13
Dayo stał przez chwilę w ciszy. Uważałam, że mój pomysł miał jakiś sens. Maria pracowała w laboratorium, na dodatek nieustannie mówiła o ,,cudzie'', więc musiała coś wiedzieć. Trudniejszą sprawą było to, czy dałabym radę się z nią w jakikolwiek sposób dogadać. Jak wszyscy widzieli, nie była ona osobą, która kontaktuje. Nie wiedziałam, czym był spowodowany jej stan psychiczny, ale nie było z nią dobrze. Możliwe, że stan Marii był jeszcze gorszy.
— Tylko jesteś świadoma, że jeśli będziesz chciała porozmawiać z Marią, będziesz musiała podać powód, dlaczego chcesz to zrobić? — zauważył słusznie Dayo
— Przecież nie muszę mówić prawdy, coś wymyślę. — wzruszyłam ramionami.
Chłopak spojrzał na mnie z dezaprobatą.
— Myślę, że kłamstwo nie wyjdzie ci na dobre. Lepiej byłoby wciągnąć w to Jareda, albo Dylana.
— Nikogo nie będę w to wciągać. Uważam, że wiadomość o tym, iż byłam królikiem doświadczalnym i przez to prawdopodobnie zmutowałam, nie zostałaby przyjęta zbyt pozytywnie. — przewróciłam oczami.
— Możliwe, że to była tylko jednorazowa sytuacja.
Wątpiłam w to. Ciągle odczuwałam, że było ze mną coś nie tak. Nie bolała mnie najmniejsza rzecz, prawie nie jadłam i nie piłam, jakbym nagle przestała odczuwać podstawowe potrzeby. Jasne, czasem robiłam się głodna, ale wystarczała mi niecała porcja. Chciałam się dowiedzieć, co działo się ze mną i czy była szansa, że moja matka mogła przeżyć postrzał.
Maria była jedyną osobą, która mogła znać odpowiedź.
— Nie wiemy nic, Dayo. Cała ta sytuacja jest mocno pokręcona i rodzi coraz więcej pytań, a ja chciałbym w końcu poznać odpowiedź na cokolwiek.
— Rób jak uważasz, ale nie będę cię kryć za wszelką cenę. Więc postępuj rozsądnie.
Z tymi słowami opuścił pokój. Ruszyłam za nim, aby wyjaśnić mu, że wcale nie musi przykładać do tego ręki, bo to i tak nie jego sprawa, ale zanim zdążyłam powiedzieć cokolwiek, Dylan pojawił się na przeciwko nas.
Spojrzał na nas dziwnym wzrokiem. Zapewne zastanawiał się, dlaczego zadaję się z Dayo. Jeszcze jakiś czas temu za sobą nie przepadaliśmy. Nadal nie byliśmy przyjaciółmi, ale sytuacja zmusiła nas do rozmów.
— Melanie, mogę z tobą porozmawiać?
Skinęłam głową.
Dayo wyminął naszą dwójkę i poszedł w swoją stronę. Zostaliśmy sami na korytarzu. Przypomniały mi się słowa, które padły dziś z ust Dylana. Serce zaczęło mi mocniej bić. Nie wiedziałam, czy było to spowodowane stresem, czy moimi uczuciami względem Dylana, których nie potrafiłam zdefiniować.
Miałam nadzieję, że nie chciał wrócić teraz do tamtej rozmowy, bo kompletnie nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć. Cieszyłam się, że Luke i Jared przerwali tamtą sytuację. Dawało mi to trochę czasu na zastanowienie się. Wiele rzeczy zajmowało mi teraz głowę.
— Jak się czujesz?
Ręce ukrył w kieszeni bluzy.
— Dziwnie. — odpowiedziałam krótko — Dziwnie, że nie czuję nic wobec mojej matki i jestem zawiedziona, że być może żyje. Jestem okropną córką. — westchnęłam.
— Nie, to ona jest okropną matką. — stwierdził Dylan.
Musiałam się z tym zgodzić. Nigdy nie była wzorem do naśladowania.
— Cały ten czas odkąd uciekliśmy z Waszyngtonu jest jak zawiły, niekończący się sen. Wydarzyło się tyle rzeczy, które nie powinny mieć miejsca...
Chciałam, aby moje życie było normalne. Nie wiedziałam, co można w tych czasach nazwać normalnością, ale ukrywanie się pod ziemią i wojna z własnym rodzicem nie należała do normalności.
— Myślę, że mamy szansę jeszcze ułożyć sobie życie. Jesteśmy młodzi, a Christina nie może rządzić wiecznie.
Uznałam, że lepiej zmienić temat, ponieważ nie był dla mnie wygodny. O Christine będzie można rozmawiać dopiero, gdy dowiemy się, na czym stoimy.
Postanowiłam zapytać go o Marię. Uważałam, że nie powinien stwarzać problemów i pozwoli mi z nią pomówić.
— Chciałabym zobaczyć się z Marią.
Oczywiście najpierw zmarszczył brwi, a później zadał pytanie, na które nie bardzo wiedziałam, jak odpowiedzieć.
— Po co?
— Cóż... Uważam, że może w końcu powie coś sensownego. Każda informacja się przyda, a nie lubię siedzieć bezczynnie i czekać.
Westchnął.
— Nawet po tych wszystkich przejściach nie potrafisz po prostu odpocząć? Dobra, ale Jared pójdzie z tobą.
— Nie! — zaprotestowałam, chyba zbyt gwałtownie.
— Tak i nie podlega to dyskusji.
Spojrzałam na niego gniewnym wzrokiem.
— Nie patrz tak na mnie. Póki co, wciąż rządzę tu ja. — wyjaśnił — No już się nie złość, wiem, że lubisz być samodzielna, ale wolę, aby ktoś miał cię na oku. Nie chcę, żebyś znowu próbowała być bohaterką.
Zaskoczył mnie, gdy przyciągnął moje ciało do uścisku.
— Maria jest nieobliczalna. Raz jest spokojna, później wariuje tak, że trzeba podawać jej środki na uspokojenie, żeby nie zrobiła sobie krzywdy. Jared jest jej pewnego rodzaju terapeutą, więc wie, jak z nią rozmawiać.
Pozwoliłam oprzeć sobie głowę na jego torsie.
Rozumiem, że się martwił. Dopiero mnie odzyskał, dziwnym trafem całą i zdrową. Miał jak na razie dość wrażeń związanych ze mną. Dlatego też nie mogłam go niepokoić i wspominać cokolwiek na temat wydarzeń z laboratorium.
— Ale dziś już koniec ze wszystkim. Biorę sobie urlop do końca dnia.
— Skorzystaj z tej wolności i się porządnie wyśpij. — stwierdziłam, spoglądając na jego zmęczoną twarz.
— Okej, ale powinnaś położyć się ze mną. — mówiąc, założył mi włosy za ucho.
Trochę mnie sparaliżowało, ponieważ nigdy nie spałam z nikim w jednym łóżku. Poza tą jedną dziwną sytuacją dawno temu, kiedy obudziłam się w jego ramionach. Musiałam go kiedyś zapytać o tamten dzień.
— Nie jestem zmęczona — powiedziałam zgodnie z prawdą.
— Rozumiem, nie będę cię zmuszać, ale nie ukrywam, że czułbym się pewniej wiedząc, że jesteś bezpieczna obok mnie.
— Odwiedzę Rose, dawno jej nie widziałam. Pomówię z Jaredem na temat Marii. Nigdzie się nie wybieram, więc gdy wstaniesz, nadal tu będę.
Posłałam mu uśmiech. Niechętnie wypuścił mnie z ramion. Postanowił, że zanim się położy, odprowadzi mnie do sali szpitalnej, gdzie dyżur miała Rose. Był zdecydowanie uparty.
Zastałam Rose siedzącą nad papierami. Oczywiście tutaj też musieli prowadzić kartę pacjenta, aby znać historię chorób danej osoby i wiedzieć, jaki podać lek. Na szczęście osoby z zewnątrz stale zaopatrywały bazę, więc nic nie brakowało.
Ucięłam sobie z dziewczyną miłą pogawędkę. Na szczęście nie wypytywała mnie o nic związanego z moją nieobecnością ani o moją matkę. Byłam jej za to wdzięczna. Miło było porozmawiać o czymś innym i niezobowiązującym.
Rose była jedyną kobietą, z którą mam tu dobry kontakt. Postanowiłam więc zwierzyć się jej z sytuacji związanej z Dylanem i poprosić o radę.
Dziewczyna nie była nawet trochę zaskoczona tym, że pomiędzy mną z Dylanem coś się działo.
— Ja wiedziałam, że to się tak skończy odkąd cię tu sprowadził. Leżałaś wtedy nieprzytomna, a on, choć sam był wykończony, ciągle kręcił się w pobliżu i wypytał o twój stan.
Zdziwiła mnie ta informacja, ponieważ sama miałam całkowicie odwrotne odczucia i nigdy nie pomyślałabym, że moja znajomość z Dylanem pójdzie w tym kierunku.
— Tylko nie wiem, co mam robić. Nie chcę go zranić, ale też nie wiem, jak mam się zachowywać, co mówić. Wszystko jest dla mnie nowe.
Oparłam głowę o ścianę, ponieważ siedziałam na podłodze obok biurka Rose. Krzesła były zdecydowanie sprzętem deficytowym w tej bazie.
— I to powinnaś mu powiedzieć. Jeśli będziesz wobec niego szczera i nie będziesz się zamykać na to, co chcę ci dać od siebie, to wszystko samo się ułoży.
Rose była kochaną osobą. Mieć ją w swoim życiu, to istny skarb. Żałowałam, że tak mało czasu było dane mi z nią spędzić. Brakowało mi kobiecego towarzystwa. Odkąd się tutaj pojawiłam, czas spędzałam głównie wśród znajomych Dylana, a byli to głównie mężczyźni i Kaya, ale akurat z nią nie chciałam mieć kontaktu.
Musiałam opuścić towarzystw Rose, ponieważ była w pracy i nie chciałam jej zbyt długo przeszkadzać. Widziałam te sterty kartek czekające, aż ktoś je wypełni i posegreguje.
Opuściłam dziewczynę, wcześniej dziękując jej za rady i wysłuchanie.
Musiałam znaleźć teraz pracownię Jareda. Jeszcze nie odnajdywałam się w nowej bazie, więc zaczęłam błądzić korytarzami. Jak się okazało, poszłam z zupełnie inną stronę i trafiłam w zaułek, gdzie znajdował się jedynie właz. Zapewne było to jedno z wyjść.
Gdy już miałam się odwrócić, coś rzuciło się moim oczom w ciemnym koncie. Musiałam podejść bliżej, aby upewnić się, że dobrze widzę.
Na podłodze a pozycji siedzącej znajdowała się kobieta. Głowę miała przechyloną w bok, a na szyi widoczna była szeroka, sina linia. Przykucnęłam obok niej, aby sprawdzić puls. Wydawała się znajoma, to chyba ona rzuciła mi dziś ostatnio miską z jedzeniem. Nie wyczuwałam od niej żadnych oznak życia. Brak pulsu i oddechu, wyglądało na to, że została uduszona i to całkiem niedawno, ponieważ ciało nadal było ciepłe. To były chyba jakieś żarty. Już drugi raz znalazłam trupa w bazie.
Postanowiłam szybko znaleźć Dylana. Nie chciałam też, aby ktokolwiek zobaczył mnie przy zwłokach. Mogłam mieć poważne problemy, ludzie ciągle mi nie ufali. Gdy próbowałam się wycofać, poczułam coś zimnego na moim gardle.
— W końcu stanie się to, co powinnam zrobić odkąd cię tu zobaczyłam. — usłyszałam za uchem znajomy kobiecy głos.
Zimna rzecz okazała się być nożem, który gładko przesunął się po moim gardle. Dusząc się i tracąc kontrolę nad własnym ciałem, upadłam na martwą kobietę.
Później była już tylko ciemność.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top