Rozdział dziesiąty; Nigdy przenigdy...

    To, że Ethan i Sharon mieli jakieś niedokończone sprawy przeszło mi przez myśl, gdy tylko zobaczyłam jej reakcje na jego widok tamtego wieczoru w pubie. Choć wtedy skupiłam się na swoich własnych odczuciach, ciekawość dotycząca ich wspólnej historii zaczęła narastać po spędzeniu z nimi niemal czterdziestu minut, podczas których nie mogli dojść do porozumienia nawet co do trasy, która prowadziła przez wręcz prostą drogę.
Mimo aktualnej niechęci do siebie mogłam się założyć, że za czasów liceum byli dość blisko.

I to właśnie pytanie o to, jak blisko zdawało się nie dawać mi spokoju. Nie chciałam przyznać, że na myśl, iż mogła ich łączyć relacja inna, niż czysto przyjacielska czułam nieprzyjemny skręt w żołądku.

— Powinieneś tu skręcić — poinformowała dziewczyna z tylnego siedzenia.

Z opartą o zagłówek potylicą nawet nie musiałam uchylać oczu, by wiedzieć, że Ethan zacisnął szczękę na kolejną wskazówkę w ciągu ostatnich kilku minut.

— Wiem, gdzie mam jechać — oznajmił z wyraźną irytującą w głosie, która zaczynała mnie lekko bawić.

— Tędy byłoby szybciej — mruknęła w odpowiedzi — Patrz, pokazuje lepszą trasę.

— Zabierz mi ręce sprzed twarzy Davis albo Cię wysadzę — warknął.

— Och...lecimy po nazwiskach Colman? — rzuciła w odwecie, na co Ethan wydał z siebie głośne westchnięcie.

Zacisnęłam usta w wąską linie, starając się nie parsknąć śmiechem. Zabawnie było patrzeć, jak irytuje go ktoś inny niż ja mimo że towarzyszyło mi przy tym również nieprzyjemne palące uczucie, gdzieś w okolicach klatki piersiowej.
Zazdrość była naprawdę dziwnym uczuciem.

— Widzisz! Mówiłam, że było trzeba skręcić — podniesiony głos Sharon rozbrzmiał niemal tuż przy moim uchu, gdy GPS odpalony na jej komórce wydał z siebie komunikat o konieczności zmiany trasy — Ale nie. Ty musisz wiedzieć lepiej.

— Sharon przysięgam, że za... — głos Ethan urwał się wraz z głośnym piskiem opon.

Gwałtowne szarpnięcie w przód sprawiło, że moje rozluźnione przez podróż i bezsenną noc ciało, poleciało do przodu. Mimowolnie wstrzymałam oddech gotowa na zderzenie z twardym kokpitem, jedna nic takiego się nie stało.
Uchyliłam powieki, które w chwili niespodziewanego hamowania zacisnęłam jeszcze mocniej i dostrzegłam, że nagły ucisk na klatce, który uchronił mnie przed zderzeniem wcale nie był spowodowany zaciśniętym pasem bezpieczeństwa, a ramieniem siedzącego za kierownicą Ethan'a.

Przełknęłam ślinę i unosiłam głowę, natrafiając na wpatrzone we mnie ciemne tęczówki.

— Nic ci nie jest? — zapytał, a jego ramię wciąż przylegało mocno do mojej piersi, nie pozwalając mi opaść z powrotem na siedzenie.

Pulsująca adrenalina, który teraz zaczynał ustępować pozwoliła mi rozluźnić napięcie mięśni.

— Nie — odpowiedziałam — Wszystko dobrze.

Ethan skinął głową, odsuwając ramię od mojego ciała, po czym przeniósł spojrzenie na samochód, przez który omal nie skończyliśmy w rowie. Białe audi weszło właśnie w zakręt, znikając z zasięgu wzroku, a jego kierowca nawet nie przejął się faktem, że sprawiał, iż wylądowaliśmy na poboczu jakiejś leśnej drogi.

— Chcesz nas zabić pajacu! — z tylnego siedzenia rozbrzmiał piskliwy głos Sharon, która trzepnęła Ethan'a w ramię.

— Dosłownie typ wjechał mi przed maskę Sharon — odparł Ethan, odwracając się do czarnowłosej, która właśnie poprawiała się na siedzeniu — Co miałem zrobić?

— Może dać mi poprowadzić — powiedziała, głaskając Mayę, która nie zdawała się przejęta całą sytuacją — Byłoby bezpieczniej dla wszystkich.

Ethan spojrzał na nią, zaciskając dłoń na kierownicy.

— Po moim trupie — odpowiedział ponownie, odpalając silnik.

— Da się załatwić — mruknęła dziewczyna, na co spomiędzy moich warg wydobyło się ciche parsknięcie.

Ethan obrócił głowę, patrząc na mnie spod przymrużonych lekko powiek, próbując wyglądać groźnie, ale w jego spojrzeniu było coś, co sprawiło, że serce zabiło mi szybciej. I to wcale nie ze strachu.
Obróciłam wzrok, czując na na sobie podejrzliwy wzrok Sharon. Nie miałam pojęcia czy domyślała się, że Ethan nie był mi obcy i czy po wyjściu z auta nie zasypie mnie tysiącem pytań, ale z jakiegoś powodu nie czułam przez to jakiegoś rodzaju niepokoju czy strachu.
Nie musiałam przecież od razu wszystkim mówić, o tym, co nas łączyło.

Resztę drogi spędziliśmy w ciszy, którą wypełniało grające radio. Ostatnie kilka minut trasy jechaliśmy leśną drogą, aż w końcu zatrzymaliśmy się przy drewnianej chacie stojącej w zupełnie odosobnionym miejscu przy samej tafli jeziora, które jeszcze w niektórych miejscach obkute było lodem. Gdybym przyjechała tu sama w mojej głowie już roiłoby się od czarnych scenariuszy i paranoicznych myśli.
Mimo wczesnego południa i bezchmurnego nieba promienie słońca nie przedzierały się przez ogromne sosny i ich oszronione białym puchem gałęzie.

Wysiadłam z auta, zerkając w stronę czerwonego jeepa, z którego bagażnika Gabriel wyciągał torby i stawiał na drewnianej werandzie, po czym przeniosłam wzrok na domek. Wydawał się być wiekowy, jakby istniał od zarania czasu. Ściany z desek były wytarte i pokryte zimowym szronem, który sprawiał, że cała konstrukcja wyglądała na jeszcze bardziej zapomnianą. Okna, zasłonięte grubą warstwą lodu, odzwierciedlały jedynie zimową biel, uniemożliwiając spojrzenie do wnętrza.

— Nie mówiłeś przypadkiem, że twój ojciec go odnowił? — zapytała Sharon, patrząc na Coltona, który właśnie wyszedł z domku, łapiąc za walizki.

— Wymieniał okna i zamki — wyjaśnił, patrząc na czarnowłosą — A poza tym mówiłem, że to domek w Hillview Reservoir, a nie w Aspen.

— Ha ha ha zabawne — mruknęła Sharon, wyciągając z bagażnika swoją walizkę — Liczę, tylko że sufit nie zawali nam się na głowę w nocy. Nie chce umierać z nim pod jednym dachem — dodała, patrząc na Ethan'a który stanął obok niej.

Brunet przewrócił jedynie oczami, po czym sięgnął do bagażnika, wyciągając mój bagaż. Ruszyłam w jego stronę, chcąc go od niego odebrać, ale on złapał swoją torbę i ruszył w stronę domku. Bagażnik zamknął się automatycznie po chwili. Ruszyłam w ślady Ethan'a zaciskając dłoń na pasku torebki.
Weszliśmy do środka dość przestronnego salonu połączonego z jadalnią. Choć drewniane ściany emanowały przytulnością, to stare ciemne meble pokryte cienką warstwą kurzu sprawiały, że wnętrze wyglądało nieco upiornie. Ciężkie kotary przy oknach odcinały nas od świata zewnętrznego.

— O jesteście — rzuciła Eva, gdy tylko spojrzał na nas, odrywając wzrok od wnętrza torby z zakupami — Już myśleliśmy, że skończyliście gdzieś w rowie — zażartowała, uśmiechając się.

— Mało brakowało — powiedziała Sharon, opierając biodra o komodę stojącą przy stromych schodach prowadzących na piętro.

Eva ściągnęła brwi na jej słowa, ale zanim dopytała o szczegóły naszej podróży w salonie stanął Colton wraz z Lukiem i Gabrielem, przez co zrobiło się nieco tłoczno.

— Dobra, zaplanowałem, jak rozdzielić sypialnie, żeby przeżyć te trzy dni — poinformował blondyn, po czym stanął u progu schodów niczym dyrygent — Ja z Evą weźmiemy główną sypialnie na górze, drugą Gabriel z Lukiem, a trzecią Sharon i Scarlett. Ethan tobie przypada kanapa w salonie, chyba że uśmiechniesz się ładnie do dziewczyn, żeby przygarnęły Cię do łóżka — wyciągnął usta w głupim uśmieszku, patrząc na bruneta — Trafiło im się małżeńskie łóżko.

— Spróbuj, a Ci coś odetnę — zagroziła Sharon, patrząc spod byka na Ethan'a który stał oparty o drewniany słup oddzielający salon od jadalni.

— Kanapa wygląda na wygodną — oznajmił, po czym niewiedząc czemu zerknął na mnie.

Mimo że nasze spojrzenia spotkały się na zaledwie kilka sekund nie mogłam powstrzymać lekkiego uśmiechu.
Spuściłam na moment wzrok, próbując ukryć uśmiech, ale czując czyjś przeszywający wzrok uniosłam głowę.
Piwne tęczówki Luke'a uważnie skanowały moją twarz w poszukiwaniu zapewne wskazówek mojego niezrozumiałego przez niego zachowania.

— Idźcie się rozpakować i ogarnąć, bo na wieczór mamy plany — rzucił Colton, ruszając w stronę Evy, która zniknęła za drzwiami małej kuchni zaraz przy wejściu.

Sharon ruszyła wąskim korytarzem, pchając swoją walizkę, w stronę pokoju za schodami. Chwyciłam za swój bagaż i podążyłam za nią. Ku mojemu zdziwieniu nie zareagowała w żaden sposób na to, że miałyśmy dzielić wspólnie sypialnie przez trzy dni.
Albo Sharon Davis nie, nie lubiła mnie tak jak myślałam, albo to pewien ciemnooki mężczyzna stojący w salonie pochłonął wszelkie negatywne emocje, które w niej tkwiły.

***

— Od dziś będziemy na Ciebie mówić Colton mistrz niespodzianek — mruknął Gabriel, zatrzaskując drzwi domku z taką siłą, że miałam wrażenie, iż cały się zatrząsł.

— Skąd miałem widzieć, że jedyny pub w okolicy jest zamknięty akurat w czwartki? — westchnął głośno opadając na fotel przy kominku.

— Było trzeba sprawdzić — dopowiedziała Sharon, siadając na drugimi fotelu z nosem utkwionym w komórce.

Zdjęłam płaszcz, zostawiając go w przedpokoju, po czym dołączyłam do reszty, która zdążyła już rozsiąść się wygodnie w salonie. Z uwagi na to, że pub, do którego mieliśmy się udać zastaliśmy pogrążony w ciemności i całkowitej ciszy plany na wieczór uległy zmianie.
Usiadłam na kanapie, która okazała się znacznie miększa, niż sądziłam, przez co zapadłam się w niej, jak w łóżku wodnym. Chwilę później po mojej lewej dosiadł się Luke'a, a zaraz za nim Ethan, który zajął miejsce z drugiej strony. Przez ich szerokie barki na do tej pory w moich oczach dość sporej kanapie zrobiło się dziwnie mało miejsca.

— Ważne, że mamy alkohol, tak? — rzucił Colton, ruszając po wystawione na blacie w jadalni butelki różnych trunków.

Gabriel kucnął przy kominku, a ja poczułam, jak ciepło rozchodzi się po moim ciele, gdy wrzucał kolejne kawałki drewna.
Sharon podniosła wzrok znad swojej komórki, w którą wpatrywała się przez chwilę, po czym z uniesioną lekko brwią zlustrowała naszą trójkę na kanapie, zatrzymując oczy na mnie. Poczułam, jak któryś z chłopaków przerzucił swoje ramię przez oparcie kanapy, przez co musnął moje ramiona.
Pochyliłam się lekko w przód, splatając dłonie na kolanach i starałam się zignorować przenikliwy wzrok z naprzeciwka oraz dwa męskie cielska osaczające mnie z obu stron.

— Nie jest Ci zimno? — głos Luke'a rozbrzmiał tuż przy moim uchu, sprawiając, że wzdrygłam się lekko.

Obróciłam głowę, w stronę szatyna, którego dłoń muskała moje odsłonięte przedramię, na którym dostrzegłam gęsia skórkę.

— Nie — uśmiechnęłam się lekko wiedząc, że nie pojawiła się tam wcale z powodu chłodu, a bliskości mężczyzny po mojej prawej — Ale skoro zostajemy to pójdę się przebrać — dodałam chcą dźwignąć się na proste nogi.

Przez cholerną miękkość kanapy i zdecydowanie zbyt mało miejsca wstanie z niej było naprawdę nie lada wyzwaniem.
Wyciągnęłam dłoń chcą podeprzeć się o stolik przed nami, ale wtedy w zasięgu ręki znalazło się coś równie przydatnego. Podniesione lekko ramię Ethan'a z otwartą dłonią wystawioną w moją stronę zdawało się niczym koło ratunkowe na środku pustego jeziora. Może było to nieco drastyczne porównanie, ale jakże trafne w tamtym momencie.
Chwyciłam jego dłoń i już po chwili, opierając się na niej udało mi się podnieść tyłek z kanapy.

— Dziękuję — szepnęłam, patrząc na niego przez zaledwie ułamek sekundy, po czym ruszyłam prosto do sypialni za schodami.

Nie zerknęłam przez ramię, ale byłam pewna, że Luke znów podążał za mną wzrokiem, śledząc uważnie każdy mój ruch. Mimo że większość historii o ciemnookim chłopaku, dla którego gotowa byłam na największe głupstwo opowiadałam mu w stanie upojenia alkoholowego wiedziałam, że je pamiętał.
Luke Hayes zawsze pamiętał.
Nawet jeśli zdawało się, że wlał w siebie tyle, że jego umysł przestał rejestrować to, co działo się wokół on jakimś niewyjaśnionym sposobem odzyskiwał te momenty.
Sam nie potrafił powiedzieć, czy był to niezwykły dar, czy raczej przekleństwo.
Jedno było jednak pewne; nie zamierzałam już siadać pomiędzy tą dwójką, bo było to co najmniej niekomfortowe.

Wróciłam do salonu przebrana w dresowy komplet, zastając wszystkich na podłodze wokół niskiego stolika zastawionego alkoholem i resztkami pizzy, którą zamówiliśmy na obiad.

— Co tu się dzieje? — zapytałam, podchodząc bliżej.

— Skoro nie możemy iść do pubu, to zabawimy się tutaj — oznajmiła nieco zbyt entuzjastycznie Eva, po czym rzuciła na stół karty do gry „Nigdy przenigdy...".

Uchyliłam usta. Oczywiście znałam tę grę, ale jeszcze nigdy nie brałam w niej udziału.

— Czy to za zboczona wersja? — skrzywiła się Sharon, łapiąc za pudełko.

— W większości — odpowiedziała Eva, rozlewając pierwszą kolejkę, na co Sharon skrzywiła się jeszcze bardziej.

— Nie wiem, czy chce poznać erotyczne sekrety niektórych tutaj obecnych — mruknęła, patrząc na swojego brata, który siedział po jej prawej.

Gabriel jedynie przewrócił oczami, po czym nachylił się w stronę siedzącego obok Ethan'a i powiedział mu coś, co sprawiło, że ten zaśmiał się krótko kręcę głową.

— Znacie zasady prawda? — zapytał Colton, kładąc stosik kart na środku stołu, na co wszyscy skinęli głową.

Usiadłam między Lukiem a Sharon wprost naprzeciw Ethan'a który zdawała się całkowicie pochłonięty rozmową z Gabrielem. Muzyka, którą puścił Colton uniemożliwiała mi podsłuchanie, o czym rozmawiali, ale domyślałam się, że z tej całej grupy to właśnie z Gabrielem Ethan był najbliżej.
Aczkolwiek nadal męczyła mnie ciekawość o to, co takiego zaszło pomiędzy, nim a siedzącą obok mnie czarnowłosą.

— Scarlett zaczynasz.

Zamrugałam na dźwięk swojego imienia i oderwałam wzrok od bruneta siedzącego po drugiej stronie, przenosząc go na Evę. Dziewczyna wskazywała stosik kart.
Nie zwlekając sięgnęłam, podnosząc pierwszą z nich i obróciłam, by przeczytać zdanie.

— Nigdy wcześniej nie miałam takiego kaca, że przysięgałam sobie nigdy więcej nie pić — przeczytałam głośno, na co wszyscy, mruknęli lekko rozbawieni, chwytając za kieliszki.

Po uzupełnianiu alkoholu Sharon sięgnęła do kart.

— Nigdy nie zdarzyło mi się spać na dworze po pijaku — odczytała Sharon, na co wszyscy mężczyźni wypili kolejkę.

— Serio? — rzuciła Eva, omiotając każdego z nich wzrokiem — To jakiś niepisany rytuał wejścia w dorosłość dla facetów?

— Coś w tym rodzaju — odpowiedział Gabriel, zaczesując czarne kosmyki przydługich włosów do tyłu.

Kiedy Colton uzupełniał ich kieliszki skupiłam swoje spojrzenie na Ethan'ie, który pozbył się czarnej bluzy, odsłaniając swoje zakryte do tej pory pokryte tatuażami ramiona i szyję. Nie minęło kilka sekundy, gdy brunet, jakby wyczuł moje spojrzenie i również obrócił twarz w moją stronę, patrząc na mnie nieprzerywanie, gdy Gabriel cały czas coś do niego mówił.
Uśmiechnęłam się mimowolnie, ale zaraz spuściłam wzrok, czując na sobie przeszywające spojrzenie Sharon. Mimo że od przyjazdu do domku dziewczyna bacznie obserwowała każde wymieniane przez nas spojrzenie, czy nic nie znaczące gesty, takie jak przytrzymanie drzwi, czy podanie ręki, by pomóc mi wstać z kanapy o nic nie zapytała.
Chociaż ewidentnie bardzo chciała.

— Teraz ty Hayes — rzucił Colton w stronę Luke'a który właśnie bawił się w DJ, zmieniając piosenki co pięć sekund.

Luke odłożył telefon na dywan tuż przy moim i wziął kartę. Zanim odczytał jej treść uniósł spojrzenie na Ethana, a zaraz potem na mnie.

— Nigdy nie miałem przyjaciół z korzyściami — odczytał, chrząkając uprzednio.

Przygryzłam wnętrze policzka, zerkając niepewnie na Ethan'a który zdawał się zupełnie niewzruszony zdaniem przeczytanym przez Luke'a. Krzyżując ze mną spojrzenie chwycił za kieliszek i uniósł lekko ku górze, jakby wznosił toast. Kącik jego ust poderwał się, gdy również sięgnęłam po alkohol.
Ostatecznie wszyscy poza Lukiem i Sharon opróżnili swoje kieliszki.
Czując pieczenie w przełyku, przez które skrzywiłam się lekko omiotłam wzrokiem pokój w poszukiwaniu czegoś, czym mogłabym popić wódkę, ale zamiast na jakiejś butelce soku mój wzrok zatrzymał się na ciemnych tęczówkach Sharon. Naprawdę zaczynało mi to działać na nerwy.
Moja ciekawość o ich relacje zdawała się niczym w porównaniu do tej, którą dostrzegłam w każdym jej spojrzeniu.

— Nigdy nie całowałam się z kimś na pierwszej randce — odczytał Gabriel, na co wszyscy poza mną się napili.

— Nie kłamiesz? — zwróciła się do mnie Sharon, unosząc brew.

— A czemu bym miała? — odparłam niemal od razu, patrząc na nią z rozbawieniem.

Dziewczyna spojrzała na mnie z zaciekawieniem, nie skomentowawszy moich słów. Nie miałam pojęcia, co chciała osiągnąć tym pytaniem, ale postanowiłam nie zastanawiać się nad tym zbyt długo.
W końcu była to tylko zabawa.

— Nigdy nikogo nie uderzyłem — odczytał Colton.

Wszyscy sięgnęli po alkohol, na co blondyn zaśmiał się odkładając kartę.

— Niezłą żeśmy ekipę zmontowali — skomentował, chwytając za butelkę wódki, by uzupełnić nasze kieliszki — Ty to całą butlę powinieneś wyzerować — zwrócił się do Ethan'a który zgromił go wzrokiem za te słowa, a następnie przeniósł spojrzenie na mnie — Później Ci wyjaśnię.

Skinęłam głową, mimo że niczego nie musiał mi wyjaśniać. Przecież doskonale znałam te część historii.
Nie tracąc tempa, kontynuowaliśmy grę, zadając kolejne pytania i dzieląc się różnymi historiami, pijąc przy tym niezliczone ilości shotów. W miarę upływu czasu, atmosfera stawała się coraz bardziej swobodna, a początkowe opory ustępowały miejsca spontaniczności i towarzyszącej nam przyjemności.
Z każdym kolejnym pytaniem i odpowiedzią odkrywaliśmy coraz więcej o sobie nawzajem. Nawet Sharon, która zdawała się sceptycznie podchodzić do całej tej zabawy zaczęła opowiadać niezwykłe anegdoty ze swojego życia. Shot za shotem, coraz trudniej było nam zachować powagę, a gdy po jakieś godzinie, w końcu doszliśmy do wyczekiwanych przez Evę pytań, każdy był już nieco wstawiony. Alkohol przepływał przez nasze gardła, a my dzieliliśmy się coraz bardziej pikantnymi historiami.

— Nigdy nie zdarzyło mi się uprawiać seksu z więcej niż jedną osobą w ciągu dwudziestu czterech godzin — przeczyła Eva.

Colton i Gabriel unieśli kieliszki i stuknęli się nimi w ramach jakiegoś toastu.

— Obrzydliwi jesteście — skomentowała Sharon, krzywiąc się, na co obaj zarechotali głośno.

— Nigdy przenigdy nie udawałem orgazmu — tym razem Gabriel odczytał kartę, na co zarówno ja, Eva, jak i Sharon chwyciłyśmy za kieliszki.

Nasi męscy towarzysze wymienili się spojrzeniami, na co wszystkie trzy parsknęłyśmy śmiechem.

— Nie udawajcie takich zaskoczonych — rzuciła Eva, odgarniając z twarzy kosmyki włosów, które przed momentem uwolniła z klaustrofobicznego koka.

Przełknęłam kolejną porcję wódki, ignorując podrażniony żołądek, kiedy żar alkoholu rozlał po moim wnętrzu. Wolną dłonią chwyciłam za szklankę z sokiem pomarańczowym i zapiłam smak alkoholu, krzywiąc się raz jeszcze na kwaśny posmak, jaki po sobie zostawił.
Wraz z odstawieniem przeze mnie pustego kieliszka na stolik ekran mojej komórki rozświetlił się wyświetlając powiadomienie o nowej wiadomości. Podniosłam telefon i naprawdę ledwie powstrzymałam parsknięcie, odczytując jej treść.

Ethan:
Proszę powiedz, że nie ze mną.

Poderwałam głowę, trafiając na ciemne tęczówki chłopaka wpatrzone we mnie z tym dziwnym błyskiem, po czym uśmiechnęłam się unosząc brew i niemal niezauważanie wzruszyłam ramionami.
Ethan na ten gest spuścił wzrok, a jego ramiona poniosły się i opadły równie szybko zdradzając, że się zaśmiał.

Alkohol zdecydowanie uderzył nam do głów już jakiś czas temu.

— Dobra teraz kolejka z własnymi pytaniami — rozporządziła Eva, zbierając karty, gdy Colton chwiejnym krokiem ruszył w stronę toalety — Ja zaczynam. Nigdy nie byłam zakuta w kajdanki.

Wszyscy wymienili ze sobą lekko zblazowane spojrzenia, ale nikt nie sięgnął po kieliszek.

— Serio? — brunetka ściągnęła brwi, sunąc wzorkiem po każdym z osobna — Nikt?

— Jesteśmy w miarę normalni Harrison — odparł Gabriel, patrząc na nią kompletnie zamglonym wzrokiem.

— Nudni, a nie normalni — mruknęła w odpowiedzi, unosząc szkło do ust, po czym skrzywiła się przełykając jego zwartość — Kto następny? — zapytała.

Zdawało się, że alkohol również nieco otępił nasze zdolności twórcze, bo przez dłuższą chwilę nikt się nie odzywał.
Gabriel siedział ze wzrokiem utkwionym w stojącej przed nim butelce whisky, jakby dostrzegł w niej coś fascynującego, Ethan przecierał właśnie twarz, jakby starał się rozbudzić, siedzący obok mnie Luke niemal przylegał do mojego boku, zasypiając na siedząco, a Eva właśnie beształa Coltona za zbyt długi pobyt w toalecie.

— Ja — odezwała się Sharon, która chyba jako jedyna naprawdę skupiała się na wymyśleniu zdania.

Czarnowłosa wyprostowała się, jak struna, po czym z zadartą brodą zerknęła w stronę Ethan'a, a następnie zrównała spojrzenie ze mną. Unoszące się w uśmiechu kąciki jej ust wzbudziły we mnie dziwne zainteresowanie.
Od początku gry miałam wrażenie, że tylko czekała na taką kartę, przy której wyszłoby na jaw to, że Ethan nie był mi obcy. Naprawdę nie rozumiałam, dlaczego tak bardzo jej na tym zależało, ale miała dziś niejedną okazję, żeby poznać prawdę.
Skoro tak bardzo chciała wiedzieć, powinna była mnie po prostu zapytać, jak normalny dorosły człowiek, a nie liczyć, że któreś z pytań na kartce, jakiejś gry zrobi to za nią.

— Nigdy nie uprawiałam seksu z kimś w tym pokoju — powiedziała w końcu, patrząc na mnie niemal prowokująco z uniesioną lekko brwią.

Och... a więc tak chciała to rozegrać.

— Nudy — mruknęła Eva — Przecież wiadomo, że tylko ja i Colt... — urwała w połowie zdania, dostrzegając, jak sięgam po swój kieliszek.

Nie wiedziałam, czy była to kwestia alkoholu, czy kłębiącej się we mnie irytacji na jej dziecinne zagrywki, ale nie zamierzałam się wycofać. Przeniosłam wzrok na Ethan'a który jakby na moment wyzbył się wszelkich widocznych skutków spożycia alkoholu i patrzył na mnie wręcz pytająco.
Jakby chciał się upewnić co zamierzam zrobić.

Uniosłam shota, po czym uśmiechnęłam się do Sharon, która patrzyła na mnie z rozchylonymi wargami po czym znów przeniosłam spojrzenie na ciemne tęczówki, które nadal zwrócone były w moim kierunku. W słabym świetle zdawały się jarzyć niczym rozpalone w kominku węgielki.
Zbliżyłam kieliszek do ust, widząc, jak, Ethan robi to samo i nie przerywając kontaktu wzrokowego nawet na moment wypiliśmy kolejkę, odstawiając szkło na blat z impetem. Gdy tylko dostrzegłam, jak kącik jego ust podrywa się w tym znany mi sposób, spłonęłam rumieńcem.
To było coś więcej niż tylko gra, czy alkohol.

— O kurwa... — skomentował Colton zduszonym głosem, przerywając głuchą ciszę — No teraz to będzie ciekawie.

XX

Do następnego 🖤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top