Rozdział dwudziesty szósty; Tęskniłaś?
Wpadliśmy do domu w Tremont, nie potrafiąc oderwać od siebie rąk. Przetoczyliśmy się przez przedpokój, pozbywając zbędnych ubrań, które niemal bezgłośnie opadały na drewniane panele, tworząc ścieżkę prowadzącą wprost do jego sypialni.
Nie mogłam pozwolić by słowa cholernego Aidena, a raczej jego chłopca na posyłki zajmowały mi umysł dłużej niż kilkanaście sekund. Nie mogłam znów wrócić do tego beznadziejnego miejsca, w jakim tkwiłam przez większość czasu, gdy mężczyzna pojawił się w moim życiu.
Nie mogłam dać mu wygrać. Nie tym razem.
— Jesteś pewna? — pytanie Ethan'a zawisło nad nami, gdy tylko opadłam na materac łóżka, patrząc na niego z zadartą brodą.
— Ciebie? — zapytałam, łapiąc za klamrę jego paska — Zawsze.
Ciemne tęczówki patrzące na mnie z góry zabłysnęły. W jednej sekundzie Ethan wplótł dłoń w moje włosy i pochylił się przywierając do moich ust tak mocno, jakby od tego zależało jego życie.
Całował mnie nieprzerwanie, gdy ja odpinałam guziki jego czarnej koszuli. Jego delikatny, a zarazem zaborczy dotyk zdawał się przenikać przez wszystkie warstwy mojej duszy skutecznie, zagłuszając moje myśli.
Był tylko on. Tylko my.
Pochylił się zmuszając mnie tym samym do położenia się na plecach tuż pod nim. Na samą myśl o bliskości jego ciała przeszedł mnie dreszcz. Ethan spojrzał mi głęboko w oczy, a w jego spojrzeniu wyzierała się mieszanka pożądania i czułości. Kiedy materiał mojej sukienki opadł bezgłośnie na panele przy łóżku i pozostałam w samej koronkowej bieliźnie brunet oderwał usta od moich i spojrzał mi głęboko w oczy.
— Pieprzone trzydzieści dziewięć tygodni bez Ciebie było udręką.
Moje dłonie zastygły w bezruchu na jego ramionach, a usta otworzyły się mimowolnie.
— Liczyłeś? — szepnęłam, na co kąciki jego ust uniosły się tworząc ten piękny uśmiech na jego twarzy.
— Chciałem tego nie robić, ale nie mogłem przestać — odpowiedział równie cicho zniżając głowę by musnąć ustami moje wargi — Nie potrafiłem, bo każdego dnia moje myśli i tak wracały do Ciebie.
Niewiele, myśląc zarzuciłam dłonie na jego kark i przycisnęłam jego rozgrzane ciało do mojego.
— Sam jesteś sobie winien — mruknęłam, zsuwając mu koszulę z ramion.
— Wiem — wsunął dłoń pod moje ciało odnajdując zapięcie biustonosza — Już nigdy nie odejdę. Obiecuję Ci to.
Wsunęłam palce pod poluzowany już pasek jego spodni, przyciągając jego biodra do moich.
— Pocałuj mnie — wyszeptałam prosto w jego usta tonem przypominającym rozkaz, aniżeli prośbę — Pocałuj mnie, tak jakbyś chciał mi wynagrodzić ten stracony czas.
Wraz z ostatnim wypowiedzianym przeze mnie słowem Ethan przywarł wargami do moich ust, odchylając mi głowę do tyłu tak, żeby móc pogłębić pocałunek i zanurzyć język w moich ustach. Jego dłonie sunęły po moim ciele, jakby chciał odnaleźć każdy zakątek, który przez te długie miesiące był dla niego niedostępny.
Podniecenie rozlało się po moim ciele, gdy zsunął ze mnie bieliznę i zacząć całować wewnętrzną stronę mojego uda.
Gdy byłam już zupełnie naga, napierał na mnie swoim atletycznym ciałem i zrównała ze mną tęczówki, które płonęły żądzą.
— Uklęknij Scarlett — rozkazująca nuta w jego głosie sprawiła, że po ramionach przeszły mi ciarki — Tyłem do mnie. Już.
Moje mięśnie automatycznie spięły się, gdy doszło do mnie, jaką pozycję miałam przyjąć. Kojarzyła mi się ona z osobą, o której w żadnym wypadku nie chciałam teraz myśleć. Jednak mimo chwilowego zawahania wykonałam jego polecenie i ku własnemu zaskoczeniu nie poczułam ani grama odrazy, czy obrzydzenia do siebie.
Pierwszy raz klęczałam przed mężczyzną w taki sposób, nie czując poniżenia.
Ethan ustawił się między moimi nogami a jego głos rozbrzmiał tuż przy moim uchu;
— Jesteś piękna.
Wypięłam biodra, a jego nabrzmiała erekcja niemal wbiła mi się w pośladek.
— Nie męcz mnie... — szepnęłam, zerkając na niego przez ramię — Zbyt długo na to czekałam.
Brzęk klamry jego paska, a następnie szelest opakowania prezerwatywy sprawił, że zadrżałam. A gdy ułamek sekundy później poczułam jak sunie dłonią między naszymi ciałami, zatrzymując ją między moimi udami jęknęłam, napierając na jego krocze jeszcze mocnej.
Z jego ust uleciał pomruk zadowolenia, gdy w końcu wsunął się we mnie powolnym, ale stanowczym ruchem, a ja znów jęknęłam. Wparłam się na dłoniach i odchyliłam, przywierając do jego klatki.
Chciałam poczuć go całego.
Ethan złapał mnie za pierś i zaczął ją ugniatać, w tym samym czasie, poruszając się we mnie rytmicznie. Sięgnęłam dłońmi za siebie, dotykając jego napiętych ramion, a on chwycił moją szyję i odgiął ją w tył, składając na niej mokre pocałunki. Moje ścianki zaczęły się na nim zaciskać, a nie kontrolowane jęki opuszczały moje usta, roznosząc się echem po sypialni.
Kiedy zmieniliśmy pozycje wygięłam się pod nim, wbijając paznokcie w jego plecy i westchnęłam, wijąc się, gdy moje ciało zalewała fala orgazmu. Brunet jeszcze kilka razy poruszył biodrami, a następnie brutalnie zaatakowała moje usta, tłamsząc tym samym swój głośny jęk.
Tak bardzo tego pragnęłam.
Zadrżałam pod nim, gdy wysunął się ze mnie i opadłam na materac, dysząc niespokojnie.
Nie potrafiłam sobie przypomnieć, kiedy ostatnio seks sprawiał mi przyjemność. Bałam się, że po tym, na co pozwalałam Aidenowi już nigdy żaden dotyk nie przyniesie mi takich emocji.
Ze wzrokiem wbitym w sufit wsłuchiwałam się w dźwięk naszych nieunormowanych jeszcze oddechów, nie mogąc powstrzymać się od uśmiechu. Może jednak nie byłam tak zepsuta?
Odgarnęłam wilgotne od potu włosy z twarzy i przymknęłam oczy, przygryzając wnętrze policzka.
— Wszystko w porządku? — pytanie Ethan'a sprawiło, że uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
— Tak — szepnęłam i wtuliłam w niego, chowając nos w zagłębieniu jego szyi — Jest idealnie.
***
Stałam oparta o czarne camaro z papierosem w dłoni, sunąc wzrokiem po gigantycznym niemal całkowicie przedszkolnym wieżowcu. Zaciągając się tytoniem, zastanawiałam się, ile razy przechodziłam tędy, nie zwracając uwagi na tę wielką literkę „C" u szczytu budynku. .
Spojrzałam na zegarek na nadgarstku. Ethan powinien skończyć jakieś zebranie dziesięć minut temu, aczkolwiek wiedziałam, że takie rzeczy lubią się przeciągać.
Zgasiłam papierosa w pobliskim koszu na śmieci i poprawiłam torebkę na ramieniu.
— Kurwa — stłumione ulicznym hałasem przekleństwo dobiegło do mnie tuż zza moich pleców.
Obróciłam się dostrzegając pochylającą się nad rozsypanymi na chodniku kartkami brunetkę.
Dziewczyna była niewiele starsza ode mnie. Materiał jej czarnego płaszcza rozłożył się na mokrym betonie, gdy jej dłonie sięgały po pogięte kartki.
Kucnęłam, chwytając szybko za stos, który za moment rozmokł by w kałuży.
— Dziękuję — uśmiechnęła się odbierając ode mnie jej własność — Jeszcze chwila i moje nadzieje na zaliczenie dosłownie by się rozpłynęły.
Odwzajemniłam jej uśmiech, spuszczając wzrok na kartki, które chowała do wielkiej czarnej teczki.
— Architektura? — zapytałam, patrząc na szkice przeróżnych konstrukcji.
— Ostatni rok — odpowiedziała, podnosząc się z ziemi co również uczyniłam — Raz jeszcze dziękuję za ratunek.
— Nie ma za co — skinęłam głową, cofając się by odsunąć się jej z drogi.
Nieznajoma uśmiechnęła się i w ułamku sekundy popędziła przed siebie, zaciskając dłonie na ogromnej teczce.
Wpatrywałam się w jej sylwetkę, aż zniknęła w tłumie ludzi. Architektura. Spośród setki ludzi przemierzających te ulice musiałam wpaść akurat na studentkę architektury. Potrząsnęłam głową, wyrzucając z głowy szalone pomysły o znaki od losu.
To był po prostu przypadek.
Odwróciłam się w stronę budynku, z którego właśnie z kilkoma innymi mężczyznami wyszedł Ethan. Nadal ciężko mi było przyczaić się do widoku jego w garniturze, ale nie mogłam zaprzeczyć, że taki wygląd mu nie pasował.
Ciemny materiał idealnej długości spodni i marynarki zakrywał większość jego tatuaży, sprawiając, że to, co było widoczne działało na wyobraźnie.
Jego spojrzenie spotkało się z moim, a uśmiech, który na zagościł na jego twarzy, sprawił, że moje serce zabiło mocniej.
— Wybacz słoneczko spotkanie się przedłużyło — przywitał mnie, nachylając się by złożyć krótki pocałunek na moich ustach.
— To nic — uśmiechnęłam się — Jakie mamy plany?
— Szczerze padam z nóg — westchnął, luzując krawat — Zamówimy jakiegoś fast fooda i obejrzymy denny film. Co ty na to?
— Jestem za — skinęłam głową, po czym wspięłam się na palce i uwolniłam jego szyje od ciemnego krawatu — Zatrzymam go. Przyda się później.
— Nie będę się sprzeciwiał — mruknął, pochylając się by znów musnąć moje usta.
— Ethan — szepnęłam, kładąc dłonie na jego klatce — Ludzie patrzą.
— To Nowy Jork słoneczko — pocałował mnie raz jeszcze obejmując w talii — Nikt nie zwraca tu na nas uwagi.
Westchnęłam, przewracając oczami. Poniekąd wiedziałam, że miał rację.
W Nowym Jorku ludzie stawali się bardziej anonimowi niż w każdym innym miejscu na świecie, które znałam.
— Wolę nie ryzykować — odepchnęłam go delikatnie — Jedziemy?
Ethan skinął głową, po czym podszedł do camaro i otworzył dla mnie drzwi. Zajęłam miejsce pasażera, kładąc swoją torebkę pod nogami i sięgnęłam po pas, w czasie, gdy chłopak obszedł auto i usiadł za kierownicą.
Gdy tylko rozległ ryk silnika raz jeszcze spojrzałam na gmach budynku.
— Wiem, że mówiłeś o jakichś akcjach, ale czym się tak dokładnie zajmuje firma twojego dziadka? — zerknęłam na bruneta, który właśnie włączył się do ruchu.
— Holdingiem — wyjaśnił, ale dostrzegając, że nic mi to nie mówiło kontynuował; — Pozyskujemy udziały w innych firmach, dzięki którym możemy kontrolować skład ich zarządów oraz działalność. Mówiąc szerzej pozwalamy lepiej zabezpieczyć aktywa, usprawnić przepływ finansowy i co najistotniejsze współpracujemy, żeby zmaksymalizować zysk.
— Brzmi jak dużo cyferek — skrzywiłam się lekko, na co kącik jest ust poderwał się ku górze.
— To prawda, ale wydaje mi się, że chyba lubiłaś matematykę — spojrzał na mnie, zmieniając zwinnie bieg.
— Po napisaniu matury moje umiejętności matematyczne wyparowały — westchnęłam — A ta na studiach to gwóźdź do trumny.
Ethan zaśmiał się skupiając wzrok na jezdni.
— Polubiłeś to prawda? — zwróciłam się do niego zauważając, że z dnia na dzień coraz chętniej mówi o swojej przyszłości związanej z dziedzictwem dziadka.
— Firmę? — zapytał, zerkając na mnie, na co skinęłam głową — Cóż... miałem pewne wątpliwości, ale to jest chyba to. Jest szansa, że ludzie mnie słuchają i liczą się z moim zdaniem tylko dlatego, że jestem wnukiem prezesa, ale starałam się o tym nie myśleć — wzruszył ramionami, zerkając w lusterko wsteczne.
— Na pewno tak nie jest — uniosłam dłoń, kładąc mu ją na spiętym karku — Jestem pewna, że liczą się z twoim zdaniem, bo masz świetne pomysły — zapewniłam go pewna swoim słów — Gdyby twój dziadek nie dostrzegł w tobie potencjału nigdy nie zechciałby powierzyć Ci firmy.
— Tak myślisz? — zapytał z nutą niedowierzania w głosie.
Skinęłam głową.
— Oczywiście, że tak — plotłam dłonie w jego włosy, przeczesując je lekko — I nigdy więcej nie wątp w to, że zasługujesz na miejsce, w którym jesteś — posłałam mu uśmiech, który od razu odwzajemnił.
Przytaknął, patrząc mi głęboko w oczy.
Zdawało się, że moje słowa dotarły do niego, łagodząc jakieś wewnętrzne rozterki. Nie miałam pojęcia, czy kiedykolwiek zdołam naprawić te część jego, która przez lata wysłuchiwała obelg i poniżeń ze strony najbliższych, ale jedno było pewne; nie zamierzam przestawać próbować.
Dwadzieścia pięć minut później rozsiadłam się wygodnie na kanapie, czekając na dostawę pizzy, a Ethan przewrócił się na plecy, rozluźniając się po całym dniu pod krawatem.
Sięgnęłam po pilot i włączyłam telewizor, skupiając się na dostępnych pozycjach, gdy jego głos rozbrzmiał przy moim boku.
— Byłaś dziś na uczelni?
— Byłam — odpowiedziałam, nie odrywając spojrzenia od ikonek na ekranie.
— Twoje notatki mówią coś innego — odparł z nutką rozbawienia.
Ściągnęłam brwi i w ułamku sekundy przeniosłam spojrzenie na bruneta, który tak po prostu trzymał w dłoniach mój zeszyt.
— Ethan... — spojrzałam na niego pobłażliwie — Mam już ojca. Nie musisz odgrywać jego roli.
Brunet zaśmiał się pod nosem, wzdychając głośno, ale nie odłożył moich notatek, a raczej miejsca, gdzie powinny być.
— Ty to narysowałaś? — zapytał, odwracając zeszyt.
Przeniosłam spojrzenie na jeden z kilkunastu rysunków różnych kontrakcji, które naszkicowałam z nudów na jednym z wykładów.
Ten wskazywany przez Ethan'a przedstawiał wieżowiec niemal tak wysoki jak te na Wall Street. Wieża z przeszklonymi loggiami na fasadzie.
— Nudziło mi się — wzruszyłam ramionami.
— Co oznacza „smocza skóra"? — wskazał na zapisany pod rysunkiem napis.
— Kinetyczna fasada elewacji — wyjaśniłam — Tysiące ruchomych płytek, które pod wpływem powiewu wiatru, mogą tworzyć obrazy na budynku. Przypominają łuski stąd nazwa.
— Skąd to wiesz? — uniósł brew szczerze zaskoczony moją odpowiedzią.
— Mówiłam, że kiedyś chciałam iść na architekturę — uśmiechnęłam się wracając spojrzeniem do ekranu.
Dźwięk rwanego papieru sprawił, że mój wzrok znów powędrował do bruneta. Teraz zamiast całego zeszytu w dłoni trzymał tylko kartkę z moim rysunkiem.
Uniosłam brew, kiedy tylko zrównał ze mną tęczówki.
— Zachowam to, jeśli pozwolisz — oznajmił, składając kartkę na pół.
— Po co Ci on? — zapytałam, przechylając lekko głowę.
— Jeszcze nie wiem — wzruszył ramionami, chowając zgiętą kartkę do kieszeni.
Spojrzałam na niego rozbawiona, ale nie pociągnęłam tematu.
Nie miałam pojęcia, po co mu moje bazgroły, ale ta nutka niewiedzy w żadnym wypadku nie wywoływała u mnie negatywnych emocji. Wręcz przeciwnie. Ten gest był uroczy. On był uroczy.
I nie mógł tego wyprzeć.
***
Kolejny tydzień marca minął mi zaskakująco szybko. Skupiłam się na uczelni, bo nawet jeśli nie wiązałam z nią przyszłości zamierzam skończyć ten semestr z miarę dobrymi stopniami. Robiłam to również, dlatego żeby udowodnić sobie, że skoro potrafię poradzić sobie z czymś, czego nie lubię to z tym, co przyniesie mi satysfakcję nie będę mieć żadnego problemu.
Architektura. Od tamtego dnia, kiedy wpadłam na nieznajomą brunetkę i spojrzałam na jej rysunki nie mogłam przestać myśleć o tym, że właśnie tak mogłaby wyglądać moja przyszłość. Później jeszcze Ethan znalazł mój rysunek, w zeszycie, który nie wiadomo jakim sposobem znalazł się na kanapie tamtego dnia.
Te wszystkie przypadkowe rzeczy sprawiły, że naprawdę nie mogłam wyrzucić z myśli tego szalonego pomysłu, jakim było spróbowanie swoich sił w tym kierunku.
Przeglądałam właśnie dostępne w okolicy kursy rysunku, wiedząc, że muszę się nieco podszkolić, żeby chociaż dostać się na rozmowę na uczelnie, gdy dźwięk dzwonka do drzwi rozległ się po mieszkaniu.
Odruchowo spojrzałam na zegar, zdając sobie sprawę, że nie spodziewałam się nikogo o tej porze. Jednak ostatnio Ethan zjawiał się u mnie bez zapowiedzi, więc ruszyłam w stronę drzwi i bez zastanowienia pociągnęłam za klamkę.
Kiedy tylko chłodny powiew z klatki owiał moje nogi, a wzrok padł na stojącego w progu mężczyznę pożałowałam otwarcia drzwi. Nieprzyjemne uczucie wykręciło mi żołądek, gdy tylko zrównałam spojrzenie z jego ciemnymi tęczówkami, które w świetle żółtej żarówki na korytarzu zdawały się jarzyć, jak u dzikiego zwierzęcia.
— Tęskniłaś? — brzmienie tego głosu po tygodniach nieobecności w moim życiu przyprawiło mnie o nieprzyjemne dreszcz.
Nie uraczając go odpowiedzią pchnęłam drzwi, chcąc zatrzasnąć mu je przed twarzą. Aiden był jednak szybszy i zablokował drzwi swoim lakierowanym butem, po czym, ze zdecydowanie większą siłą niż ja pchnął drewnianą powierzchnie ponownie ją otwierając.
— Pytam, czy tęskniłaś myszko? — powtórzył, a jego usta wyciągnęły się w paskudnym uśmiechu.
Spojrzałam na niego obojętnym spojrzeniem, mimo wszystko starając się utrzymać dystans.
— To raczej nie jest słowo, które przyszło mi do głowy — odparłam zimno.
— Próbujesz się ode mnie odcinać? To słodkie — zbliżył się, ignorując moje niechętne spojrzenie.
— Czego ode mnie chcesz? — zapytałam, przywierając plecami do ściany, gdy stanął w moim przedpokoju zdecydowanie zbyt blisko.
Jego obecność wypełniła pokój napięciem, jakby atmosfera sama poddawała się jego kontrolującemu wpływowi.
— Byłem w okolicy i pomyślałem, że może potrzebujesz trochę rozrywki, jak kiedyś — rzucił i tak po prostu przeszedł obok mnie, pozostawiając za sobą drażniący zapach perfum.
Ruszyłam za nim, starając się zachować spokój. Czarnowłosy rozsiadł się na mojej kanapie w tym swoim pieprzonym granatowym garniturze i przerzucił dłoń przez oparcie, patrząc na mnie z uśmiechem.
— To jak? Potrzebujesz? — zapytał a jego spojrzenie stało się bardziej przenikliwe niż zwykle.
Stanęłam w odległości kilku kroków od kanapy i spojrzałam na niego twardo.
— Niczego już od Ciebie nie potrzebuje Aiden — powiedziałam stanowczo podkreślając każde słowo.
— Pamiętasz moje ostatnie słowa? — zapytał, jakby ignorując moje słowa.
Zmarszczyłam czoło starając się sobie przypomnieć, ale zanim sama do tego doszłam uprzedził mnie odpowiadając.
— Obiecałem Ci, że sam poznam tożsamość tego chłoptasia, przed którym wyraźnie chciałaś zatrzeć spędzone w moim towarzystwie tygodnie — słowa płynęły z jego ust, sprawiając, że po moim kręgosłupie przechodził nieprzyjemny dreszcz — Muszę przyznać, że dobrze się ustawiałaś, patrząc na to, co może osiągnąć.
Zacisnęłam dłonie w pięści, próbując zignorować nutkę uszczypliwości w jego głosie. Miałam gdzieś co sobie myślał o naszej relacji, ale z jakiegoś powodu czułam, że nie bez powodu poruszył ten temat.
— Czego ode mnie chcesz? — zapytałam, skupiając się na odległym punkcie za jego ramieniem, byleby uniknąć kontaktu wzrokowego.
— Od Ciebie niczego — pokręcił głową, na co ściągnęłam brwi — Ale twój chłopak może mi pomóc.
Na kolejne wspomnienie o Ethan'ie moje serce zabiło mocniej. On nie miał pojęcia co mnie łączyło z Aidenem.
Mógł się oczywiście domyślać, ale nigdy nie opowiedziałam mu nawet połowy tego, na co pozwalałam Aidenowi, będąc w cholernym dołku.
— Nie rozumiem — wydusiłam z siebie znacznie ciszej, na co on znów się tylko uśmiechnął.
— To podejdź tu i pozwól mi wyjaśnić — poklepał miejsce na kanapie tuż obok siebie — No chodź. Nie gryzę... — szepnął zbliżając ton głosu — Chyba że zechcesz.
W ciszy, która zawisła między nami, można było usłyszeć tylko szmer drzew za oknem. Wpatrywałam się w niego przez kilkanaście długich sekund i ostatecznie mimo wszelkich wątpliwości zdecydowałam się podejść.
Usiadłam na drugim końcu kanapy, zachowując największy, jak to możliwie dystans.
— Mów — rzuciłam, wlepiając w niego spojrzenie — Nie mam zamiaru tracić czasu na twoje gierki.
Aiden westchnął, utrzymując ten drażniący uśmiech na twarzy.
— Jak zapewne wiesz na Wall Street lubimy hazard — zaczął, nie odrywając ode mnie spojrzenia nawet na ułamek sekundy — Kasyno to dobra rozrywka, ale jakiś czas temu znaleźliśmy coś lepszego. Oglądałaś podziemny krąg prawda? — zapytał, a żołądek poszedł do gardła — W Brownsville stworzyli godną replikę, ale chyba powinnaś o tym widzieć. W końcu Twój chłopak lubił odwiedzać takie miejsca prawda?
Zamarłam, przetwarzając informacje, które właśnie padały z ust Aidena. Nielegalne walki na Brownsville?
Wiedziałam, że zniszczenie fabryki na Bronxie nie zakończy tego, co tam się działo i szybciej czy później zwolennicy tej masakry znajdą sobie nowe miejsce, jednak modliłam się, żeby było to z daleka ode mnie. Żebym nigdy więcej nie musiała wracać do miejsca, takiego jak tamto i czuć tego, co czułam, myśląc o tym pieprzonym betonie, na którym rozlewała się krew.
— Nie wiem, o czym mówisz — pokręciłam głową, chcąc zerwać się na równe nogi, ale jego chwyt na moim ramieniu, nie pozwolił mi na jakikolwiek ruch.
— Nie tak szybko, myszko — zacisnął palce mocniej sprawiając, że moją twarz wykrzywił grymas bólu — Wiesz, o czym mówię i mam dla ciebie propozycję, której nie będziesz w stanie odrzucić. A raczej nie powinnaś, jeśli nie jesteś głupia — uniósł drugą dłoń i ogarnął mi włosy z twarzy, przez, co wzdrygnęłam się pod wpływem jego dotyku — Wszystko, co musisz zrobić to poprosić swojego chłopaka, żeby zawalczył dla mnie w kilku rundach.
— Chyba oszalałeś — prychnęłam, starając się wyrwać z jego uścisku.
Aiden zignorował moje słowa i nadal zaciskając dłoń na moim ramieniu nachylił się znacznie, zmniejszając między nami dystans.
— Wręcz przeciwnie — mruknął, a jego ciepły oddech owiał mój policzek — Na Brownsville panują inne zasady niż na Bronxie i na ring nie wejdzie, byle, kto z ulicy. Jednak twój chłopak ma imponującą historie, więc bez większych problemów dopiszą go do listy zawodników, a to da mi dużą przewagę przy obstawaniu zakładów.
Spojrzałam na niego z mordem w oczach, ignorując pulsujące w mojej skroni uczucie strachu. Chciałam oderwać się od niego, ale jego chwyt był zbyt mocny. Mogłabym spróbować go uderzyć, ale byłam wręcz pewna, że nie zawahałby się, żeby mi oddać.
— Ethan nie wygra dla Ciebie żadnej walki — wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
Aiden uśmiechnął się podstępnie, przechylając lekko głowę.
— Kto mówi, że ma wygrać?
Moje serce zamarło na ułamek sekundy, gdy rozumiałam, czego tak naprawdę chciał.
Ethan miał się podłożyć.
Na samo wspomnienie, w jakim stanie opuszczali ring przegrani na Bronxie żółć podeszła mi do gardła.
— Nie mam zamiaru brać udziału w żadnych twoich szemranych interesach, Aiden — spojrzałam mu prosto w oczy, próbując ukryć lęk, który we mnie kipiał — I Ethan też nigdy się na to nie zgodzi.
Jego spojrzenie stało się chłodne, a uśmiech bardziej złowieszczy.
— Zadbałem o coś, co go przekona, żeby to zrobił — rzucił jedynie i sięgnął do kieszeni swojej marynarki.
W milczeniu patrzyłam, jak wyciąga z niej pendrivie, a następnie obraca go między palcami, jakby cieszył się moim niekomfortowym położeniem.
Położył go na stoliku tuż przede mną i znów na mnie spojrzał.
— Jest tu kopia nagrań jego walk w podziemiach na Bronxie oraz tego, jak zaatakował mnie wtedy w hotelu. Jeśli naprawdę wiąże swoją przyszłość z Wall Street wątpię, żeby chciał, aby te nagrania ujrzały światło dzienne — oznajmił z chorym triumfem w głosie — Albo przekonasz Ethana, albo kariera Twojego chłopaka zacznie być nieco... problematyczna.
Oderwałam wzrok od pendrive i z trudem skrzyżowałam go z przylegającym do mojego boku mężczyzną.
— Skąd wiesz, że tak bardzo zależy mu na karierze? — zapytałam, starając się kontrolować falę paniki, która zaczęła ogarniać moje ciało.
Aiden spojrzał na mnie z wyraźnym zadowoleniem, jakby właśnie takiego pytania oczekiwał.
— Nie wiem. Dlatego mam również to — wyjął z kieszeni kolejny pendrive i położył go na stoliku tuż przy tym poprzednim.
Wlepiłam wzrok w urządzenie.
— Co na nim jest? — zapytałam, choć instynktownie czułam, że wcale nie chcę znać odpowiedzi.
Dłoń Aidena z mojego ramienia przeniosła się na mój kark.
— Może nie zależeć mu na karierze, ale z całą pewnością zależy mu na Tobie prawda? — szepnął, sunąc czubkiem nosa po moim policzku.
— Co na nim jest Aiden? — powtórzyłam, a jego spojrzenie przeszyło mnie niczym ostrze.
Zignorował oczywiście moje pytanie.
— Odpowiedz — zacisnął dłoń na moim karku, odchylając mi głowę do tyłu, przez co z trudem mogłam przełknąć ślinę — Zależy mu na tobie?
Jego bliskość mnie sparaliżowała, sprawiając, że dopiero po kilkunastu sekundach udało mi się wykrztusić odpowiedź;
— Tak.
Aiden uśmiechnął się z triumfem.
— Na Twoim miejscu modliłbym się, żebyś miała rację — oblizał spierzchnięte wargi, po czym zwolnił chwyt na moim karku — Bo jeśli za tydzień nie będzie walczył, tak jak tego zechce dopilnuję, żeby nagranie z tego pendrive'a pojawiło się na cholernym bilbordzie na Times Square.
XX
🫣🫣
Twitter: #lostparadisewatt
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top