#6 - Nieudana zabawa

>Pov. Laughing Jack<

Usłyszałem wrzask, wyjrzałem z kuchni i zobaczyłem iście uroczy widok. Toby trzymał się kurczowo Masky'ego dusząc chłopaka, a Jeff stał na kanapie.

- PAJĄK!!! - wydarli się jednocześnie.

- Naprawdę? Pająka się boicie? - przewróciłem oczami - podszedłem do ów stworzonka i wziąłem go na ręcę. Pająk był całkiem spory i to trzeba było przyznać, chciaż i tak nie dorównywał wielkością do tarantuli czy czegoś tam innego. - Zobaczcie jaki słodziak - wyciągnąłem rękę w stronę chłopaków.

- ZABIERZ TO! - krzykneli. Zacząłem się śmiać jednak mój wesoły nastrój przerwała Anita zbiegająca po schodach.

- Co się stało? - zapytała

- W sumie to nic, nie musisz się przejmować. - warknąłem i szybko wyszedłem na zewnątrz rezydencji. - Tutaj się rozstajemy słodziaku - powiedziałem po czym wypuściłem pajęczaka. Usiadłem na ziemi i oparłem się plecami o ścianę budynku.

- Łoł, ale cię wywiało - obok mnie usiadł nie kto inny jak Candy.

- Przyszedłeś mnie męczyć? - zapytałem przymykając oczy by choć jeszcze przez chwilę rozkoszować się ciszą i "śpiewem" lasu.

- Tęsknisz za nią? - to pytanie totalnie mnie zaskoczyło

- Co?..
- Nie zachowuj się jak idiota, dobrze wiesz o kim mówię.

- Czy ja wiem, to była jej decyzja jak będzie chciała to może wróci. Dlaczego teraz o to pytasz?

- Nie wiem jakim cudem mówisz o tym obojętnym tonem, a pytam dlatego że dziwnie zachowujesz się w stosunku do Anity, jakby ci kogoś przypominała i to cię bolało.

- Yhm, wmawiaj sobie. - wyczarowałem lizaka i włożyłem go sobie do ust. Nie miałem najmniejszej ochoty by się z nim kłócić.

- Robimy to co zwykle na odstresowanie? - zapytał.

- Tak

- Idziemy się "zabawić"?

- No, raczej. - to właśnie było cudowne w Candym. Jak chciał to dawał rozwiązanie wszystkich problemów a przynajmniej tych dotychczasowych.
Przeteleportowaliśmy się do miasta, na dworze robiło się już ciemno ca dawało nam idealne warunki.
- Jaki dom wybieramy? - zapytałem rozglądając się do okoła

- Pamiętasz tą willę? Bogata rodzina, rozpieszczone dzieci. Zrobiłbym tam przyjęcie.

- Dlaczego by nie? - wzruszyłem ramionami. Przeniesliśmy się na dach wybranego budynku. Uznaliśmy że się rozdzielimy, no bo po co sobie przeszkadzać. Przechadzałem się korytarzem szukając jakiejś ofiary, równocześnie zapoznając się z tym miejscem. Oglądałem obrazy i zdjęcia. Na jednej z fotografii był mały chłopiec w towarzystwie rodziców ale dziecko nie było zadowolne, a raczej przygnębione. Kontynuowałem mój spacer dopóki mojek uwagi nie zwróciły drzwi z mnóstwem naklejek. Wszedłem do środka, na podłodze bawił się jakiś chłopiec na oko 6 lat. Powoli do niego podszedłem i popukałem w ramie. Natychmiast się odwrócił.

- Kim jesteś? - zpytał.

- Twoim nowym przyjacielem który bardzo chętnie się z tobą pobawi! - uśmiechnąłem się szeroko.

- Naprawdę?.. wiesz nikt nigdy się ze mną nie bawi. Rodzice nie mają czasu.

- Masz przecież tyle zabawek, nie powinieneś się nudzić. - przekręciłem głowę lekko na bok.

- Wolałbym nie mieć zabawek ale żeby rodzice się mną interesowali. - wbił wzrok w podłogę.

Kiedy patrzyłem się na tego malca, coś mnie tkneło, nie zdarzało się to często. Nie miałem ochoty go zabijać ale jeśli go zostawię Candy może mnie wyręczyć. Westchnąłem ciężko i usiadłem obok dziecka:

- Miałeś kiedyś przyjaciela?

- Tak! Miał na imię Max ale rodzice zabronili mi się z nim spotykać. Mówili że jest ochydny. Co jakiś czas wychodziłem przez okno by go spotkać i dać mu coś do jedzenia. Wiesz, on nie miał tyle rzeczy co ja. Kiedyś oddałem mu swoją zabawkę ale rodzice byli wściekli...

- Spotkałeś się ostatnio z Maxem?

- Nie - oczy chłopca zaszkliły się.

To było dobre dziecko i uczciwe, dlatego nie chciałem go zabijać, tak już było i koniec. Nie potrafiłem zabić niektórych dzieci, a czasami zdarzało się że je broniłem. Chciałem go jeszcze o coś zapytać ale usłyszałem głośny krzyk przerażenia i bólu pochodzący z niedalekiej odległości. Musiałem działać szybko.

- Chodź zabiorę cię do mojego cyrku, tam będziesz szczęśliwy. - wyciągnąłem rękę do dziecka. Na początku był trochę nie pewny ale ostatecznie złapał mnie za rękę. Przeniosłem się w dobrze znane mi miejsce, jednak rzadko odwiedzane. Nie często spotyka się dzieci o tak czystym i niewinnym sercu. Zaprowadziłem go do wejścia.

- Wejdź - powiedziałem z uśmiechem.

- Jest tam ktoś?

- Oczywiście! I na pewno cię polubią! Ah, prawie bym zapomniał, nie powiedziałeś mi swojego imienia.

- Mam na imię Alex, a ty?

- Laughing Jack ale mów mi po prostu Jack.

- Dziękuję - Alex uśmiechnął się pogodnie po czym wszedł do namiotu cyrkowego. Natomiast ja wróciłem do willi. Wyszedłem na korytarz i zacząłem się przechadzać. Ściany były ubrudzone krwią i resztkami ciał. Z jednego pokoju dało się słyszeć radosny śmiech tego idioty zwanym moim przyjacielem. Uchyliłem drzwi w momencie kiedy zmiażdżył młotem jakąś kobietę. Candy odwrócił się na pięcie i uśmiechnął się do mnie. Zmarszczył brwi i dokładnie obejrzał mnie od góry do dołu.

- Myślałem że idziemy się bawić, ale jak widzę ty ostro nie zabalowałeś - mruknął.

- Tak wyszło, co się dziwisz - wzruszyłem ramionami.

- Właściwie nigdy nie przepuszczasz takiej okazji. Trudno, czyli wygląda na to że wszystkich wybiłem, ah no tak jest jeszcze ten jeden chłopiec.. - spojrzał mi się w oczy. - Nie, no nie wierzę. Osczędziłeś go? - wciągnąłem głęboko powietrze:

- Tak

- I gdzie on teraz jest.

- W cyrku, a gdzie ma być?

.- Powiedziałbym ci coś ale tą uwagę pozostawię dla siebie.
Nagle nastąpił trzask jakby coś się zbiło. Candy natychmiast doskoczył do zaskoczonej służki która stała w progu i ją ogłuszył. - Mam pomysł, zabierzmy ją do rezydencji i wspólnie się nią zajmiemy. Pewnie za chwilę będzie tutaj policja czy koś tam.

- Wiesz że prawdopodobnie nie tylko my będziemy chcieli się z nią pobawić?

- To ich problem, ona jest nasza. Poza tym nie chcesz zrobić przedstawienia dla Anity? Myślę że będzie "zachwycona"!

- Skoro tak uważasz - zaśmiałem się i wziąłem na ręce nieprzytomną kobietę, i przeniosłem się przed rezydencję. Wszedłem do środka i krzyknąłem:

- Wróciliśmy! - od razu wszystkie oczy zebranych w salonie skupiły się na mnie i Candy'm który stanął obok mnie. - Tim, czy mógłbyś być tak miły i dać nam klucze do piwnicy? Powinieneś się domyślić dlaczego. - Masky podszedł do mnie i bez słowa wręczył mi pęk kluczy. Odszukałem wzrokiem Anitę która stała oparta o blat stołu - A ciebie zabieramy ze sobą - wskazałem na dziewczynę palcem.

- Ale ja nie chce - staneła z założonymi rękami.

- To nie było pytanie, a teraz chodź zanim się zdenerwuję. - zeszliśmy do piwnicy, dziewczyna niechętnie powlokła się za nami. Weszliśmy do jednego z większych pomieszczeń poświęconych temu typu rozrywce. Na środku stało krzesło na którym posadziłem służkę i mocno przywiązałem jej ręce do mebla.
- To teraz czekamy aż się obudzi - oparłem się plecami o ścianę. Między nami nastąpiła niezręczna cisza. Powróciłem myślami do tego co powiedział mi Candy. Czy za nią tęskniłem? Zdecydowanie tak, dotąd nie wiedziałem dlaczego tak bez słowa odeszła. Zrobiłem coś nie tak? Prawdopodobnie się tego nie dowiem, nie widziałem jej od jakiś parunastu lat. Jedno jest pewne jeśli teraz bym ją spotkał zrobiłbym jej "jesień średniowiecza".

- Gdzie ja jestem? - usłyszałem przerażony głos służki.

- Jesteś w bajko-landii a tam stoi wróżka zębuszka - wskazałem na Candy'ego

- A to mój przyjaciel to magiczny pieróg zmieniający postać - warknął błazen i posłał mi wściekłe spojrzenie na co ja zaaregowałem głośnym śmiechem. - Skoro to cię tak bawi to może to będzie jeszcze bardziej zabawne - Candy wyciągnął rękę w stronę kobiety i zacisnął dłoń w pięść. Służka wrzasneła z bólu i po chwili byłem świadkiem jak jej ciało "wywija się" na drugą stronę, mianowicie z jej gardła zaczeły wychodzić jej wnętrzności. Przedstawienie trwało dopóki ze służki nie zostało nic więcej niż sama skóra i wnętrzności leżące na ziemi. Błazen spojrzał się z dumą na swoje dzieło.

- Myślałem że się podzielisz - mruknąłem rozczarowany.

- To, było za "wróżkę". - przewróciłem oczami i spojrzałem się w stronę Anity o której obecności całkowicie zapomniałem. Dziewczyna była blada ale w jej oczach można było dostrzec dziwną satysfakcję.

- Gratuluję, nie zwymiotowałaś - powiedziałem do niej po czym z pomocą magii uprzątnołem zwłoki. - Idziemy, koniec rozrywki na dziś.

>Pov. Anita<

Nie wiedziałam co się ze mną działo, powinnam się bać, wrzeszczeć - cokolwiek, ale ja czułam... radość? Sama nie wiem, po prostu stałam i wpatrywałam się w pozostałość po tej kobiecie.

- Gratuluję, nie zwymiotowałaś - powiedział Jack po czym poprzątał zwłoki które po prostu gdzieś znikneły. - Idziemy, koniec rozrywki na dziś. - wyszedł z pomieszczenia, a ja razem z nim. Sytuacja była dla mnie stresująca ponieważ wyrównaliśmy krok i na domiar złego szliśmy w tym samym kierunku.

- Dlaczego to zrobiłeś? - zapytałam przerywając ciszę między nami.

- Co zrobiłem? - nawet na mnie nie spojrzał.

- Chciałeś żebym poszła z wami, dlaczego?

- A dlaczego nie? - odparł sucho

- Musisz być taki chamski dla mnie? - warknełam wściekła.

- Poczekaj chwilę bo chyba się nie zrozumieliśmy - złapał mnie za rękę i odwrócił w swoją stronę. - Nie zamierzam być dla ciebie miły.

- Na początku byłeś - Jack wywrócił oczami po czym pchnął mnie z całej siły na ścianę. Przez moment pojawiły mi się mroczki przed oczami.

- Nie licz na specjalne traktowanie czy taryfę ulgową. - powiedział przez zaciśnięte zęby. Klown złapał mnie mocno za szczękę wbijąjąc mi w skórę swoje pazury. Syknełam z bólu. - To nie są wakacje - odsunął się ode mnie i poszedł do swojego pokoju. Powoli poszłam do swojego lokum, wziełam potrzebne rzeczy z torby i poszłam do łazienki się ogarnąć. Spojrzałam w lustro i oceniłam stan ran na moich policzkach, nie był krytyczny. Szybko przygotowałam się do spania. Teraz trzeba było znaleźć pokój Jason'a. Po cichu przeszłam korytarz.

*Błagam żeby to był ten* - zapukałam w dębowe drzwi.

- Proszę - wypuściłam powietrze z ulgą.

- Hej, mogę zostac u ciebie na noc? - zapytałam nieśmiało wchodząc do środka.

- Tak ale pamiętaj, tylko na jedną noc. - zabawkarz siedział na łóżku ze szkicownikiem w ręce. Położyłam się na łóżku jak najdalej od niego.

- Dziękuję - powiedziałam cicho po czym zamknełam oczy i udałam się do krainy Morfeusza, zmęczenie zrobiło swoje.

Jej, kolejny rozdział
Udało się go napisać
( ಠ ͜ʖಠ) Do zobaczenia ❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top