Rozdział XXIII
Święta, święta i po...
Z niecierpliwością wyczekuję już na kolejne i mam nadzieję, że Wy z taką niecierpliwością czekaliście na rozdział, który, poza epilogiem, jest już ostatnią częścią. ❤️
↴
Okazało się, że śmierć wcale nie była taka straszna. W końcu jak każdy Egipcjanin wierzyłem w życie pozagrobowe i nie obawiałem się, że przez wieczność będę trwał w ciemności, tym bardziej że Yoongi był niezaprzeczalnym dowodem na istnienie bogów. Poza tym miałem zamiar rozmówić się z nim na temat mojej pośmiertnej przyszłości, nim zostanę osądzony.
Kiedy odzyskałem świadomość, odetchnąłem z ulgą — w przeciwieństwie do wszystkiego, co miało miejsce po ostatnim uderzeniu serca, proces umierania był potworny. Możliwe, że wynikało to ze sposobu śmierci, który sobie wybrałem; w ciągu kilku minut spożyłem łącznie dwadzieścia jagód, spodziewając się natychmiastowego omdlenia oraz końca. Jednak los nie był dla mnie łaskawy nawet w ostatecznym momencie i chociaż w życiu byłem świadkiem wielu różnych egzekucji, dopiero teraz dostrzegłem moje okrucieństwo, czując je na własnej skórze.
Poczułem pieczenie na policzkach charakterystyczne dla wypieków spowodowanych upałem, które miewałem dość często, lecz zignorowałem to, w końcu w moim klimacie taka pogoda była normalna. Dopiero po dłuższej chwili zacząłem odnosić wrażenie, że całe moje ciało płonie żywcem; po skroni spływały kropelki potu, a mimo to jednocześnie po plecach przebiegł mnie zimny dreszcz. Pamiętam, że przystawiłem dłoń do rozgrzanego czoła, będąc zaskoczonym jego wysoką temperaturą. Zdołałem przekręcić tułów i sięgnąć ręką po pozostawiony na łożu koc w świecące gwiazdki. Narzuciłem go na ramiona i skuliłem się, z każdym kolejną chwilą zauważając u siebie inne, niepokojące objawy. Pragnąłem tylko umrzeć, aby zakończyć swoje cierpienia, a naraziłem się na kolejne, które, moim zdaniem, były niesprawiedliwe. Człowiek chciał się uwolnić od bólu, a otrzymywał go jeszcze więcej niż przed śmiercią!
Wzdrygnąłem się nagle, a mój oddech znacznie przyspieszył. Trucizna musiała zacząć działać, a ja pożałowałem, że jednak nie pozostałem przy połknięciu kilku owoców. Szumiało mi w uszach, temperatura ciała nie obniżała się, mimo to w moim umyśle zaczęły się pojawiać dzikie pomysły; gdybym tylko miał więcej siły, zacząłbym skakać po łożu lub zbiłbym pięścią lustro, aby nie musieć patrzeć na moją zaczerwienioną twarz i nienaturalnie rozszerzone źrenice, zamiast tego zrzuciłem koc z ramion i zsunąłem się na podłogę, zaczynając się po niej tarzać ze śmiechem, który zakończyło nieprzyjemne uczucie mdłości. Przekręciłem się na plecy i zamrugałem, aby odegnać mroczki sprzed oczu, po czym spojrzałem na sufit z wrażeniem, że wszystko wokół mnie wiruje.
Zaśmiałem się ponownie i wyciągnąłem rękę przed siebie, próbując dosięgnąć wyimaginowanych przez mój umysł kolorowych kształtów; czułem się, jakbym już totalnie zwariował po wszystkim, co mnie spotkało, a był to jedynie skutek działania narkotyku, będącego jednocześnie trucizną.
Pragnąłem, aby Yoongi obserwował mnie gdzieś z zaświatów, chciałem, żeby widział, do czego musiałem się posunąć przez wszystkie krzywdy, jakie wyrządził mi i mojemu państwu. Miałem nadzieję, że cierpiał ze świadomością, że z jego powodu popełniłem samobójstwo, a kiedy już poproszę o spotkanie z nim, będzie błagał o wybaczenie na kolanach. Wiedziałem, że ulegnę jego przeprosinom, bo największą krzywdą, której doświadczyłem, była miłość.
Nie, nie mogłem tak myśleć. Oddanie mu serca, poza utratą godności i poważania w oczach poddanych, nie przyniosło mi żadnych innych nieszczęść. Mógłbym pokusić się o stwierdzenie, że dzięki temu wręcz przejrzałem na oczy i zauważyłem coś poza czubkiem własnego nosa; naprawiłem przyjaźń z Taehyungiem oraz nauczyłem się, czym jest współczucie, co oznaczają wyrzuty sumienia i troska o drugą, bliską sercu osobę.
Kolejne minuty mijały na majaczeniu i figlach, które sprawiał mi wzrok. Mimo że miałem to już za sobą, nie chciałem rozpamiętywać dokładniej moich ostatnich, ziemskich chwil. Temperatura wciąż nie spadała, ciałem wstrząsały drgawki, a nudności przybierały na sile. Pod koniec nie byłem w stanie poruszyć żadną kończyną czy głową; nim spowiła mnie ciemność, usłyszałem zduszony krzyk Taehyunga. Nie mogłem nawet spojrzeć na niego czy podnieść dłoni, aby zapewnić, że wszystko jest w porządku. Kim od tego dnia liczył wreszcie na szczerą i prawdziwą obustronną przyjaźń ze mną, a został świadkiem ostatniego oddechu, który opuścił moje płuca. Zrobiło mi się go żal, jednak miłość wzywała mnie głośniej niż dopiero odbudowana przyjaźń. Mogłem mieć jedynie nadzieję, że Taehyung zrobi dla mnie ostatnią rzecz, jaką może zrobić i zadba o to, aby w moim grobowcu pojawiło się jak najwięcej skarbów, kosmetyków, szat i dań, oraz mojego ukochanego wina, dzięki czemu zostanie mi zapewniony dostatek w zaświatach.
Znajdowałem się w niezbyt dużym, ale długim, korytarzu. Wszystko tu było białe ze złotymi przebłyskami, a jasność pomieszczenia raziła w oczy. Musiałem kilkakrotnie zamrugać, aby kontury filarów i kąty korytarza stały się wyraźniejsze, jednak po chwili zrozumiałem, że efekt nieostrych krawędzi jest zamierzony; być może bogowie chcieli w ten sposób podkreślić, że to miejsce należy do ich świata i nadać mu dzięki temu więcej podniosłości. Siedziałem na podłodze, rozglądając się zaciekawiony, nie do końca wiedząc, co mam ze sobą zrobić. Czy to jest miejsce, w którym spędzę całą wieczność? A co z sądem? Gdzie Anubis, który powinien mnie zaprowadzić do Ozyrysa?
Nie zdziwiłbym się, gdyby wszystkie religijne wierzenia okazały się bzdurą. Po wszystkim, co się stało, powinienem być wyczulony na każde kłamstwa, ale nadzieja, że spotkam gdzieś Yoongiego, nie pozwalała mi wątpić w taką wizję życia po śmierci, jaką od dziecka mi wpajano.
Mimo mojej śmierci nie wydawało mi się, żebym był duchem. Bez przeszkód mogłem dotknąć swoje ciało, a dłoń nie przeszła na wylot. Czułem twardą powierzchnię posadzki oraz chłód, od którego na ramionach pojawiła mi się gęsia skórka. Oprócz miejsca, w którym przebywałem, wszystko było tak, jak przedtem. Uszczypnąłem się, na co syknąłem, utwierdzając się w przekonaniu, że ból także odczuwam. Gdybym wiedział, że będzie to w taki sposób wyglądało, darowałbym sobie samobójstwo. Zostałbym w Egipcie z Taehyungiem i ucieklibyśmy na północ, a tam podbiłbym miejscową ludność i został ich władcą, całkiem innym, niż byłem dotychczas. Zwracałbym uwagę na ich potrzeby, a jeśli usłyszałbym najmniejszą plotkę o niezadowoleniu, natychmiast zsyłałbym ich do Egiptu, zniszczonego i słabego, który po moim odejściu z pewnością się nie podniesie.
Westchnąłem, chowając twarz w dłoniach. Nie byłem dobrym człowiekiem, wiele moich decyzji czy nawet myśli na to wskazywało, jednak w głębi serca chciałem się zmienić. Chciałem być mężczyzną godnym miłości boga.
Boga, który perfidnie mnie okłamał.
Boga, na którego dźwięk głosu gwałtownie podniosłem się i odwróciłem głowę w stronę, z której dobiegał.
— Naprawdę nie grzeszysz mądrością, skarbie.
— Yoongi — wyszeptałem, nie mogąc oderwać od niego wzroku.
Wyglądał nieco inaczej niż w Egipcie, a może tylko miałem takie wrażenie, ponieważ Min należał do tego świata; tu było jego miejsce. Szatę z czarnej zmienił na złotą, na jego ustach błąkał się mały uśmieszek, a kocie oczy błyszczały wesołymi iskierkami, jakby był naprawdę szczęśliwy, że mnie tu widzi. Emanował boskością, której brakowało mu w moim pałacu.
Podbiegłem do niego i objąłem mocno. Nieważne były już wszystkie kłamstwa i ból, jaki mi nimi sprawił. Nieważne, że straciłem poważanie wśród poddanych i nieważne, że doprowadził mnie do najbardziej tchórzliwego posunięcia. Tym, czym mnie zranił, pokazał mi równocześnie, jaki jestem naprawdę, ale także nauczył mnie wielu rzeczy, które miałem zamiar wdrażać w swoje zachowanie w życiu wiecznym.
Yoongi cmoknął mnie w czubek głowy i splótł palce swoich dłoni na dole moich pleców. Pachniał tak pięknie jak zwykle, a mając go przy sobie, zapomniałem o chłodzie. Wypełniał moje serce takim ciepłem, że ziąb mi nie dokuczał, a jasność pomieszczenia już tak nie raziła.
— Godnością także nie — dodał, najprawdopodobniej czując na swojej tunice łzy wypływające z moich oczu.
Pokręciłem głową, nie siląc się na żadną odpowiedź i niechętnie odsunąłem się od boga, spoglądając w jego wąskie źrenice.
— Jestem na ciebie taki wściekły, Yoon, a jednocześnie pragnę złapać cię za policzki i po prostu pocałować — powiedziałem, usiłując to po chwili zrobić, lecz Min uniemożliwił mi to, delikatnie łapiąc za moje nadgarstki i odsuwając je od swojej twarzy.
— To nie jest czas na to, Jimin — rzekł poważnym tonem. — Przyznano mi obowiązki ojca i muszę zaprowadzić cię do Sali Obu Prawd.
Spojrzałem na niego zaskoczony, ale jego słowa przypomniały mi o tym, że byłem martwy. Musiałem stawić się przed Ozyrysem, aby ten osądził, czy zasługuję na wieczne życie, czy na potępienie.
— Mam tyle pytań... — zacząłem, gdy Yoongi delikatnie złapał mnie za rękę i przesadnie wolnym krokiem zaczął prowadzić wzdłuż korytarza.
— Ja też. Dlaczego to zrobiłeś? — zapytał ostro, lecz widząc moje spojrzenie, natychmiast się zreflektował. — Naprawdę przestało mi zależeć na twojej śmierci, Jiminnie. Kocham cię i miałem nadzieję, że będziesz szczęśliwy beze mnie u boku.
— Nie wydawałeś się zdziwiony, gdy mnie zobaczyłeś — zauważyłem, odwracając wzrok na kolumny podtrzymujące sufit.
— Obserwowałem cię. — Yoongi wydał się lekko zawstydzony. — Chciałem mieć pewność, że sobie poradzisz, jednak... Widziałem, że z każdą godziną rozsypywałeś się bardziej. Starałem się pokazać, że jestem przy tobie...
— Na żadne z moich wołań nie odpowiedziałeś — wtrąciłem.
— Nie mogłem. — Przygryzł wargę ze zdenerwowania. — Miałem pewne problemy z... pogodą — dodał po krótkim wahaniu.
Zatrzymałem się, wyrywając dłoń z jego uścisku. Skrzyżowałem ręce i spojrzałem na niego, marszcząc złowrogo brwi.
Moim zdaniem nie był to dostateczny argument na to, że nie pojawił się, kiedy tego najbardziej potrzebowałem. Jeśli kochał, powinien rzucić wszystko i pędzić do mnie bez względu na to, co się stało. Poczułem się urażony, ponieważ ja dosłownie poświęciłem dla niego życie, a on wykręcał się zwykłą pogodą.
Yoongi podrapał się nerwowo po szyi, a następnie opuścił powoli rękę, co przykuło moją uwagę na jego odsłonięte przez szatę obojczyki.
— Yoon... — Położyłem dłoń na jego piersi, zniżając się nieco i przypatrując zmianom na jego skórze. Bez skrępowania odchyliłem więcej materiału i stwierdziłem z przerażeniem, że większa część jego ciała pokryta jest zaczerwienionymi śladami. — Zdejmuj szatę — rozkazałem.
— Daj spokój, skarbie. — Spróbował zrobić krok do przodu, lecz zablokowałem mu drogę, na co cicho prychnął. — Wciąż nie otrzymałem odpowiedzi na moje pytanie. — Podciągnął szatę po szyję, próbując mnie wyminąć, lecz uparcie zastawiałem mu przejście.
— Skoro mnie obserwowałeś, to na pewno wiesz, dlaczego posunąłem się do takiego rozwiązania — warknąłem. — Rozbieraj się.
— To nie jest coś, czym musisz się martwić, skarbie — westchnął i pstryknął zrezygnowany, a jego ubranie zniknęło.
Wydałem z siebie zduszony okrzyk.
Na ciele, które było takie piękne, widniało kilka długich, zaróżowionych blizn, rozgałęziających się po jego żebrach i brzuchu, schodząc na uda i resztę nóg, i podejrzewałem, że na pewno znajdowały się też na plecach. Bolał mnie ich widok, jednak nie potrafiłem oderwać wzroku od tej krzywdy, którą zrobiono mojemu bogu.
— Yoongi — wyszeptałem. — Kto ci to zrobił? — Wyciągnąłem rękę, chcąc dotknąć jego blizn, jednak nim moje palce zbliżyły się do jego torsu, szata znów pojawiła się na jego ciele.
— To moja kara — powiedział cicho i ponownie splótł palce naszych dłoni, znów prowadząc mnie do drzwi na końcu korytarza, które dopiero teraz zauważyłem. — Porażono mnie piorunem tyle razy, ile zesłałem plag na Egipt.
— Oh — wydusiłem z siebie. To tłumaczyło, dlaczego tego dnia, mimo pięknej pogody, na mojej ścianie szalała burza. Zrobiło mi się głupio, że użalałem się wtedy nad sobą, a do głowy mi nie przyszło, że coś złego może dziać się Yoongiemu. — Gdybym tylko wiedział... — zacząłem.
— To co? — przerwał mi Min, mocniej ściskając moją dłoń. — Nie dałbyś rady polemizować z bogami na temat ich wyroków.
Przygryzłem wargę ze stresu, który nagle mnie obleciał, jakbym dopiero teraz uświadomił sobie, że czeka mnie Sąd Ostateczny, przed którym w żaden sposób nie będę mógł się odwołać, jeśli nie zgodzę się z wynikiem ważenia mego serca.
Zatrzymaliśmy się pod drzwiami, których strzegła bogini o głowach krokodyla i lwicy. Wyglądała przerażająco, dlatego wtuliłem się w Yoongiego i przymknąłem oczy, czując jego usta na swoim czole.
— Nie jestem na to gotowy — wyznałem, stwierdzając, że samobójstwo było jednym z moich najgorszych pomysłów. Jeśli dane byłoby mi się jeszcze kiedyś spotkać z Yoongim, spotkalibyśmy się. Jeśli nie, to wiedziałem, że gdybym bardzo prosił, a mój bóg by tęsknił, to znalazłby sposób na nasze spotkanie wbrew naszemu przeznaczeniu.
— Wiem, skarbie — szepnął, przeczesując moje włosy. — Musisz to przetrwać, mamy sobie jeszcze kilka rzeczy do wyjaśnienia. Wierzę, że wszystko się ułoży.
— Pójdź tam ze mną — poprosiłem, widząc, że bogini otworzyła drzwi, co oznaczało, że bezzwłocznie powinienem udać się do tej sali.
— Nie powinienem...
— Proszę. — Uczepiłem się jego szaty i nie miałem zamiaru puścić. — Błagam, nie zostawiaj mnie już nigdy.
Yoongi westchnął, najprawdopodobniej stwierdzając, że nie boi się już żadnej boskiej kary, ponieważ podłożył rękę pod moje uda i podniósł mnie, przekraczając w ten sposób próg.
Serce tłukło mi jak szalone; miałem nadzieję, że cokolwiek stanie się podczas Sądu, będzie nam dane spędzić razem wieczność. W innym przypadku moje samobójstwo poszłoby na marne.
Yoongi postawił mnie przed czterdziestoma dwoma zamaskowanymi sędziami. Powoli rozejrzałem się, skupiając swoją uwagę na każdym z nich. Wiedziałem, że jeśli chciałem dla siebie jak najlepiej, musiałem wyznać wszystkie swoje grzechy, których szczerze żałowałem.
— Kocham cię. — Usłyszałem jeszcze głos Mina, więc zerknąłem na niego przez ramię. Uśmiechał się pokrzepiająco, odsuwając się ode mnie na kilka kroków. Odwzajemniłem gest, czerpiąc z niego siłę i wewnętrzny spokój.
Krzyknąłem nagle, czując rwący ból w klatce piersiowej. Przyłożyłem tam rękę i z przerażeniem stwierdziłem, że w miejscu, w którym powinno znajdować się serce, jest krwawa dziura.
— Park Jiminie, faraonie Egiptu, ukaż nam dwoje oczu i usta, abyśmy byli pewni szlachetności twoich słów i myśli — odezwał się jeden ze środkowych sędziów. Spojrzałem wprost na niego, biorąc kilka głębokich wdechów na uspokojenie. — Możesz zacząć swoją spowiedź.
Wytarłem pokrytą krwią rękę w szatę i wyprostowałem się dumnie, zaczynając mówić.
Opowiadałem, że pławiłem się w luksusach, nie zwracając uwagi na biedną część społeczeństwa. Udawałem dobrego władcę, każąc zająć się tym odpowiednim sługom. Nie przejmowałem się istotnymi problemami, a kiedy wydawało mi się, że każdy dzień jest taki sam, przywołałem boga, który miał spełnić każdy mój rozkaz. Później miało miejsce wiele nieprzyjemnych sytuacji, a ja dbałem tylko o własne zdrowie i życie, narażając całe społeczeństwo na śmierć. Uciekałem, tchórzyłem, myślałem jedynie o sobie i Yoongim. Gdzieś między tymi wyznaniami wplotłem fakt, że początkowo miałem zamiar wykorzystać Mina, aby uczynił mnie bogiem, lecz dzięki miłości zrozumiałem, co w życiu jest ważne.
W trakcie mojej spowiedzi panowała cisza, nawet nie było słychać oddechów obecnych. Po skończeniu monologu rozejrzałem się ukradkiem, napotykając zatroskane spojrzenie Yoongiego. Chciałem mu coś powiedzieć, ale pokręcił głową, abym się nie odzywał.
Cofnąłem się o krok, kiedy niespodziewanie pojawiła się przede mną ogromna waga, a na jednej z jej szal, leżało moje bijące serce. Wpatrywałem się w nie, dopóki kolejny z sędziów się nie odezwał.
— Teraz zważymy twoje serce. W przypadku, gdy okaże się cięższe niż pióro Maat, zostaniesz rzucony na pożarcie potworom.
Przy wadze zmaterializował się skryba Tot, dzierżąc w dłoni wspomniane piórko. Położył je na drugiej szali i odsunął się, a ja wstrzymałem oddech.
Gdyby nie Yoongi, którego ramiona oplotły moją talię, z pewnością upadłbym na posadzkę. Wiedziałem, że będzie dobrze, przecież Min mnie o tym zapewniał, jednak czułem narastający niepokój.
Przymknąłem oczy, kiedy szala, na której znajdowało się moje serce, poleciała w dół.
— Nie! — krzyknął Yoongi, wzmacniając swój uścisk.
Dopiero teraz nadszedł mój prawdziwy, ostateczny koniec.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top