1.1
Mała notka od autora.
Jeżeli jesteś nowym czytelnikiem, chcę cię uprzedzić, że opowiadanie to przechodzi gruntowny remont. Zmianie ulega również fabuła, dlatego też możesz wyłapać w dalszych częściach małe nieścisłości, za które bardzo chcę cię przeprosić. Jeżeli już wcześniej czytałaś moje opowiadanie i sprawdzasz co się tu zmieniło, to na pewno zorientujesz się, które rozdziały są już poprawione, a przynajmniej tak mi się wydaje. Kiedy skończę poprawiać moje opowiadanie, polecam w wolnej chwili jeszcze raz przeczytać je od początku. Staram się wprowadzać niewielkie poprawki, ale mimo wszystko nie wiem, jaki będzie końcowy efekt. Przepraszam za to małe zamieszanie.
Dookoła panował gwar. Wesołe grupki upojonych alkoholem ludzi pogrążone były w zażartych dyskusjach przy swoich stolikach. W powietrzu unosił się ciężki i duszący zapach tytoniu, który wdzięcznie wirował na tle zapomnianego oraz niemalże całkowicie zniszczonego znaku o zakazie palenia. Szczuplutka kelnerka ubrana w obcisłe czarne spodnie i białą, pomiętą koszulę spacerowała pomiędzy stolikami w poszukiwaniu pustych szklanek po trunkach. Na jej twarzy malowało się głębokie zmęczenie. Co jakiś czas dziewczynę zaczepiał pijak, który siedział przy barze. Mężczyzna obracał w dłoniach swój prawie pusty kufel i lubieżnie spoglądał na drobną blondynkę, która z niechęcią podeszła do niego, by przyjąć jego kolejne zamówienie. Zniszczona czapka, co jakiś czas zsuwała się mężczyźnie z głowy, ukazując przy tym jego obrzydliwie, tłuste włosy. Zaraz obok pijaka stała stara, zakurzona szafa grająca, której od dawna nikt nie używał. Urządzenie stało się zupełnie niepotrzebne, a wszystko za sprawą niewielkiego telewizora zawieszonego na ścianie. Kelnerka co jakiś czas przełączała kanały muzyczne w poszukiwaniu czegoś, co zadowoli klientów. Upiłam kolejny łyk piwa, kiedy dziewczyna zwróciła pijakowi uwagę, który niemal stłukł swój kufel przy próbie wstania od baru. Dopiero teraz dostrzegłam, że na szkle, które kelnerka uchroniła przed okrutnym losem, widnieją dwie czerwone literki. Inicjały właściciela. Przeniosłam swój wzrok na półki przytwierdzone do ściany za barem, na których znajdowało się więcej takich kufli. Każda szklanka miała inne inicjały, które należały do stałych klientów tego miejsca. Kiedy pijak znikł za obskurnymi drzwiami prowadzącymi do ubikacji, na twarzy kelnerki pojawiła się ulga. Blondynka poprawiła swoją koszulę, wzięła do ręki niewielki notes i zwróciła swą uwagę na mnie. W ułamku sekundy dziewczyna stała już przy moim stoliku i wyczekująco czekała na zamówienie. Spojrzałam na butelkę, która była już prawie pusta.
- Poproszę jeszcze raz to samo. - Uśmiechnęłam się do dziewczyny, a ta skinęła głową i zniknęła za barem, by za chwilkę znów wrócić do mojego stolika z pożądanym przeze mnie alkoholem. Założyłam nogę na nogę. Dokładnie przyjrzałam się butelce, która w sumie nie różniła się niczym od poprzedniczki. Po raz setny przeczytałam etykietę, po czym wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na zegarek w telefonie.
- Gdzie się podziałeś Hale? - Upiłam łyk chłodnego piwa, gdy za plecami usłyszałam lekko zachrypnięty męski głos.
- Musiałem załatwić kilka spraw.
Derek jak gdyby nigdy nic zajął miejsce naprzeciwko mnie. Rzuciłam mu spojrzenie pełne pogardy.
- Panie Hale... nie ładnie to tak kazać dziewczynie czekać.
Chłopak spojrzał na mnie przepraszająco, po czym zerknął na butelkę, z której zaczęłam odrywać etykietę.
- Naprawdę nie rozumiem, dlaczego to pijesz. Przecież alkohol na nas nie działa.
- Wiem. Czasem po prostu lubię delektować się smakiem przeróżnych trunków, a dziś akurat miałam ochotę na zwykłe, zimne piwo.
- Dopij to szybko. - Derek przewrócił oczami, po czym obrócił się przez ramię by dokładnie rozejrzeć się po pomieszczeniu, w którym się znajdowaliśmy.
- W tym mieście jest wiele ciekawszych miejsc, a ty akurat wybrałaś obskurną spelunę?
- Wiesz... jak ojciec wyrzucił mnie ze stada, to takie właśnie miejsca stały się moim domem. - Wzruszyłam obojętnie ramionami.
Hale postanowił nie drążyć dalej tematu. Między nami nastała bardzo niezręczna cisza. Derek wyjął z kieszeni telefon i całkowicie się w nim zatracił. Przeniosłam swój wzrok na pijanego mężczyznę, który po dłuższej nieobecności w końcu wyszedł z łazienki. Za barem rozległ się stłumiony jęk kelnerki.
- Masz już jakiś plan? - Zagadałam w końcu do towarzysza.
Derek posłał mi pytające spojrzenie.
- Od czego zaczniemy, jak przyjedziemy do Beacon Hills?
- Nie wiem. - Derek zablokował telefon i odłożył go na stolik.
- Świetnie...
Jednym tchem wypiłam resztkę piwa i wstałam od stolika. Ruszyłam w stronę baru, ignorując po drodze obleśne zaczepki pijaka, by odnieść pustą butelkę i zapłacić za następną, którą wezmę sobie na drogę. Kelnerka wyłoniła się z zaplecza i przyjęła moje zamówienie. W pewnej chwili wzrok dziewczyny zatrzymał się na moim towarzyszu, który czekał już przy drzwiach.
- Ale ciacho... - Dziewczyna rzuciła bez zastanowienia, po czym na jej policzkach pojawiły się czerwone wypieki, gdy skonfrontowała się z moim ciekawskim spojrzeniem.
- Też taki kiedyś byłem... co ja gadam! Dalej taki jestem. - Pijak zwrócił się do blondynki.
Ta jedynie przewróciła oczami, po czym wydała mi resztę i zniknęła znów za zapleczem.
Zaśmiałam się pod nosem i ruszyłam w stronę towarzysza. Samochód Dereka stał zaparkowany tuż pod samym barem. Gdy znaleźliśmy się już w środku, Hale od razu odpalił auto, a ja włożyłam butelkę alkoholu do swojej torby, która znajdowała się na tylnym siedzeniu, a następnie postanowiłam pobawić się trochę radiem. Przeskakiwałam między stacjami w poszukiwaniu piosenki, która wpadłaby mi w ucho. Niestety... po dłuższym szukaniu nie znalazłam nic, co by mnie zadowoliło, więc rozpoczęłam poszukiwania od nowa z nadzieją, że może tym razem mi się poszczęści.
- Zdecyduj się wreszcie! - Ze skupienia wyrwał mnie poirytowany głos Dereka.
- Siedź cicho... - Schowałam niesforne kosmyki za ucho i znów przyłożyłam palce do podświetlonych przycisków.
- Zaraz wyłączę ci radio. - Hale warknął.
- Wtedy zacznę śpiewać.
Derek przez chwilę milczał, zastanawiając się zapewne nad odpowiedzią.
- Lepiej tego nie rób. Już wolę radio...
W końcu zostawiłam jakąś popową piosenkę i rozsiadłam się wygodnie w fotelu.
- Czyżbyś nie wierzył w moje umiejętności wokalne?
- Owszem. Nie wierzę w nie.
- Sztywniak...
- Coś mówiłaś? Chyba się przesłyszałem.
- Mówiłam, że masz strasznie sztywne fotele.
- Fotele są w porządku. Najwidoczniej z tobą jest coś nie tak.
- Hale... grabisz sobie.
Kąciki ust Dereka delikatnie powędrowały ku górze. Rzadko, kiedy chłopak się uśmiechał, więc takie coś w jego wykonaniu można potraktować jako naprawdę wielki postęp.
- Kiedy będziemy w Beacon Hills?
- Myślę, że za jakąś godzinę.
Tak jak mówił Derek, po godzinie minęliśmy znak zwiastujący, że właśnie wjechaliśmy do Beacon Hills. Było już ciemno. Nigdy jeszcze tu nie byłam, dlatego z zaciekawieniem obserwowałam okolicę. Starałam się zapamiętać każdą uliczkę, którą mijaliśmy. Kiedy odwróciłam wzrok od szyby, zauważyłam, że na twarzy Dereka maluje się głęboki smutek. Wiedziałam, że powrót do rodzinnego miasta jest dla niego ciężki. Miałam nadzieję, że znajdziemy Laurę całą i zdrową. Po jakimś czasie Derek wjechał do lasu. W końcu moim oczom ukazał się duży, stary drewniany dom, a raczej to, co z niego pozostało. Wysiedliśmy z samochodu. Rozejrzałam się dookoła zupełnie tak, jakby Laura miała wyłonić się zaraz zza pobliskich drzew. Derek z kamienną miną wpatrywał się w to, co zostało po jego domu. Zapadła głucha cisza. Oparłam się o samochód i popadłam w głęboką zadumę. W końcu usłyszałam syreny policyjne. Odgłos dochodził gdzieś z oddali, ale mój wilczy słuch doskonale go wyłapał. Derek rzucił mi krótkie spojrzenie, po czym ruszył biegiem w stronę syren. Gdy dogoniłam Dereka, wspólnie ukryliśmy się pomiędzy gęstymi zaroślami. W końcu naszym oczom ukazało się dwóch policjantów. Trzymaliśmy się na odległość, by mężczyźni nas nie wykryli. W powietrzu unosił się charakterystyczny zapach zgnilizny.
- Kto mógł zrobić coś takiego... - Jeden z mężczyzn oparł się o drzewo.
- Kto? Raczej co. Wątpię, żeby człowiek był zdolny do czegoś takiego.
- Biedna dziewczyna... ona została rozerwana na pół.
- Ciekawe gdzie jest druga połowa.
Nie chciałam dalej tego słuchać. Czułam ogromny ucisk w żołądku. Spojrzałam współczująco na Dereka. On już to wiedział. Wpatrywał się ślepo w policjantów. Zacisnął dłonie w pięści.
- Musimy podejść bliżej.
- Derek... - Nim zdążyłam cokolwiek zrobić, mój towarzysz ruszył do przodu, dalej pozostając w ukryciu. Przemknęliśmy się obok policjantów i ruszyliśmy dalej. Derek w pewnym momencie się po prostu się zatrzymał. Zacisnął usta i zmarszczył czoło. W końcu i mnie również zamurowało. Poczułam jej zapach...
- To ona. - Derek wyszeptał ledwie słyszalnie.
Czułam, jak łzy niekontrolowanie wkradają mi się na policzki. Nie mogłam ukryć swoich emocji. Laura... siostra Dereka, moja przyjaciółka i nasz Alfa... Ktoś ją zabił w bardzo okrutny sposób. Upadłam na kolana i ukryłam twarz w dłoniach. Derek dalej stał w tym samym miejscu. Zauważyłam, że z jego dłoni sączy się krew. Hale powstrzymywał się przed wpadnięciem w szał. Chłopak zaciskał dłonie w pieści, raniąc sobie przy tym pazurami ręce. Stracił kolejną osobę, na której mu bardzo zależało. Nie mam pojęcia, ile znajdowaliśmy się w tym samym miejscu, aż w końcu Derek postanowił się odezwać.
- Wracamy do samochodu. - Powiedział stanowczo.
- Nie możemy przecież jej tu zostawić. - Podniosłam się z ziemi i jeszcze raz spojrzałam na policjantów, którzy nie zdawali sobie nawet z tego sprawy, że ich obserwujemy.
- Nic nie możemy zrobić. Policja przejęła ciało... a raczej jego część.
- W takim razie znajdźmy drugą połowę!
- Zajmę się tym.
Podeszłam ostrożnie do chłopaka.
- Pomogę ci. Przyjechaliśmy tutaj razem. Nie będę stać bezczynnie... tak samo, jak ty straciłam ważną dla mnie osobę.
- Powiedziałem, że sam się tym zajmę. - Derek warknął na mnie groźnie.
Przełknęłam głośno ślinę. Derek zignorował mnie i ruszył w stronę auta. Nie wiedząc co mam ze sobą począć, tym bardziej że totalnie nie znam okolicy, byłam zmuszona udać się za nim. W sercu czułam ogromną pustkę. To Laura pomogła mi odnaleźć w życiu nowy sens. Przygarnęła mnie. Dzięki niej nie tułam się teraz po obskurnych spelunach, żaląc się nad swoim losem.
Wróciliśmy do samochodu. Jeszcze chwilę kłóciłam się z Derekiem o to, że chcę mu pomóc, aż w końcu skapitulowałam. Hale stawał się coraz to bardziej agresywny. Posłusznie wsiadłam do samochodu. Derek oczywiście zabrał ze sobą kluczyki. Powiedział, że mam odpocząć i na niego czekać. To było głupie... chciałam coś powiedzieć, ale morderczy wzrok Dereka sprawił, że zrezygnowałam z tego. Chłopak zniknął gdzieś za drzewami, a ja przypomniałam sobie o butelce piwa, którą zakupiłam w tamtym barze. Co prawda alkohol w zupełności na mnie nie działa, ale mimo wszystko... chyba mogę w nim zatopić swoje smutki, prawda? Przez cały czas myślałam o przyjaciółce. To, co ją spotkało... powinnam być przy niej. Nie tylko jako beta, ale jako osoba, która zawdzięczała jej naprawdę wiele. Oparłam głowę o szybę i zacisnęłam mocniej dłonie na butelce. Wróciłam wspomnieniami do czasu, w którym poznałam Laurę Hale. Rok temu dziewczyna zagadała do mnie w barze, w którym spędzałam niemal każdy dzień. Dlaczego znajdowałam się w takim miejscu? Czułam, że idealnie pasuję do panującego tam klimatu. Klimatu pełnego zepsucia. Niczym nie różniłam się od pijaków, którzy przychodzili tam dzień w dzień bez żadnych perspektyw na dalsze życie. Odtrącona przez rodzinę, której przyniosłam jedynie wstyd. Może nawet dalej znajdowałabym się w tym obskurnym barze, gdyby nie Laura! Dziewczyna, która dosiadła się do mnie przy barze. Która swym uśmiechem w ułamku sekundy uzmysłowiła mi, w jakiej sytuacji się znalazłam. Jak bardzo zaniedbałam swoje życie, będąc w błędnym przekonaniu, że nic mi się już w nim nie należy. Laura... zadała mi jedno pytanie. "Czy dalej chcesz tak żyć?" Nawet teraz słyszę jej głos... gdy wymawia te parę słów. Ofiarowała mi swą pomoc. Naprawiła mnie... Mam wobec niej dług. Czy Derek tego chce, czy nie... pomogę mu znaleźć tego potwora.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top