Rozdział XVIII


Pokój, w którym się znajdowaliśmy, był prawie dwukrotnie większy od mojej sypialni. Wszystko, co w nim znajdowało się wydawało mi się jakościowo lepsze i bardziej funkcjonalne niż moje meble; domyśliłem się, że albo są to przedmioty codziennego użytku bogów, albo Yoongi stworzył coś, co ludziom dane będzie dopiero za jakiś czas. Uśmiechnąłem się pod nosem na tę myśl — najwidoczniej byłem dla niego kimś naprawdę wyjątkowym, skoro miałem możliwości korzystania z tego wszystkiego.

Szafa, oczywiście hebanowa, ze złotymi ornamentami, była wielka; nie mogłem się doczekać, aby sprawdzić, czy w środku są piękne szaty na każdą okazję, najlepiej z boskiego materiału, który w ogóle się nie brudził. Nieopodal stała toaletka wykonana z tego samego drewna. Lustro było czyściutkie, a na blacie poukładane były kosmetyki w postaci kremów i sproszkowanych roślinnych barwników, obok stała buteleczka z wodą lub olejem, która służyła do zwilżania ich, aby móc bezproblemowo nanieść je na twarz. Poza tym pod oknem, sporo większym od tego w mojej pałacowej sypialni, stały dwa krzesła kurulne, obite pięknym, granatowym materiałem.

Łóżko, na którym siedzieliśmy, było znacznie większe niż moje, gdzie z ledwością obaj się mieściliśmy, ponadto wydawało się o wiele wygodniejsze. Jedyne, czego mi brakowało, to malunki na ścianie i niebo, które zmieniało się wraz z aktualną pogodą, jednak w każdej chwili mogłem poprosić Yoongiego, aby coś wykombinował.

— Gdzie jesteśmy? — zapytałem nieco niewyraźnie, więc od razu po wypowiedzeniu tych słów odkaszlnąłem.

— Chciałeś uciec. — Min uśmiechnął się ciepło, patrząc na mnie z troską. W ogóle nie sprawiał wrażenia zniesmaczonego moimi podpuchniętymi oczami i czerwoną twarzą, a wręcz przeciwnie — po jego mimice mogłem śmiało zaryzykować stwierdzenie, że dla niego jestem najpiękniejszym mężczyzną, z jakim kiedykolwiek miał do czynienia. — Przeniosłem nas bardzo, bardzo daleko, w miejsce, w którym nikt nie powinien nam przeszkadzać.

Rozejrzałem się po sypialni jeszcze raz, klękając na łóżku i wyciągając głowę, jak najbardziej się da, by dojrzeć to, co znajdowało się za oknem.

— Otacza nas jedynie pustynia — powiedział i zasłonił mi widok swoim ciałem. Pochylił się nade mną, kładąc dłonie na moje uda i patrząc mi w oczy. — Kiedy byłeś zaaferowany płaczem, sprawiłem, że twoja korona obróciła się w pył. Chciałbym, abyś tutaj, po prostu jako zwykły Park Jimin, odpoczął i zastanowił się, co jest dla ciebie naprawdę ważne. Nie przejmuj się swoimi obowiązkami, one nie mają na razie znaczenia. Liczysz się ty i to, żebyś wewnętrznie się uspokoił. — Cmoknął mnie w czoło. — Mogę nawet zniknąć i zostawić cię samego, jeśli tego potrzebujesz.

— Nie... — odpowiedziałem, kręcąc głową. — Chyba... powinniśmy wrócić.

— Skarbie, nigdy nie wypowiadaj słów, których nie jesteś pewny.

Spuściłem wzrok, przygryzając dolną wargę.

Zostawiłem poddanych oraz służbę na pewną śmierć. Wątpiłem, by większości z nich udało się przetrwać, tym bardziej że zakazałem im wstępu do pałacu i byłem absolutnie pewien, iż wartownicy pilnie, mimo niesprzyjających warunków pogodowych, przestrzegali mojego rozkazu.

Ja uciekłem. Schowałem się w najbezpieczniejszym dla mnie miejscu, w sypialni, w ramionach ukochanego, nie zważając na to, że okrzykną mnie tchórzem. Swojej postawy nie uważałem za godną pogardy — ratowałem swoje życie, swoje cenne życie, i nikt nie miał prawa żądać ode mnie, abym postąpił w inny sposób, taki, który wymagałby ode mnie poświęcenia.

Mimo to nie czułem się szczęśliwy, że po raz kolejny uszedłem z życiem. Cieszyłem się z tego powodu, owszem, jednak coś zasłaniało tę radość i myślami kazało mi ciągle wracać do poddanych, którzy ugrzęźli na dziedzińcu, wystawieni na zabójczą burzę piaskową.

Z drugiej strony los tych ludzi nie powinien obchodzić mnie nawet w najmniejszym stopniu. Wystąpili przeciwko mnie, próbowali doprowadzić do mojego upadku; byli paskudnymi zdrajcami, nikim więcej.

— Zostańmy. — Zmieniłem zdanie, kładąc się na łóżku i okrywając kocem. — Masz rację, przyda mi się chwila wytchnienia. Poukładam wszystko i wrócę do swojego pałacu jak nowy.

— Cieszę się — szepnął i położył się na boku, podpierając się na łokciu. Drugą ręką odgarnął mi włosy, po czym przerzucił ją przez moją talię i przyciągnął mnie bliżej. — Prześpij się, a kiedy wstaniesz, pokażę ci resztę naszego pałacu.

„Naszego pałacu".

Te słowa uderzyły we mnie z przyjemnym ciepłem, które rozlało się po moim całym ciele, aż do koniuszków palców. Uśmiechnąłem się delikatnie, czując, jak moje serce przyspiesza rytm, a Yoongi obejmuje mnie mocniej, jakby to określenie w nim także wywołało tak pozytywne emocje.

Powoli odpływając, spokojniejszy pewnie dzięki małym boskim czarom, zastanawiałem się, co by było, gdybyśmy zostali tu razem na zawsze.

Spędziliśmy wspaniały czas; sami, bez żadnych obowiązków, mogliśmy poświęcić sobie każdą chwilę. Yoongi zabierał mnie na spacery po ogrodzie, a nawet po pustyni; tworzył ulubione dania, a kiedy potrzebowałem pobyć sam i kazałem wynosić mu się jak najdalej, znikał, jednak za każdym razem zostawiał nad moją głową chmurę, z której padał śnieg, roztapiając się na twarzy i ramionach.

Czasami zdarzało mi się przysypiać, podczas gdy leżeliśmy leniwie i w ciszy obok siebie. Wtedy miałem wrażenie, że Yoongi przenika do mojej świadomości i non stop zapewnia, jak wielką miłością mnie obdarzył, a ja ze zmęczenia wyłapywałem w jego głosie płaczliwy ton i skruchę, jakby zrobił coś, czego nie byłbym w stanie mu nigdy wybaczyć. Nie zastanawiałem się nad tym bardziej, a kiedy się budziłem, witał mnie buziakiem oraz złośliwą odzywką i całe to wrażenie odchodziło w niepamięć.

Po kilku dniach nie liczyło się dla mnie nic poza moim bóstwem. Nie martwiłem się o służbę, nie miałem wyrzutów sumienia związanych z protestującymi ani nie dobijałem się faktem, że Taehyung ode mnie odszedł i nie zapowiadało się na to, aby szybko wrócił, natomiast o troskę przyprawiało mnie coraz częstsze zamyślenie Yoongiego i pewien dystans, który starał się momentami zachować, ale ulegał mojemu spojrzeniu, wręcz krzyczącemu, że potrzebuję jego ramion bądź ust.

— Kocham cię — szeptał niezliczoną ilość razy. — Pamiętaj o tym, skarbie.

Dzisiaj, kiedy po spacerze w wyjątkowo uciążliwym, pustynnym słońcu postanowiłem wziąć kąpiel, żeby pozbyć się denerwującego uczucia lepkości z brudu i potu, nim poszedłem do łazienki, która znajdowała się naprzeciwko sypialni, Min wręczył mi nieduży, lekki pakunek.

— Chciałbym, abyś ubrał to po kąpieli — poprosił. — Będę tu na ciebie czekał.

Już w przedsionku oddzielającym oba pomieszczenia, nie mogąc powstrzymać ciekawości, nieznacznie odchyliłem papier, zauważając czarny materiał. Uśmiechnąłem się, sądząc, że to szata do spania najwyższej jakości — taka, która nie będzie uwierać ani przylepiać się do ciała, gdy wysoka temperatura zbytnio da się we znaki.

Wyszedłem z letniej, pachnącej pomarańczowym olejkiem wody; w każdy dzień Yoongi tworzył dla mnie inny zapach kosmetyku do kąpieli, do tej pory ten stał się moim ulubionym. Sięgnąłem po miękki ręcznik, a następnie zacząłem najdelikatniej pocierać nim moje ciało, aby nie podrażnić skóry, lecz dokładnie się wytrzeć. Po dłuższej chwili odłożyłem materiał na miejsce, pamiętając o tym, aby go nie składać, by w spokoju mógł wyschnąć, i wziąłem do rąk prezent od Mina. Rozpakowałem go, rozkoszując się szelestem papieru, który skończył na podłodze u moich stóp. Przyjrzałem się dokładniej rzeczy i okazało się, że wcale nie była to szata.

Włożyłem ręce w rękawy i poprawiłem poły, po czym związałem je dołączonym do tego paskiem. Materiał był delikatny i prześwitujący, obszyty złotymi nitkami, tak, jak lubię. Strój sięgał mi ledwo do połowy ud, ale obracając się i przeglądając z każdej strony, z ulgą stwierdziłem, że zakrywa wszystko, co powinien.

Wyglądałem w tym niezwykle seksownie, więc z uśmiechem przeczesałem włosy, nie mogąc oderwać od siebie wzroku. Yoongi na pewno zwariuje i padnie do mych stóp, gotowy spełnić każdą moją zachciankę.

Już chciałem wyjść z łazienki, kiedy dotarło do mnie, dlaczego Min poprosił mnie, abym to ubrał. Liczył, że między nami dojdzie wreszcie zapieczętowania związku, do cielesnego wyrażenia naszej miłości. Na samą myśl o tym przeszedł mnie dreszcz, a w nagłym przypływie stresu rozbolał mnie brzuch.

Seks nie był mi obcy, lecz nigdy nie robiłem tego z osobą, którą darzyłem większym uczuciem. Nie chciałem, żeby było to zwykłe, kolokwialnie mówiąc, posuwanie dla zaspokojenia swoich potrzeb. Oczekiwałem, że będzie to coś wyjątkowego dla nas obu, noc, którą zapamiętamy na zawsze i na samo jej wspomnienie będziemy pragnąć siebie jeszcze bardziej.

Zamknąłem oczy i wziąłem kilka głębokich oddechów. Przy Yoongim nie miałem się czego obawiać, wiedziałem, że jeśli zajdzie taka potrzeba, to wszystko odbędzie się na moich własnych zasadach.

Dzisiejszej nocy okaże się, kto dzierży prawdziwą władzę.

Wyszedłem z łazienki i bezszelestnie pokonałem przedsionek, by po chwili wejść do sypialni. Moje spojrzenie od razu powędrowało na mojego boga, który stał przy oknie, zwrócony do mnie tyłem. Dłonie zaciskał na parapecie i napinał nieznacznie plecy, jakby coś go gnębiło.

— Już jestem, Yoon — powiedziałem cicho i zrobiłem kilka kroków w jego stronę. Serce zabiło mi mocniej z ekscytacji, chociaż stres nie do końca mnie jeszcze opuścił, a po prostu zszedł na dalszy plan. Min odwrócił się przodem do mnie, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, jakby uszczęśliwił go fakt, że założyłem strój od niego.

— Wiedziałem, że peniuar jest wręcz dla ciebie stworzony, skarbie. W waszym świecie jeszcze nie istnieje takie ubranie, ale u bogiń robi ono furorę. — Założył mi włosy za ucho i objął w pasie jedną ręką, patrząc głęboko w oczy. — Wyglądasz oszałamiająco.

Wstrzymałem oddech, kiedy jego usta zbliżyły się do moich na niewielką odległość, ale jeszcze się nie złączyły. Ekscytowałem się tym, niczym pierwszym pocałunkiem, i w pewnym sensie uważałem, że będzie to nasz pierwszy, prawdziwy pocałunek.

Ostatnio, gdy doszło między nami do czegoś więcej, kierowała mną głównie desperacja i przekonanie go, że mój pomysł jest najlepszy, ostatecznie jednak skończyło się tak, jak sobie tego zażyczył.

Natomiast tym razem żaden z nas nie miał ukrytych intencji i wszystko to, co działo się później, robiliśmy z najszczerszym uczuciem.

Nie zarejestrowałem momentu, w którym zostałem przyszpilony do ściany, a moje wargi perfidnie zaatakowane przez te należące do syna Anubisa. Od razu oddałem zachłannie pocałunek, przesuwając dłoń z jego ramienia, przez kark, na włosy, w które wplątałem swoje pulchniejsze, niż jego, palce. Plecy bolały mnie od uderzenia w twardą powierzchnię, jednak nie przejmowałem się tym. Liczył się teraz Yoongi, będący tak blisko, toczący ze mną walkę językiem, pachnący tak obłędnie, że miałem ochotę potulnie oddać mu się bez żadnych prób dominacji.

Przyciągnąłem go jeszcze bliżej; nasze klatki piersiowe otarły się o siebie, a jego noga utorowała sobie miejsce między moimi udami, napierając kolanem na moje krocze. Z ust wyrwał mi się cichy jęk, a Yoongi odsunął twarz, spoglądając mi w oczy.

— Nie będę cię do niczego zmuszał — szepnął, wsuwając dłonie pod peniuar, i pobiegł nimi w górę, po moich udach i biodrach, aż do talii, którą mocno ścisnął. Zadrżałem na jego dotyk, nie próbując nawet ukrywać tego, jak w tej chwili na mnie działał. — Jednak jeśli chcesz przerwać, musisz powiedzieć teraz, bo jeśli posunę się dalej, nie będę umiał przestać.

Odchyliłem głowę, gdy jego ciepłe usta dotknęły mojej szyi i delikatnie się zassały.

— Jestem twój — sapnąłem i poruszyłem biodrami, aby w przyjemny sposób otrzeć się swoim członkiem o jego nogę. — Zrób, cokolwiek chcesz.

Zgubiłem gdzieś swoją królewską duszę, kiedy bawiłem się kosmykami jego włosów, a on pieścił moją szyję i co jakiś czas drażnił nogą moje krocze. Raz po raz wydobywałem z siebie sapnięcia, mruknięcia i ciche jęki, jakbym wszystko, co ze mną w tym momencie robił, przeżywał po raz pierwszy.

Nie powinienem okazywać takiej uległości nikomu, a zwłaszcza jemu — istocie, która skradła moje serce i nie miała zamiaru go oddawać, aczkolwiek wiedziałem, że w jego rękach jest bezpieczne. Nie musiałem się bać, a z każdą kolejną sekundą stres znikał, za to opanowywała mnie bezbrzeżna ochota posiadania go bliżej i bliżej, wciąż było mi mało.

Ścisnąłem materiał szaty na wysokości jego uda i powoli zacząłem podciągać ją w górę, zbierając tkaninę w fałdki, a kiedy odsłoniłem całe jego nogi, czym prędzej zdarłem ją z niego, przerywając serię pocałunków na mojej szyi.

Yoongi podniósł ręce i pomógł mi pozbyć się uciążliwej rzeczy z jego ciała, śmiejąc się przy tym cicho. Następnie złapał za wiązanie peniuaru i cofnął się w stronę łoża, ciągnąc mnie za sobą. Niezdarnie podążyłem za nim, a gdy zatrzymał się przy krawędzi, popchnąłem go stanowczo i usiadłem okrakiem na jego udach.

Spojrzał mi w oczy, odchylony nieco do tyłu, podpierając się rękoma o miękkie podłoże z rozbawieniem błąkającym się w kącikach ust, które tak bardzo chciałem teraz pocałować. I doskonale wiedziałem, że on również tego pragnął, dlatego ledwo musnąłem jego wargi, nie dając mu szansy na przedłużenie pocałunku.

— Okrutny — szepnął, na co zachichotałem i rozwiązałem szlafrok, zsuwając materiał z ramion. — Zostaw go. — Złapał mnie mocno za biodro i docisnął do swojej miednicy, a nasze erekcje otarły się o siebie, wydobywając z nas obu jęk.

Dłoń Yoongiego przesunęła się na mój pośladek, usta podrażniły płatek ucha, gdy cicho zapytał:

— Ufasz mi?

— Jak nikomu innemu — odparłem bez zastanowienia.

Mimo że zdążyłem się już odprężyć, spiąłem się, gdy poczułem napierający na mój odbyt palec.

— Poczekaj, Yoon. — Poruszyłem biodrami, poprawiając się na jego udach i objąłem rękoma jego szyję. — Nie robiłem tego nigdy w ten sposób — przyznałem nieśmiało.

— Będę delikatny — obiecał. — Udowodniłem wiele razy, że nie zrobię ci krzywdy, prawda? — Złożył czuły pocałunek na moim czole.

Miał rację.

Nie miałem o co się bać; nawet jeśli będzie bolało, nie zrobi tego naumyślnie. Dbał o mnie, był moim wybawcą, moją miłością, potrafił wyciągnąć ze mnie wszystko, co najlepsze. Pragnąłem go jak nikogo innego na świecie i wiedziałem, że on czuje to samo. Sposób, w jaki na mnie patrzył, kiedy wreszcie wsunął palec, a po niedługim czasie kolejne, przyprawiał mnie o dreszcze i upewniał w przekonaniu, że kochał mnie najbardziej spośród wszystkich osób. Przy nim nie musiałem martwić się o nic.

W innej sytuacji być może byłbym zawstydzony dźwiękami, które opuszczały moje usta, jednak fakt, że to Yoongi je u mnie powodował, jeszcze bardziej mnie nakręcał.

Nigdy nie chciałem ukazywać przed kimkolwiek w żadnym sensie uległości; zawsze byłem tym, który miał władzę w rękach, wydawał rozkazy i wzbudzał respekt, lecz w tej chwili mogłem być niczym więcej niż zwykłą, szmacianą lalką. Mogłem być wszystkim i niczym, dopóki to mój bóg trzymał mnie w ramionach i był bliski doprowadzenia mnie do nieba, chociaż po drodze bardziej nam do piekła.

Uczucie pustki ogarnęło mnie, kiedy jego palce wysunęły się z mojego wnętrza. Wręcz zaskomlałem, prosząc o więcej desperackim ruchem bioder, w zamian znów usłyszałem jego boski śmiech.

— Niech Wasza Wysokość sam sobie weźmie to, czego chce.

Sposób, w jaki wymówił mój tytuł, spowodował u mnie dreszcz podniecenia. Teraz miałem szansę, aby pokazać, że mimo wszystko, to ja wciąż rządzę.

Złapałem jego penisa u podstawy i uniosłem biodra, nabijając się na niego zbyt gwałtownie. Skrzywiłem się, kładąc dłonie na ramionach ukochanego i zaciskając na nich palce.

— Powoli, skarbie. — Złapał mnie w talii i pogładził moją skórę. — Mamy czas.

Kiwnąłem głową, przyzwyczajając się do uczucia posiadania czegoś większego w sobie. Yoongi zaczął obdarowywać moją skórę czułymi, nieponaglającymi pocałunkami, wymrukując co jakiś czas, że bardzo mnie kocha, że naprawdę bardzo mocno mnie kocha, a między wyznaniami miłości wychwalał moją urodę i ciało.

Czułem się kochany i akceptowany jak nigdy przedtem, taki, jaki byłem, bez żadnego powodu.

Zacząłem od powolnych ruchów góra-dół, aby czuć się jak najbardziej komfortowo. Min nie poganiał mnie, chociaż wydawało mi się, że w innej pozycji nie powstrzymywałby swoich zapędów; dzisiaj jednak pozwalał mi nadawać tempo, wiedząc, że to mój pierwszy raz z mężczyzną i zapewne podejrzewając, że gdzieś w głębi serca wiele dla mnie znaczy oddanie mi inicjatywy.

Czułem jego dłonie dosłownie wszędzie; na mojej klatce piersiowej, brzuchu i udach, gdzie lubieżnie przejeżdżał od czasu do czasu mocniej pazurami, zostawiając czerwone ślady. Wyobrażałem sobie taką sytuację od dawna i zacząłem żałować, że pewien czas temu skrócił pazury. Byłbym w stanie pozwolić mu nawet rozdrapać mnie do krwi; chciałem upewnić go w tym, że jestem tylko jego i, mimo że często bywam nieczuły, pewny siebie i nie pozwalam sobie, żeby ktokolwiek naruszył pewną granicę mojej osobistej przestrzeni, chciałem, by wiedział, że może zrobić ze mną, cokolwiek zechce. Byłem jego już na zawsze; jeśli miałem umierać, to tylko w jego ramionach, płakać u jego boku, chwile uniesienia przeżywać właśnie tak, jak teraz. Wszystkie ważne momenty spędzić z nim, trzymając go za rękę.

Dla niego, jeśli zaszłaby taka potrzeba, zrezygnowałbym z korony.

Przyspieszyłem swoje ruchy do maksimum, a z zarówno moich ust, jak i z tych Yoongiego, coraz częściej zaczęły ulatywać sapnięcia i jęki, które wypełniały całą sypialnię. Uchyliłem powieki, aby przyjrzeć się jego twarzy wykrzywionej w przyjemności i zauważyłem, że wokół nas zaczęła unosić się złota mgiełka z delikatnymi, mieniącymi się drobinkami.

Gdyby ktoś patrzył na nas z boku, musiałby uznać to za naprawdę piękny obraz.

Yoongi, seksowny bóg, w każdym wydaniu wyglądający idealnie, tulący moje ciało ogarnięte orgazmem, chwilę później również doszedł, opadając plecami na materac i ciągnąc mnie za sobą.

Mgła wciąż unosiła się nad nami, ale uznałem ją za kolejne boskie dziwactwo pokroju złotej spermy i nie miałem siły pytać, skąd ona się wzięła.

Min wysunął się ze mnie i nakrył nas kocem, chociaż było bardzo gorąco. Przymknąłem oczy, opierając głowę na jego ramieniu.

— Ja ciebie też kocham, Yoon — wyszeptałem, w odpowiedzi na każde wypowiedziane przez niego w ostatnich minutach wyznanie miłości.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top