11 ✫

- Będzie dobrze, Yuta. Dasz radę. Ji wcale nie jest taki przerażający jak Ci się wydaje. Jesteś od niego lepszy, wygrasz to.

- Co ty robisz? - Taeyong spojrzał na mężczyznę, który zmrużył oczy posyłając mu mordercze spojrzenie.

- Mówię do siebie to, co ty powinieneś, ale oczywiście tego nie robisz, bo masz to gdzieś.

Nakamoto wywrócił oczami, a Lee uśmiechnął się delikatnie i poklepał go po ramieniu.

- Myślałem, że nie muszę tego mówić, bo przecież oboje wiemy, że tak jest.

- No, no. Całkiem niezły z Ciebie czaruś, już rozumiem dlaczego ten chłopak na Ciebie poleciał. - Yuta poruszał brwiami i uśmiechnął się nieco szerzej. Taeyong najpierw zrobił wielkie oczy przy okazji przestając na chwilę oddychać, a następnie zgromił przyjaciela swoim wzrokiem.

Po chwili z sali wyszła protokolantka i zaprosiła zgromadzonych na salę sądową. Taeyong dzięki rozmowie odbytej z Jinkim, czyli biegłym psychologiem sądowym, a przy okazji jego dobrym kolegą, miał mniejsze obawy. Poza tym wierzył w Yutę, bo może i był głupkiem, ale jak przychodziło co do czego to potrafił przygadać, więc miał nadzieje, że i tym razem tak będzie.

Yuta z Taeyongiem zajęli swoje miejsca, a po chwili na sali zjawił się sędzia, którego wzrok zmroził Japończyka od samych stóp po czubek głowy. Podczas tej kilkugodzinnej rozprawy zostały przedstawione zeznania Tena, Lee również opowiedział swoją historię, Yuta pokłócił się z prokuratorem, a Ji Hansol nieskończenie wiele razy musiał upominać Nakamoto za jego gadulstwo. Jednak Yuta uważał, że to nie była jego wina, bo Kim Jonghyun, czyli prokurator, zadawał pytania w ogóle niezwiązane ze sprawą. No cóż, jako obrońca miał prawo się o to czepiać.

- No powiem Ci Taeyong, że mogło być dużo gorzej - Japończyk poklepał przyjaciela po ramieniu po czym uśmiechnął się szeroko, jednakże sztucznie. - Prawdopodobnie zamkną Cię na jakiś czas, odbiorą Ci prawa do wykonywania zawodu, ale w najlepszym przypadku klinika zostanie przy tobie.

- Czy ty sobie ze mnie żartujesz? - Lee zmarszczył brwi mrużąc przy tym oczy i zbliżając się do niego. - Co ty pieprzysz, Yuta? Dobrze wiesz, że tak nie może się to skończyć.

- Nic na to nie poradzę - mężczyzna odpowiedział półgłosem wzruszając mimowolnie ramionami. - Sam słyszałeś co powiedział Ji. Nic z tym nie zrobię, Taeyong. Jesteśmy na przegranej pozycji.

Lee zaśmiał się cicho przeczesując palcami włosy po czym położył dłoń na ramieniu przyjaciela i spojrzał prosto w jego oczy.

- Nie interesuje mnie to jak to załatwisz. Sprawa nie może zakończyć się w taki sposób, rozumiesz? - doktor przysunął twarz bliżej przyjaciela i ściszył głos. - Nawet jeśli to oznacza, że naprawdę będziesz musiał się pieprzyć z tym sędzią. Masz to załatwić.

Yuta spojrzał prosto w oczy mężczyzny i pokiwał niedowierzająco głową. W życiu by się nie spodziewał, że ma aż taki tupet. W tej chwili tak bardzo chciałby mu przywalić pięścią w twarz, następnie powalić go na ziemię i zacząć po nim skakać przy okazji tańcząc taniec irlandzki, ale nie mógł. Ze względu na to, że byli w budynku sądu, nie dlatego że to mogłoby go to skrzywdzić, o to się nie martwił.

- Sam się pieprz, Taeyong - prychnął po czym wywrócił oczami ściskając w dłoniach rękawy swej togi. - A teraz jedź do domu, bo nie mam ochoty na Ciebie aktualnie patrzeć, a poza tym muszę iść się przebrać.

- W takim razie do wieczora - Lee uśmiechnął się unosząc jeden z kącików ust wyżej i puścił do niego oczko.

- Jeb się.

Nakamoto odwrócił się na pięcie przy okazji zamiatając swoją trochę przydługą togą podłogę i ruszył przed siebie długim korytarzem zostawiając Taeyonga samego. Mężczyzna po chwili odwrócił się i skierował się w stronę wyjścia z budynku. Jedyne o czym teraz mógł myśleć to o tym, czy z Tenem wszystko w porządku. Bardzo długo się z nim nie widział i naprawdę zaczynał za nim tęsknić.

***

Przekręcenie kluczyka w zamku, otwarcie i zamknięcie drzwi, a następnie czyjeś kroki. To właśnie były pierwsze dźwięki jakie Taeyong usłyszał budząc się. Przetarł oczy i spojrzał na zegarek po czym zwlókł się z kanapy i prawie zabijając się o kota wszedł do kuchni, po której Japończyk się krzątał.

- Gdzie byłeś całą noc?

- A gdzie miałem być? - Nakamoto wyciągnął mleko z lodówki i cynamonowe płatki z szafki kładąc je na blacie.

- No nie wiem, powinieneś być tutaj - Lee ziewnął przeciągle patrząc na przyjaciela, który uśmiechnął się delikatnie.

- No i byłem - mężczyzna nalał mleko najpierw do miseczki Elisabeth, która położyła się obok jego nogi, a następnie do swojej miski, po czym sięgnął dłonią po płatki i wsypał do niej kilka garści. Zawsze tak robił, bo nienawidził rozmokłych płatków. Na samą myśl o nich robiło mu się niedobrze.

- Na pewno? - Taeyong uniósł brew opierając się o futrynę.

- Czy ja jestem na komisariacie? Byłem tylko w sklepie.

Yuta zapełnił swe usta płatkami i popijał je mlekiem nie zwracając uwagi na stojącego przyjaciela, który cały czas się w niego wpatrywał. Zamiast tego patrzył jak kot turla się po podłodze bawiąc się korkiem od wina.

- Kupiłeś mi miodowe płatki? - Lee podszedł do szafki otwierając ją po czym spojrzał na Japończyka. - Kupiłeś?

Taeyong podszedł do przyjaciela i przystawił swą twarz jak najbliżej jego sprawiając tym samym, że Nakamoto prawie spadł z krzesła.

- Co ty robisz, idioto?

- Zadałem pytanie?

- Ah tak? - chłopak zmieszał się nieco mrużąc oczy. - Możesz je powtórzyć?

- Już nie muszę, bo widzę, że nie kupiłeś.

- To możesz sam iść i sobie kupić, co nie? - Yuta zszedł z siedzenia i odłożył miskę z niedokończonym jedzeniem do zlewu. - Bo ja nie czuję się za dobrze i idę spać. Dobranoc.

Lee chciał jeszcze coś powiedzieć, ale jego przyjaciel zniknął zanim zdążył otworzyć usta. W sumie nie zajmował sobie już tym myśli, bo Yuta czasem miewał taki okres w swoim życiu, w którym zachowywał się jak kobieta w ciąży. No i w sumie nie martwił się nawet tym, że nie zjadł do końca swoich ulubionych płatków. Swoją drogą, kto normalny je cynamonowe płatki? Przecież to największe świństwo jakie istnieje na świecie. Była to kolejna rzecz, która ich różniła.

Właściwie byli całkowicie inni i czasem miał ochotę go zabić, ale nie wyobrażał sobie tego, aby kiedyś tego chamskiego Japońca zabrakło w jego życiu.

***

Taeil wszedł do pokoju 037 i spojrzał na chłopaka, który siedział na łóżku i wpatrywał się tępo w jeden punkt. Położył miarkę z lekami na stoliku i wziął głębszy wdech. Odkąd Junmyeon został lekarzem prowadzącym chłopaka, Ten bardzo się zmienił. Moon mógł jedynie przypuszczać, że to z powodu tabletek. Dobrze wiedział co niektóre z nich zawierały i nawet próbował zasugerować lekarzowi, że to chyba trochę zbyt mocne leki jak na zaburzenie pacjenta, jednak było to wszystko na nic. W końcu był tu tylko pielęgniarzem.

- Nie chcę ich. - Taj odezwał się wciąż wpatrując się w to samo miejsce.

- Musisz je zjeść, takie jest zalecenie le-

- Taeyong mówił, że jak się źle czuję po jakichś lekach, to mam ich nie brać - Chittaphon odwrócił głowę i spojrzał na Taeila. - Więc nie będę ich brał.

Pielęgniarz wpatrywał się w chłopaka, który siedział spokojnie na łóżku i z równie stoickim wyrazem na twarzy spoglądał na niego.

- Ten - zaczął - musisz je wziąć.

- Nie - pacjent wciąż się w niego wpatrywał. - Nie zmuszaj mnie, Taeil. Po prostu tego nie rób.

W pokoju zapanowała cisza, którą chwilę później przerwało otwarcie drzwi. Do pomieszczenia wszedł Junmyeon, którego wzrok od razu spoczął na stoliku i miarce z tabletkami.

- Pacjent zażył dzisiaj leki? - Junmyeon wpatrywał się w Taeila, który pokiwał przecząco głową. - W takim razie możesz już wyjść.

Moon jedynie skinął głową po czym opuścił pomieszczenie zostawiając ich sam na sam. Chittaphon oparł się plecami o ścianę siadając po turecku i skierował swój wzrok w stronę okna.

- Musisz je połknąć - lekarz wziął do ręki miarkę z tabletkami i podszedł do chłopaka, który wciąż nie odwracał swego wzroku. - Jeśli nie zjesz ich tak, to podam Ci je inaczej.

W pomieszczeniu panowała cisza przez co lekarz uśmiechnął się lekko odkładając miarkę na stolik.

- A to co? - Junmyeon wziął do ręki kilka magazynów odkrywając czarny notes tym samym zwracając na siebie uwagę chłopaka.

- Zostaw to - Chittaphon warknął w stronę starszego, który uśmiechnął się bezczelnie.

- Nie masz prawa tego mieć. Konfiskuję to.

W tym momencie chłopak zerwał się z łóżka natychmiast znajdując się obok stolika i łapiąc palcami za notes, który trzymał lekarz.

- To moje.

- Ah tak? Pewnie od doktora Lee, co? - Mężczyzna zaśmiał się cicho po czym szarpnął za owe rzeczy i schował je za siebie. - Nie należą do Ciebie.

- Do Ciebie też nie. Oddaj mi je. - Chittaphon zmarszczył brwi i zmrużył oczy. Gdyby mógł to zrzuciłby go ze schodów albo przypadkiem pomógłby mu wypaść z okna. Nienawidził go całym sercem.

- Tak samo te gwiazdki - Junmyeon odłożył gazety oraz notes na stół i wskazał palcami na sufit nad łóżkiem po czym ruszył w jego kierunku. - Trzeba je ściągnąć.

Ten słysząc jego słowa nie wytrzymał. Ruszył w jego kierunku i złapał go za fartuch szarpiąc nim. Nikt nie będzie dotykał jego gwiazdek. Tym bardziej on. Lekarz czując mocne szarpnięcie cofnął się kilka kroków tym samym odsuwając się od chłopaka. Szybko podszedł do drzwi i wcisnął odpowiedni guzik znajdując się tam, a chwilę później do pokoju wbiegli pielęgniarze z Taeilem na czele.

- Rzucił się na mnie! Nawet potargał mi fartuch - Junmyeon uniósł rękę ku górze ukazując dziurę pod pachą. - Podajcie mu coś na uspokojenie.

Jonghwa i Wooseok podeszli do chłopaka, który stał w miejscu i gromił lekarza wzrokiem.

- Nie rób ze mnie chorego - Ten wciąż wpatrywał się w mężczyznę, który uśmiechnął się prześmiewczo.

- Nie robię. Ty jesteś chory.

Jonghwa znienacka wyciągnął strzykawkę i wbił igłę w rękę chłopaka, który popatrzył na niego zszokowany. Chwilę później Wooseok założył pacjentowi kaftan. Taeil przypatrywał się temu wszystkiemu z niedowierzaniem. W tym szpitalu to była całkowita ostateczność. Nie używali takich metod często, a już na pewno nie do takich przypadków. Naprawdę nie wierzył w to co widział. Kilka sekund później pacjent leżał już na łóżku w kaftanie i wpatrywał się w sufit powoli odpływając, jednak do jego uszu dochodziło jeszcze wszystko co się działo w pokoju.

Junmyeon wziął do ręki gazety i notes po czym odwrócił się na pięcie, jednak przed nim stanął Taeil.

- Co pan robi, panie Kim?

- Zabieram to - pomachał pielęgniarzowi rzeczami przed nosem. - W końcu nie może ich tu mieć, a poza tym nie należą do niego.

- Do pana też raczej nie. - Moon wpatrywał się w mężczyznę, który ewidentnie był zszokowany słowami młodszego. - Proszę mi to oddać. - Pielęgniarz wyciągnął ręce w stronę lekarza.

- Po co Ci?

- Zaniosę je w odpowiednie miejsce, do depozytu.

Po kilku sekundach owe rzeczy znalazły się w rękach pielęgniarza, który skinął jedynie głową, odwrócił się i wyszedł z pokoju.

- Dobra robota chłopaki, bez was ten wariat pewnie by mi coś zrobił, a jak na złość zapomniałem wziąć swojej strzykawki. - Junmyeon wzdrygnął się po czym spojrzał jeszcze na gwiazdki na suficie. - Trzeba będzie je zlikwidować - wskazał na nie palcem, a następnie wraz z pielęgniarzami wyszedł z pokoju.

Jeśli zabiorą Tenowi gwiazdki, to równie dobrze mogą zabrać mu duszę. Chociaż i tak jej części już nie było, bo odeszła wraz z Taeyongiem.


✵ ✵✵

Hejka! ^^ No i jedenasty rozdział za nami, przez co do końca jest już bliżej niż dalej. :>

Zdałam sobie właśnie sprawę, że tak naprawdę nigdzie nie napisałam jak wyglądają Jonghwa i Wooseok, więc gdyby was to ciekawiło to Jonghwa jest z Madtown (Jota), a Wooseok to mały gigant z Pentagon, haha.

Chciałabym wam bardzo podziękować za wasze komentarze, gwiazdki, za to, że jesteście. To naprawdę miłe, gdy widzę, że podoba wam się to co piszę. Dziękuję! :)

A tak teraz z innej beczki, nie wiem jak wy, ale ja umieram z feelsów przez dzisiejszy smtown, moje taetenowe serduszko dostało ataku widząc te wszystkie interakcje między chłopakami :")

No dobra już nie będę przedłużać, do zobaczenia w przyszłym tygodniu! :D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top