#3 - Jason i spółka
Po powrocie do wesołego miasteczka Jack przez cały czas wypominał mi "przezabawną" wpadkę.
- Oj nie gniewaj się mała - Jack zachichotał.
- Mówiłam ci żebyś tak do mnie nie mówił, a teraz cię przepraszam ale zamierzam iść spać. Dobranoc. - syknełam.
Jack tylko pokręcił głową i skierował się do swojego pokoju.
Wstałam dosyć wcześnie. Szybko się ubrałam i pobiegłam do kuchni. L.J smarzył naleśniki.
- Już wstałaś? - zapytał.
- Tak. Co robisz?
- A co? Nie widać?
- Nope - odpowiedziałam z uśmiechem.
Klaun przewrócił oczami.
- Więc skoro jesteś ślepa to zrobię ci łaskę i powiem że robie nam śniadanie którymi będą te naleśniki.
- To ciekawe.
- Widzę że chumor ci się poprawił.
- Nawet mi nie przypominaj. - warknełam.
- Hahaha. Dzisiaj wybieram się do moich przyjaciół. Idziesz ze mną? W sumie i tak nie masz wyboru bo po tym co wczoraj zrobiłaś wolę mieć cię na oku.
- Kim są twoi przyjaciele? - zapytałam.
- Zobaczysz.
Po skończonym posiłku wyszliśmy z wesołego misteczka. Przeszliśmy przez las i skierowaliśmy się do miasta. Przemykaliśmy się przez ciemne uliczki żeby nikt nas nie zauważył. W końcu staneliśmy przed sklepem z zabawkami. L.J. otworzył drzwi, zadzwoniły dzwoneczki. Ruchem ręki zaprosił mnie do środka. Zaczełam przeglądać regały. Głównie były na nich lalki.
- Ale one piękne - westchnełam. - Wyglądają jak ludzie. Nawet materiał wygląda i jest w dotyku jak skóra. Widzisz te pluszowe zabawki? Są tak idelne... w żadnym sklepie takich nie widziałam.
- Jasona to ucieszy. - clown się uśmiechnął.
Zrobiłam pytającą minę ale nic nie powiedziałam.
Po chwili usłyszeliśmy odgłos schodzenia po schodów. Nie mineła chwila a za ladą stanął jakiś błazen, jeśli można to tak ująć. Miał niebieskie włosy na których końcach były dzwoneczki które dzwoniły przy każdym delikatnym ruchu. Twarz miał białą, oczy zaś różowe.
- Jack! Już jesteś! - wykrzyknął błazen. - Co to za panienka u twojego boku?
- To jest Anita - Klaun wskazał na mnie ręką.
- Miło cię poznać cukiereczku, ale chwila! Gdzie moje maniery. Jestem Candy Pop ale możesz mi mówić Candy. - wyciągnął do mnie rękę. Oczywiście podałam mu ją ale on zamiast ją uścisnąć pocałował jej wierzch. Lekko się zarumieniłam.
- Chodźcie do środka. Przecież nie będę wam kazał tutaj stać.
Skierowaliśmy się za ladę. Okazało się że sklep jest połączony z częścią mieszkalną która była zadziwiająco duża. Weszliśmy do salonu który był pieknie urządzony. Jack i Candy Pop powiedzieli mi żebym usiadła na kanapie, a oni za chwilę wrócą. Przez cały czas kiedy ich nie było zachwycałam się wnętrzem. Nie zauważyłam nawet kiedy wrócili. Razem z nimi był kolejny mężczyzna. Miał czerwone włosy i miodowe oczy.
- Witaj Anito, jestem Jason the toy maker. - czerwonowłosy ukłonił się lekko - słyszałem że spodobały ci się moje lalki oraz zabawki.
- Tak, są cudne. Lalki wyglądają zupełnie jak prawdziwi ludzie, a co do zabawek to widać że przykładasz do nich dużo pracy, w żadnym sklepie nie widziałam lepszych. - odpowiedziałam szczerze
- Jest tutaj Puppet? - zapytał L.J.
- Powiedział że musi coś załatwić. Powinien niebawem wrócić - odparł czerwonowłosy.
Czas mijał a ja wpatrywałam się we wskazówki zegara. Oni gadali, ja się nudziłam. Spojrzałam w stronę drzwi. W ciemnościach dostrzegłam parę świecących na złoto oczu i tego samego koloru uśmiech. Trochę się przestraszyłam. Postać zbliżała się, otworzyła delikatnie drzwi które cicho zaskrzypiały. Teraz widziałam ją dokładnie. Był to chłopak.
*Ilu ich tu jest* - pomyślałam.
Miał całkowicie szarą skórę, czarne włosy i tak jak widziałam wcześniej jego oczy oraz uśmiech świeciły złotym kolorem. Z jego palców wyrastały złote cieniutkie nitki. I on... chwila... Tak! On lewitował! Normalnie unosił się nad ziemią! Patrzyłam się na niego szerokimi ze ziwienia oczami. Chłopak uśmiechnął się delikatnie, pdleciał do kanapy i usiadł koło mnie.
- Dużo mnie omineło? - zapytał.
- Zależy o co pytasz. Nic za ciekawego tu się nie działo.
- Jestem Puppeteer. A ty zapewne Anita prawda?
- Tak, skąd wiedziałeś?
- Wiem wiele rzeczy i nie muszę się nimi dzielić.
Przewróciłam oczami.
- O, pulpet już wrócił! - powiedział wesoło Candy Pop.
- Po pierwsze nie lubię pulpetów a po drugie nienawidzę jak mnie tak nazywasz.
- Dobra, dobra wyluzuj. Zapoznałeś się już z dziewczyną Jacka?
L.J. zmierzył Candiego wzrokiem.
- Myślę że znasz już odpowiedź na to pytanie Candy.
- Więc skoro wszyscy jesteśmy w komplecie to możemy coś zrobić a nie bezczynnie siedzieć. - powiedział Jason.
- Chcesz porobić coś konkretnego? - zapytał mnie Jack.
- W sumie to nie wiem - zaśmiałam się, - Może mnie któryś z was oprowadzić po tym miejscu.
- Czyli wygląda na to że Jason przejmuje inicjatywę.
- Cóż poradzę Puppet - zabawkarz wzruszył ramionami - Zatem zapraszam. - powiedział zwracając się do mnie.
Weszliśmy po schodach na górę. Był tu długi korytarz, i jak wytłumaczył mi Jason są tutaj pokoje dla ich czwórki, dwa pokoje gościnne oraz łazienka. Podeszliśmy do pewnych drzwi.
- Tutaj jest mój warsztat. - W środku na półkach stały lalki, zabawki i pluszaki. W pokoju znajdowało się biórko, dwa krzesła, i jakaś komoda. Na podłodze była miękka wykładzina. Na ścianach zostały poprzyklejane różne projekty, głównie sukienek.
Podczas gdy przechadzałam się po pomieszczeniu zza biórka wysunął się jakiś pluszak, wyglądający jak wąż z kolorowymi oczami. Jego długie cielsko suneło w moją stronę. Pisnełam przestraszona i schowałam się za Jasonem.
- Nie bój się go, nic ci nie zrobi. - czerwonowłosy kucnął i poklepał węża po głowie. - Poznaj pana Gluttona.
- Hej? - powiedziałam niepewnie. Wąż ob kręcił się wokół moich nóg. - Za chwilę mnie przewrócisz. - zaśmiałam się cicho i spróbowałam uwolnić kończyny. Glutton kłapnął szczękami na pokaz i popęzł do kąta. Razem z Jasonem zeszłam z powrotem na dół, chłopak pokazał mi jeszcze kuchnię. Na dole również była łazienka. Wróciliśmy do salonu gdzie siedziała reszta domowników.
- Trochę się wam zeszło. - Candy odchylił głowę do tyłu (siedział tyłem) i uśmiechnął się szeroko.
- Bez skojarzeń Candy. - Jason posłał mu wrogie spojrzenie.
- Hej, mogę was o coś zapytać?
- Jasne, pytaj śmiało - Puppet uśmiechnął się.
- No bo tak, Jack jest mordercą to w takim razie wy też jesteście?
- To było pytanie czy stwierdzenie?
- Raczej pytanie...
- Jason wypuścił z sykiem powietrze. Żeby było jasne, ja nie morduję tylko naprawiam ludzi.
- Yhm, Jasonku, bo ci ktoś jeszcze uwierzy - Candy zaśmiał się kpiąco.
- Nie zaczynaj. - warknął - Nie mam nastroju na kłótnie z tobą.
- A na co ty masz nastrój? Proszę państwa ten oto czerwonowłosy osobnik odczuwa zazwyczaj dwie emocje które są podstawą jego funkcjonowania, czyli gniew i złość, ewentualnie radość czy coś.
- No to się popisałeś inteligencją.
- Masz coś do dodania?
- Tak, 9+7.
- Ale cię pojechał - Jack zaczął się śmiać.
- Przyniosę śrubokręt bo widzę że się rozkręcasz - Candy nie dawał za wygraną.
- Po co? U ciebie nawet wkrętarka nie dałaby rady.
Nie wytrzymałam i parsknełam śmiechem.
- Wydaje mi się że wygrałem. 1:0 kolorowy smalcu. - Candy przewrócił oczami
- Nie zapominaj że to ja jestem zwycięzcą wielu pojedynków.
- Ale punkty się wyzerowały.
- Ale...
- Tak po prostu. Musisz to zaakceptować.
- Kurde, Jason nie pamiętam kiedy miałeś tak gadane. - Puppet się zaśmiał.
- Nie pamiętam kiedy ostatnio się śmiałeś Puppeeter. To dzisiaj mamy niesamowity dzień.
Time skip
Wracałam właśnie z Jackiem do wesołego miasteczka. Nie ważne jak próbowałam zagiąć jego przyjaciół joe udało mi się dowiedzieć jal zabijają. Przez cały czas spotykałam się z tą samą odpowiedzią: "Nie powinno cię to interesować". Kiedy dotarliśmy na miejsce skierowałam się do kuchni, zrobiłam sobie kanapki i poszłam do swojego pokoju.
- Jack! Masz jakieś kredki i kartki papieru?
Po chwili clown przyszedł z torbą i plecakiem,moją torbą i plecakiem.
- Byłeś w moim domu? - zapytałam niepewnie.
- Wszyscy żyją. - przewrócił oczami.
- Okej... - L.J podał mi moje rzeczy. Wyjełam z plecaka szkicownik, piórnik, telefon i słuchawki. Włączyłam ulubioną playlistę, otworzyłam szkicownik na pustej stronie i zaczełam szkicować. W słuchawkach leciała jedna z moich ukochanych piosenek - Chlorine wykonawcy Twenty One Pilots. Zaczełam po cichu śpiewać. Z kresek powstał szkic by potem przerodzić się w kontury a na koniec w czarno białe dzieło. Muszę przyznać że bardzo dobrze mi wyszło. Rysunek przedstawiał kobietę o długich włosach, z jej oczu wypływała czarna substancja która spływała po jej policzkach. Na jej twarzy gościł szeroki uśmiech ukazyujący spiczaste zęby, jej głowa była delikatnie uniesiona do góry.
- Idź spać bo jutro cię też gdzieś zabieram i może na dłużej. - Jack stał w drzwiach.
*Mam nadzieję że nie słyszał jak śpiewam*
- Gdzie?
- Tego dowiesz się jutro, dobranoc dzieciaku.
- Znalazłeś nowe przezwiska dla mnie?
- Znajdę jeszcze więcej, przyzwyczjaj się. - pokręciłam głową.
- Zaraz pójdę. - kiedy Jack wyszedł wyjełam z toryby piżamę i poszłam do łazienki się ogarnąć do spania. Po skączeniu wieczornego rytułału zmęczona padłam na łóżko i wtluliłam się w ciepłą kołdrę. Moją głowę zaprzątały myśli gdzie jutro idziemy ale w końcu udało mi się zasnąć.
1379 słów.
Kończy się szkoła i w końcu mam czas na pisanie.
Do zobaczenia 💖
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top