Rozdział XXI
To jest zdecydowanie mój ulubiony rozdział, kilka rzeczy się wytłumaczy... A w związku z tym, zbliżamy się do końca. 😙
↴
— Łżesz. — Starałem się zabrzmieć pewnie, jakby w ogóle mnie to nie obeszło, jednak mój głos załamał się i wydawał się potwornie płaczliwy.
Czułem paskudne igiełki boleśnie wbite w moje serce i ściśnięty żołądek, jakby najmocniejsze liny obwiązały się wokół niego. Wszystko we mnie wrzało, a jednocześnie miałem wrażenie, że coś bezpowrotnie pękło, stając się martwą bryłą, podpisaną imieniem mojego byłego przyjaciela. Chciałem uderzyć ją z całej siły, by rozpadła się na miliony kawałków, zdeptać je i zapomnieć, że ktoś taki jak Kim Taehyung przez tyle lat wiernie trwał u mojego boku, pod koniec ośmielając się prawić mi kazania na temat mojego zachowania.
Wstrętny hipokryta!
Byłem wściekły i ogromnie zraniony. Jeśli tylko jego noga odważy się przekroczyć próg mojego pałacu, natychmiast każę go pojmać i zaprowadzić na miejsce egzekucji. Nie było dla mnie żadnego usprawiedliwienia za zdradę; to było coś tak okrutnego, że śmierć w męczarniach wydawała się za mało surową karą.
Bezczelny śmiech Hyejin rozdzwonił się w moich uszach, przyprawiając mnie o jeszcze większą irytację. Brakowało tylko chwili, abym stracił nad sobą panowanie.
— Panicz Kim spodziewał się takiej reakcji — odezwała się, odrzucając swoje włosy za ramię. — Powiedział, że jeśli Wasza Wysokość nie będzie dowierzał w moje zeznania, mam mu przekazać, że to nie on w dzieciństwie zniszczył twoją kolekcję zwierząt-zabawek z kości słoniowej, jednak wiedział, że oszukanie cię w tej sprawie sprawi, iż zwrócisz na niego swoją uwagę. Krzyczałeś na niego, wyzywałeś, ba, nawet groziłeś, kiedy byliście dziećmi. Już wtedy łaknął chociaż odrobiny uwagi, dlatego pozwalał na takie traktowanie.
— Zamknij się!!! — wrzasnąłem, zdzierając sobie gardło. Kobieta natychmiast umilkła, lecz uśmiech nie schodził jej z twarzy. Opierała dłonie na swoich biodrach i patrzyła na mnie ze zwycięskim wyrazem twarzy, czerpiąc satysfakcję z tego, że rozpadam się na jej oczach, co, szczerze mówiąc, przestało mnie już obchodzić; chęć dbania o godny wizerunek zaślepiło poczucie zdrady i wściekłość wypełniająca mnie od głowy, aż po koniuszki palców u stóp.
Jakim prawem Taehyung opowiadał tej kobiecie o naszym dzieciństwie i to jeszcze w taki sposób? Sam wielokrotnie z sentymentem wracał do tych czasów i tęsknił za nimi, tęsknił, twierdząc, że było wtedy między nami dobrze! Czyżby było to kolejne, ohydne kłamstwo? Czy z naszej dwójki to on okazał się być tym złym? A ja zniżyłem się do tego, by żałować jego odejścia, co czyniło mnie naiwnym głupcem, wcale nie lepszym od większości poddanych.
— Pierwszą twoją karą będzie odcięcie języka — syknąłem, schodząc z pierwszego stopnia podestu na niższy. — Za kogo ty się uważasz, że masz czelność powtarzać tak bzdurne słowa? Jakim prawem zwykła wieśniaczka wymawia mi zachowania, do których miałem święte prawo?
— Jako władca powinieneś dawać przykład — odpowiedziała hardo. — Każdy oczekiwał, że będziesz taki, jak ojciec. Jego można nazywać Majestatem, ale nie ciebie. — Splunęła na podłogę, okazując tym samym, ile dla niej znaczę.
Nie wahałem się długo. Bez słowa podszedłem do Hyejin, która nawet się nie przestraszyła, i z całej siły uderzyłem ją w policzek. Zdziwiona wydała z siebie zduszony okrzyk; najwyraźniej sądziła, że nie odważę się skrzywdzić kobiety. Cóż to były za głupie wymysły, jeśli ktoś zasłużył na karę, to dostanie ją bez względu na płeć.
— Nie jestem moim ojcem — warknąłem. — Radzę ci, a także innym twojego pokroju, o tym pamiętać. On nie żyje od kilku lat, to ja teraz rządzę i niezależnie od tego, jakie to są rządy, należy mi się szacunek, dlatego teraz klękaj i przepraszaj, nim skrócę cię o głowę.
— Jego Beznadziejność może sobie tylko pomarzyć o tym, że wykonam ten rozkaz. — Roześmiała się, wcale nie zrażona tym, że może zostać uderzona ponownie. Z zadowoleniem oblizała swoje usta, po czym wydęła je w podkówkę, zastanawiając się, czy nie dopiec mi jeszcze czymś.
— Lepiej zachowaj milczenie — ostrzegłem ją i zawołałem wartownika: — Hoseok!
— Panicz Kim opowiedział mi także inne historie, które z chęcią przytoczę, aby pogrążyć cię we własnej beznadziejności.
Nie wytrzymałem na kolejną wzmiankę o moim byłym przyjacielu. Nie czekałem, aż wartownik wróci do sali tronowej; w nagłym przypływie agresji popchnąłem kobietę, aby upadła na posadzkę, jednak nie miałem wystarczająco dużo siły, by przeciwstawić się jej oporowi, dlatego złapałem ją za ramiona i jak najmocniej potrząsnąłem niczym workiem warzyw. Udało mi się ją ponownie zaskoczyć, a na jej twarzy dostrzegłem cień strachu. Nareszcie poczułem, że mam władzę nad Hyejin i jeśli tylko odpowiednio ją nastraszę, padnie do mych stóp z przeprosinami. Stanie się tak oddana, że sama wykona na sobie wyrok śmierci.
— Zawsze był po twojej stronie — wymamrotała, mimo niekomfortowej dla niej sytuacji. Poruszyła ramionami, jednak tym razem to ja wygrywałem, mocno wbijając palce w jej skórę. — Pragnął tylko twojej uwagi i odrobiny szczerej troski. Czy kiedykolwiek zapytałeś o to, jak się czuje?
Zamknąłem oczy, biorąc kilka głębokich wdechów. Jeśli nie uspokoję się teraz, nie zrobię tego nigdy.
Usłyszałem kroki, po których poznałem, że to Hoseok wszedł do sali. Najprawdopodobniej stał niedaleko wejścia, w pewnej odległości od nas, aby nie narażać się na mój gniew za przeszkadzanie w rozmowie.
— Wreszcie widzisz, jak to jest, kiedy odwracają się od ciebie ważne w twoim życiu osoby — szepnęła, pod moim naciskiem pochylając swoje ciało bardziej w prawą stronę; złość we mnie buzowała tak bardzo, że chyba byłbym zdolny wbić ją w podłogę, gdybym wykorzystywał całą swoją siłę na trzymanie ją za ramiona. — Panicz chciał, abyś to właśnie usłyszał. Jesteś zwykłym, podłym tchórzem, nic niewartym...
Krzyknąłem, aby jej przerwać, błyskawicznie przenosząc dłonie z jej ramion na szyję, nie wahając się przed zaciśnięciem na niej palców. Nie miałem pojęcia, czy w ten sposób byłbym w stanie ją faktycznie udusić, jednak chciałem ostatecznie ją ostrzec przed tym, jaki los na nią czeka. Znów potrząsnąłem jej ciałem, a cichy, bolesny jęk spowodował, że moje palce zacisnęły się z jeszcze większą siłą.
— Wasza Wysokość! — zawołał zaskoczony Hoseok, jednak na razie nie wykonał żadnego kroku w moją stronę. W takim stanie widział mnie po raz pierwszy i na jego miejscu sam bałbym się jakkolwiek zareagować, nie wiedząc, czy też by mi się przypadkiem nie oberwało.
Hyejin próbowała odsunąć się ode mnie, wyciągając przed siebie ręce, bijąc mnie nimi, podszczypując i wbijając paznokcie w skórę. Robiła wszystko, by także sprawić mi ból, żebym wreszcie ją puścił. Starała się przy tym nie ruszać głową, jakby każdy gwałtowniejszy ruch mógłby oznaczać jej koniec.
— Panie, dość! — powtórzył wartownik, wreszcie do nas podchodząc, kiedy twarz kobiety nabrała różowy kolor z wysiłku. Złapał mnie boleśnie za nadgarstki i, chociaż była to zniewaga wobec władcy, nie skomentowałem tego w żaden sposób. Pozwoliłem rozluźnić uchwyt, a zmarnowana Hyejin opadła na podłogę nieprzytomna. Szkoda, że nie martwa.
— Następnym razem Wasza Wysokość powinien zostawiać takie rzeczy nam — powiedział Hoseok z dobrze ukrywanym przerażeniem. Schylił się i podniósł kobietę, biorąc ją na ręce. — Proszę się uspokoić, najeść i wziąć relaksującą kąpiel. Dołożymy wszelkich starań, aby egzekucja odbyła się jeszcze dziś. — Po tych słowach skłonił mi się z lekkim trudem przez trzymaną Hyejin, a następnie odwrócił się i wyszedł z Sali. Przez niedomknięte drzwi zauważyłem, że coś do kogoś szeptał, prawdopodobnie do czekającego tam Jongho, aby przygotował kąpiel i zapewnił mi chwilę spokoju.
Odwróciłem się na pięcie, gdy do moich oczu nagle napłynęły łzy. Atak agresji, którego się dopuściłem, nie powinien mieć miejsca.
Niby nie obchodziło mnie to, co inni o mnie sądzili, miałem tylko wzbudzać w nich szacunek i strach, jednak w tym momencie czułem palący wstyd spowodowany utratą kontroli nad własnymi emocjami. Jako władca zachowałem się nieprofesjonalnie i było to sporo gorsze od moich wybuchów gniewu, które objawiały się jedynie jako bezpodstawne wrzaski na wszystkich wokół. Chciałem panować nad każdą sytuacją, lecz od przywołania mojego boga, grunt powoli, ale skutecznie, osuwał się spod moich nóg.
W żadnych wypadku nie żałowałem przywołania Yoongiego! Mogłem jedynie żałować tych katastrof, które zdarzyły się po tym, ale skąd miałem wiedzieć, że wszystko przybierze taki bieg? Świat odwrócił się ode mnie, włącznie z tymi, którzy najbardziej powinni mnie wspierać, czyli poddanymi i byłym przyjacielem. Została tylko jedna osoba, która darzyła mnie bezgraniczną miłością i mogłem liczyć na nią w każdej sytuacji, dlatego teraz, nawet nie wiedząc, w którym momencie pokonałem trasę z sali tronowej do mojej sypialni, klęczałem przed Minem stojącym przy zasłoniętym oknie, kurczowo ściskając w pięściach jego szatę.
Łkałem ze spuszczoną głową, próbując wydobyć z siebie jakieś sensownie sklecone zdania, lecz z moich ust nie padało nic poza chaotyczną składanką imion Taehyunga, Hyejin oraz słowa „zdrada". Nie wiem, jak długo to trwało, w pewnym momencie Yoongi zaczął po prostu uspokajająco głaskać mnie po głowie, nic nie mówiąc. Mój szloch nie ustał, a wręcz nasilił się na wspomnienie naszej kłótni, za to opanowałem niezrozumiały bełkot, szepcząc teraz bezustannie jego imię.
Było mi strasznie gorąco, nie tyle ze względu na panującą w pomieszczeniu temperaturę, do której jako mieszkaniec Egiptu musiałem być przyzwyczajony, a raczej z powodu tylu emocji. Byłem rozdygotany, dłoń Mina w moich włosach wcale mi nie pomagała. Wtuliłem się policzkiem w jego uda, pozwalając, by moje łzy wsiąkały w materiał jego tuniki. Serce tłukło w mojej piersi w zmiennym rytmie, raz szybciej, raz wolniej, a szata przyklejała się do pleców pokrytych kropelkami potu. Gdzieś z tyłu głowy zacząłem się zastanawiać, czy mój stan można już uznać za histerię.
— Yoongi. Yoongi — wydukałem, zaciskając oczy. Wziąłem głęboki oddech, aby spróbować się uspokoić, ale bardziej po to, by poczuć jego zapach, który był dla mnie niczym metaforyczny dom. Mój bóg pachniał miłością i bezpieczeństwem, co w tej chwili uświadomiło mi, że są to wartości, które w życiu powinny liczyć się dla mnie najbardziej. — Yoon...
— Uspokój się, skarbie — powiedział łagodnie, bez tej chłodnej nuty, którą łatwo mogłem wyłapać w jego głosie w ogrodzie. — Wstań, proszę. Nawet w ostatecznym momencie powinieneś zachować godność. — Złapał mnie za dłonie, obejmujące jego uda, rozluźnił ich uścisk i podniósł mnie, chociaż z ledwością trzymałem się na nogach, więc musiałem podeprzeć się ręką o jego klatkę piersiową.
Otarłem oczy i zamrugałem kilkukrotnie, nim spojrzałem na jego twarz. Marszczył lekko brwi i nerwowo zaciskał usta, co nadawało mu troskliwy, zmartwiony wyraz twarzy. Mimo naszej kłótni przejmował się mną, mimo że faktycznie byłem trudny, kochał mnie i miał zamiar trwać przy moim boku aż do końca naszego istnienia.
Nie zasługiwałem na niego.
Nim znów zaniosłem się płaczem, Yoongi przytulił mnie, jakby próbował schować moją osobę przed całym, obróconym przeciwko nam, światem. Oparłem czoło o jego ramię, z całej siły powstrzymując kolejne łzy i spazmatyczne drżenie mojego ciała.
— Przepraszam... Przepraszam...
— Już jest dobrze, Jiminnie, nic ci nie grozi — szepnął do mojego ucha. — Kocham cię.
Delikatnie się uśmiechnąłem, nie mogąc uwierzyć, że Min nie jest w żaden sposób zły. Ogromnie cieszyłem się z tego powodu, a jego wyznanie przekonało mnie, że prawdziwa miłość wszystko przebacza.
W odpowiedzi przybliżyłem twarz do tej jego, aby złączyć nasze usta, jednak Yoongi odsunął się, patrząc na mnie z poważną miną.
— Kocham cię, ale jest coś, o czym powinieneś wiedzieć — zaczął. Poprawił swoją grzywkę i westchnął, z trudem kontynuując. — Miałem okazję powiedzieć ci to już wiele razy, ale za każdym razem tchórzyłem.
— Yoon, o co chodzi? — zaniepokoiłem się, a moja wcześniejsza, wewnętrzna burza zamarła, nie mając pojęcia, czego się spodziewać.
— To ja stoję za tym wszystkim, co wydarzyło się w Egipcie — wyznał szybko, patrząc mi przez chwilę w oczy, po czym spuścił wzrok na podłogę.
Jego słowa dotarły do mnie z opóźnieniem. Musiałem powtórzyć je w myślach kilka razy, nim zrozumiałem ich sens.
— Nie. — Zaśmiałem się, nie chcąc w ogóle przyjąć tego do wiadomości. Yoongi na pewno zaraz uśmiechnie się, ukazując swoje dziąsła, i powie, że był to tylko podły żart. — Nie, Yoon, nie nabierzesz mnie. To wcale nie jest śmieszne.
— Jimin — odezwał się takim tonem, że aż się wzdrygnąłem. — To ja zesłałem plagi na Egipt, mając nadzieję, że dzięki temu pozbawię cię życia.
Otworzyłem usta, aby coś powiedzieć, jednak zamknąłem je po chwili. Wpatrywałem się z niego z przerażeniem, powoli zdając sobie sprawę, że Min był w tej chwili poważny jak nigdy.
W szoku usiadłem na łożu, przykładając dłoń do swojego czoła. Przymknąłem oczy, a igły, które wcześniej wbijały się w moje serce, teraz przebiły je na wylot, wręcz pozbawiając mnie tchu. Przy zdradzie Kima wszystko we mnie wrzało, a teraz... Teraz nie czułem nic.
— Skarbie, wytłumaczę ci wszystko — Min podszedł do mnie i kucnął, kładąc dłonie na moich udach, lecz jednym ruchem nóg zrzuciłem je z siebie.
— Okłamałeś mnie — oznajmiłem dziwnie spokojnie, ale z wyrzutem.
— Zrobiłem to — przyznał. — Jednak z czasem...
— Czy mówiąc, że mnie kochasz, też kłamałeś? — Spojrzałem prosto w te ukochane kocie źrenice, dopatrując się w nich poczucia winy.
— Teraz cię kocham — szepnął, podnosząc się.
Pokręciłem głową, nie chcąc wierzyć już w jego słowa.
— Teraz kłamiesz! — krzyknąłem piskliwie. — Gdybyś mnie naprawdę kochał, to chociaż zapytałbyś się, dlaczego tak przed chwilą płakałem! I wybrałbyś inny moment na szczerość, a nie akurat wtedy, kiedy byłem załamany!
Yoongi spojrzał na mnie ze zdumieniem.
— Skarbie...
— Nie nazywaj mnie tak! — przerwałem mu, zrywając się z łoża. — Jak mogłeś...?
— Wytłumaczę ci wszystko — powtórzył, łamiącym się głosem. — Daj mi się tylko wytłumaczyć, dobrze?
Pokręciłem głową, jednak później nią pokiwałem, jakbym sam nie wiedział, czego tak naprawdę chcę. Z jednej strony nie mogłem już na niego patrzeć, chciałem zostać sam i pocierpieć w samotności, z drugiej strony przecież go kochałem, więc jak mógłbym się na niego gniewać?
Wbił mi nóż w plecy. Miałem prawo obrazić się na niego, rzucić się na niego z pięściami lub rozpłakać się tutaj, ale resztki godności, które zgubiłem w ciągu dzisiejszego dnia, znalazły się znów we mnie, dzięki czemu mogłem się w miarę opanować, chociaż spodziewałem się, że prawdziwe załamanie dopiero nadejdzie, kiedy Yoongi mnie opuści.
Jednak... Yoongi był bogiem i nie mogłem ot tak zaprzepaścić relacji, która mnie z nim łączyła. W taki sposób traciłem szansę na realizację marzeń, w których świat pada nam do stóp.
— Dobrze — westchnąłem.
— Nie wiem nawet, od czego zacząć...
— Aż tak bardzo zgubiłeś się w swoich kłamstwach? — prychnąłem, siadając ponownie na łożu. Widziałem, że Min także miał ochotę usiąść albo przynajmniej o coś się oprzeć, ale chyba zabrakło mu odwagi. I bardzo dobrze. — Proponuję zacząć od początku.
Yoongi potarł się po karku i westchnął, patrząc na mnie ze skruchą.
— Jakiś czas temu mój ojciec posprzeczał się z Horusem. Tak jak ci mówiłem, poszło o kobietę... Kobietę, w której Horus był zakochany. Widzisz, Jiminnie, ona była człowiekiem, zwykłym śmiertelnikiem.
— Jak ja — mruknąłem pod nosem. — Wszyscy jesteście tacy sami, zabawiacie się naszym kosztem!
— Przepraszam, skarbie. — Min pstryknął, a następnie poczułem, że na moich ustach pojawił się materiał zawiązany z tyłu mojej głowy. — Wolałbym, abyś mi nie przerywał.
Przewróciłem oczami i sięgnąłem dłonią do niewygodnego knebla, jednak, gdy tylko go dotknąłem, moja ręka mimowolnie odsunęła się od twarzy.
Materiał parzył.
— To z konieczności, radziłbym ci tego nie dotykać, ponieważ porobią ci się bąble na palcach — wypowiedział to tak troskliwym tonem, że byłem pewny, że za chwilę trafi mnie szlag z powodu jego dwulicowości. — Nie będę się rozdrabniał w szczegóły — zignorował moje zniekształcone „mhm" — powiem ci tylko to, co najważniejsze. Jak już wiesz, ona nie żyje. Horus poprosił Anubisa o to, aby przywrócić ją do życia.
Spojrzałem gwałtownie na Yoongiego, chcąc zapytać, czy się udało, jednak z oczywistych powodów nie mogłem.
— Ojciec odmówił — oznajmił, jakby czytał mi w myślach. — Horus się zdenerwował i postarał się o to, aby Anubis nie pełnił już swojej funkcji.
No dobrze, ale jeśli to była prawda, co z tym wszystkim miałem wspólnego? Dlaczego Yoongi odpowiedział na moją modlitwę? Czasami myślałem, że może faktycznie było to przeznaczenie, a teraz okazuje się, że najprawdopodobniej wszystko było bezsensownym planem przebiegłego boga.
— Poza tą sytuacją zaczęli wypominać sobie śmierć Ozyrysa. Na pewno słyszałeś różne mity na ten temat.
Kiwnąłem głową. Na moim dworze najpopularniejsza była wersja, w której Horus uważał, że Set zabił Ozyrysa z powodu zdrady Neftydy, a z tego romansu zrodził się właśnie Anubis.
— Trzymałem stronę ojca, aż wreszcie uznałem, że należy działać. Nie mogłem patrzeć, kiedy cierpi po utracie tak ważnej posady, dlatego szukałem sposobu na jak najmniej bezpośrednią zemstę, a twoje wołanie było okazją idealną, aby mu w pewien sposób dopiec, w końcu jesteś jego ziemskim wcieleniem, prawda?
Zabolały mnie jego słowa. To, że kłamał, byłbym mu w stanie wybaczyć, ale to, że od samego początku miał zamiar wykorzystania mnie — nigdy.
Teraz zrozumiałem, że kiedy przez niego znalazłem się w Nilu, nie było to przypadkiem, nie było to „pokazaniem mi, czym jest miłość". To była próba zastraszenia mnie i pokazania, kto ma prawdziwą władzę, co wielokrotnie podkreślał.
— Zburzenie świata doskonałego, w którym przyszło ci żyć, a przy okazji zniszczenie ciebie, wydawało się najbardziej sensownym pomysłem. Horus dostałby za swoje, za zemstę płacę zemstą.
Wciąż nie widziałem w tym najmniejszego sensu, jednak rozumiałem, jakie były jego zamiary: moją śmiercią chciał zranić Horusa. Poczułem nagły przypływ sympatii do tego boga.
— Podejrzane byłoby, gdybym pozbył się ciebie od razu, dlatego zszedłem do ciebie pod pretekstem uratowania cię przed nadciągającymi klęskami, które, jako bóg żywiołów, mogłem wyczuć. Wszystko pięknie się zgrało z tym że podsłuchałeś rozmowę kapłanów i przywołałeś boga — mnie.
Starałem się nie patrzeć na niego, bo po jego lekko zgarbionej postawie oraz cichym głosie mogłem z łatwością poznać, że naprawdę żałuje swoich czynów. Nie chciałem wyjść na człowieka, który potrafiłby wybaczyć tak długie oszukiwanie mnie od razu, a miałem wrażenie, że moje serce zmięknie, gdy tylko spojrzymy sobie w oczy. Rozpłakałbym się i padłbym mu w ramiona, prosząc, aby zabrał nas daleko stąd, do naszego pałacu, ale takie zachowanie dobitnie wskazałoby, że nie mam żadnej godności ani szacunku do siebie.
— Byłeś taki naiwny, Jimin — ciągnął dalej, z przykrością w głosie. — Gdybyś nie był tak zadufany, oszczędziłbyś sobie cierpień, domyślając się, że coś nie gra. Zaślepiło cię to, że masz obok boga, a to znaczy, że niewiele dzieliło cię od bycia wszechmocnym. Nie kręć głową, nie jestem głupi.
Przewróciłem oczami, denerwując się na jego słowa. Teraz będzie zrzucał winę na mnie i twierdził, że sam sobie zarobiłem na taki los? Miałem ogromną ochotę krzyknąć, że go kochałem i po czasie przestało mnie obchodzić to, że jest bogiem, lecz materiał na moich ustach uniemożliwiał mi to.
— Nie wyobrażasz sobie, jak bardzo jest mi przykro, że brnąłem dalej w kłamstwa. Zanim pojawiłem się na ziemi, wydawało mi się, że współcześni ludzie są nic niewarci, dlatego z ojcem nie rozumieliśmy rozpaczy Horusa. Myślałem, że łatwo będzie wykorzystać cię jako zabawkę, a potem porzucić, niestety okazało się, że to wcale nie jest takie proste. Byłeś i wciąż jesteś nieznośny, popsuty do granic możliwości, chociaż muszę przyznać, że powolutku, dzięki mojej miłości zmieniasz się na lepsze, ale zacząłem się w tobie zakochiwać. — Znów kucnął i złapał moje dłonie. Nie wyrywałem ich, pozwoliłem mu je trzymać, ponieważ potrzebowałem jego bliskości, mimo tych wszystkich zabójczych słów.
— Widząc, jak pomału się załamujesz, czułem się, jakbym tracił część swojego serca — mówił cicho, zaczynając gładzić kciukiem moją skórę. Spojrzałem na nasze dłonie, po czym przymknąłem powieki, walcząc ze łzami. — Upadałeś, wyniszczałeś się sam i byłeś niszczony przez lud, a patrząc na twoje cierpienie, będąc twoim lekiem na całe zło, mogłem wczuć się w sytuację Horusa. Zrozumiałem, że miłość jest większa niż przepaść między naszymi światami. Zdałem sobie sprawę z tego, że cię kocham, kiedy uciekliśmy. Byliśmy sami, ty pokazywałeś swoją najlepszą stronę... I cieszę się, że dopiero wtedy mogłem posiąść twoje ciało. Kiedy byłem już pewny swoich uczuć. — Uniósł moją prawą dłoń i musnął ją ustami, a po chwili poczułem, że knebel z moich ust zniknął.
Spojrzałem na Yoongiego, przygryzając wargę z negatywnych emocji.
Chciałem zadać mu tyle pytań. Co naprawdę wydarzyło się podczas święta wylewów Nilu? Czy miał jakiś układ z Taehyungiem? Czy inni bogowie wiedzieli o jego wybryku i po prostu bezczynnie siedzieli, pozwalając mu na sianie zniszczenia w Egipcie? Czy te wszystkie myśli i głosy w mojej głowie, były bezczelną manipulacją, żebym tańczył tak, jak mi zagra?
Jednak, zamiast jakiegokolwiek pytania, z moich ust padło tylko ciche:
— Odejdź.
I Yoongi to uczynił.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top