważnie kartkę z wynikami badań — Tomograf nie wykazał żadnych niepokojących zmian, ale proszę oszczędzać się przez kilka dni.
Skienęłam głową.
— Dziękuje — posłałam jej lekki uśmiech — Mogę teraz zobaczyć Ethan'a? — zapytałam, zwracając się tym razem do stojącego kilka kroków od kozetki, na której siedziałam blond policjanta. Dowiedziałam się, że na imię Matthew i był przed trzydziestką.
— Jeśli tylko lekarz się zgodzi — odparł, zerkając w stronę kobiety w białym kitlu.
— Pójdę zapytać — odpowiedziała jedynie i odeszła, zostawiając nas samych.
Gdy tylko kobieta zniknęła z zasięgu mojego wzorku zsunęłam się z materaca i stanęłam na prostych nogach co zdecydowanie nie było dobrym pomysłem. Cała adrenalina buzująca w moich żyłach zdążyła już zniknąć, przez co całe moje ciało przepełniała tępy ból.
Porządnie się poturbowałam.
Zachwiałam się lekko mrużąc oczy i gdyby nie mocny uścisk na ramieniu zapewne runęłaby na ziemię.
— Może jednak powinnaś się położyć? — zapytał Matthew, patrząc na mnie poważnie.
— Nie — pokręciłam głową, łapiąc pion — To tylko zmęczenie — odparłam po części, mówiąc prawdę.
— Nie powinnaś do kogoś zadzwonić?
— Nie mam przy sobie telefonu.
Matthew sięgnął do kieszeni swoich spodni, wyciągając z niej telefon. Początkowo myślałam, że daje mi swój, żebym mogła wykonać jakiekolwiek połączenie, jednak gdy tylko urządzenie trafiło w moje dłonie zorientowałam się, że to komórka Ethan'a.
— Pewnie znasz kod — uśmiechnął się lekko.
Nie zwlekając odblokowałam telefon, używając najprostszej kombinacji cyfr, na jakie można być wpaść. W niektórych przypadkach Ethan'a naprawdę nie był skomplikowany.
— Naprawdę? — mruknął, zerkając mi przez ramię — Jeden, dwa, trzy, cztery? To jego kod?
— Liczyłeś na coś bardziej zaskakującego? — zapytałam, zerkając na niego kątem oka.
— Zdecydowanie — skinął głową — Chociaż to pomysłowe, bo nikt nie wpadł by na tak banalną sekwencję.
Spojrzałam na niego z lekkim rozbawieniem. Dwie godziny spędzone na różnych badaniach pod jego czujnym okiem pozwoliło mi go trochę poznać.
Odnalazłam numer Eriki, ale nie wybrałam połączenia, a wystukałam do niej wiadomość, zapewniając, że wszystko jest w porządku. Nie mogłam zaprzeczyć, że kierował mną czysty egoizm. Chciałam być z Ethan'em sama, kiedy tylko pozwolą mi go zobaczyć, a nie dzielić ten czas z nią, Gabrielem czy Lukiem. Wiedziałam, że nie powinnam tak postępować i zapewne ściągnąć ją do szpitala, ale głos rozsądku nie był w stanie dziś zagłuszyć bicia mojego serca.
— Zapraszam za mną — głos lekarki, która przed chwilą odeszła rozbrzmiał ponownie w niewielkiej odległości.
Oderwałam spojrzenie od ekranu komórki i przeniosłam go na kobietę, która zapraszającym ruchem dłoni wskazywała korytarza za sobą.
Wsunęłam telefon do kieszeni spodni i ruszyłam za nią niemal od razu. Nie mogłam wyzbyć się tego nieprzyjemnego uczucia w żołądku, gdy tylko szliśmy szpitalnym korytarzem, który zdawał się nie mieć końca. Matthew szedł tuż obok mnie, a przez jego mundur miałam wrażenie, że mijający nas ludzie zbyt długo zatrzymywali na nas spojrzenia. Nawet nie chciałam myśleć, jakie pomysły rodziły się w ich głowach.
— Dostał silne leki przeciwbólowe, przez które jest nieco otumaniony, ale przytomny — poinformował nas lekarka — Nie powinnam pozwalać nikomu na odwiedziny, ale rozumiem ze sprawa jest poważna — mówiąc to przeniosła swoje brązowe tęczówki na Matthewa.
— Dokładnie Pani doktor — potwierdził, skinając głową — Dziękujemy za wyrozumiałość.
Kobieta uśmiechnęła się lekko, po czym przystanęła na końcu korytarza.
— Jeśli ktoś będzie pytał nie ja na to pozwoliłam — szepnęła, wskazując na drzwi za sobą i odeszła w przeciwnym kierunku.
Sięgnęłam do klamki, ale zanim otworzyłam drzwi skrzyżowałam spojrzenie z mężczyzną obok i chwyciłam materiał jego kurtki, którą miałam przerzuconą przez ramiona od dłuższego czasu.
— Nie trzeba — uniósł dłoń, powstrzymując mnie przed oddaniem mu jego własności — W szpilach w nocy jest zimno i nie powinnaś chodzić ubabrana krwią.
Uśmiechnęłam się lekko.
— Dziękuję.
— Nie ma za co — zrobił krok w tył — Gdybyśmy nie nawalili może udało by się uniknąć tego wszystkiego.
Skinęłam jedynie głową.
— A co z Charlesem? — zapytałam, wiedząc, że żył, gdy sanitariusze zabierali go do kartki.
— Przeżyje, ale resztę życia spędzi za kratkami — powiedział pewnie, a ja poczułam jak niewidzialny ciężar spada mi z barków — Wrócimy do tego, gdy tylko staniecie na nogi. Na razie się tym nie przejmuj — polecił z lekkim uśmiechem.
— Zajmiecie się autem Ethan'a? — zapytałam jeszcze, zanim zdążył odjeść — Dość ostro je potraktowałam i chyba nie powinno tak stać pod cmentarzem.
— Och zauważyliśmy... — skomentował jedynie — Ale możesz być spokojna. Odholowaliśmy je na parking.
Po tych słowach pożegnał się ze mną, ruszając w kierunku wyjścia. Matthew był chyba pierwszym miłym policjantem, jakiego spotkałam w swoim życiu, nie wliczając oczywiście ojca Layli, ale jego znałam jedynie w roli jej taty, a nie gliny.
Gdy tylko odszedł obróciłam twarz w stronę drzwi i biorąc głęboki wdech nacisnęłam na klamkę, wchodząc do środka. W pomieszczeniu panowała spokojna atmosfera, a jasne światło stojącej w rogu lampy padało wprost na łóżko, na którym leżał Ethan. Oprócz sporych rozmiarów opatrunku na jego piersi i znacznie mniejszego plastra na skroni nie wyglądał, jakby właśnie ktoś go brutalnie poturbował. Być może po latach spędzonych godzin na ringu, gdzie przyjmował ciosy swoich rywali w jakiś sposób się na nie uodpornił.
Zamknęłam za sobą drzwi i podeszłam do niego próbując nie robić żadnego hałasu jednak, gdy tylko usiadłam na krześle obok jego łóżka Ethan uchylił powieki. Tak, jak wspominała lekarka wydawał się trochę zamroczony przez leki, ale na pewno mnie rozpoznał.
— Tu jesteś słoneczko — wyszeptał ochryple, sprawiając, że kącik ust poderwał mi się ku górze.
Nigdy nie mogłam powstrzymać się przed uśmiechem, kiedy tak się do mnie zwracał.
— Musisz odpocząć — powiedziałam, ujmując jego dłoń, która leżała bezwładnie na materacu najdelikatniej, jak potrafiłam.
— Nic ci nie jest? — zapytał, ignorując moje słowa. Ethan zawsze dbał o moje bezpieczeństwo bardziej, niż o swoje własne.
— Nie. Zostanie mi jedynie kilka siniaków — uśmiechnęłam się pocierając kciukiem wierzch jego dłoni.
— To i tak za dużo — mruknął, zamykając na chwilę oczy, by zaraz znów skrzyżować ze mną spojrzenie.
— To nieistotne. Najważniejsze, że jest już po wszystkim — zapewniłam go unosząc drugą dłoń, by odgarnąć kosmyk włosów z jego czoła.
— Nadal chcesz mnie udusić?
— Zdecydowanie — potwierdziłam — Ale poczekam, aż będziesz w lepszej formie. Nie kopie się leżącego,
Ethan zaśmiał się krótko, co nie było dobrym pomysłem, bo zraz po tym, na jego twarz wpłynął grymas bólu.
Potłuczone żebra dały mu o sobie przypomnieć.
— Wyglądam tak, źle jak się czuję? — zapytał, wbijając zbolałe spojrzenie w sufit.
— Nie — zaprzeczyłam lekko rozbawiona — Wyglądasz dobrze.
— Chociaż tyle — mruknął, biorąc głębszy wdech — Wiesz, co mnie zastanawia?
— Nie mam pojęcia — pokręciłam głową uważnie, obserwując jego twarz.
— Że jeszcze nie zauważyłaś tatuażu, o którym Ci mówiłem, mimo że masz go pod nosem — spojrzał na mnie, unosząc kącik ust.
Ściągnęłam brwi nie do końca, rozumując sens jego słów. Potrzebowałam chwili, żeby przypomnieć sobie rozmowę, w której wspominał coś o nowym tatuażu oraz to, że całkowicie o niej zapomniałam.
„Masz go pod nosem..." Spuściłam wzrok na nasze splecione dłonie i zaczęłam skanować każdy z jego czarno-szarych rysunków na skórze, a gdy już doszłam do zgięcia łokcia i miałam stanowczo oznajmić, że nie ma tam nic nowego Ethan obrócił rękę, pokazując mi swoje przedramię. W momencie, gdy moje spojrzenie odnalazło niemal ukryty pośród innych malunków najnowszy nabytek, zamarłam. Na jego skórze widniał tatuaż przedstawiający moje oczy, tak dokładnie oddane, że aż zaniemówiłam. Wyciągnęłam palce, delikatnie, dotykając tatuażu, który przedstawiał moje tęczówki w najdrobniejszych detalach; źrenice, ciemną plamkę na prawym oku, a nawet te niewielkie pieprzyki, które miałam na powiekach — wszystko to było na jego skórze tuż przed moim nosem.
Jak mogłam nie zauważyć tego wcześniej?
— Co sądzisz? — zapytał po chwili, dając mi czas na dojście do siebie.
— To... niesamowite — szepnęłam, próbując znaleźć właściwe słowa, ale chyba takich nie było. To była najbardziej szalona rzecz, jaką zrobił zaraz po tym, jak pociągnął za spust kilka godzin temu — Ale dlaczego?
Ethan uśmiechnął się lekko.
— Naprawdę za tobą tęskniłem — odpowiedział jedynie, jakby to, że sprawił sobie idealne odbicie moich tęczówek na skórze nie było niczym niesamowitym.
Chyba miał świadomość, że to na zawsze, prawda?
— Skąd miałeś inspiracje? — zrównałam z nim spojrzenie, nie mogąc zapanować nad ciekawością, jaka mną teraz zawładnęła — Chyba nie z pamięci.
— Ze zdjęcia.
— Ze zdjęcia? — uniosłam brew — Nie przypominam sobie, żeby ci wysłała takie, na którym widać mi twarz.
— Nie mówiłem, że tak było — uśmiechnął się ponownie widocznie rozbawiony moją reakcją — Sam zdobyłem takie, które mi się spodobało.
— Zdobyłeś? — zapytałam, starając się samej dojść do tego, jak udało mu się znaleść zdjęcie, na którym mógł wzorować się artysta.
— Masz mój telefon? — zapytał, na co skinęłam głową, wyciągając z kieszeni jego komórkę — Wejdź w galerię.
Wstukałam kod, odblokowując ekran i nacisnęłam ikonkę zdjęć, wchodząc w jeden jedyny folder, jaki tam się znajdował. A gdy tylko kolorowe obrazy pojawiły się przed moimi oczami znów zamarłam.
Kiedy tylko pierwsza fala szoku minęła zaczęłam przewijać palcem wzdłuż ekranu, upewniając się, że nie oszalałam, a faktyczne patrzyłam na fotografie przedstawiające właśnie mnie. Oczywiście, na żadnym, że zdjęć nie patrzyłam się w obiektyw; na jednym siedziałam na jego kanapie ze wzrokiem utkwionym w telewizorze, na kolejnym stałam w jego kuchni, sięgając po kubek z szafki, na jeszcze innym leżałam na łóżku przykryta kołdrą po sam czubek brody z zamkniętymi oczami. Zdjęć było pełno i niektóre sięgały samych początków naszej znajomości, kiedy to nawet nie miałam pewności, że Ethan mnie lubił. Ani, czy ja lubiłam jego.
Po chwili przewijania galerii w oczy rzuciło mi się jedyne zdjęcie, na którym moja twarz była zwrócona w kierunku obiektywu. Nacisnęłam na nie niemal od razu, zdając sobie sprawę, że to właśnie z niego powstał tatuaż Ethan'a. Siedziałam na fotelu pasażera w jego aucie z lekko rozmazanym tuszem i szminką. Nie było złe, ale sęk w tym, że w ogóle go nie pamiętałam.
— Kiedy to było? — zapytałam, odwracając ekran w jego kierunku.
— Grudzień dwa lata temu. Impreza studencka — odpowiedział niemal od razu — Nasz pierwszy pocałunek.
Uchyliłam usta. Pocałunek pamiętałam, ale nic poza nim.
— Zrobiłeś mi wtedy zdjęcie?
— Sama chciałaś — rzucił, nie kryjąc rozbawienia — Po tym, jak obrzygałaś mi buty uznałaś, że możliwe, iż nie będziesz tego pamiętać i mam zadbać o jakichś dowód, na to, że potrafisz się bawić. Jakoś tak to ujęłaś.
Parsknęłam śmiechem, chowając twarz w dłoniach. To było dziwne dowiadywać się czegoś takiego po tak długim czasie.
— I dlaczego nigdy mi go nie pokazałeś? — zapytałam, zerkając na niego przez palce dłoni.
— Bo pamiętałaś — znów się uśmiechnął pomimo widocznego zmęczenia na twarzy — I bałem się, że każesz mi je usunąć.
Przewróciłam oczami, odkładając jego telefon na mały stolik przy łóżku.
— Naprawdę nie mam pojęcia, czy to słodkie, czy przerażające, że masz galerie pełną moich zdjęć — przyznałam ponownie, wlepiając wzrok w swoje oczy na jego skórze. To było naprawdę dziwne.
— Początkowo chciałem je zrobić w kolorze, ale wiedziałem, że nikt nie będzie potrafił oddać ich prawdziwego wyglądu — powiedział zapewne, zauważając, że wlepiam w nie spojrzenie.
— Nie mieli niebieskiego tuszu? — zapytałam, podpierając głowę na zgiętym łokciu na materacu jego łóżka.
— Oczywiście, że mieli, ale to był zwykły niebieski — skrzywił się lekko, na co moja brew powędrowała w górę.
— A moje oczy takie nie są?
— Nie — zaprzeczył niemal od razu — Zależy od światła i tego, na co patrzysz — westchnął cicho zamykając oczy i odchylił lekko głowę, jakby zatapiał się w swojej wyobraźni — W jasnym świetle słońca, migoczą niebieskawą wręcz turkusową poświatą, a w chwili zachodu, niebieski staje się bardziej subtelny, przechodząc w delikatniejszy odcień niebieskawo-szary. Ale to przy blasku księżyca, przybierają moją ulubioną barwę. Niemal srebrzystą tonację, sprawiając, że są jak dwie gwiazdy na nocnym niebie — uchyliłam usta niezdolna oderwać wzroku od jego spokojnej twarzy, gdy on opisywał moje oczy niczym jakieś cholerne dzieło sztuki — Gdy patrzysz na coś, co kochasz lub jesteś głęboko skupiona, twoje oczy przybierają znacznie ciemniejszy odcień błękitu niczym otchłań oceanu. Więc nie... — ścisnął moją dłoń, odnajdując ją tuż obok swojej — Nie masz zwykłych niebieskich oczu Scarlett.
Milczałam przez chwilę, z uchylonymi ustami, wpatrując się w bruneta bez słowa. Bo co mogłam powiedzieć?
Ten dzień był zdecydowanie zbyt szalony, a on zaskakiwał mnie z każdym momentem coraz mocniej.
— Dziewiętnaście lat żyłam w przekonaniu, że mam zwykłe niebieskie oczy... — mruknęłam cicho nie mogąc powstrzymać uśmiechu, który wpełzł mi na usta.
Kąciki ust Ethan'a również uniosły się ku górze, jednak nadal nie otworzył oczu.
— Nic w tobie nie jest zwykłe.
— Boże... — zaśmiałam się przytulając policzek do jego dłoni — Naprawdę Cię naćpali tymi lekami.
Uchylił powieki co widocznie sprawiło mu dużo trudu i spojrzał na mnie z dziwnym błyskiem w oczach.
— Nie jestem naćpany — zaprzeczył, kręcąc głową, po czym znów zamknął powieki — Tylko zakochany. Chociaż symptomy mogą być podobne.
Uśmiechnęłam się, ale przez zmęczenie dopiero po chwili doszło do mnie co właśnie powiedział.
Zakochany. Ethan był we mnie zakochany. Powiedział to. Poderwałam głowę i otworzyłam usta, chcąc upewnić się, że właśnie to miał na myśli, ale zanim zdążyłam się odezwać zauważyłam, że jego klatka spokojnie unosiła się i opadała w rytm spokojnego oddechu.
Zasnął.
— Naprawdę jesteś niemożliwy — szepnęłam, podnosząc się z fotela by zbliżyć się do jego twarzy — Ale ja też jestem w Tobie zakochana. Cholernie mocno.
Przycisnęłam swoje wargi do jego rozgrzanej skóry, muskając ją najdelikatniej, jak potrafiłam. Nawet nie chciałam myśleć o tym, że ten dzień mógł się skończyć zupełnie inaczej. Nie potrafiłam wyobrazić sobie, że mogłabym go stracić, bo nie dopuszczałam do siebie myśli, że miałabym żyć bez niego.
Chyba już tego nie potrafiłam. Nie po tym wszystkim co przeszliśmy.
***
Po tamtym wieczorze spędziliśmy w Filadelfii jeszcze cztery dni. Mimo zastrzeżeń lekarza Ethan na własne ryzyko poprosił o wypis, gdy tylko był w stanie podnieść się o własnych siłach z łóżka. Moje stłuczenia i poharatane od szkła dłonie zdążyły już zagoić się do takiego stopnia, że mogłam o nich zapomnieć, czego nie mogłam powiedzieć o tych powstałych na mojej psychice. Miałam świadomość, że zapewne mimo szczerych chęci nie będę potrafiła wymazać tego dnia ze wspomnień i żyć, jakby nic się nie stało, ale na razie okłamywałam samą siebie, że było inaczej.
Pierwszy dzień zaraz po przebudzeniu na niewygodnym szpitalnym fotelu, nie był jednym z tym, które będę wspominać z uśmiechem na twarzy. Jednak fakt, że to nie ja tłumaczyłam się, jak doszło do tego wszystkiego, gdy o świcie w drzwiach sali stanęła Erika, Gabriel i Lukę pozwoliło mi na naprawdę długą drzemkę.
Przyjemnie było słuchać, jak ktoś inny niż ja wyjaśnia coś tak pokręconego.
Gdy tylko Ethan zaczął wyjaśniać plan, o którym wspomniał Matthew uchyliłam powieki, a następnie w milczeniu wsłuchiwałam się w każdego jego słowo, które brzmiało niczym scenariusz, jakiegoś filmu akcji. Inaczej nie dało się opisać tego, że wykorzystując znajomości i pozycja dziadka przekonał nowicjuszy z policją do wszczęcia dochodzenia w sprawie ich własnego dowódcy Charlesa Tellera. I mimo dobrych dowodów na jego niezbyt zgodne z prawem działania przy sprawach potrzebowali czegoś, co stałoby się niepodważalną przesłanka do jego zatrzymania i rozpoczęcia dochodzenia na większą skalę.
A co było lepsze niż postrzelenie niewinnego mężczyzny, krzycząc o jego winie w sprawie zmarłej w wypadku córki?
Nie chciałam nawet komentować tego, jak szalone i pozbawione wszelkiego rozsądku były te działania.
Powrót do Nowego Jorku był czymś, do czego odliczałam godziny, będąc w Filadelfii, która teraz przypominała mi tylko tym koszmarze, który tak się rozegrał. Marzyłam o powrocie do miejsca, gdzie mogliśmy zaszyć się w sypialni i zamknąć drzwi na wszystkie możliwe sposoby, odcinając się od szarej rzeczywiści.
— Śpisz? — zapytałam cicho sunąc dłonią po ramieniu Ethan'a które obejmowało mnie w talii.
Nie miałam pojęcia, która była godzina, ale za oknem nadal panował lekki półmrok co wskazywało na wczesną porę.
Po powrocie z Pensylwanii jego autem, w którym udało się naprawić wybitą przeze mnie szybę zaskakująco szybko zaszyliśmy się dla odmiany w moim mieszkaniu.
— Mhm — mruknął jedynie, wtulając twarz w zagłębienie mojej szyi — Musisz wstać?
Wlepiłam wzrok w sufit, zastanawiając się, jaki był dzień tygodnia. Dawno nie byłam na uczelni, ale ostatnio nie miałam głowy do myślenia o tym, co tak naprawdę wcale mnie nie obchodziło.
Nie mogłam zaprzeczyć, że stałam się jednym z tych studentów, którzy liczyli, że mimo nawet minimalnego zaangażowania jakoś prześlizgną się dalej.
— Nie — zaprzeczyłam, wplątując dłoń w jego włosy, a drugą nadal przesuwałam wzdłuż jego ręki — Nigdzie się nie ruszam.
Ethan musnął ustami mój obojczyk, po czym objął mnie jeszcze mocniej, jakby bał się, że jednak mu ucieknę.
— Mogę o coś zapytać? — zerknęłam w dół na jego spokojną twarz.
— Zawsze — skinął lekko głową.
— Wiem, że mieliśmy do tego nie wracać, ale skoro powstrzymanie Charles'a było w teorii takie proste, dlaczego nie zrobiłeś tego wcześniej? — zapytałam, czując, jak uścisk jego ramienia tarci na sile.
Po chwili milczenia dźwignął głowę i podparł ją na dłoni, zrównując ze mną spojrzenie. W jego tęczówkach nie dostrzegłam cienia irytacji, że znów wracam do tematu, który mieliśmy zostawić za sobą.
Zdawało się, że rozumiał, iż to wcale nie było łatwe.
— Przez długi czas uważałem, że miał rację co do mojej winy w śmierci Ivy — wyznał spokojnie, a ja zauważyłam, że na jego twarzy nie pojawiała się już ta charakterystyczna nuta tęsknoty, która była tam jeszcze do niedawna, gdy wspominał jej imię — Podświadomie godziłem się na to, że zamierzał mnie karać, więc nic z tym nie robiłem.
— Co zmieniło twoje myślenie o tym? — zapytałam, na co jego usta wyciągnęły się w uśmiechu.
— Ty — odpowiedział bez namysłu — Przecież to wiesz.
Przygryzłam wargi, nie mogąc powstrzymać przyjemnego uczucia rozlewającego się w mojej piersi.
— Nadal trzymają cię leki? — zapytałam, uśmiechając się zaczepnie, na co on przewrócił oczami ponownie, wtulając się w moją szyję.
— Uwierzysz mi kiedyś, że to co próbuje Ci wyznać jest szczere? — zapytał cicho.
Przymknęłam powieki, biorąc głęboki oddech. Zawsze mu wierzyłam, ale bałam się tego okazać, więc wolałam obrócić jego wyznanie w żart.
Tak było prościej.
Bo mimo, tego, co razem przeszliśmy nadal nie byłam pewna, czy będę potrafiła odpowiedzieć mu tym samym. A bardzo tego chciałam. Naprawdę.
— Kiedyś — zapewniłam go cicho wiedząc, że z każdym dniem to „kiedyś" staje się coraz bliższe.
***
Donośne pukanie do drzwi rozniosło się po mieszkaniu, budząc mnie kilka godzin później, gdy do sypialni wpadały już promienie. Westchnęłam i przeciągnęłam się, czując prawdopodobnie wszystkie mięśnie.
Uchyliłam powieki, zerkając na śpiącego w najlepsze obok Ethana. Zdawało się, że nic nie jest w stanie go zbudzić. Wysunęłam się powoli z jego objęć i wstałam z łóżka, sięgając po koc, którym owinęłam ciało.
Kiedy tylko przekroczyłam próg sypialni, poczułam nieprzyjemny chłód paneli pod stopami. Szybko skierowałam się w kierunku przedpokoju, skąd dobiegało pukanie do drzwi. Znów nie miałam pojęcia, która była godzina, ale nie czułam się jak kompletny wrak człowieka zbudzonego w środku nocy, więc musiało być przynajmniej po ósmej.
Owinięta kocem, zbliżyłam się do drzwi wejściowych i ostrożnie zajrzałam przez wizjer. A gdy tylko moje spojrzenie padło na stojącego po drugiej stronie Luke'a, serce zabiło mi szybciej. Wiedziałam, że nie przyszedłby o tej godzinie rozmawiać o czymś mało istotnym. Więc niemal od razu domyśliłam się, co go tu sprowadziło; przypomniał sobie.
Przypomniał sobie nasz pocałunek.
Oczywiście mogłam udawać, że nie słyszałam jego pukania, ale nie mogłam przecież postępować tak w nieskończoność. Złapałam za klamkę i jednym stanowczym ruchem otworzyłam drzwi, zrównując spojrzenie z jego piwnymi tęczówkami.
W milczeniu popatrzyliśmy na siebie przez kilka długich sekund. W końcu Luke przerwał to napięcie, kładąc dłoń na framudze, jakby obawiał się, że mogłabym zamknąć mu drzwi przed nosem i powiedział to, co już i tak wiedziałam:
— Musimy porozmawiać.
XX
Do następnego! ❤️🩹
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top