Rozdział dwudziesty siódmy; To ty przyciągasz problemy Scarlett.
Nie miałam pojęcia, ile czasu minęło od wyjścia Aidena. Pięć minut? Trzydzieści? A może godzina. Nie wiedziałam.
Czas w zasadzie nie miał dla mnie żadnego znaczenia w tamtym momencie, bo nie ważne, ile by minęło ja nadal czułam jego obecność w moim mieszkaniu.
W miejscu, gdzie miałam czuć się bezpiecznie.
Czując się, jakbym stała nad cholerną przepaścią sięgnęłam po pierwszy pendrive i wsunęłam go do portu w laptopie, który leżał na stoliku przede mną. Ekran rozświetlił się momentalnie, gdy tylko najechałam na jeden z zamieszczonych na nim pliku, ukazując mi nagranie z walki. Zdałam sobie sprawę, że do tej pory nie widziałam go na ringu. Widziałam, jedynie skutki jego walki, ale nigdy tego, jak wymierzał ani przyjmował ciosy przeciwnika.
Nagranie musiało być zrobione telefonem jednego z gapiów z góry, bo mimo niewyraźnego obrazu doskonale widziałam sylwetkę Ethan'a na środku prowizorycznego betonowego ringu w otoczeniu ludzi skandujących jego imię. Poruszał się z zaskakującą zwinnością, unikając ciosów przeciwnika i wymierzając własne, jakby ring był jego naturalnym środowiskiem. Jego spojrzenie było skoncentrowane, a mięśnie pracowały jak dobrze naoliwiona maszyna. Widziałam, jak jego twarz emanuje determinacją, nieugiętą nawet pod naporem rywala.
Zacieśniłam uścisk na myszce, gdy nagranie zaczęło stawać się coraz bardziej brutalne, a kiedy na twarz Ethan'a chlusnęła krew po ciosie, jaki zafundował swojemu przeciwnikowi w nos odwróciłam spojrzenie.
Drżącą dłonią przesunęłam kursorem po ekranie, zatrzymując nagranie na momencie, gdy brunet spojrzał w kamerę z dzikim błyskiem w oczach.
Nigdy go takiego nie widziałam.
Zamknęłam ikonkę z nagraniem, po czym wysunęłam pendrive z laptopa. Nie musiałam ani nie chciałam oglądać reszty filmików, jakie przestawiały jego walki, bo wiedziałam, że już nic nie mogło zniszczyć tego, jak patrzyłam na Ethan'a. Nie był mężczyzną z tego nagrania. Nie dla mnie.
Mimo że byłam pewna swoich uczuć do niego, w tym momencie ten krótki filmik coś, jednak wywołał. Myśli. Myśli o tym, co by się stało, gdybym zobaczyła go na ringu wcześniej? Czy gdybym tamtego wieczoru, gdy Jackson zabrał mnie na Bronx została dłużej i zobaczyła go na ringu pozwoliłabym mu wejść do mojego życia? Czy pozwoliłabym na to wszystko, co stało się między nami później? Nie wiedziałam.
Odłożyłam urządzenie na stolik, łapiąc za drugiego pendrive'a i powtórzyłam całą procedurę. W przeciwieństwie do obszernej zawartości wcześniejszego na tym był jedynie jeden plik. Najechałam na niego, a gdy tylko na ekranie pojawił się wgrany filmik zamarłam. Moim oczom ukazała się scena, której nawet w najczarniejszym scenariuszu nie potrafiłam sobie wyobrazić.
Byłam tam. Leżałam na wielkim łóżku, całkowicie otumaniona poddając się naprzemiennemu dotykowi Aidena i Christiana. Ich śmiechy wybrzmiewające z głośnika mojego laptopa sprawiły, że moim ciałem wstrząsnął dreszcz. Ze zbierającymi się pod powiekami łzami oglądałam, jak ich dłonie coraz śmielej pozbywają mnie ubrań, aż w końcu zostaje w samej koronkowej bieliźnie. Nie potrafiłam odwrócić wzroku od nagrania, choć każdy kolejny moment był jak mocny cios. Mój zamglony wzrok błądził gdzieś po suficie, gdy Aiden wsunął dłoń pod koronkę moich majtek i ustawił kamerkę tak, żeby w żadnym wypadku nie było widać jego twarzy.
Wstrzymałam oddech, patrząc na ekran z przerażeniem. Najgorsze wcale nie było to, co robił, bo przecież nie raz pozwalałam mu na taki dotyk. Najgorszy był fakt, że tego nie pamiętałam. Nie pamiętałam nic z tego, co przedstawiał ten filmik.
Serce biło mi gwałtownie, a uderzenie krwi do głowy zrobiło się niemal bolesne. Czując, jak gniew i ból wypełnia każdy cal mojego ciała zamknęłam laptopa, nie będąc w stanie obejrzeć ani sekundy dłużej. Odepchnęłam od siebie urzędzie, jakbym chciała fizycznie uwolnić się od tego koszmaru i pozwoliłam by łzy spłynęły mi po policzkach. Pendrive opadł na stolik, a ja utkwiłam wzrok w pustej przestrzeni z dłonią przyciśniętą do ust, starając się zapanować nad szlochem, który rozrywał mi gardło. To wszystko było jak koszmar, z którego nie mogłam się obudzić.
Nie miałam pojęcia co robić; nie miałam pojęcia co myśleć.
Jedno jednak w tamtym momencie było pewne; Aiden Rowan stał się cieniem moich okropnych wyborów, zwiastując mój nieuchronny upadek.
***
Nie ruszyłam się z miejsca od kilku godzin. Za oknem zdążyło się już ściemnić, a ja nadal siedziałam w milczeniu, próbując coś wymyślić. Jak wygrzebać się z tego syfu?
Rozmazane światło ulicznych latarni odbijało się w oknie, gdy zapatrzona w nicość leżałam na kanapie, a jedynym dźwiękiem wypełniającymi ciszę w moim mieszkaniu był odgłos ciężkiego oddechu.
Beznadzieja. Tym stało się moje życie w zaledwie kilkunastu minut. Cholerną beznadzieją.
Wzięłam głęboki oddech, odchylając lekko głowę w tył, ale to nie pomogło w uspokojeniu szalejących myśli. Zamknęłam więc oczy i czekałam, aż rzeczywistość zacznie nabierać sensu. Dzwonek do drzwi przerwał monotonny rytm moich myśli. Wzdrygnęłam się, gdy dźwięk się powtórzył, odczuwając, jak krew pulsuje mi w skroniach. Powoli podniosłam się z kanapy, przecierając twarz dłońmi, po czym ruszyłam w stronę drzwi.
Tym razem nie popełniłam poprzedniego błędu i zajrzałam przez judasza. Widok Ethan'a w progu, sprawił, że moje serce zamarło na chwilę.
Zacisnęłam dłoń na klamce, wiedząc, że każda kolejna chwila zwłoki stanie się podejrzana i biorąc uprzednio głęboki oddech otworzyłam drzwi na niemal całą szerokość. Gdy tylko moje spojrzenie zrównało się z brązowymi tęczówkami brunet zrobił krok w przód, chwytając moją brodę. Musnął moje usta swoimi zimnymi wargami, po czym, tak jak robił to już wiele razy wszedł do mieszkania, nie czekając na zaproszenie.
Zamknęłam za nim drzwi, idąc jego śladami do salonu. Słyszałam, że coś powiedział, kiedy tylko pozbył się swojego czarnego płaszcza i przewiesił go przez oparcie krzesła, ale w moim umyśle rozbrzmiewały tylko dźwięki tego, co usłyszałam na filmie.
— Scarlett — tym razem jego głos przebił się do mojej podświadomości.
Zamrugałam, otrząsając się z letargu i spojrzałam na Ethan'a.
— Hmm?
— Usiądziesz? — wskazał na miejsce obok siebie z przerzuconym przez oparcie kanapy ramieniem.
Objęłam się zaciskając dłonie na własnych ramionach, starając się zachować chłodną fasadę i ruszyłam w stronę kanapy.
— Wszystko w porządku? — zapytał, zerkając na mnie, gdy tylko usiadłam, wlepiając wzrok w zgaszony ekran telewizora.
— Nie wyspałam się — odparłam nadal na niego nie patrząc.
Ostatnie godziny spędziłam pochłonięta, tak czarnymi myślami, że miałam wrażenie, iż jego wzrok w tamtym momencie będzie dla mnie zbyt ciężki do zniesienia.
Wzrok osoby, która mogła przeze mnie wszystko stracić. Przez moją głupotę. Moją naiwność. Moją bezsilność.
— To nie to — stwierdził, a palce jego dłoni musnęły moje ramię, sprawiając, iż moim ciałem wstrząsnął cholerny dreszcz.
Przygryzłam wnętrze policzka, zaciskając dłonie tak mocno, że paznokcie wbiły mi się w skórę, zostawiając na niej zapewne ślady.
Zanim zdążyłam wymyślić kolejne kłamstwo jego palce chwyciły moją brodę, zmuszając mnie do skręcenia twarzy w jego kierunku.
— Wiem, że coś nie gra — spojrzał na mnie w sposób, który sprawił, że cokolwiek co trzymało mnie w ryzach zaczęło się rozpadać — Zrobiłem coś nie tak?
Spotkanie z jego brązami tęczówkami zadziałało na mnie tak jak się tego spodziewałam. Przerosło mnie.
— Nie... — zaczęłam, ale słowa utknęły mi w gardle. Było mi tak cholernie wstyd, że ledwie byłam w stanie patrzeć mu w oczy.
— Mów do mnie, Scarlett — jego głos stał się twardszy.
Uchyliłam wargi, ale początkowo żadne słowo nie wybrzmiało z moich ust. Nie wiedziałam, jak to powiedzieć. Czy istniał dobry moment, czy słowa, żeby wyznać, iż wplątałam go w coś, co może mu zniszczyć życie? Przecież nie mógł wrócić na ring, sama go stamtąd do cholery niemal ściągałam, więc czemu miałabym pozwolić, żeby znów na niego trafił? Nie mógł tam do cholery wrócić. Nie przeze mnie. Może powinnam go okłamać? Przeczekać. Wymyślić coś sama. Pójść do pieprzonego Aidena i prosić go o to, żeby nie mieszał do swojej chorej zemsty Ethan'a. Powinnam coś wymyślić. On by to dla mnie zrobił. On dałby radę. Ale ja nie byłam nim. Ja byłam słaba.
Cholernie słaba... a obraz, jaki przedstawiał ten cholerny trzy minutowy filmik był na to najlepszym przykładem.
— Był tu Aiden — wydusiłam w końcu, po czym szybko sprecyzowałam, przypominając sobie, że przecież nigdy nie zdradzałam mu jego imienia — Facet z tamtej imprezy.
W ułamku sekundy jego brązowe tęczówki pociemniały, a jego szczęki zacisnęły, tak mocno, że mogłam usłyszeć zgrzyt jego zębów.
— Zrobił ci coś? — złapał moją twarz w dłonie i zaczął uważnie przesuwać wzrokiem po każdym widocznym fragmencie skóry.
Chwyciłam jego dłonie, odciągając od swojej twarzy i pokręciłam energicznie głową.
— Nie — zapewniłam go, po czym, nie wiedząc, czemu zerwałam się na równe nogi i odeszłam, stając na środku salonu.
Potrzebowałam dystansu. Przestrzeni. Cholernej próżni, gdzie mogłabym znaleźć się, jak najdalej od innych, ale i siebie samej. Chciałam, chociaż przez pięć cholernych sekund nie słyszeć swoich myśli; tego cichego pieprzonego głosiku, który zawsze wypędzał mnie w najgorsze, najciemniejsze zakamarki własnego umysłu.
Wplątałam dłonie we włosy, robiąc kilka nerwowych kroków w przód i tył.
— To wszystko to moja wina... — szepnęłam, ale przerwał mi gestem ręki, pochylając się znacznie w przód nad oddzielającym nas stolikiem. Cholerym stolikiem, na którym leżał pendrive z nagraniami jego walk.
— O czym ty mówisz? — zapytał.
Milczałam przez zaledwie ułamek sekundy, wiedząc, że musiałam mu powiedzieć i znieść myśl, że dam mu powód, żeby już nigdy więcej nie spojrzał na mnie, tak jak robił to teraz.
Może mnie nie znienawidzi. Może nawet będzie mi współczuł. Ale z pewnością będzie się mną brzydził. Pewnie będzie starał się tego nie pokazać, ale ja będę wiedziała. Już teraz to wiedziałam. Bo sama pałałam do siebie obrzydzeniem.
— Aiden chce, żebyś dla niego zawalczył na Brownsville — mój głos niósł się po mieszkaniu, odbijając od zimnych betonowych ścian, sprawiając wrażenie obcego — I masz przegrać, żeby on zgarnął kasę.
Ethan spojrzał na mnie, a jego twarz na moment zastygła w bezruchu, jakby musiało minąć trochę czasu, zanim przetworzy ten absurd, który usłyszał.
— Co? — zapytał z lekkim rozbawieniem, patrząc na mnie zupełnie nic nie rozumiejąc.
Stanęłam w miejscu, obejmując się ramionami, a mój wzrok padł na ten cholerny stolik. Ethan również na niego spojrzał, po czym wziął do ręki to malutkie urządzenie, którego zawartość zburzyła mój spokój i obrócił go między palcami dłoni, unosząc na wysokość swojej twarzy.
— Co na nim jest? — jego ton momentalnie stał się bardziej napięty, a spojrzenie przenikliwsze.
Przełknęłam ślinę, wodząc wzrokiem między jego twarzą a pendrive, wiedząc, że to dopiero zawartość tego, który był na dnie kieszeni mojej bluzy zniszczy wszystko.
Ten był jedynie początkiem.
— Twoje walki na Bronxie, i to jak go uderzyłeś na tamtej imprezie...— trudno było mi skończyć zdanie, a moje oczy momentalnie uciekły w kierunku podłogi.
Ethan westchnął ciężko, po czym kompletnie mnie tym, zaskakując z jego ust uleciał krótki śmiech.
— I to ma mnie przekonać? — odrzucił od siebie urządzenie, zdając się nie interesować już jego zawartością — Mój dziadek wie o tym, co robiłem Scarlett. Jeśli ten cały Aiden myśli, że może mi zagrozić czymś takim to przecenia swój spryt — kącik jego ust uniósł się w pewnym siebie uśmiechu — To Cię tak martwiło? Wyssane z palca oskarżenia? Nic nimi nie zdziała Scar — pokręcił głową, przesuwając palcami dłoni włosy — Ale to słodkie, że aż tak myślisz o mojej przyszło...
— To nie wszystko — przerwałam mu, zanim dążył dokończyć.
Ethan ściągnął brwi, a ja poczułam, jak ziemia osuwa mi się spod stóp. Wszystko szło zgodnie z planem Aidena.
Przewidział to przecież.
Zawartość pierwszego pendrive nie była jego bronią, a jedynie strzałem ostrzegawczym. To to, co znajdowało się w kieszeni mojej bluzy miało być pieprzoną bombą atomową.
— Nie? — spytał, mrużąc przy tym nieznacznie oczy.
Cisza, która nastała po jego pytaniu była tak głucha, że w uszach słyszałam pisk. Gdybym tylko mogła cofnąć czas... gdybym tylko mogła być mądrzejsza.
— Aiden i jego kolega nagrali coś, czego nie powinni...— przesunęłam wzrokiem po podłodze, niezdolna patrzeć mu w oczy — Coś co... mnie dotyczy. Nie pamiętam tego... tego momentu z filmu. Znaczy wiem, że pozwalałam im na takie rzeczy, ale... — skrzywiłam się czując niewyobrażalny ucisk w gardle — Ale nie wtedy. Musisz wiedzieć, że kiedy Cię nie było naprawdę nie byłam sobą. Robiłam strasznie głupie rzeczy. Strasznie.
Podniosłam wzrok, zerkając na niego niepewnie. W jego oczach początkowo pojawiło się jedynie zdziwienie, ale szybko zastąpiła je fala złości, gdy zrozumiał.
Zrozumiał co przedstawiał filmik.
— Pokaż mi to nagranie — oznajmił, a jego ton brzmiał surowo.
— To nie jest coś, co powinieneś widzieć... — wyszeptałam, kręcąc głową. Wiedziałam, że nie było innego wyjścia, ale mimo wszystko liczyłam, że jest jakiś sposób, żeby nie musiał na to patrzeć. Żeby nie musiał patrzeć na mnie w takim stanie.
— Cholera, Scarlett, co to za gówno? — warknął, pochylając się gwałtownie — Co nagrali?
Moja warga zadrżała żałośnie. Żadne słowa nie były w stanie przejść mi przez gardło, więc jedynie wsunęłam dłoń do kieszeni wyjęłam z niej drugiego pendrive i postawiłam na stoliku. Z tego punktu nie było już odwrotu.
Wstrzymałam oddech, kiedy jego smukłe palce sięgnęły po urządzenie. Miałam wrażenie, że każdy moment przeciąga się w nieskończoność, kiedy włożył pendrive do laptopa, a ekran rozbłysnął życiem.
Jego spojrzenie zdawało się przenikać matryce, a atmosfera gęstnieć, gdy rozbrzmiały pierwsze dźwięki nagrania. Głos Aidena. Głos Christiana. Ich dłonie na moim ciele. Moje niezrozumiałe pomruki. Jego twarz stopniowo zmieniała wyraz, przechodząc od zdziwienia, przez złość, aż do... do cholernego bólu.
Patrzył na to. Ethan na to patrzył. Na mnie. Na mnie dającej się zbrukać na wszystkie możliwe sposoby.
Wbiłam spojrzenie w podłogę, nie potrafiąc patrzeć na jego twarz w tym momencie. Było mi tak cholernie wstyd.
Po chwili, które dla mnie trwały jak wieki, jego spojrzenie stwardniało, a mięśnie naprężyły się. Nie powiedział ani słowa, ale jego reakcja była wystarczająca.
Nie było już odwrotu.
Westchnął, ściskając czubek nosa, po czym wplótł dłonie w ciemne włosy, a następnie zatrzasnął klapę laptopa z taką siłą, że szklany stolik zadrżał.
— Jeśli nie zawalczę zagroził, że to roześlę prawda? — jego głos był o wiele niższy, a ja mogłam wyczuć emanującą z niego furię
Nie potrafiłam odpowiedzieć. Dostrzegając w jego oczach współczucie, złość i rozczarowanie wiedziałam, że to był koniec. Koniec naszej kruchej równowagi, która rozpadła się na kawałki w wyniku moich własnych błędów.
Zepsułam to. Zepsułam nasz spokój.
Nagle zastygł, a z jego oczu zniknęła wściekłość, zastępując ją czymś, co mogłabym nazwać... bólem. Znaczenie tego, co obejrzał, powoli docierało do niego.
— Nie pamiętasz tego? — zapytał, a jego ton był teraz bardziej żałosny niż gniewny.
Przełknęłam głośno ślinę, a do moich oczu napłynęły łzy.
— Nie, ale... — przygryzłam wargę, starając się nie rozpaść — Ale mogłam się na to zgodzić. Mówiłam Ci, że robiłam głupie rzeczy.
Jego spojrzenie spoczęło na mnie na chwilę. Rozczarowanie. To błysnęło na jego twarzy, gdy tylko nasze tęczówki złapały się w ciszy wypełniającej moje mieszkanie.
— Okej... — dźwignął się z kanapy obszedł stolik i stanął naprzeciw mnie, łapiąc za ramiona. Jego dłonie drżały — Mogło być gorzej. To tylko jedna walka, tak? — zapytał, a jego głos przerażająco stracił na sile.
Ściągnęłam brwi nie będą w stanie się poruszyć. Chciał walczyć? Dla mnie? Po tym, co zobaczył?
— Nie możesz tego zrobić... — pokręciłam głową — Nie możesz wrócić na ring Ethan. Nie przeze mnie...
— To tylko jedna walka — jego głos zabrzmiał, tak jakby chciał przekonać nas oboje.
— Nie — cofnęłam się wysuwając z jego objęć — Jak możesz o tym myśleć? Po tym, co widziałeś? — grymas bólu i wstydu zagościł mi na twarzy na samą myśl o tym — Powinieneś być zły.
— I jestem — skinął głową, patrząc mi głęboko w oczy — Jestem cholernie zły, ale na pewno nie na Ciebie. Rok temu byłbym już w drodze do tego całego Aidena, żeby połamać mu pieprzone kości, ale teraz bardziej od złości liczy się twoje dobro Scarlett — uśmiechnął się lekko, choć w jego oczach wciąż błyszczał cień zmartwienia — Nie mogę zaryzykować, że moje próby zgrywania bohatera źle się dla Ciebie skończą. Wejdę na ten cholerny ring, zrobię to, co zechce Aiden, a gdy będę mieć pewność, że będziesz bezpieczna zadbam o to, żeby pożałował dnia, w którym się urodził. Będzie dobrze, rozumiesz? — kącik jego ust drgnął — To tylko kolejna przeszkoda, z którą sobie poradzimy.
„Przeszkoda" powtórzyłam w myślach. Miałam wrażenie, że nasza ścieżka od samego początku była usłana przeszkodami. Gdy już udawało nam się stanąć na nogi na kolejnym zakręcie czekało na nas następne wyzwanie.
Ile jeszcze damy radę stawiać im czoła? Które z nas w końcu powie stop?
— Musi być inne wyjście — wydusiłam z trudem, starając się ukryć w oczach całą desperację — Powinieneś mnie zostawić...
— Nie — wtrącił stanowczo, łapiąc moją twarz w dłonie, nie pozwalając mi na ucieczkę od jego spojrzenia.
— Ale... — łzy zakłuły mnie w kącikach oczu.
— Nie ma żadnego „ale" Scarlett — wytarł kciukami moje policzki, zmuszając bym na niego spojrzała — Nie ma siły na tym cholernym świecie, która zmusi mnie, żebym Cię zostawił.
Nie byłam w stanie znaleźć słów, więc milczałam, patrząc na niego z niewypowiedzianą wdzięcznością i zarazem strachem przed tym, co przyniesie przyszłość.
— Co teraz zrobimy? — zapytałam, pociągając nosem jak dziecko.
— Teraz? — uśmiechnął się delikatnie, zakładając kosmyk moich włosów za ucho — Pójdziemy spać, a jutro pomyślimy, jak to rozegrać. To tylko jedna walka, potem wszystko wróci do normy — zapewnił mnie raz jeszcze.
Nie potrafiłam nic odpowiedzieć na jego słowa, więc tylko przytaknęłam.
I, mimo że tamtego wieczora już ani razu nie poruszyliśmy tematu Aidena, walki czy tych cholernych nagrań w głębi duszy czułam, że to właśnie był początek końca.
Bo, w końcu któreś z nas musiało powiedzieć „stop".
***
Następnego dnia, nie mając pojęcia, jakim cudem poszłam na uczelnie. Wstałam, ubrałam się i po prostu wyszłam, jakby wczorajszy dzień się nie wydarzył.
Przemknęłam przez korytarze uczelni, po ostatnim na dziś wykładzie, zmagając się z myślami, które krążyły wokół wczorajszych wydarzeń.
Możliwe, że oszalałam, ale gdzieś między drugim a trzecim blokiem zajęć uznałam, że pójdę na policję. W głębi duszy wiedziałam, że to nagranie, jakim dysponowałam było mizernym dowodem. Nie było na nim twarzy Aidena. Był jedynie niewyraźny profil Christiana, ale to również łatwo było podważyć. Wiedziałam, że coś takiego odciśnie się, jak cholerna pieczęć na moim życiu, ale to nie miało teraz najmniejszego znaczenia. Może nie wskóram za wiele na własną korzyść, ale może uda mi się zyskać czas dla Ethan'a. Może nie będzie musiał za pieprzone sześć dni stawać na ringu, pozwalając się skatować.
Może uda mi się coś naprawić samej. Bez niczyjej pomocy. Może dam radę. Może będę wystarczająca.
Wiadomość od Ethan'a z prośbą, żebyśmy spotkali się na siłowni przyszła pod koniec ostatniego wykładu, więc niespełna dziesięć minut po jego zakończeniu byłam już w drodze na Long Island. Była to idealna okazja, żeby mu powiedzieć o moim planie i trzymać kciuki, że uzna go za dobry, a przynajmniej postara się to zrobić.
W końcu policja okazała się pomocna przy sprawie z Charlesem, więc czemu teraz miało by być inaczej?
Pchnęłam drzwi siłowni, wpadając do lokalu, jak do siebie z myślami w chmurach. Jakoś naiwnie wierzyłam, że mój pomysł jest dobry i naprawdę uda nam się uniknąć tego koszmaru, który zaplanował Aiden.
Kiedy jednak zrobiłam dokładnie cztery kroki stanęłam, jak wryta, wlepiając spojrzenie w stojącego na ringu po prawej Ethan'a. Nie był sam. Tuż obok niego stał Gabriel, a na ławce z łokciami opartymi o swoje kolana siedział Luke.
Ethan zauważył mnie jako pierwszy i całkowicie, ignorując mówiącego do niego Gabriela zeskoczył z ringu i podszedł mnie, mnie.
— Co oni tu robią? — zapytałam, zanim zdążył się odezwać.
— Potrzebuje ich pomocy — powiedział cicho zerkając na obserwująca nas dwójkę — Od dawna nie stałem na ringu z kimś, kto sięga mi wyżej niż do piersi.
Uchyliłam mimowolnie usta, a żołądek ścisnął mi się boleśnie.
— Wiedzą...? — zacisnęłam dłoń na pasku torebki na ramieniu, wlepiając spojrzenie w brązowe tęczówki.
Ethan uśmiechnął się delikatnie.
— Tyle, ile muszą. Spokojnie.
Nie wiedziałam, co to miało znaczyć. Czy wiedzieli o szantażu? O jakimś filmiku ze mną w roli głównej? Czy po prostu o tym, że z jakiegoś powodu Ethan miał stanąć za sześć dni na ringu i zawalczyć?
Zebrałam myśli, próbując zachować pewność siebie i złapałam Ethan'a za dłoń, kiedy ten obrócił się, żeby wrócić na ring.
— Czekaj — zatrzymałam go, na co spojrzał na mnie pytająco — Myślałam dziś trochę o tym wszystkim... — ściszyłam głos — Po prostu pójdę na policję z tym nagraniem. Może nie uda się zrobić nic więcej, ale chociaż zdobyć trochę czasu.
Lekki uśmiech z jego twarzy zniknął w ułamku sekundy, a jego dłoń zacisnęła się mocniej wokół mojej. W jego spojrzeniu pojawiło się coś, co sprawiło, że od razu zaczęłam wątpić w siebie.
Mogłam mu nie mówić.
Mogłam to po prostu zrobić, zanim tu przyjechałam.
— Nie — pokręcił głową, patrząc mi głęboko w oczy — Policja tutaj nic nie zdziała.
— Nie?
— Nie, Scar. To zbyt ryzykowne. Może tylko pogorszyć sytuację — powiedział, patrząc mi głęboko w oczy — Dobrze wiesz, jak to się skończy. Zrobią z Ciebie winną temu i zamiotą sprawę pod dywan.
— Ale... — zaczęłam, chcąc go przekonać, ale wyraz jego twarzy pozostał nieugięty.
— Proszę Cię nie ryzykuj — powiedział, a w tonie jego głosu rozbrzmiał nutka rozdrażnienia — Mamy zbyt mało czasu.
Oderwałam wzrok z jego oczu, próbując zrozumieć jego perspektywę, ale nie mogłam pogodzić się z bezczynnością. Miałam nic nie robić i pozwolić, żeby znów ryzykował dla mnie wszystkim co miał? To nie było dobre. To nie było normalne.
Nie zasługiwałam na coś takiego.
Ethan bez słowa puścił moją dłoń, po czym, jak w zwolnionym tempie skierował się w stronę ringu. Stałam jeszcze przez kilka sekund, wpatrując się w to, jak brunet pochyla się przechodząc pod czerwonymi linkami i staje naprzeciw Gabriela, którego wzrok wyrażał tylko jedno.
Zdezorientowanie.
— Trzymaj — Ethan wyciągnął w jego stronę rękawice.
Czarnowłosy spuścił wzrok na jego dłonie, po czym znów go podniósł i wlepił w bruneta z widoczną dezaprobatą.
— Nie — pokręcił głową.
Ethan ściągnął brwi, a mięśnie jego ramion napięły się co dostrzegłam nawet z tej odległości.
— Nie?
— Nie — powtórzył znacznie głośnej, przez co jego głos rozniósł się echem po pomieszczeniu — Nie mam pojęcia, co tu się odpierdala, ale nie pozwolę wrócić ci na ring.
Nieświadomie zrobiłam krok w przód nadal zaciskając dłoń na pasku torebki. Nie potrafiłam spojrzeć na Lukę'a ani Gabriela, wiedząc, że obaj, jeśli nie widzieli to z pewnością domyślali się, że to, co się teraz działo było moją winą.
— Nie pytałem o pozwolenie — mruknął Ethan w odpowiedzi, starając się utrzymać spokój, mimo że każdy dostrzegł by, że wystarczyło kilka sekund, żeby wybuchł — Załóż — wcisnął rękawice w dłonie Gabriela bez względu na jego sprzeciw.
— Nie — mężczyzna rzucił rękawice na ziemię — Nie będziesz brał udziału w żadnej jebanej walce po tym, jak mówiłeś mi jak cholernie się cieszyć, że udało Ci się od tego uwolnić. Wiesz, poza tym, jak kończą się walki na Brownsville — warknął — Albo skierowaniem na OIOM, albo do grabarza. Nic pomiędzy.
Serce podeszło mi go gardła, a wzrok uciekł w stronę bruneta. Modliłam się, żeby zaprzeczył słowom Gabriela i zapewnił mnie, że czarnowłosy przesadza, ale nic takiego nie zrobił.
O Boże. W co ja go wpakowałam?
— Gabriel... — ostrzegawczy ton Lukę'a który wstał z ławki i podszedł do linek ringu nie zadziałały na Davisa tak jak zapewne tego chciał.
Czarnowłosy zerknął przez ramię, posyłając Lukowi mordercze spojrzenie, po czym znów spojrzał na Ethan'a.
Mnie nawet nie uraczył swoim wzrokiem na ułamek sekundy, mimo że stałam teraz już zaledwie kilka kroków od nich. Jakby mnie tu nie było.
— Po to stworzyłeś to miejsce pamiętasz? — zapytał bruneta, wyrzucając dłonie w powietrze — Żeby uciec od tamtego syfu. Więc jako twój przyjaciela nie pozwolę Ci się stać jebanym hipokrytą.
Ethan z zaciśniętą szczęką pochylił się podnosząc z ziemi rękawice rzucone przez Gabriela, po czym zrobił dokładnie dwa kroki, stając naprzeciw niego. Nie odezwał się, ale napięcie w pomieszczeniu rosło z każdą sekundą.
— Mam w dupie co o mnie myślisz Gabriel — odezwał się w końcu, po raz kolejny wciskając w dłonie czarnowłosego rękawice, a ton jego głosu sprawił, że miałam wrażenie, iż w pomieszczeniu temperatura spadła o kilka stopni — Skoro nazywasz się moim przyjacielem załóż te pierdolone rękawice, wejdź na ten jebany ring i pomóż mi się do kurwy nędzy przygotować na walkę.
Zamarłam, słysząc wiązankę bluźnierstw, jaka opuściła jego usta. Nigdy nie słyszałam, żeby użył ich, aż tylu w jednym zdaniu.
— Właśnie dlatego, że nim jestem nie zrobię tego. Nie po tym wszystkim — powiedział, cofając się o kilka kroków, zwiększając między nimi odległość — Nie, gdy masz przed sobą jebaną przyszłość. Po co to w ogóle? Dla pieniędzy? — na jego twarz wpłynął grymas.
— Nie — krótka odpowiedź ze strony Colamana oczywiście mu nie wystarczyła.
— A więc po co!? — zawołał wściekle.
Ethan zamknął na moment powieki, a głośne westchnienie opuściło jego usta.
— Możemy ochłonąć? — zapytał Luke, patrząc wymownie między Ethan'em a Gabrielem, w czasie, gdy ja stałam bezradnie, z sercem w gardle.
Czarnowłosy zignorował oczywiście jego słowa.
— Po co? — powtórzył, wlepiając tęczówki w Ethan'a który nie wyglądał jakby miał zamiar uraczyć go odpowiedzią.
Patrzyłam na mężczyznę, który pierwszy raz od kilku minut spojrzał na mnie z intensywnością, która sprawiła, że zdawało się, jakby czas zatrzymał się na chwilę.
W jego oczach zobaczyłam coś, co sprawiło, że dreszcz przebiegł mi po plecach. To było głębokie zdecydowanie, na to, co chciał zrobić.
Chciał zawalczyć.
— To moja wina — wydusiłam z siebie, odrywając spojrzenie od brązowych tęczówek, których widok teraz był zbyt bolesny.
Gabriel obrócił się gwałtownie na dźwięk mojego głosu i zrównał ze mną spojrzenie. Z widoczną frustracją na twarzy ostentacyjnie raz jeszcze rzucił rękawice na ziemię po czym wlepił we mnie ciemne tęczówki.
— Nie jest to zaskoczeniem — ton jego głos był pełny goryczy i pogardy — Kiedyś myślałem, że to Ethan jest magnesem na problemy, ale teraz zaczynam widzieć, jak bardzo się myliłem — pokręcił głową, śmiejąc się krótko bez cieni wesołości — To ty przyciągasz problemy Scarlett. Ty jesteś ich jebanym źródłem.
Uchyliłam usta, czując ciężar tych słów. I chociaż większość ludzi w takim momencie szukałoby słów zaprzeczenia, ja tego nie robiłam. Dlaczego bym miała, skoro to, co powiedział Gabriel było szczerą prawdą?
Byłam źródłem problemów.
Ja byłam problemem.
Mimo wszystko kąciki moich oczu zapiekły, jakby zbierające się tam łzy miały kolce. To bolało. Prawda bolała.
Zanim zebrałam w sobie siłę na odpowiedź Ethan doskoczył do czarnowłosego i przyparł do jednego z narożników.
— Zwróć się do niej tak jeszcze jeden pierdolony raz, a już nigdy więcej nie będziesz mógł nazwać się moim przyjacielem — warknął, zaciskając dłonie na kołnierzu jego bluzy.
Luke poruszył się gotowy do interwencji, ale mój głos sprawił, że zarówno on, jak i Ethan spojrzeli na mnie zamierając w bezruchu.
— On ma rację — przełknęłam ciężko ślinę pochwytując spojrzenie brązowych tęczówek — To moja wina. Nie możesz tyle dla mnie ryzykować. Nie możesz wrócić na ring.
Ethan puścił Gabriela i w jednej sekundzie zszedł z ringu i stanął naprzeciw mnie.
— Mogę i będę — odpowiedział, a w jego głosie nadal wibrowała wściekłość, jaką wylał przed chwilą na przyjaciela — To moja jebana decyzja i musicie to wszyscy zaakceptować.
— Nie — pokręciłam głową, robiąc kolejny krok w tył — Coś wymyślę. Coś innego niż to.
Nie czekając na jego odpowiedź odwróciłam się chcą wyjść z siłowni, gdzie miałam wrażenie, jakby zabrakło powietrza na naszą czwórkę.
Zanim zrobiłam jednak, chociaż krok w stronę drzwi Ethan złapał mnie za dłoń i przyciągnął do siebie z taką siłą, że nie mogłam z nim walczyć. Moje plecy zderzyły się z jego klatką, która unosiła się i opadała szybko zapewne od emocji, jakie w nim szalały.
— Nie uciekaj ode mnie — szepnął, a w jego głosie nie było już złości, było coś znacznie gorszego; desperacja — Nie odtrącaj mnie. Nie każ mi myśleć, że robię coś złego chcąc Cię chronić.
Zamknęłam na chwilę oczy, czując jego ciepło i gorący oddech na szyi.
Nie miałam pojęcia, ile tak stałam, marząc o tym by zatrzymać tę chwilę; żeby koniec tygodnia nigdy nie nadszedł, ale w końcu zebrałam w sobie resztki odwagi i obróciłam się zrównując z nim spojrzenie.
— Proszę daj mi wyjść — szepnęłam niemal błagalnie — Muszę pomyśleć.
Ethan zacisnął szczęki, gotów na konfrontację, ale w jego spojrzeniu dostrzegłam cień zrozumienia.
— Pod warunkiem, że dziś do mnie wrócisz — poluzował lekko chwyt na mojej dłoni — Obiecaj, że to zrobisz.
Zamrugałam, odganiając łzy i uparcie próbowałam utrzymać zdystansowaną postawę, ale on był jak magnes. Wiedziałam, że jeśli zostanę tu chociaż chwilę dłużej nie zdołam myśleć trzeźwo i uwierzę w jego każde słowo.
Uwierzę, że to wszystko nie było moją wina; że ryzyko, jakie chciał podjąć nie będzie tak olbrzymie i że ja byłam warta tego ryzyka.
— Obiecuję — odpowiedziałam, przełykając gulę w gardle.
Po tych słowach brunet puścił moją dłoń i pozwolił mi odejść. Wiedział, że tego właśnie teraz potrzebowałam.
Nie patrząc na Gabriela ani Luke'a którego spojrzenia i tak unikałam od samego wejścia tutaj wyszłam na pogrążone w ciemności ulice Long Island z trudem, powstrzymując się przed wyrzuceniem z siebie całego bólu, jaki we mnie się mnożył.
Nie pamiętam, o czym myślałam, snując się bez celu po ulicach Nowego Jorku przez następną godzinę, dwie lub trzy. Może nie myślałam o niczym? A może o wszystkim?
Pamiętam jednak, że gdy wróciłam do domu niemal o zmroku i zobaczyłam śpiącego na swojej kanapie Ethan'a
zrozumiałam, że z naszej dwójki to on miał więcej do stracenia. Miał przyszłość. Ja jedynie naiwną nadzieje, że pewnego dnia się obudzę i coś się zmieni.
To właśnie w tamtym momencie, gdy spojrzałam na jego spokojną twarz wtuloną w materiał zmiętego beżowego koca postanowiłam sobie, że jeśli, ktokolwiek miał wyjść z tego wszystkiego cało to będzie to właśnie on.
Bo to była moja kolej na odkupienie win.
XX
Do następnego ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top