ix. can't help falling in love

'Cause I can't help falling in love tonight. 

– Ale dlaczego dzisiaj ze mną nie pójdziesz? – spytała Daisy po raz setny, wpatrując się w Luke'a swoimi dużymi zielonymi oczami.

– Bo dzisiaj w przedszkolu zajmie się tobą moja ciocia. To tylko jeden dzień, słoneczko, poza tym zobaczymy się za parę godzin – odpowiedział cierpliwie Luke, a wtedy na dół zszedł Michael, przecierając zaspane oczy. Uśmiechnął się i pomachał do nich, bo po chwili ziewnięcie stłumiło jego powitanie.

– Daisy, daj mu w końcu spokój, bo wyrzuci cię za drzwi. On też chce sobie od ciebie odpocząć – powiedział Michael złośliwym tonem i nalał sobie kubek kawy, mimo iż nie znosił tego napoju. Daisy znów nie spała przez pół nocy, bo bolał ją brzuch, a Michael starał się, żeby nie budziła Luke'a swoim płaczem i nosił ją na parterze, podczas gdy blondyn spał na piętrze. Zastanawiał się, kiedy Luke będzie miał dość, ale jak na razie nie powiedział nawet słowa na ten temat.

– Wcale, że nie, bo Lukey mnie kocha i nie jest taki wredny, jak ty – zdecydowała sześciolatka i pokazała starszemu bratu język, wciąż stojąc z rączkami opartymi na kolanach Luke'a, który siedział na krześle przodem do niej.

– Och, ciekawy jestem, czy Lukey kupi ci na urodziny płytę Sleeping With Sirens, którą tak bardzo chciałaś – skontrował Mike, naśladując ton Daisy, a Luke nie mógł powstrzymać śmiechu. Oni naprawdę byli razem cudowni. – Zbieraj się, dzisiaj to ja cię odwiozę.

– Niby dlaczego? – spytała Daisy, najwyraźniej wstrząśnięta tym, że grozi jej nieotrzymanie prezentu urodzinowego. Miała skończyć siedem lat za niecały miesiąc i ekscytowała się tym bardziej z godziny na godzinę.

– Bo jestem najlepszym bratem pod słońcem i nie mam nic ciekawszego do roboty o wpół do ósmej w piątkowy poranek, ot co. Bez marudzenia, idź ubierać buty – rozkazał, myjąc po sobie kubek i odkładając go na suszarkę. Dziewczynka stała jeszcze przez moment, ale potem rozważyła to, co powiedział jej Michael o płycie zespołu i postanowiła być grzeczną siostrą. Przynajmniej na razie. – Luke, mógłbym pożyczyć twój samochód? Zapomniałem zatankować.

Cały Michael.

– Jasne, kluczyki leżą na szafce w holu – odparł Luke i oparł policzek na dłoni, starając się nie zasnąć. Ostatnio czuł się dziwnie zmęczony przez cały czas, właśnie dlatego wziął sobie dzisiaj wolne. Wątpił, że byłby w stanie bawić się z dwudziestką maluchów i zapewniać im rozrywkę.

– Dzię... Dobrze się czujesz? – spytał nagle Michael, zatrzymując się w drzwiach i obrzucając blondyna uważnym spojrzeniem. Luke podniósł wzrok z nieco rozkojarzonym wyrazem twarzy. – Nie wyglądasz najlepiej – wyjaśnił czerwonowłosy, podchodząc z powrotem do Luke'a i przykładając wierzch dłoni do jego czoła. Nie mógł nic poradzić na to, że odzywały się w nim podobne instynkty. Chyba za długo zajmował się Daisy, to było przyzwyczajenie. Jednak skóra blondyna nie była gorąca; wręcz przeciwnie, była chłodna, ale wilgotna, a jego oczy dziwnie błyszczały. Luke wciąż podpierał głowę dłonią, ale teraz zaczęła ona zjeżdżać w dół, tak samo jak jego powieki.

Michael momentalnie kucnął przed młodszym mężczyzną i ujął jego twarz w dłonie, czując irracjonalny strach. Przecież Luke miał dwadzieścia jeden lat, gdyby czuł się źle, wziąłby jakieś tabletki. Na pewno umiał się sobą zająć, to nie była sprawa Michaela. Ale mimo wszystko...

– Luke, popatrz na mnie – poprosił, klepiąc lekko policzek blondyna. Tamten zamrugał kilkakrotnie i skupił się na twarzy Mike'a, znajdującej się dziwnie blisko. – Jest ci słabo? Bierzesz regularnie jakieś leki? Powinienem o czymś wiedzieć? Jesteś chory? – pytał, słysząc niepokój we własnym głosie.

– Ja... nie, nie, nic mi nie jest. Zaraz... zaraz wszystko będzie dobrze. Tylko trochę mi słabo – odpowiedział Luke i zdobył się na uśmiech. Nikt nigdy się o niego nie martwił, nie tak naprawdę. Mama się nie liczy. Chodziło raczej o coś jak... lubię-cię-nie-chcę-żeby-coś-ci-się-stało martwienie się. – Mógłbyś podać mi szklankę wody? – spytał cicho, próbując uspokoić szybsze bicie serca. Szczerze mówiąc trochę się bał, ponieważ jego stan pogorszył się drastycznie w przeciągu zaledwie kilku minut. Było mu zimno, głowa mu ciążyła, a przed oczami pojawiały się małe czarne plamki. Luke mógł mieć tylko nadzieję, że to nie to, o czym myśli.

– Tak, oczywiście, jasne – powiedział szybko Michael i kilkanaście sekund później wręczył Luke'owi wysoką szklankę pełną przezroczystego płynu.

– Mikey, jedziemy? – spytała Daisy z korytarza, siedząc na szafce i machając nogami nad ziemią. Michael nerwowo spojrzał w tamtym kierunku, po czym znów na Luke'a.

– Idź, idź. Poradzę sobie – zapewnił Luke, ale w jego głosie nie było czegoś, co przekonałoby Michaela, że rzeczywiście tak będzie. Nie wiedział o co chodzi, ale miał złe przeczucia i nie chciał zostawiać tutaj blondyna samego. – Naprawdę już mi lepiej.

– Jakoś tego nie widzę, Luke. Powinienem zawieźć cię do lekarza...

– Musisz zawieźć Daisy do przedszkola – przerwał mu Luke, po czym upił kolejny łyk, zaciskając mocno powieki, jakby coś bardzo go bolało. Michael z każdą sekundą denerwował się coraz bardziej, bo nie wiedział, co mu dolega, a zrozumiał już, że Luke mu tego nie powie.

– Tak, ale... Kiedy wrócę i wciąż będziesz czuł się źle, pozwolisz się zabrać do lekarza, okej? – spytał Michael, zaś Luke pokiwał głową ze szklanką przy ustach. – Obiecujesz? – nalegał Mike i Luke widział, że chłopak celowo zwleka by zobaczyć, czy Luke zaraz nie zemdleje. Było to miłe z jego strony, ale Luke'owi przypominało o protekcjonalności z jaką wszyscy go traktowali w szpitalach. Jakby był z porcelany. Blondyn ponownie skinął głową. – Na mały palec? – kontynuował dwudziestoczterolatek, z niepokojem patrząc na rozszerzone źrenice Luke'a. Wyciągnął w jego kierunku dłoń. Wszystkie palce były zgięte, z wyjątkiem najmniejszego.

– Ile ty masz lat? Dwanaście? – mruknął Luke z lekkim rozbawieniem, jednak chwycił swoim małym palcem palec Michaela i ścisnął lekko. Mike poczuł tylko, że dłoń Luke'a jest lodowata.

Jednak teraz nie mógł niczego zrobić, bo Luke by mu nie pozwolił, a jakby na to nie spojrzeć – był dorosłym mężczyzną i mógł o sobie decydować. Michael zabrałby go od razu, ale wiedział, że gdyby był w samochodzie z nim i Daisy, to dziewczynka zwlekałaby z wysiadaniem, a on nie miał na to czasu. Postanowił po prostu ją odwieźć, a potem wrócić po blondyna i zaciągnąć go do lekarza choćby siłą. Nie miał zamiaru potem patrzeć, jak Luke spada ze schodów, albo ślizga się na kafelkach w łazience i rozwala głowę o umywalkę...

– Jesteś pewien, że nie chcesz jechać już teraz? – spytał Michael, nagle przerażony wizją zostawiania go samego w tym ogromnym i niebezpiecznym domu. Może była to jakaś paranoja, ale odkąd Daisy złamała rękę, Michael nie ufał sam sobie.

– Michael, przysięgam, jeśli za sekundę nie wyjdziesz...

– Okej, okej. Chciałem tylko pomóc. Idź się połóż, poważnie źle wyglądasz.

– Naprawdę chcesz mnie teraz obrażać? Wiesz, ja też mogę coś wymyślić...

– Luke – rzucił Michael tonem, którym zwracał się do Daisy, gdy przekraczała pewne granice. O dziwo, na Luke'a również momentalnie zadziałało. – Ja mówię poważnie. Poza tym, błagam, w konkursie na obrażanie nie masz ze mną szans. Bo niby jak mnie nazwiesz? Głuptas?

– A co ty na "palanta, który myśli, że jest dobry w Fifę, ale tak naprawdę nie ma pojęcia o grach wideo i będzie łysy w wieku dwudziestu pięciu lat"? – spytał Luke z irytacją, czując jak opuszcza go resztka sił. Naprawdę wolałby, żeby Michael już wyszedł, bo nie chciał, by ten widział go w takim stanie.

Czerwonowłosy przyłożył dłoń do serca teatralnym gestem. 

– Cios prosto w serce.

– Mikeeeeeey! – wrzasnęła Daisy, teraz już kopiąc piętami w szafkę. Michael wywrócił teatralnie oczami, jeszcze raz polecił Luke'owi się położyć i wyszedł, łapiąc kluczyki samochodowe blondyna i ściągając Daisy na ziemię.

~ * ~

Michael wrócił w niecałe pół godziny. Daisy chyba nie zauważyła jego zdenerwowania, bo była zbyt zajęta zastanawianiem się, czy ciocia Luke'a będzie tak fajna, jak on. Cóż, Mike mógł powiedzieć, że wyglądała niczego sobie, chociaż miała prawdopodobnie koło trzydziestu pięciu lat. Jednak widział pewne podobieństwo między nią i Lukiem, szczególnie w oczach.

Kiedy się upewnił, że zostawia siostrę w dobrych rękach, wrócił do domu najszybszą drogą, przy okazji starając się nie rozbić samochodu Luke'a, który pewnie kosztował więcej niż wszystko, co Michael miał.

Mężczyzna wszedł do domu i zaczął rozglądać się za wysokim blondynem. Nie było go w kuchni, ani w salonie. W żadnej z dwóch łazienek na dole również. Michael obstawiał, że w takim razie udało mu się wejść na górę bez skręcenia karku na schodach i uznał to za dobry znak. Skierował się na piętro i lekko otworzył drzwi sypialni Luke'a. Chłopak leżał na złożonej starannie pościeli, przyciskając dłonie do oczu. Michael nawet stojąc w drzwiach mógł dostrzec zaciśniętą szczękę i napięte mięśnie. Teraz jednak nie miał czasu myśleć o tym, że Luke wygląda seksownie (chociaż ostatnio myślał o tym niepokojąco często), bowiem widział, że wszystkie jego działania są wynikiem bólu.

– Gdybym był mordercą, już byś nie żył – zauważył Michael, siląc się na spokój. Luke poderwał się do góry, ale zaraz głośno jęknął, chowając twarz w dłoniach.

– Nienawidzę cię – mruknął blondyn i spojrzał na Michaela przez palce. – Nic mi nie jest.

– Jasne, jasne. Daisy też tak mówi, kiedy zaplanujemy sobie fajny dzień, a ją boli głowa. Ale wiem jak to się kończy, więc ubieraj się. Zabiorę cię do lekarza, bo i tak nic dzisiaj nie robię – odpowiedział i wzruszył ramionami. Wysłał już swoje niepokojąco ubogie CV do kilku firm transportowych, ale był tak zdesperowany, że wysłał je również do sieciówek takich jak Panda Express. Potrzebował pracy, jakiejkolwiek, jak najszybciej.

Luke próbował protestować, ale zdało się to na nic i godzinę później Michael siedział w poczekalni, przeglądając idiotyczne magazyny, które znalazł na stoliku. Było tutaj dużo ludzi, którzy dziwnie patrzyli na dwójkę mężczyzn, z których jeden był ubrany na czarno, miał czerwone włosy, kolczyk w brwi i tatuaże, a drugi miał kolczyk w dolnej wardze i wyglądał tak, jakby był naćpany. Mike postanowił się nie przejmować, jak zawsze. Właściwie nie wiedział dlaczego tak się uparł, by wziąć Luke'a do lekarza, skoro blondyn tego nie chciał.

Michael nie uważał, że ma szósty zmysł, ale kiedy zajmujesz się małym dzieckiem, po prostu uczysz się wyczuwać, gdy coś jest nie tak, ponieważ maluch często nie umie sam powiedzieć, co mu dolega. Mike miał nadzieję, że u Luke'a to nic poważnego, ale wcześniej blondyn nie miewał tego typu zapaści, więc może po prostu źle się poczuł. Michael miał tak niemal codziennie.

~ * ~

– Luke, ile razy powtarzałam, żebyś się nie przemęczał? – spytała kobieta, stukając czubkiem długopisu w blat biurka i nie odrywając swoich czekoladowych oczu od pacjenta, który patrzył wszędzie, tylko nie na nią.

– Nie przemęczam się, po prostu... – zaczął, ale nie potrafił znaleźć odpowiedniej wymówki. Andrea Keller była zbyt inteligentna, by dać się okłamać i Luke o tym wiedział.

– Po prostu się przemęczasz. Słuchaj, nikt nie będzie miał ci za złe, jeśli czasem zrobisz sobie przerwę. Potrzebujesz tego, jeśli nie chcesz, żeby twój stan się pogorszył. Na ten moment nic ci nie grozi, musisz tylko porządnie odpocząć, dobrze? – w jej głosie brzmiała troska. Nie protekcjonalność, po prostu troska. Andrea zajmowała się przypadkiem Luke'a od samego początku i chłopak wiedział, że kobieta trochę obwinia się o to, że wciąż nie znaleźli przeszczepu, który by pasował. Ale to nie była jej wina, to nie była niczyja wina. Luke nie żywił urazy.

– Jasne, przepraszam za kłopot. Nie przychodziłbym, ale zostałem zmuszony...

– Przez tego uroczego chłopaka, który czeka na ciebie w poczekalni?

– To Michael, mój... przyjaciel – powiedział Luke po chwili wahania. Doktor Keller była tylko sześć lat starsza od Michaela i mogła uważać go za uroczego, więc dlaczego Luke poczuł dziwne ukłucie? – On nie wie, że ja... no wiesz. Byłbym wdzięczny, gdybyś o tym nie wspominała – mruknął chłopak cicho, czując się nieco niezręcznie. Brunetka zamyśliła się na moment i pokiwała głową. Nie była uprawniona do informowania kogokolwiek o stanie Luke'a, jeśli pacjent sobie tego nie życzył i Luke o tym wiedział, ale traktował Andreę bardziej jak znajomą, a nie lekarkę i było jej miło, że jednak zwrócił się do niej z prośbą, a nie rozkazem.

– Dobrze zrobił, że cię przywiózł i nie miej mu za złe tego, że się o ciebie martwi. Potrzebujesz teraz wsparcia, a on wydaje mi się być dobrym wyborem – stwierdziła z lekkim uśmiechem, wypisując Luke'owi receptę na kolejną porcję leków, których nie chciał brać.

Luke żałował, że Michael nie widzi siebie oczami innych, bo najwyraźniej wszystkie kobiety, które znał Luke uważały, iż Mike jest porządnym facetem, który potrafi się sobą zająć. Michael tak nie uważał i może faktycznie czasem ledwie wiązał koniec z końcem, ale był wart o wiele więcej niż Luke.

– W porządku, to twoja recepta – rzuciła Andrea i podała blondynowi karteczkę z niewyraźnym lekarskim pismem. Luke podziękował i wstał, zaś ona tuż za nim, wyprowadzając go do poczekalni. Michael poderwał się do góry tak, jakby Luke właśnie przeszedł operację, a nie tylko wizytę kontrolną. Luke uśmiechnął się mimowolnie, gdy Mike do nich podszedł. – Andrea Keller, doktor prowadz... – zaczęła, lecz blondyn kaszlnął głośno, chcąc jej przerwać. Kobieta uświadomiła sobie, że gdyby powiedziała, iż jest doktorem prowadzącym przypadku Luke'a, Michael mógłby spytać o jaki przypadek chodzi. Wyglądał na inteligentnego mężczyznę. – Po prostu doktor Luke'a.

– Michael Clifford, jego przyjaciel – odpowiedział uprzejmie Mike i podał kobiecie dłoń. Miło było usłyszeć, że jednak uważa Luke'a za swojego przyjaciela. – Wiem, że zachowałem się trochę jak paranoik, bo najwyraźniej nic mu nie jest, ale mam młodszą siostrę i nie mogę nic poradzić na te odruchy – tłumaczył Michael, uśmiechając się do Andrei, która najwyraźniej była zachwycona jego postawą. Dlaczego Michael dla wszystkich był taki miły, ale dla niego nie? Gdyby nie poranne zachowanie Mike'a, Luke mógłby pomyśleć, że chłopak faktycznie go nie lubi, ale widać było, że naprawdę się o niego martwił.

– Bardzo dobrze zrobiłeś. Luke lubi lekceważyć stan swojego zdrowia, ale jeśli już o tym mówimy, to ciebie chyba też powinnam zbadać, sam wyglądasz nie najlepiej...

– Ha! – krzyknął Luke, nie mogąc się powstrzymać. Ściągnął tym uwagę kilkunastu osób w poczekalni, ale miał to gdzieś. Michael wypominał mu, że źle wygląda, ale najwyraźniej nie Luke jedyny.

– Dzieciak – mruknął Mike i wywrócił teatralnie oczami, starając się powstrzymać uśmiech. – Dziękuję bardzo, ale nic mi nie jest. Po prostu się nie wyspałem – zwrócił się do pani doktor.

– W porządku. W takim razie... oto zalecenie lekarskie. Michael, zabierzesz teraz Luke'a do naszego bufetu i przypilnujesz, żeby porządnie się najadł. Jego osłabienie wynika z przemęczenia. Teraz następne zalecenie lekarskie: po porządnym śniadaniu oboje jedziecie do domu i kładziecie się do łóżka. Razem, osobno, jak chcecie – rzuciła brunetka i uśmiechnęła się szeroko, widząc rumieńce wpływające na ich policzki.

– My nie... – zaczął Luke niezręcznie, gestykulując rękami.

– Jasne, jasne. Gdyby coś było nie tak, od razu się do mnie zgłaszaj, dobrze? – poprosiła, wiedząc, że czekają na nią inni pacjenci. Przyjęła Luke'a przed kolejką, ponieważ sama bała się o jego stan, ale teraz musiała się pospieszyć i wynagrodzić innym czas oczekiwania, szybko się nimi zajmując. Luke mruknął coś niewyraźnie w odpowiedzi, a Andrea przeniosła wzrok na Michaela, który z kolei wciąż patrzył na blondyna. – Michael, mogę ufać, że się nim zajmiesz?

– Oczywiście – odpowiedział od razu czerwonowłosy, a lekarka mu uwierzyła. – Chodź, Luke, musimy cię nakarmić – dodał i odruchowo wyciągnął dłoń do Luke'a. Przez Daisy miał zdecydowanie zbyt wiele odruchów. Ale Luke niemal automatycznie złapał jego rękę i pozwolił się poprowadzić do windy.

Michael naprawdę miał zamiar zająć się Lukiem, nie tylko dlatego, że blondyn tak wiele już dla niego zrobił. Mike chyba musiał w końcu przyznać się przed samym sobą, że zależy mu na Luke'u o wiele bardziej niż myślał. Czasem serce zagłuszało rozum i nie mogłeś nic poradzić na to, w kim się zakochujesz.

Michael Clifford jeszcze nie był zakochany, jednak był na najlepszej drodze. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top