3 ✫


Ludzie często się go pytali, dlaczego wybrał właśnie tę drogę? Dlaczego postanowił pracować w szpitalu psychiatrycznym? Jednak Doyoung nie miał na to odpowiedzi. Po prostu czuł, że to właściwe miejsce, a jeśli jego chłopak nie miał z tym żadnego problemu, to chyba nie powinien się nad tym zastanawiać. Tym bardziej, że był ordynatorem, a nie jakimś tam pielęgniarzem. Przeszedł próg gabinetu, który należał do niego i od razu przebrał się w swój fartuch zakładając również na nos okrągłe okulary. Złapał do ręki swój notatnik po czym wyszedł z pomieszczenia kierując się do pierwszego pacjenta tym samym zaczynając obchód.

Właściwie odwiedził już trzech pacjentów i żaden z nich nie zrobił niczego nadzwyczajnego, więc był nawet zadowolony, że nie dokładają mu dodatkowej pracy. Jednak przed nim był pacjent, który irytował go jak nikt inny w tym szpitalu.

Wziął głębszy wdech po czym wszedł do pokoju, w którym znajdował się Chittaphon.

- Dzień dobry - Doyoung odezwał się do chłopaka, który jak to miał w zwyczaju siedział na parapecie i patrzył co się dzieje za oknem.

Czarnowłosy zareagował jednak na głos mężczyzny i odwrócił głowę w jego stronę, po czym westchnął ciężko i powoli zszedł z parapetu. Skierował się w stronę fotela i usiadł na nim cały czas patrząc na lekarza.

- Jak Ci mija dzień? - Kim zapisywał coś na kartce badając wzrokiem całe pomieszczenie, które swoją drogą było naprawdę puste i ponure.

- No nie uwierzysz - zaczął. - Tak samo jak wczoraj. - Chittaphon uśmiechnął się sztucznie wywracając przy tym oczami.

Doyoung miał wielką ochotę zrobić mu wykład, że nie powinien zwracać się do niego w nieformalny sposób, ale po pierwsze wiedział, że się z nim nie dogada, a po drugie po prostu mu się nie chciało.

- W porządku - mruknął. - A jak się czujesz?

Ten wiedział, że to podchwytliwe pytanie. A jak do jasnej cholery mógł się czuć będąc zamkniętym w szpitalu psychiatrycznym? Nie mając z kim porozmawiać, ani nawet z kogo się pośmiać. Czuł się źle i naprawdę nie miał ochoty o tym rozmawiać.

- Dobrze - wzruszył ramionami, wiedząc, że to jedyna dobra odpowiedź. - A ty?

Rudowłosy zmarszczył brwi patrząc na niego, a raczej lustrując go całego wzrokiem, tym samym dojrzał jego dziwne rysunki na rękach, ale o tym na razie nie chciał wspominać.

- Również dobrze.

Taj wpatrywał się w lekarza chcąc dostrzec choćby jakieś drgnięcie mięśni jego twarzy, jednak nic takiego się nie wydarzyło. On chyba nie miał żadnych emocji.

- Jesteś strasznie oschły - zauważył Ten.

Doyoung uniósł brew słysząc uwagę pacjenta, po czym spojrzał na niego poprawiając przy tym swe okulary.

- Jest pan okropnie oschły - westchnął ciężko. - A to nie idzie w parze z taką twarzą.

Chittaphon uśmiechnął się delikatnie widząc jak Kim wciąż wpatrywał się w niego jakby próbując przeczytać co chłopak ma na myśli.

- Wyglądasz jak królik - chłopak uśmiechnął się szeroko widząc zdziwioną minę na twarzy Doyounga. Dobra, czyli jakieś tam emocje posiada. Ułożył się wygodnie w fotelu wciąż się uśmiechając i patrząc na lekarza, który patrzył na niego jakby był poirytowany.

Jednak Kim postanowił pominąć tę uwagę i próbując wyzbyć się jej z głowy zlustrował chłopaka jeszcze raz tym razem bardziej skupiając się na rysunkach, które ozdabiały jego ręce. Jedyne co zauważył to jakieś bazgroły i gwiazdki. Cokolwiek to miało znaczyć.

- W takim razie, jutro również do Ciebie zajrzę - rudowłosy skierował się do drzwi, za którymi po chwili zniknął, a Chittaphon odprowadził go do nich wzrokiem.

Co jak co, ale Doyoung naprawdę wyglądał jak królik. Pewnie gdyby się więcej uśmiechał, Chittaphon mógłby zaryzykować stwierdzeniem, że jest po prostu uroczy.

***

Doyoung zdecydowanie nie lubił odwiedzać chłopaka z pokoju 037. Jednakże był on pacjentem i powinien mieć do niego podejście takie jak do każdego innego w tym szpitalu. Tak też próbował robić.

- Dzień dobry - ordynator odezwał się pierwszy patrząc na chłopaka, który tak jak zwykle siedział na swoim parapecie.

- Dzień dobry, panie Kim - Chittaphon odpowiedział, jednak nie zaszczycił go swym spojrzeniem.

- Jak się dzisiaj czujesz? - Kim zadał pytanie lustrując chłopaka swym wzrokiem i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że znów zauważył jakieś dziwne malunki na jego skórze.

- Dobrze - ta sama odpowiedź.

Gdyby ktoś zapytał Doyounga, czy nie denerwuje go ta rutyna, zdecydowanie odpowiedziałby, że denerwuje, ale cóż mógł zrobić? Przecież to chorzy ludzie, którzy właściwie nawet nie wiedzieli jakie emocje odczuwają w danej chwili, a już na pewno nie wiedzieli jak je nazwać.

- Masz zaplanowaną na dziś rozmowę z doktorem Lee, później któryś z pielęgniarzy Cię do niego zaprowadzi.

- Po co? - Ten odwrócił się w jego stronę unosząc brew ku górze.

Doyoung podszedł do chłopaka i spojrzał na niego z góry uśmiechając się delikatnie, jednakże Ten odebrał to jako atak.

- Nie potrzebuję rozmawiać z doktorem Lee - Chittaphon zmarszczył brwi patrząc podejrzliwie na rudowłosego.

- Ten, widzę, że coś Cię trapi - Kim zawahał się, jednak ostatecznie złapał go za nadgarstek i uniósł jego rękę ku górze. - Nawet twoje ciało to ukazuje.

- Nie dotykaj mnie! - Chittaphon zeskoczył z parapetu jak oparzony tym samym wyrywając się z uścisku mężczyzny. Jego oczy stały się ciemniejsze, a on sam przybrał pozycję obronną.

- Ten - Doyoung wziął głębszy wdech. - Nic się nie stało.

- Nie potrzebuję rozmawiać z doktorem Lee, a ty nie powinieneś mnie dotykać - urwał oddychając szybko. - Więc jednak coś się stało - warknął.

Chittaphon podszedł do łóżka i usiadł na nim cały czas patrząc na okularnika.

- Nawet nie waż się do mnie podchodzić.

- Ten, ale-

- Nie podchodź do mnie i nie dotykaj mnie! Nie chcę tego, nie rozumiesz?! - Taj krzyknął do niego czując się już sfrustrowany i nieco przytłoczony.

- W porządku, nie mam zamiaru tego robić - Doyoung spojrzał na niego. - Ale rozmowę z doktorem Lee i tak odbędziesz.

Powiedział to po czym opuścił jego pokój zostawiając go samego. Chittaphon oddychał ciężko trzymając w dłoni swój nadgarstek, na którym jeszcze przed chwilą zaciskały się chude palce rudowłosego. Nikt nie będzie dotykał go bez jego zgody. Tym bardziej, gdy w tym miejscu znajdują się jego rysunki.

Puścił swój nadgarstek z uścisku i spojrzał na niego lustrując wzrokiem nieco rozmazane rysunki. Jedna z gwiazdek prawie zniknęła, a królikowi starło się jedno ucho.

To za wiele. Nikt nie będzie dotykał jego rysunków. Nawet osoba, która była jego inspiracją.

***

Doyoung stał już od kilku minut przed lustrem i nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że jego poczynania obserwuje jeden z pielęgniarzy.

- Um, panie ordynatorze - odezwał się w końcu.

Rudowłosy oderwał się od lustra i spojrzał na chłopaka, który stał w progu nieco zdezorientowany.

- Tak? - uniósł brew.

- Przyniosłem dokumenty, o które pan prosił - chłopak uniósł teczkę ku górze tym samym skupiając na niej wzrok swego rozmówcy.

- Ah, dziękuję bardzo, Taeil - odpowiedział żywo wyciągając rękę w jego kierunku, aby odebrać daną rzecz.

- Proszę - chłopak uśmiechnął się i już miał wychodzić, jednak w pomieszczeniu znów rozległ się głos starszego.

- Czy ja wyglądam jak królik? - Kim uniósł brew patrząc na pielęgniarza, który uśmiechnął się nieco szerzej.

- Jeśli mam być szczery, to - urwał uważnie lustrując twarz lekarza. - Trochę tak.

- Ah, w porządku - lekarz poprawił okulary, które spadały z jego nosa. - Możesz już iść.

Taeil ukłonił się lekko po czym z delikatnym uśmiechem opuścił gabinet ordynatora. Doyoung stanął po raz kolejny przed lustrem i spojrzał na swoje odbicie. Nie widział w sobie nic z królika. W takim razie, albo to oni są nienormalni, albo to z nim jest coś nie tak.

Zważając jednak na to, co Ten miał wpisane w akta, zdecydowanie on zasługiwał na miano nienormalnego.

***

- Już myślałem, że nie przyjdziesz dzisiaj w odwiedziny - Ten uśmiechnął się lekko widząc jak Doyoung przekracza próg jego pokoju.

- Dzień dobry, mi również miło Cię znów widzieć - Kim wyciągnął długopis z kieszeni fartucha i zaczął zapisywać każdym najmniejszy szczegół dotyczący wyglądu chłopaka, co równało się z tym, że cały czas intensywnie się w niego wpatrywał.

Chittaphon uśmiechnął się tajemniczo po czym położył się na łóżku bokiem jedną ręką podpierając głowę.

- Dlaczego tak na mnie patrzysz? - Ten uniósł brew wciąż się uśmiechając.

- Tak po prostu - Doyoung wzruszył mimowolnie ramionami zdając sobie sprawę, że nie do końca była to prawda.

- Gdyby twój chłopak tu był mógłby pomyśleć, że chciałbyś go zdradzić.

Ręka lekarza zastygła w bezruchu, a chłopak zaśmiał się cicho. Kim wpatrywał się w niego marszcząc brwi, jednocześnie starając się odepchnąć od siebie myśli zabójstwa młodszego.

- Nie wyobrażaj sobie za dużo, Ten - powiedział oschle znów zapisując jakieś ważne, jego zdaniem, rzeczy.

Chittaphon westchnął ciężko kładąc się tym razem na plecach i wbił wzrok w sufit. Wciąż uważał, że powinien chociaż dostać świecące w ciemności gwiazdki. Zdecydowanie umiliłyby mu noce w tym okropnym miejscu.

- Jednak na twoim miejscu, to ja byłbym zazdrosny - ciszę przerwał głos Taja.

Doyoung po raz kolejny zmarszczył brwi starając się nie ukazywać zbyt wielu uczuć.

- O czym Ty mówisz?

- O tym, że gdybym miał tak oschłego chłopaka to sam rozejrzałbym się za innym.

Ten uniósł się do pozycji siedzącej od razu opierając się plecami o ścianę. Wziął do ręki mniejszą poduszkę i przytulił się do niej.

- A jak tam po rozmowie z doktorem Lee? - Kim postanowił pominąć to co chłopak przed chwilą powiedział, bo nie chciał wdawać się z nim w zbędne rozmowy.

- Słyszałem, że twój chłopak to naprawdę dobry materiał - urwał. - A Ty cały czas przesiadujesz w tym szpitalu. - Chittaphon westchnął, chyba setny raz już tego dnia, po czym wbił swój intensywny wzrok w lekarza. - Na jego miejscu myślałbym, że masz tu kogoś.

Kąciki usta pacjenta uniosły się w lekkim, jednak trochę przerażającym, uśmiechu.

- Ten, wydaje mi się, że zapomniałeś o tym kto jest tutaj pacjentem, a kto lekarzem. - Doyoung spojrzał na niego, myśląc teraz aktualnie tylko o tym, że w domu czeka na niego Jaehyun, który kocha go całym sobą i nigdy w życiu nie zrobiłby czegoś takiego. Chyba.

- Tak tylko mówię - wzruszył ramionami po czym uśmiechnął się delikatnie. - Rozmowa z doktorem Lee, jak to rozmowa, nic nadzwyczajnego.

Błysk w oku chłopaka powinien być niepokojący, jednakże Doyoung nawet go nie zauważył. Być może na niego patrzył, ale jego umysł był aktualnie zajęty czymś innym. Po krótkiej chwili jednak wrócił do siebie i włożył długopis do kieszeni swego fartucha.

- To dobrze - zacisnął mocniej palce na notatniku. - Jeśli nic więcej się nie wydarzyło, to znaczy, że mogę iść dalej.

Doyoung odwrócił się, jednak po chwili poczuł jak ktoś łapie go za nadgarstek. Oczywiście był to Chittaphon, który wpatrywał się w niego wielkimi oczami z delikatnym uśmiechem na ustach. Był zdecydowanie za blisko i Kim zdawał sobie sprawę z tego, że było to dosyć niebezpieczne. Chłopak przysunął się do niego jeszcze bliżej wciąż wpatrując się w oczy lekarza.

- Gdybyś tylko się więcej uśmiechał - Ten odezwał się jednak bardzo cicho, jakby bał się, że ktoś z zewnątrz może go usłyszeć. - Twój chłopak na pewno nie patrzyłby na innych.

Gdyby nie fakt, że Doyoung był lekarzem, ba, ordynatorem, zdecydowanie uderzyłby młodszego. Teraz jedynie wziął głębszy wdech po czym na ułamek sekundy uśmiechnął się delikatnie w tym samym momencie kładąc swą dłoń na tej pacjenta. Ścisnął mocniej jego palce uwalniając się z uścisku chłopaka, który skrzywił się odczuwając ból.

- Ała! - syknął. - Teraz wcale się nie dziwię, dlaczego mówią w całym szpitalu o tym, że twój chłopak jest z Tobą tylko dla pieniędzy.

Chittaphon zmierzył go swym lodowatym spojrzeniem po czym wrócił na łóżko, na którym od razu się położył. Kim nawet się nie pożegnał, po prostu wyszedł.

O czym do jasnej cholery ten gnojek mówił? I jakim prawem w ogóle śmiał wypowiadać się na takie tematy nawet nie znając Jaehyuna? Jednak ciekawiło go skąd on w ogóle wiedział o jego związku i kto naopowiadał mu takich głupot.

Jeśli się dowie kto w ogóle miał czelność rozpowiadać takie rzeczy, zabije go. 


  ✵ ✵✵ 

Hejka! To już trzeci rozdział i mam nadzieje, że wam się spodobał ^^ 

Jestem wdzięczna za wszystkie wyświetlenia, gwiazdki, komentarze - naprawdę dziękuję wam bardzo! Nie będę niepotrzebnie przedłużać, jedyne o czym jeszcze wspomnę, to o tym, że w przyszłym tygodniu rozdział może pojawić się nieco wcześniej :D 

Tyle ode mnie, w razie jakichkolwiek pytań - śmiało, nie gryzę! ☺

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top