Zaginione dziecko
Stark Expo zawsze wzbudzało wiele emocji. Nierzadko skrajnych. Euforia, radość, zaskoczenie, niepewność, zazdrość, nawet nienawiść i wściekłość. Główny gospodarz tego całego przedsięwzięcia, Tony Stark, niewiele sobie z tego robił. To było jego show, ale szczerze mówiąc, miał w nosie to, co myśleli inni. Jak zawsze zresztą. Nie przejmował się opiniami. I tak wiedział, że tych pozytywnych będzie więcej. Miał zdecydowanie większą ilość fanów. A wrogowie nie zawracali sobie głowy opiniami o Stark Expo. Jak już coś woleli działać niż wymieniać się komentarzami na Facebooku, Twitterze i innych portalach społecznościowych. Tony miał jednak nadzieję, że żaden z nich zaatakować nie miał zamiaru. Zwłaszcza, że od trzech lat Stark zabierał na otwarcie wystawy swojego syna. Ten rok będzie czwartym. Mały Nathaniel miał cztery latka i był honorowym gościem na Expo. Iron Man doskonale pamiętał jak to było, kiedy pokazał światu syna po raz pierwszy. Przynajmniej oficjalnie maluch zadebiutował na targach. To był szał. Wszyscy pokochali tego małego brzdąca, zwłaszcza chyba dziennikarze. Syn Tony'ego Starka i Pepper Potts – czysta sensacja. Wszyscy wróżyli Nathanielowi Starkowi świetlaną przyszłość. W końcu dziecko dwojga takich ludzi musi zostać kimś. Nie mogło być inaczej. Geniusz też był takiego zdania. Nie dopuszczał nawet do siebie myśli, że jego latorośl mogłaby mu ustępować pod względem inteligencji. No i się nie mylił. Nathaniel już mógł się pochwalić wysokim IQ. A przecież był dopiero 4-latkiem. Inżynier był cholernie dumny.
~
Brunet stanął przed lustrem, poprawiając krawat. Zaraz miał wyjść na scenę. Z synem za rękę.
- Przystojniak – mruknął sam do siebie, uśmiechając się do lustra.
- Niebywały przystojniak.
Usłyszał za sobą głos Pepper. Odwrócił się w jej stronę, wciąż się uśmiechając.
- Mam szczęście – powiedziała Potts, podchodząc bliżej do Tony'ego.
- Wielkie.
- Ogromne – poprawiła go, układając dłonie na jego krawacie. Przesunęła palcami po jedwabnym materiale. – Wyglądasz świetnie.
- Jak zawsze – odpowiedział nieskromnie. – Ty też całkiem nieźle. – Obrzucił jej figurę wzrokiem, uśmiechając się pod nosem.
Rudowłosa miała na sobie złotą sukienkę do kostek z seksownym wycięciem na plecach.
- Tylko nieźle? – zapytała unosząc lekko brwi.
- No, może trochę lepiej niż nieźle.
- Trochę... - Pokiwała głową, nie przestając się jednak uśmiechać. Doskonale znała poczucie humoru Starka. Inna kobieta może już by się obraziła, oczekując zdecydowanie lepszego komplementu, ale ona wiedziała, jaki jest Iron Man.
- Gdzie Mały?
- Z Jacki. Pokazywał jej jak składa się silnik.
Geniusz uśmiechnął się pod nosem.
- Moja krew.
- Twoja. Nie wyprzesz się. – Poprawiła mu krawat.
- Nawet bym nie próbował.
Kobieta posłała mu łagodny uśmiech i musnęła jego usta.
- Dobra, pójdę po niego i wychodzimy na scenę. – Chwycił Pepper za rękę i skierował się do wyjścia z pokoju, w którym przebywali. Specjalnie dla inżyniera przygotowanego. W końcu to gala jego imienia.
Na długim dobrze oświetlonym korytarzu kręciło się kilka osób z obsługi Expo. Jednak gdy brunet zobaczył znajomą twarz niewysokiej czarnowłosej kobiety, serce zabiło mu nieco szybciej.
- Jacki – mruknął, podchodząc bliżej. Zerknął na dół, za kobietę. Nic. – Gdzie Nathaniel? – zapytał.
- Stał... - Kobieta odwróciła się. – Był... Był tutaj.
- Był? Co to znaczy był?
- Panie Stark...
- Teraz go nie ma! – warknął na nią. – Nathaniel! – krzyknął, zerkając w głąb korytarza.
- Tony... - Potts chwyciła go za ramię, zaciskając mocniej palce.
- Znajdę go. Obiecuję – zapewnił ją, patrząc jej w oczy.
Wierzyła mu, mimo że była przerażona. Pierwszy raz zgubiło się jej dziecko. To zdecydowanie okropne uczucie. Rudowłosa zdawała sobie dobrze sprawę z tego, że jej mężczyzna miał wielu wrogów. Kiedyś miała koszmary, że któryś z nich porywa Nathaniela. Błagała w duchu, żeby to się teraz nie ziściło. Drżała na samą myśl, że mogło to okazać się prawdą.
Tony puścił się przodem wzdłuż korytarza. Rozglądał się dookoła, co chwilę nawołując syna. Dopadł do jakiegoś barczystego gościa ubranego na czarno. Na koszulce miał napis „ochrona".
- Mój syn zaginął. Nathaniel Stark, lat 4. Powiadom wszystkich – powiedział i oderwał się od niego biegnąc dalej. Serce waliło mu jak młot Thora. Tętno było przyśpieszone. W jego głowie zaczęły jawić się najgorsze scenariusze – porwanie. Był do cholery Tonym Starkiem! Do takich ludzi jak on najłatwiej dobrać się przez rodzinę i przyjaciół. Uderzanie w najbliższych to cios ostateczny. Stark poprzysiągł sobie, że jeżeli Nathanielowi choć włos z głowy spadnie to on rozpęta kolejną wojnę.
Przebiegał korytarz za korytarzem, otwierał wszystkie możliwe pomieszczenia. Cała ochrona była postawiona na nogi. Friday poszukiwała Nathaniela poprzez kamery umieszczone na Expo.
W wielkiej hali było mnóstwo osób. W końcu Iron Man miał pojawić się na scenie. Miał, bo teraz absolutnie nie było mu to w głowie. Chciał tylko odnaleźć syna.
Pierwszy raz w życiu poczuł co to strach o dziecko i wiedział, że będzie musiał zrobić wszystko, żeby już więcej nigdy tego nie poczuć. Wiedział, że Pepper martwiła się pewnie jeszcze bardziej. W końcu była matką.
Nie robił sobie nic z tego, że nieświadomi niczego ludzie, najpewniej jego fani, zaczepiali go po drodze. Ignorował ich jednak, wzrokiem poszukując swojego dziecka. Wtedy ujrzał wysokiego mężczyznę w garniturze. Prowadził za rękę małego chłopca. Co prawda obaj byli zwróceni do geniusza tyłem, ale dzieciak miał na sobie ciemny garniturek. Zupełnie jak Nathaniel... Podbiegł do nich, zatrzymując ich i odwracając do siebie przodem.
- Nat... - zaczął, pochylając się w stronę chłopca, ale wtedy też zorientował się, że to nie jego syn. – Przepraszam – szepnął może bardziej do siebie, bo nawet nie spojrzał na nieco zdezorientowanego mężczyznę, trzymającego dzieciaka za rękę.
Nagle do uszu wszystkich dobiegł przeciągły zgrzyt mikrofonu. Inżynier aż skulił nieco ramiona. Dźwięk był nieprzyjemny. Nigdy go nie lubił.
- Tato? Nie powinieneś zaczynać?
Zamarł. Odwrócił się w stronę sceny. Nagle na wielkiej hali zrobiło się niesamowicie cicho. Na scenie stał mały chłopiec w czarnym garniturku. W dłoni trzymał mikrofon. Reflektor od razu go oświetlił. Tak samo jak zresztą drugi zrobił za moment z brunetem, który zaczął przeciskać się przez tłum, powtarzając imię syna. Wskoczył na scenę, od razu podbiegając do Nathaniela. Nikt inny jakoś nawet nie śmiał się ruszyć.
- Nate, Mały. Gdzie ty byłeś? – szepnął mężczyzna, przyglądając się synowi.
- Poszedłem na chwilę do wujka Bruce'a. Przepraszam.
- Nie, nie. Nie przepraszaj. – Przytulił syna, podnosząc go. – Już dobrze. – Zabrał mu mikrofon i spojrzał na zaskoczonych zebranych. – Jak widać, mój syn postanowił zacząć Expo. Beze mnie – powiedział do mikrofonu, czym wzbudził śmiech wszystkich. – Chyba... lepiej już nie zacznę, więc... Witajcie na Stark Expo. Bawcie się dobrze i nie zgubcie się w tłumie – dodał, po czym skinął lekko głową. Tłum zaczął wiwatować i klaskać. Tony odłożył mikrofon na mównicę, która stała na boku i skierował się za kulisy. Owszem, miał przygotowaną mowę. Zdecydowanie dłuższą i bardziej obszerną, ale... sytuacja wymogła na nim inne zachowanie. Dawno nie był tak przejęty. Coś czuł, że to nie pierwszy mini-zawał, który przeżyje przy synu. I jak tu nie kochać takiego dzieciaka?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top