#5 - Migracja po pokojach i przypał.
>2 dzień przyjazdu braci operatora<
- Dopiero drugi dzień. DRUGI. Zostało jeszcze pięć dni TYLKO pięć. Dam radę, udowodnię że Jack się myli - powiedziałam do siebie dociskając poduszkę do uszu. Wczoraj naszą kryjówkę odkrył Splendor, w wielkim skrócie creepypasty się na mnie ostro wkurzyły ale szczyt wkurwienia osiągneły kiedy musiały po przymierzać świąteczne stroje Trendera mimo że do świąt jeszcze kawałek. Z moich rozmyślań wyrwało mnie skrzypnięcie drzwi.
~ Hej. - podniosłam wzrok, w progu stał Off. - Siedzisz sama? Nie wolisz dołączyć do swoich przyjaciół?
- Wolę, nie wolę, jakoś mi się nie chce.
~ To cudownie. Będziemy mieli dużo czasu.
- Czasu na co? - nie otrzymałam odpowiedzi bo jedna z jego macek oplotła się wokół mojej ręki która została przyciśnięta do łóżka. Chwile później moje kończyny spotkał taki sam los. Właśnie w tym momencie doszło do mnie co Offender chce zrobić. On mnie zgwałci! Z całych swoich sił próbowałam się wyrwać ale nic to nie dawało. W myślach błagałam by ktoś tu przyszedł i wyciągnął mnie z tej sytuacji.
- Nie teraz. - mruknął
Albo postradałam ze stresu zmysły, albo ten zbok zaczął gadać do siebie.
- Dobra, eh mój braciszek postanowił przerwać nam zabawę, ale nie martw się dokończymy później. Kiedy Off zamknął za sobą drzwi, odczekałam kilka sekund dla pewności że odszedł na dającą złudne poczucie bezpieczeństwa odległość. Wybiegłam z pokoju pędząc po schodach prowadzących na dół. Na kanapie leżał Jack który jakby nigdy nic jadł cukierki. Podbiegłam do niego i przytuliłam go z całej siły.
- Dzisiaj śpię z tobą. - oznajmiłam.
- A co? Już się nudzisz sama? - posłał mi kpiący uśmiech.
- Jebany brat Slendera próbował mnie zgwałcić!
- No proszę, proszę. Już wymiękasz?
- Nie! - odsunełam się od niego gwałtownie. - Po prostu chciałam sprawidzić jak zareagujesz i tyle. - skrzyżowałam ręce.
- Oh, w takim razie gratuluję świetnego testu, mam nadzieję że wyniki cię usatysfakcjonowały. - powiedział bez emocji
- Emm, co robisz? - strzeliłam sobie mentalnego face palma, to chyba najgłupsza rzecz o jaką mogłam teraz zapytać.
- To kolejny test? Zamierzasz sprawdzić jak ostry masz wzrok? - spojrzał się w moją stronę
- Nie, w każdym bądź razie ja już
sobie pójdę - wskazałam palcem schody na górę, po czym szybko odeszłam od Jacka.
Przechadzałam się po korytarzu kiedy nagle usłyszałam trzask podłogi.
*Błagam tylko nie Offender* Zatrzymałam się w miejscu, przełknełam głośno ślinę i szybko się obróciłam. Moim oczom ukazał się Candy oparty ramieniem o ścianę. Błazen spoglądał na mnie z uśmieszkiem na twarzy.
- Hej?.. - zapytałam niepewnie.
~ Hej - zaśmiał się cicho - Jacki cię olał? Jak przykro, chyba zabrakło ci kompanów do zabawy.
- Napewno sobie kogoś znajdę, o to nie musisz się martwić - skrzyżowałam ręce i przybrałam ostry wyraz twarzy.
- HiHiHiHi, wiesz cukiereczku musisz jeszcze popracować jeśli chcesz wyglądać groźnie. - zrobił krok w moją stronę, na co odskoczyłam do tyłu
- Ojojoj, nie bój się - nie mineła sekunda, a zostałam przyciśnięta do ściany, ręka Candy'ego była nieco powyżej mojej głowy. Chłopak oblizał usta. - Wydaje mi się że nikt nam nie przerwie - mruknął.
*FAK FAK FAK, myśl dziewczyno myśl!*
- C-Candy, musisz się odsunąć...
- Dlaczego? - spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Bo jesteś gorący jak asfalt w Izraelu! - wypaliłam, wykorzystując jego chwilę nie uwagi uciekłam do jakiegoś pokoju zatrzaskując za sobą drzwi. Odetchnełam z ulgą, ale nie na długo. Jakieś 2 metry przede mną siedział chłopak o niebieskich oczach, ubrany w granatową kurtkę z przypinką z uśmiechniętą buźką.
- Co tutaj robisz? - zapytał odrywając rękę od szkicownika.
- Uciekałam przed tym błaznem, przepraszam że wbiegłam ci do pokoju bez uprzedzenia.
- Ehh, nic się nie stało, rozumiem.
- Helen, Bloody Painter, tak?
- Tak, a ty to?
- Anita - powiedziałam z lekkim uśmiechem
- Jak chcesz możesz tutaj chwilę zostać - wrócił do rysowania.
- Helen, słyszałam że malujesz, i jak widzę rysujesz. Tak sobie pomyślałam, bo wiesz ja też rysuję i tak dalej...
- Masz ze sobą jakiś szkicownik? - w jego głosie było słychać zainteresowanie
- Jest w moim pokoju, mogę ci później pokazać.
*Jej, pierwsze lody przełamane*
- Okej, jeśli mogę cię prosić, dokończ ten rysunek. - wziął do ręki szkicownik i pokazał mi niedokończoną pracę.
- Dobra - chłopak zrobił mi miejsce na krześle i dał do ręki ołówek. Starałam się jak najlepiej umiałam, po pewnym czasie skończyłam.
- Co uważasz? - zapytałam
- Bardzo podoba mi się cieniowanie na ubraniach oraz twarzy, ale lekko poprawiłbym włosy, zobacz. - chłopak wytłumaczył mi oraz pokazał jak mogłabym zrobić to lepiej.
- Wow, teraz to jest arcydzieło! - powiedziałam z zachwytem.
- Hej, tu jesteście, chodźcie na obiad. - w drzwiach stał Toby z kawałkiem pizzy w ręce.
- Już idziemy - zeszłam na dół, przy stole siedział każdy z domowników, usiadłam obok Jack'a który nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Wziełam kawałek pizzy i zaczełam jeść, po skończonym posiłku pomogłam posprzątać stół. Wychodząc z kuchni podbiegłam do klowna.
- Jack, możemy pogadać?- L.J odwrócił się i spojrzał sie na mnie z obojętnym wyrazem twarzy.
- Słucham
- Jesteś na mnie zły? - zapytałam
- Nie, dlaczego
- Mam wrażenie że jesteś dla mnie chamski
- Oh, widocznie źle to ocniłaś - prychnął i poszedł do swojego pokoju.
*Fajnie*
Akurat obok mnie przechodził Ben, postanowiłam wykorzystać sytuację i zapytać się o pewną rzecz.
- Hej, Ben gdzie ma pokój... Jason? - dlaczego on? Nie wiem, grunt że elf pokazał mi drogę. Podeszłam do wskazanych drzwi i zapukałam.
- Proszę - weszłam do środka, przy biurku siedział zabawkarz i najwidoczniej szył jakąś sukienkę.
- Hej, masz wolną chwilę? - odwrócił się w moją stronę
- Tak, coś się stało? - przerwał pracę
- Co wiesz o Jack'u? - Jason wydał się zaskoczony tym pytaniem
- Co masz na myśli?
- No nie wiem, dzisiaj od rana jest dla mnie chamski i oschły, zrobiłam coś nie tak czy po prostu taki jest?
- Myślę że o to powinnaś się go zapytać sama. - wrócił do pracy
- Czy w razie potrzeby wyższej konieczności mogłabym... spać z tobą? Nawet na podłodze czy coś. Chodzi mi o sam fakt bycia z kimś i poczucia bezpieczeństwa - wydusiłam z siebie mówiąc jak najszybciej.
- Coś się stało?
- No w sumie tak, ale to inna historia. To mogę? - zapytałam z nadzieją.
- Wydaje mi się że tak, ale tylko na jedną czy dwie noce.
- Dziękuję ci, ratujesz mi dziewi... życie.
- Mogłabyś mnie na razie zostawić? Chciałbym dokończyć pracę.
- Luz - powiedziałam i wyszłam z pokoju. No to teraz pytanie co będę robić, w sumie mam ze sobą szkicownik, telefon i słuchawki. Najlepsze połączenie na nudę, chodź teraz nie miałam ochoty sięgać po te rzeczy. Najchętniej zadzwoniłabym do mojej najlepszjej przyjaciółki ale obawiam się że mogłabym dostać ochrzan od Jacka ale z drugiej strony przecież nie musi o tym wiedzieć. Z resztą Jack ma mnie gdzieś więc nawet nie powinien mieć z tym problemu. Z tą myślą poszłam do siebie i wyciągnełam z torby telefon. W momencie kiedy miałam już wybrać numer, powstrzymałam się. Co ja jej powiem? Jebać to, dzownię.
.
.
.
- ANITA, KURWA CZY TO TY?! - chyba ogłuchłam
- Nie drzyj mordy Maddie, co tam u ciebie?
- Pojebało cię do reszty?! Gdzie ty jesteś?!
- W chatce 7 krasnoludków, a co? - zaśmiałam się pogodnie
- Wszyscy cię szukają, gdzie jesteś!
- Nie mogę ci powiedzieć, od tego zależy moje i twoje życie i w sumie życie innych.
- To po chuj dzwonisz.
- Żeby cię usłyszeć deklu, po prostu wiedz że żyję i nie musisz mi szykować grobu. Jeszcze..
- Ja miałabym cię pochować? Stara, nie mam tyle hajsu.
- No i wszystko git, jak tam w szkole?
- Meh, od kiedy cię nie ma wszyscy się na mnie wyżywają i jest pare osób które są szczęśliwe że zaginełaś.
- Kiedyś za to zapłacą, zobaczysz. Tymczasem ja już muszę kończyć bubo.
- An, obiecaj że jeszcze zadzwonisz i że nie zrobisz żadnej głupoty.
- Dla ciebie wszystko - uśmiechnełam się po czym się rozłączyłam. Od razu zrobiło mi się tam jakoś cieplej na serduszku. Niestety w takim miejscu jak to nie przeżyję bez robienia głupot i mimo że może mnie to zapędzić do grobu to i tak nie zamierzam z tym skończyć. Z tą myślą podeszłam do drzwi aby je otworzyc i zejść na dół, ale wychodząc wpadłam na coś, a raczej na kogoś. Podniosłam głowę i spojrzałam na osobę której wolałabym nie widzieć
- Z kim rozmawiałaś? - Jack zapytał ostro, a na jego twarzy pojawił się grymas złości. Kompletnie nie przemyślając tego co chcę powiedzieć, palnełam krótkie:
- A co cię to obchodzi. - no to przesrane.
- Dużo mnie obchodzi ponieważ byłaś sama w pokoju a z kimś rozmawiałaś.
- Gadałam do siebie - musiałam sie jakoś ratować z tej sytuacji, nawet słabymi wymówkami.
- Nie rób ze mnie idioty, ostatni raz pytam. Z kim rozmawiałaś? - westchnełam cicho
- Z przyjaciółką
- I co jej powiedziałaś?
- Że żyję i mam się dobrze, zapytałam co w szkole i powiedziałam że nie musi się martwić. Oczywiście nic nie powiedziałam na temat gdzie jestem.
- Wspaniale - Jack wyciągnął przed siebie rękę, spojrzałam sięna niego jak na debila bo kompletnie nie wiedziałam o co mu chodzi. Klown przewrócił oczami.
- Oddaj mi telefon.
- Dlaczego?! - zapytałam z wyrzutem, w ten sposób stracę kontakt z przyjaciółką, a przecież obiecałam że jeszcze zadzwonię.
- Dwa razy powtarzać nie będę - warknął. W obecnej sytuacji nie miałam innego wyjścia niż się poddać. Podałam mu urządzenie, a on schował je do kieszeni.
- Nie sądziłem że będziesz sprawiać tyle problemów. Nie mam najmniejszej ochoty ciebie pilnować, i wiesz co? Nie obchodzisz mnie, jak jeszcze raz zdarzy się taka sytuacja to poprostu cię zajebię i tyle. - wzruszył ramionami, odwrócił się na pięcie poszedł w swoją stronę.
*Czy w taki sposób mordercy okazują sympatię?* - z rozmyślania wyrwał mnie przeraźliwy wrzask.
*Co jest?!*
Polsat UwU
Przepraszam że takie nudne ale akcja będzie się stopniowo rozkręcać
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top