12 ✫


- Ogłoszenie wyroku odbędzie się po naradzie.

Ji zastukał młotkiem po czym wraz z ławnikami ruszył ze swojego miejsca i zniknął za drzwiami. W przerwie niektórzy wyszli z sali w tym Yuta wraz z Taeyongiem.

- Mam mieszane uczucia - Lee spojrzał na swego obrońcę po czym przygryzł wargę mimowolnie zaciskając ręce w pięści.

- Mhm - odparł Nakamoto wbijając wzrok w ścianę. Szczerze mówiąc spisywał ich na straty. Przez całą rozprawę sędzia nie spojrzał na niego ani razu, może oprócz momentów, w których udzielał mu głosu. Poza tym nie wydawał się być zbytnio im przychylny. Tak więc, gdyby Yuta miał ocenić ich aktualną sytuację, mógłby swobodnie stwierdzić, że są w czarnej dupie.

Chwilę później zostali zawołani na salę, więc zajęli swoje miejsca i czekali na wyrok. Właściwie Yuta chyba by zwymiotował, gdyby nie te tabletki, które rano zażył. Pierwszy raz tak bardzo stresował się tym, że coś mogło pójść nie tak. Ale dzięki temu przysiągł sobie jedno. Nigdy więcej nie będzie już obrońcą swojego przyjaciela, nigdy.

- Sąd Najwyższy Korei Południowej po rozpoznaniu sprawy uznaje pana Lee Taeyonga za winnego dokonanego czynu...

W tym momencie Nakamoto dostał zawału serca, zapaści i krwotoku wewnętrznego. Miał ochotę skoczyć z okna z przywiązanym do szyi kamieniem, w locie jeszcze podciąć sobie żyły i tak dla pewności strzelić z broni w głowę. Ale jedyne co mógł zrobić to spojrzeć na swojego przyjaciela i posłać mu przepraszające spojrzenie.

- I wymierza karę grzywny w wysokości szesnastu milionów won oraz karę zawieszenia prawa do wykonywania zawodu na okres pięciu lat. Sprawę uznaję za zamkniętą.

Taeyong spojrzał na Yutę, który zszokowany wciąż siedział w miejscu i wpatrywał się z niedowierzaniem w Hansola. Zabije go przy najbliżej okazji przez to co mu tu dzisiaj zgotował.

- Yuta? - Lee szturchnął przyjaciela w ramię, aby na niego spojrzał. - Nic nie rozumiem.

- No ja właśnie też nie. Byłem przekonany, że ten dupek jest totalnie przeciwko nam.

- Na pierwszej rozprawie też odniosłem takie wrażenie, ale wow, chyba skończyło się dobrze, co?

- Chyba tak. Klinika nadal należy do Ciebie, jedynie nie możesz być psychiatrą przez te pięć lat i musisz zapłacić. Poza tym wszystko jest tak samo.

- Nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy. To nie jest sen, co?

Nakamoto przytaknął głową i po chwili wyszli z sali kierując się w stronę wyjścia. Przed drzwiami wyjściowymi Taeyong jednak się zatrzymał i spojrzał na Japończyka.

- Zamierzasz w tym wyjść? - Lee uniósł brew, a mężczyzna zlustrował się szybko wzrokiem po chwili uśmiechając się szeroko.

- Kurde! Wyszedłbym w tej kiecce, trochę przypał - podrapał się po głowie chichocząc cicho. - Muszę iść się przebrać, więc nie czekaj na mnie. Wrócę do domu taksówką, czy coś.

- Jak chcesz - Taeyong wzruszył ramionami po czym, gdy Yuta odwrócił się i ruszył w kierunku swojego gabinetu złapał go za nadgarstek.

- Yy, co ty robisz? - Japończyk uniósł brew patrząc podejrzliwie na przyjaciela.

- Nie wiem co zrobiłeś, ale dziękuję Ci. Dokonałeś niemożliwego i będę Ci wdzięczny do końca życia - przerwał. - I przepraszam Cię za to co powiedziałem. Dobrze wiesz, że tak nie myślałem. Zachowałem się jak ostatni debil, ale to wszystko przez to, że po raz pierwszy chyba zależy mi na kimś tak bardzo. Przepraszam - Lee uśmiechnął się nieśmiało, po czym szybko przytulił do siebie obrońcę i odsunął się od niego.

- Okej, to było dziwne - Yuta zmrużył oczy uśmiechając się delikatnie.

- Jeśli komuś o tym powiesz to się wyprę.

- Jasne, a jak wrócę do domu to pewnie rzucisz się na mnie ze swoim ohydnym pyskiem - mężczyzna zrobił zdegustowaną minę po czym zaśmiał się cicho. - A teraz idę. Do zobaczenia później.

Taeyong posłał jeszcze lekki uśmiech przyjacielowi i po chwili wpatrywał się już w jego plecy. Nie miał pojęcia co się właśnie stało, ale czuł, że jego życie może wrócić do normy. Wiedział, że już naprawdę niedługo będzie mógł się zobaczyć z Tenem i wynagrodzić mu stracony czas.

Miał tylko nadzieje, że stracił jedynie owy czas, a nie Tena.

***

Lee wyszedł z auta i popatrzył na budynek przed sobą. Wziął głębszy wdech po czym skierował się w stronę drzwi wejściowych. Wszedł do środka podążając w odpowiednim kierunku i co chwilę skłaniał się osobom na korytarzu. Dawno nie był w klinice i domyślał się, że dla ludzi, którzy go mijali to był szok.

- Doktorze Lee!

Nagle obok niego pojawił się pielęgniarz, którego Taeyong darzył wielkim zaufaniem i ogólną sympatią.

- Taeil, miło Cię znów widzieć - uśmiechnął się delikatnie.

- Myślę to samo o panu - chłopak odwzajemnił uśmiech. - Um, czy to znaczy, że pan tu już tak, ee-

- Nie. - Taeyong podrapał się po głowie po czym przycisnął do siebie teczkę. - Muszę załatwić kilka spraw dotyczących Tena.

- Ah - Moon zmarszczył brwi słysząc jego słowa i spuścił wzrok na podłogę.

- No tak, pierwszy raz mówię o tym tak oficjalnie - Lee wydawał się być teraz nieco zakłopotany, jednak pielęgniarz od razu uniósł wzrok wbijając go w mężczyznę.

- Nie, to nie tak. Po prostu - przerwał. - Jakby to powiedzieć...

- Taeil? O co chodzi?

Moon spojrzał na niego wymownie po czym odwrócił się na pięcie i skierował w stronę pokoju dla pielęgniarzy. Taeyong posłusznie poszedł za nim, a gdy wszedł do środka pielęgniarz od razu zatrzasnął za nim drzwi i upewnił się, że w pomieszczeniu nikogo nie ma.

- Dowiem się wreszcie o co chodzi?

- Junmyeon leczy go po swojemu.

- Co to znaczy? - Lee uniósł brew wpatrując się w młodszego.

- Sporządził dla niego nową listę z lekami i z tego co wiem to jego stan po prostu się pogarsza z dnia na dzień. - Taeil podszedł do szafek, w których trzymano harmonogramy z dawkowaniem leków. Wyciągnął odpowiednie dokumenty i podszedł do Taeyonga przekazując mu je.

Mężczyzna zlustrował kartki wzrokiem po czym spojrzał na pielęgniarza, który zaciskał mocniej wargi.

- Czy to jakiś żart?

- Chciałbym. - Moon westchnął ciężko wpatrując się w lekarza. - Nawet używał w jego przypadku leków uspokajających, no i związywał go w kaftan.

- Co?! - Taeyong uniósł brwi zszokowany. - Przecież to jest naprawdę ostateczność, nie wierzę w to, że Ten mógłby zrobić coś złego, a już na pewno nie w takim stopniu żeby stosować na nim takie metody.

- Wiem. Dlatego czasem nie podawałem mu takich dawek jakich mi kazał, a niektórych tabletek w ogóle mu nie podawałem, ale Junmyeon chyba się zorientował, bo od jakiegoś czasu Kyungsoo zajmuje się Tenem.

W pomieszczeniu zapanowała cisza, a jedyne co można było usłyszeć to szmer dochodzący z korytarza. Taeyong teraz był już pewien, że musi zabrać stąd Tena jak najszybciej.

Musi go uratować zanim będzie za późno.

***

W gabinecie rozległo się głośne pukanie, przez co Kim spojrzał zniesmaczony na drzwi. Osoba stojąca za nimi nawet nie czekała aż lekarz łaskawie zezwoli na wejście do środka.

- O proszę, kogo tu mnie do mnie przywiało - Junmyeon uśmiechnął się sztucznie wpatrując się w mężczyznę, który zamknął za sobą drzwi i podszedł do biurka.

- Nie zapominaj, że jestem u siebie - Lee puścił do niego oczko unosząc jeden z kącików ust.

- Czego chcesz? - głos lekarza stał się nagle szorstki, a z jego ust zszedł uśmiech.

- Żebyś podpisał się tu i ówdzie. - Mężczyzna wyciągnął z teczki dokumenty kładąc je na biurku i podsuwając pod nos Junmyeona.

Kim zlustrował wzrokiem dokumenty po czym uśmiechnął się szyderczo i spojrzał na Lee odsuwając od siebie kartki.

- Nie licz na to. Nie podpiszę się pod tym, że ten popapraniec jest zdrowy - przerwał. - Wybij to sobie z głowy.

- To ty próbujesz na siłę zrobić z niego chorego. Leki, których używałeś są wręcz niedozwolone jeśli chodzi o jego chorobę. - Taeyong oparł dłonie na biurku i pochylił się w jego stronę. - Naprawdę nie chciałem robić Ci syfu, ale najwidoczniej będę do tego zmuszony.

- Grozisz mi?

- Przyjąłem Cię tu, dlatego że daję ludziom drugą szansę, bo wiesz - przerwał. - Ludzie się zmieniają. Ale z tego co widzę, Ty już zawsze pozostaniesz sobą.

- Nie rozśmieszaj mnie. - Junmyeon rozsiadł się wygodnie w swoim fotelu i uśmiechnął się łobuzersko. - Nie interesuje mnie co zrobisz, nie podpiszę Ci tego. Tym bardziej, że na miejscu sądu sam kazałbym Ci podjąć się leczenia.

Taeyong spojrzał na niego analizując jego słowa. Czy tego typa już całkowicie pogrzało? Wow, w tym momencie wyzbył się już jakiejkolwiek cząstki sympatii do niego.

- Skoro pieprzyłeś się z tym psycholem, to chyba sam nim jesteś.

Kim posłał mu jeden ze swych chamskich uśmieszków i mimo że w Lee gotowało się już ze złości , nie dał się wyprowadzić z równowagi.

- I kto to mówi? - przerwał. - Osoba, która wykorzystała kilka pielęgniarek w poprzednim szpitalu. Poza tym, Junmyeon, wiem wszystko o twoich przewinieniach. O podkradaniu lekarstw również, a co za tym idzie, o twoich nielegalnych sprawach też.

- Zamknij się - Kim warknął w jego stronę po czym sięgnął po długopis i złożył swój podpis w odpowiednich miejscach. Taeyong uśmiechnął się triumfalnie po czym zabrał dokumenty i schował je do teczki.

- Trzeba było tak od razu, to nie. Musiałeś mnie zirytować - Lee odwrócił się na pięcie i skierował w stronę wyjścia. W połowie drogi jednak zatrzymał się i z delikatnym uśmiechem na twarzy odezwał się odwracając w jego stronę.

- Zapomniałbym - złapał się za głowę uśmiechając przy tym przez cały czas.

- Czego?

- Spakuj się - Lee przestał się uśmiechać patrząc na niego. - Za godzinę już Cię tu nie ma.

- Co? - Kim wpatrywał się w niego ze zmarszczonymi brwiami.

- Nie pracujesz już tutaj. Nie będę tolerował takich zagrywek z twojej strony. - Mężczyzna zwilżył językiem wargi wciąż na niego patrząc. - Ale nie wystawię Ci żadnej opinii, więc powiedzmy, że to taki prezent ode mnie.

Lee uśmiechnął się do niego delikatnie po czym wyszedł z jego gabinetu i zamknął za sobą drzwi.

- Pieprzony Lee Taeyong!

To były ostatnie słowa jakie Lee usłyszał, bo potem wszystkie inne zagłuszyły spadające rzeczy, najprawdopodobniej z biurka. Uśmiechnął się do siebie zwycięsko po czym wyciągnął telefon z kieszeni i zadzwonił do odpowiednich osób. Teraz musiał jeszcze tylko załatwić kilka innych podpisów, ale wiedział, że Sehun, Jongin i Jinki nie będą sprawiać mu takich problemów jak Junmyeon.

Gdyby mógł to zakończyłby tę sprawę teraz, natychmiast. Każda minuta, której nie spędzał z Chittaphonem była dla niego stratą. Poza tym sam nie wiedział w jakim stanie właściwie był chłopak. Miał tylko nadzieje, że nie było z nim aż tak źle jak myślał, bo nie wybaczyłby tego sobie.

Nigdy.


✵ ✵✵

Hejka! Dwunastka za nami! ^^ Wszelkie opinie mile widziane tak jak zawsze. c:

Dziękuję wam za wszystkie komentarze, gwiazdki i za to, że jesteście. To daje naprawdę niezłego kopa! :>

Nie mam nic więcej do napisania, więc po prostu zostawię was z tym pięknym zdjęciem, naszych pięknych chłopców! (tak, tęsknię za nimi razem na scenie i chyba zaczyna być to widoczne)

Życzę wam miłych wakacji! (tak wiem, szybko... ale lepiej późno niż wcale, no nie?) ♥

Widzimy się w przyszłym tygodniu! :D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top