1 ✫
* lipiec 2016 *
Dwudziestoletni chłopak siedział na parapecie i patrzył przez okno bawiąc się długopisem. Właściwie zastanawiał się jak to możliwe, że w ogóle pozwolili mu go mieć. W końcu nim też mógłby sobie zrobić krzywdę. Przyłożył długopis do swojej ręki i zaczął na niej rysować bliżej nieokreślone kształty. Czasami tak robił, udawał wtedy, że robi sobie tatuaż, bo w normalnym życiu pewnie nigdy nie będzie mu to dane.
Po chwili usłyszał otwierające się drzwi, ale nawet się nie pofatygował, aby unieść wzrok. W końcu mógł to być albo jakiś lekarz, albo pielęgniarz lub ewentualnie, co gorsza, jakiś praktykant.
- Dzień dobry - odezwał się mężczyzna, który przekroczył próg pokoju chłopaka.
Ten uniósł głowę słysząc głos dobrze mu już znany.
- Witam, co pana do mnie sprowadza? - Ten uniósł brew patrząc na mężczyznę w okularach, który wyciągał długopis z kieszeni swojego fartucha.
- Połóż tackę tutaj - Doyoung wskazał miejsce na stole chłopakowi, który stał przez cały czas za nim, więc Ten dopiero teraz mógł go ujrzeć.
- Kto to? - Chittaphon zmarszczył brwi mierząc nowego od stóp do samego czubka głowy. - Nie wygląda jakby miał być moim współlokatorem.
- To nasz nowy praktykant, Johnny - Kim poprawił swoje okulary, a student spojrzał na chłopaka, który cały czas świdrował go wzrokiem.
- Dzień dobry - Seo skinął głową nieśmiało mnąc przy tym swój nowy, biały fartuch, co oczywiście nie umknęło uwadze Tena.
Taj uśmiechnął się szeroko po czym zeskoczył z parapetu i podszedł do stolika, na którym była tacka z jego lekami. Wysypał kilka tabletek z miarki na dłoń i biorąc do drugiej ręki szklankę z wodą połknął jedną po drugiej. Doyoung zajęty zapisywaniem jakichś bardzo ważnych, jego zdaniem, notatek nie zważał na to co robi pacjent.
Johnny patrzył co chwilę w stronę Tena, który wciąż mu się przypatrywał z uśmiechem na twarzy.
- Szkoda w sumie, że to jednak nie mój współlokator - Taj przeniósł wzrok na pielęgniarza, który od razu spojrzał w jego stronę. - Bo nudzi mi się tu samemu.
Chłopak wydął dolną wargę na co Johnny uśmiechnął się delikatnie, a przez myśl mu przeszło, że wygląda całkiem uroczo. Na pewno nie jak pacjent szpitala psychiatrycznego.
- Już Ci coś kiedyś na ten temat mówiłem. Doktor Lee nigdy się na to nie zgodzi.
Doyoung obleciał wzrokiem jeszcze raz prawie puste pomieszczenie po czym wraz z Johnnym je opuścił, zostawiając Tena znów samego. Chłopak westchnął ciężko i usiadł ponownie na parapecie robiąc dokładnie to samo co przed przyjściem tej dwójki. Jednakże teraz już nie rysował bliżej nieokreślonych kształtów. Jego bazgroły zazwyczaj zaczynały się na literkę "J".
***
Johnny przez kilka dni odwiedzał pokój 037 jako towarzysz Doyounga i przyglądał się temu co robi. Jednakże bardziej interesujący był dla niego sam chłopak, który mieszkał w tym pokoju. Wydawał się mu bynajmniej intrygujący.
Po niecałych dwóch tygodniach ordynator Kim dał Johnny'emu rozpiskę pacjentów i kazał samemu dać im lekarstwa. Jedyne czego musiał przestrzegać, to tego, aby nie wdawać się w zbyt długie rozmowy z owymi pacjentami, a tym bardziej im nie ufać.
Ten jak zwykle siedział na parapecie i patrzył na widok za oknem, które oczywiście posiadało kraty i jeszcze do tego ostre druty z metalową siatką. Czasem zastanawiał się, czy to aby na pewno nie więzienie. Nagle drzwi od jego pokoju otworzyły się, a do środka wszedł student.
- Dzień dobry - Seo odezwał się pierwszy i posłał chłopakowi delikatny uśmiech kładąc miarkę z jego lekami na stolik.
- Co ty tu robisz? - Ten uniósł brew po czym powoli zszedł z parapetu kierując się w stronę stolika.
- Przynoszę Ci leki.
Chłopak przypatrywał się mu w tym samym czasie niechętnie połykając tabletki. Po wszystkim oddał pustą miarkę studentowi i zmrużył oczy.
-Co Ty właściwie tu robisz? - przerwał. - W tym szpitalu.
- Odbywam praktyki - Johnny wzruszył mimowolnie ramionami. - Chcę być w przyszłości psychiatrą tak dobrym jak doktor Lee.
- Oh - zaczął chłopak - Chcesz być psychiatrą.
Na ustach Chittaphona pojawił się tajemniczy uśmiech, który niewiele zdradzał. Chłopak usiadł na fotelu i spojrzał na studenta, który szykował się do wyjścia.
- Mogę wiedzieć ile masz lat, Johnny? - Ten uśmiechał się delikatnie widząc jak student staje się zakłopotany.
- Dwadzieścia jeden - Seo spojrzał na chłopaka, który rozszerzył nieco oczy wpatrując się w niego.
- Jesteś starszy ode mnie jedynie o rok - przerwał - Wow.
Ten oparł się ręką o podłokietnik fotela, a głowę ułożył na dłoni jednocześnie zaciskając mocniej wargi. Miał jeszcze wiele pytań, ale nie chciał wystraszyć studenta.
- Muszę iść do innego pacjenta, do zobaczenia jutro - Johnny uśmiechnął się delikatnie po czym wyszedł zostawiając chłopaka samego ze swoimi myślami.
Z bardzo dziwnymi myślami.
***
- No myślałem, że już nie przyjdziesz dzisiaj - Ten zeskoczył radośnie z parapetu, gdy przez próg przeszedł student.
- Mówiłem wczoraj, że dzisiaj przyjdę - Seo uśmiechnął się delikatnie znów kładąc te same leki, na tym samym stoliku.
Chłopak zrobił to samo co za każdym razem, połknął posłusznie wszystkie tabletki, tym razem jednak uśmiechając się przy tym.
- Johnny, czy mogę zadać Ci pytanie? - Chittaphon usiadł na swoim łóżku wpatrując się w chłopaka.
- Hm, raczej tak - odpowiedział praktykant nawet nie patrząc na chłopaka, który prawie podskakiwał z podekscytowania na materacu. - Jeśli tylko odpowiesz na jedno z moich pytań.
Johnny uniósł wzrok znad stolika patrząc na nieco zszokowanego chłopaka. Chwilę później jednak pacjent uśmiechnął się promiennie i poklepał ręką skraj swojego łóżka tym samym chcąc, aby Seo je zajął, co po chwili zresztą zrobił.
- Dlaczego tu jesteś?
Chittaphon słysząc pytanie uśmiechnął się lekko i wbił wzrok w swego rozmówcę.
- Rok temu trafiłem tutaj po nieudanej próbie samobójczej - urwał i przez chwilę w pokoju panowała cisza. - Ale nie wiem, dlaczego znajduję się tutaj już tak długo, w końcu jestem całkowicie zdrowy - zawahał się. - Tyle, że mojej rodzinie to pasuje - westchnął ciężko.
- Co to znaczy? - student uniósł brew patrząc na chłopaka.
- To już drugie pytanie - Taj zaśmiał się pod nosem. - Teraz moja kolej.
- No dobrze, to co chcesz wiedzieć?
- Jakie teraz panują trendy w modzie? - Ten przekrzywił nieco głowę patrząc na Johnny'ego, który wydawał się być zaskoczony tym pytaniem.
- Um - przerwał - Właściwie to nie wiem.
Johnny podrapał się po głowie patrząc podejrzliwie na chłopaka, który słysząc jego odpowiedź westchnął i delikatnie wydął dolną wargę. Przez kilka sekund w pomieszczeniu panowała głucha cisza, jednak Ten ją szybko przerwał.
- Nic nie szkodzi - uśmiechnął się lekko - Po prostu kiedyś bardzo interesowałem się modą i w sumie nadal się nią interesuje, ale nie wiem zbyt wiele co jest teraz trendem i co się nosi. - Chittaphon wzruszył mimowolnie ramionami patrząc jakby smutnym wzrokiem na Seo.
- Jak chcesz mogę Ci przynieść jakieś czasopisma modowe, jest ich pełno w kioskach - Johnny spojrzał na chłopaka, który od razu się ożywił uśmiechając się szeroko.
- Byłoby cudownie! - Ten odpowiedział nieco zbyt głośno przez co od razu przyłożył dłoń do swych ust chichocząc cicho. - Ale nie będziesz miał przez to problemów? - chłopak uniósł brew patrząc na Johnny'ego, który wciąż uśmiechał się delikatnie.
- Nikt nie musi o tym wiedzieć, prawda? - Seo posłał mu przyjacielski uśmiech po czym wstał z łóżka i spojrzał na chłopaka jeszcze raz. - Do jutra, Ten.
Chłopak jedynie pomachał studentowi, który po chwili zniknął za drzwiami zostawiając go samego. Chittaphon położył się na łóżku i wbił wzrok w sufit, jednak od razu jego uśmiech zszedł z twarzy. Na suficie nie było świecących w ciemności gwiazdek, a strasznie chciałby je mieć.
***
Gdy drzwi do pokoju 037 otworzyły się Ten od razu skierował swój wzrok w stronę wchodzącego do środka chłopaka.
- Spóźniłeś się - stwierdził.
- Tak wiem, dzisiaj nie jest mój dzień - Johnny zamknął za sobą drzwi po czym podszedł do leżącego na łóżku chłopaka i położył miarkę z tabletkami na stoliku nocnym. - Ale mam coś dla Ciebie w ramach przeprosin.
Seo wyciągnął spod tacki magazyn modowy po czym podał go chłopakowi, który od razu usiadł po turecku i zabrał gazetę od praktykanta.
- Nie sądziłem, że go dostanę - Ten otworzył szerzej oczy. - Dziękuję!
Taj uśmiechnął się szeroko od razu przeglądając kilka stron magazynu. W tym samym czasie Johnny zajął skraj łóżka wpatrując się w szczęśliwego chłopaka, który przerzucał strony tak jakby szukał czegoś konkretnego.
- No nie, rozszerzane spodnie wróciły do mody? Lepiej by było dla świata, gdyby te ohydności zostały w szafach.
Chłopak wzdrygnął się, a student jedynie uśmiechnął się słysząc jego uwagę. Po chwili Ten jednak zamknął zamaszyście magazyn i wbił swój wzrok w swego towarzysza.
- Co się stało, Johnny?
- Nic - skłamał. - Dlaczego pytasz?
- Bo widzę, że coś Cię gnębi - Ten odłożył gazetę na stolik obok leków i przekręcił nieco głowę wpatrując się cały czas w Seo.
- Ostatnio zacząłem się zastanawiać nad pewnymi rzeczami, ale to nic ważnego. - Student poprawił włosy, które opadały na jego czoło próbując nie złapać kontaktu wzrokowego z Tajem.
- Wysłucham Cię.
Ten uśmiechnął się delikatnie do starszego oczekując odpowiedzi. Miał nadzieje, że nie będzie musiał się dłużej prosić, bo bardzo tego nie lubił.
- Moja rodzina mieszka w Chicago - zaczął - Ostatnio w ogóle się do mnie nie odzywają, więc nie wiem co mam o tym myśleć.
Johnny mimowolnie wzruszył ramionami, które Ten chciał poklepać, ale wiedział, że nie może dotykać nikogo bez jego zgody. To znaczy, może, ale nie tutaj. Sięgnął natomiast w stronę stolika i połknął tabletki, które chłopak mu przyniósł. Przez czas cały czas przypatrywał się smutnemu praktykantowi i przez to sam stawał się smutny. Jednak chciał mu pomóc.
- Masz przyjaciół?
- No tak - Johnny zmarszczył brwi słysząc pytanie młodszego po czym spojrzał na niego. - Czemu pytasz?
- Ale to prawdziwi przyjaciele? - Ten nie dawał za wygraną.
- Wydaje mi się, że tak - student podrapał się po głowie.
- Czyli nie jesteś tego pewien. - Na ustach Taja pojawił się tajemniczy uśmiech, który jednak szybko zniknął. - To bardzo dobry szpital. Pewnie musisz być bardzo dobrym studentem.
- No tak właściwie jestem najlepszy na swoim wydziale. - Seo uśmiechnął się lekko.
- Więc pewnie przyjaźnią się z Tobą, bo jesteś najmądrzejszy i chcą abyś im pomagał. Poza tym pewnie nie należysz do biednych. - Chittaphon uśmiechnął się mimowolnie wzruszając ramionami.
- Skąd wiesz?
- Daj spokój Johnny - przysunął się nieco bliżej - Gdybyś był w Korei, bez rodziny, nie byłoby Cię stać na zegarek od Wellingtona, a tym bardziej na biżuterię od Armaniego.
Brązowowłosy spojrzał na swój nadgarstek, na którym widniał owy zegarek i westchnął ciężko.
- Sam dobrze wiesz, że jak skończysz studia i rozejdziecie się, to nikt nie będzie o Tobie pamiętał. - Ten przyglądał się chłopakowi, który jeździł teraz palcami po tarczy zegarka. - Ja to zawsze chciałem, aby dużo ludzi przyszło na mój pogrzeb, aby mnie pamiętali - urwał. - Wiem, że tak się da tylko jak umrzesz za młodu. Będą o Tobie mówić używając samych pięknych określeń jak na przykład, że byłeś taki cudowny, że byłeś taki utalentowany - przysunął się jeszcze bliżej studenta i ściszył głos - Że nie zasługiwałeś na śmierć w tak młodym wieku - urwał. - Tak jakby to oni wiedzieli najlepiej kto na co zasługuje - warknął, po czym zaśmiał się cicho.
W pokoju zapanowała cisza, którą przerywał jedynie dźwięk wdychanego powietrza przez studenta. Ten przełknął ślinę po czym odsunął się od niego i poprawił poduszkę, na której po chwili usiadł.
- Ze mną też tak było - czarnowłosy westchnął ciężko. - Najpierw dzwonili coraz rzadziej, a potem w ogóle przestali się odzywać. Chwilę później moi przyjaciele okazali się być moimi najgorszymi wrogami, a całe moje życie przestało mieć jakikolwiek sens. Bo powiedz mi Johnny, czy życie samemu ma sens? - Ten uniósł brew oczekując odpowiedzi, której jednak nie usłyszał. - Zazdroszczę Ci, wiesz?
- Niby czego? - Seo uniósł wzrok patrząc smutno na Tena.
- Bo Ty jeszcze możesz umrzeć młodo. O Tobie mogą jeszcze mówić, a ja? - zmarszczył brwi przełykając ślinę. - A ja już na zawsze zostanę w tym miejscu i nikt nigdy nie będzie o mnie pamiętał.
- Więc co byś zrobił na moim miejscu? - brązowowłosy wpatrywał się w Tena jakby oczekując odpowiedzi, która mogłaby go uratować.
- Zabiłbym się - rzucił.
W pokoju zapanowała znów cisza, jednak nie była to jedna z tych niezręcznych chwil. Ta była wyjątkowo kojąca i przyjemna.
- Chyba powinienem już pójść. Zasiedziałem się - Seo uśmiechnął się słabo wstając z łóżka.
- Ale najpierw daj im wszystkim ostatnią szansę - Chittaphon posłał mu delikatny uśmiech biorąc do rąk magazyn z szafki.
- Do poniedziałku, Ten - Johnny ostatni raz spojrzał na chłopaka, który już był pogrążony w swojej lekturze i wyszedł.
Chittaphon uniósł wzrok i spojrzał na zamknięte już drzwi. Miał tylko nadzieje, że przynajmniej Johnny będzie miał w życiu więcej szczęścia niż on.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top