᯽7᯽
Patrząc na czerwoną ciemna barwę krwi miałem już trochę dość. To kolejna fiolka która ze mnie pobrała. Zaletą było to że dostałem czekoladę. Potem jedząc kanapkę powiesiła na białej lampie rentgen mojego ciała i zaczęła się mu przyglądać.
- Masz bardzo silne kości. Nigdy nie były złamane, w ciągu trzech lat jeszcze urośniesz mniej więcej do metra osiemdziesiąt. Masz ciało przystosowane do naciągania go na granicę możliwości myślę że jest przystosowane do darów pytanie tylko jak mając dobre ciało nie uzyskałeś ...
Mieląc czekoladę przednimi zębami zobaczyłem jej wzrok utkwiony na moich ustach. Automatycznie odsunąłem ją od ust i spojrzałem z powagą wycierając resztki z kącików.
- Nie baw się czekoladą i słuchaj mnie. Zamierzam odkryć czemu w trzecim pokoleniu nie masz daru. Masz doskonale ciało jak na dar. Widać też że od jakiegoś czasu się zmieniło, pewnie przez trening o którym wspominałeś do Opala. – Poruszyła kanapką robiąc dziwny znak a potem spojrzała na stawy nóg licząc je aż w pewnym momencie zmarszczyła brwi
Dotykając każdego liczyła je kilka razy aż w końcu nawet podpisała i usiadła na krześle.
- Coś nie tak.
- ha?- mamrotam i przymykam oczy.
- Mutacje qurik’ów określamy na dwa sposoby. Może to błąd ale wątpię. Osoby którym wykształcają się dary nie mają wszystkich stawów, u stopy zawsze jest jeden mniej.– Wskazała palcem miejsca na różnych zdjęciach i odkreśliła coś. – W brakuje ci tego właśnie stawu. On zanika w trakcie ewolucji. Ale mówiłeś że jesteś qurikless. – chwyciła drugi rentgen który mi zrobiła i położyła go na jasnej tablicy po czym zmarszczyła brwi.- Widzisz te ciemną wypukłość? Na kręgu? Kiedyś odkryłam że ludzie z darami mają na jednym z kręgów kręgosłupa właśnie takie wyrostki. Zwykle są w okolicy bioder na dole kręgosłupa czasem jest inaczej ale każdy z darem ma coś takiego. To bardzo miękkie miejsce na kości... Twoje jest bardzo duże. – Zakreśliła markerem to miejsce na co zmarszczylem brwi. Co to oznaczało?
- przez nią można pobrać osocze gdzie bada się również dary, te możliwość odkryto niedawno. Osoby bez daru nie mają jej, a ty masz ale jest jasną. Czyli część odpowiadającą za działanie i użytkowanie quriki nie działa. Możliwe że nigdy nie użyłeś daru albo było to dawno i nieświadomie. Wiem jak to brzmi ale masz dar. Na dodatek kształt tej wypustki, masz ją idealnie równa co znaczy że twoja zdolność i twoje ciało są do siebie przystosowane. Ale to nie ma sensu.
Przesunąłem palce do zdjęcia i zacząłem liczyć powoli jakby zależało od każdej cyfry moje życie. Powoli chwyciłem ręką włosy i marszcząc brwi potwierdziłem liczbę odsuwając się w tył na krzesło. Ale byłem na badaniach. W moim domu leży moje zdjęcie. To nie wyglądało tak. Ja miałem ten staw. Czy to była pomyłka? Czy doktor się pomylił i ... za dużo myślę.
Moje serce chyba przestało bić a dziewczyna obok mnie pomachała mi przed twarzą ręką zaś ja byłem gdzieś głęboko w własnych wspomnieniach. Dopiero jak złapała moja dłoń ściskając ją bardzo mocno ból sprowadził mnie na ziemię. Poczułem jak mokre mam policzki a dziewczyna stojąca przede mną spojrzała na zegar. Czy gdybym poszedł do kogoś innego ...
- Stary zawiesiłeś mi się na dwadzieścia minut.
- Przecież minęło parę sekund.
Odpowiadam i też patrzę na zegarek a ona kiwa sprzecznie głową i opiera ręce na piersi.
- Bredziłeś, ale nie ważne- Klękła przede mną łapiąc za obie dłonie. – Izuku posłuchaj – Zwróciła moją uwagę na swoją twarz a potem otarła łokciem pot i westchnęła. Wyglądała na przerażoną. W jakim dokładnie stanie mnie widziała?– Sądząc z tego co mówiłeś w tym dziwnym stanie mogłeś zostać oszukany bądź za dziecka twoje badania były źle poprowadzone. Wygląda na to że masz niezbędne elementy dla osób z darem ale nie wiem jeszcze czy to przypadkiem czy nie. Upewnię się czy masz zdolności podczas badań. Jeśli tak możliwie że masz moc powolnego rozwijania się a w wieku czterech lat nie mogli wykryć twojego stawu bo się nie wykształcił. Ale nie jestem niczego pewna. Słyszysz mnie jeszcze?
- Jaki kurwa dar? Powolnego rozwoju?- Wstaje gwałtownie- Wyglądam ci na pięciolatka? Słyszysz jak absurdalnie to brzmi? Sama zresztą mówiłaś że mam duży ten guzik czy inny chuj...
- nie klnij, bo próbuje ci pomóc – Łapie mnie za twarz i sądzą na stołku. Natychmiast ochłonąłem. – Nie wiem co znaczy wielkość guzika, ale zbadam cię, dokładnie.
- Całe dzieciństwo chciałem mieć dar. Moc być jak mój przyjaciel i mentor. Potem jeden z nich kazał mi się zabić a drugi powiedział że nigdy nie zostanę tym kim chce. Zastanówmy się jak mogę się czuć wiedząc że po tych latach możliwe iż okazało się to być kłamstwem a ja mam dar który i tak jest uśpiony bądź bezużyteczny. – Uniosłem głowę puszczając jej dłonie i wstałem znów ubierając spodnie oraz sweter. Nim powiedziała cokolwiek więcej wyszedłem z laboratorium trzymając dłonie we włosach.
Życie w kłamstwie czy pomyłka. A może moje ciało wykształciło się chodź nie dostało daru, a może coś bardziej bez sensu jak to że mój dar został ukradziony?
Wsiadając do kuli nabrałem dużo powietrza i spojrzałem w dół pocierając kępki włosów. To nie mogła być prawda.
Usłyszałem jak Opal wchodzi do kuli i klęcząc na fotelu nachylił się nade mną. Nie powinno go tu być. Powinienem być sam, jak w te męczące miesiące.
- stary wszystko w porządku? – Uniosłem twarz patrząc w jego błyszczące jasne jak niebo oczy. Dlaczego oni wszyscy są tacy mili.
Mrugając parę razy Opal zupełnie znikł a przede mną pojawił się Bakugou. Co? Otwierając szeroko oczy odsunąłem w tył ale on złapał moje ramię i z miną przerażenia druga położył mi na karku.
Moment, przerażenie?
- Ej!? Wszystko ok?
- Kacchan... co ty tu robisz...? – Pytam ale mam wrażenie że nie mówię nic.
Skrzywił się jakby nie rozumiał co mówię a ja zamykając oczy wtuliłem policzek w jego dłoń zamykając oczy. Nie strach, nie smutek... spokój jak bardzo bardzo dawno gdy byliśmy dziećmi.
- Izuku, co się z tobą... – Delikatny dziecięcy głos...
Co?
Izuku? Przecież on tak na mnie nie mówił. Od dziecka nazywał mnie...
Otwieram szeroko oczy i dostrzegam kitel oraz przerażony wzrok Opala. Widząc jego dłoń na mojej twarzy uderzam w nią wściekłe i otwieram kule patrząc jak wyciąga ku mnie dłoń.
- Stary co tam się stało?
- Nie ważne... zostaw mnie.
- Izuku!? Zaczekaj, Ała kur...
Obracam się łapiąc za czoło i ruszam po białej ścieżce w przypadkowym kierunku.
NIE MASZ DARU
Niestety pani syn urodził się pozbawiony qurik
Nie chcemy w drużynie kogoś bez zdolności.
Nie jesteśmy już przyjaciółmi.
Przestań mnie chronić, ja mam dar nie to co ty nieudaczniku.
Może dostaniesz do w następnym życiu... Deku.
HA HA HA HA! Jesteście idiotami NIE SŁUCHAM WAS! Pójdę do akademii NAUK BĘDĘ LEPSZY STWORZĘ SWÓJ DAR!
Chwila, co?
Ścierając łzę z policzka zaczynam się śmiać i dopiero po chwili zauważam gdzie stoję. Było już ciemno a ja stałem na schodach głównego wejścia. Znów nikt nie reagował? Że jest ciemno a ja tutaj?
Siadając na środku schodów oparłem się łokciami o stopień wyżej i w tej dziwnej ale wygodnej pozycji leżąc na schodach spojrzałem w niebo.
- Życie ssie co?- Nad moją twarzą pojawiła się butelka wina a gdy obróciłem głowę pojawiła się cała osoba.
Ubrany w garnitur nauczyciel o czarnych włosach i granatowych oczach oraz okularach. Usiadł obok mnie z butelkami win i kieliszkami potem wsadził mi w kieszeń paczkę fajek i zapalniczkę. Pan Alan chyba jest szaleńcem.
- Poprzedniej nie wypaliłeś więc dam ci jeszcze jedną. – Otworzył wino patrząc w niebo a potem spojrzał na kieliszki i zaczął wlewać do nich wino. A co to niby jest za logika? Nie wypaliłem jednej to mam dwie?
- Chciałem ją oddać sądziłem że pan się zagapił...- ignorował mnie.
- Obserwowałem cię dziś. Chodziłeś wokoło szkoły mamrocząc coś o tym że nie możliwe. – Wzruszył ramionami i wsadził mi w dłoń kieliszek czerwonego wina po czym odstawił pusta butelkę. – Za upijanie ucznia mogę dostać kare więc jestem tu jako twój starszy znajomy dobra?- uśmiechał się. To musi być ten dziwny sen gdzie je się kanapkę z trawą a twoi znajomi wyglądają jak dziwne pudełka i tańczą makarene- Teraz zrelaksuj się.
Łatwo mówić.
Spojrzałem na wino i na mężczyznę.
- Nie piłem jeszcze alkoholu. – spojrzał na czerwoną ciecz i upił łyk. – Jakiego kolwiek.
- Może to nakłanianie cię do złego ale wydaje mi się że poczujesz się lepiej. Wydajesz się być ponad przeciętnie inteligentny, a za inteligencją bardzo często wleką się choroby psychiczne i zmęczenie. Mimo że jestem naukowcem i wiem jak procenty działają na ludzi uznałem że to najlepsza jedno osobowa terapia. Zaraz po papierosach oczywiście.
Mama słysząc takie motywację chyba mnie by zabrała z tej szkoły.
Mówi a ja powoli przysuwam kieliszek do ust i zaczynam moczyć górną wargę po czym zlizuje z niej krople alkoholu. Smakowało nie codziennie ale było dobre.
Patrząc w dno upiłem łyk i zamknąłem oczy. Cierpki smak winogrona...Nie wiedząc czemu wydał się naprawdę dobry.
- Inną terapia są zmiany wyglądu. Swego czasu nosiłem wszystkie kolory tęczy na głowie i miałem kolczyk w nosie. Fajne czasy mówię ci. Co cię gnębi że przyszedłeś aż tu?
Spytał w końcu a ja wsadzając usta i nos w kieliszek zacząłem chuchać do środka z nudów.
- Muszę się skupić na nauce i moich badaniach a nie zyskiwać przyjaciół, jednak to trudne. Jednak jest tu osoba która przypomina mi kogoś za kim zawsze podążałem bo chciałem być blisko. Czasem to pragnienie było wręcz masochistyczne właściwie wciąż takie jest.
- Uwierz mi na słowo, twoja klasa nie jest twoim wrogiem. Kiedyś mogą ci bardzo pomóc. Macie podobny cel i wszyscy w jakiś sposób jesteście odrzuceni. Po tylu latach widzę to gołym okiem.
Patrzę na niego i odstawiam kieliszek prostując kolana po czym gładzę lekko nogi. Może miał rację. Jednak im więcej osób będę lubił tym więcej osób mogę stracić. Już wystarczy mi strach o własną matkę, jeśli będę się bał też o nich nie skończy się to jak kolwiek przyjemnie. Położyłem się znów w tej dziwnej pozycji i spojrzałem w górę.
- Dlaczego pan tu jest?
- Pomyślałem że moi uczniowie potrzebują wsparcia. No i sprawdziłem twój projekt. Ciekawy. – Uśmiechł się i wskazał księżyc. – Powiesz mi dlaczego właściwie znalazłem cię tu? Pod gołym niebem... no tak jakby.
- Urodziłem się bez daru... I zastanawiam się jak to było by gdybym jednak go miał.
- Myślę że twój umysł jest lepszy niż jaki kolwiek dar. Spójrz w inny sposób na to. Jeśli będziesz bardzo chciał możesz stworzyć dar z pomocą maszyn, spójrz na Opal’a, opanował telekinezę mając zupełnie inny dar.
Biorąc kieliszek spoglądam w niebo i upijam tym razem nieco większy łyk i przymykam oczy.
- Pomyślę nad tym, w domu z matką, to tam powstają najlepsze pomysły mojego życia jak i te absurdalne ale jeśli mam próbować to tylko tam.
- więc zdrowie, więcej picia mniej pierdolenia. – Radosny człowiek. I znacznie lepszy niż mój stary mentor.
Uniósł kieliszek wyjmując jednocześnie cygaro a ja uśmiechając się złapałem kieliszek i uniosłem w górę stukając je lekko.
- Może przefarbuje włosy, nie zmieniajmy wszystkiego od razu. Już i tak zmieniłem za dużo...
Po tych słowach jedyne co pamiętam to jasne niebo pełne gwiazd.
᯽᯽᯽
Wyjazd do domu. Coś czego potrzebuję. Opal stwierdził że na ten weekend będzie u ciotki z drugiej strony Japonii. Rano odrzutowcem odleciała jednak Zoe która powiedziała że ma do załatwienia setki rzeczy w rodzinnym kraju. A z tego co wiem Rose została uznając iż nie ma zamiaru tracić czasu. Obiecała też zbadać dokładnie próbki które dostała z mojego ciała.
Stojąc przed bramą uśmiechałem się ruszając w przód gdzie stał już mały samolot i białowłosa kobieta w stroju pilota. Obok stali inni uczniowie pewnie też opuszczają internatu na ten weekend. Powoli ruszając z czerwoną torbą spojrzałem na kobietę która założyła czarne okulary i uśmiechła się.
- Witaj z powrotem. Między szukaniem geniuszy a rekrutacją jestem też prywatną eskortą. Do którego państwa lecimy, mr. Midoryia?
- Japonia. Obok Tokio jest...
- ah tak, to stąd miałam rekruta w tym roku. Już pamiętam, w porządku. To najbliższe miejsce więc polecimy tam w pierwszej kolejności.
Jej białe włosy zafalowały na wietrze a ona sama spojrzała w stronę wody gdzie stał długo włosy mężczyzna bez koszuli. Jego ciało było pokryte w jakiejś części łuskami a uszy przypominały syrenie. Spojrzał w naszą stronę i założył kitel okrywając mokre umięśnione i młode ciało. Wyglądał na młodego niemal na ucznia który z powagą założył swoją plakietkę i ruszył w kierunku wejścia zaś ja zostałem pchnięty w kierunku samolotu. Wzrok kobiety był dziwny. Ale nie miałem szans na skupienie się na nim.
Na pokładzie było parę osób które kojarzyłem już z wieczoru w salonie gier. Nie wiedziałem co począć dlatego najzwyczajniej w świecie odciąłem się od świata i założyłem słuchawki.
᯽᯽᯽
Sądziłem że będziemy lądować na prywatnym pasie ale jak się okazało wcale nie. Wylądowaliśmy tak jakby ten lot był wpisany w rejestr a wysiadłem tylko ja. Podróż pociągiem była równie długa.
Ale dotarłem. Miejsce zwane moim domem pachniało ciągle tak samo. Ta sama ilość smogu i różnorodność budynków od starych po nowoczesne.
Idąc boczna ulicą oglądałem jak zawsze przechodzących bohaterów, czasem już nikt nie zwraca na nich uwagi, mają tu tylko patrol, jednak ja zawsze w każdej wolnej sekundzie podążałem w krok za krokiem tuż za nimi, słuchając tego co mówią naśladując co robią.
Zapisywałem każda zdolność wypisywałem słabości i oglądałem walki. Byłem tylko i wyłącznie sobą, kimś kto podąża za przyjacielem z dzieciństwa i bohaterami. Jak rzep ale bywały momenty gdy ten rzep był potrzebny i to było dla mnie dobre.
Nie wiedząc czemu nieświadomie zamiast do domu szedłem za patrolującym bohaterem. Jego moc nie była bardzo potężna ale wystarczająca. Posiadał bowiem dodatkowa kończynę w postaci potężnego ogona który mógł całkowicie znikać w jego ciele.
Darząc na ślepo dostrzegłem jak jakaś kobieta w szerokim kapeluszu pojawia się obok niego a potem wystarczyło tylko mrugnięcie oka i zniknęli. W tamtym momencie jeszcze nie wiedziałem co oznacza wejście do ciemnej uliczki obok.
Przechodząc usłyszałem stękanie kobiety i zdziwiony zobaczyłem jak jakiś chłopak przy ścianie drżącymi rękoma wybierał numer pogotowia. Nie wiedziałem co się dzieje puki nie wszedłem za kosz na śmieci i wychyliłem się lekko tak by widzieć to samo co on. Ile bym dał by jednak cofnąć przed tym wzrok.
Problemem było to że widok który ukazał się moim oczom miał pozostać tam na długo. Długie złote pukle włosów powoli wiązane dłońmi rosłego bohatera po ich spięciu zostały ścięte i włożone do zielonej reklamówki. Jej oczy były zamglone a w szyi tkwiła igła z zieloną błyszczącą końcówką. Jej brzuch był rozcięty na pół a ona sama leżąc na brudnych krzesłach spoglądała przed siebie w moim kierunku.
Mężczyzna z precyzją chirurga wyjął kolejne części jej narządów wkładając do pojemników a potem naprężając ramiona wgryzł się w jej skórę piersi.
- Nie ujdzie ci to na sucho....
Wycharczała kobieta żyjąca nie wiadomo jakim cudem. Patrząc na ten obraz nie rozumiałem dlaczego on ją pożera ale drżącymi rękoma zasłoniłem usta patrząc dalej na te scenę. Nie tylko ja byłem przerażony. Chłopak który prawdopodobnie a raczej na pewno też się bał przez drżące ręce wypuścił z lewej dłoni swój telefon. Moje serce się zatrzymało gdy martwe oczy rejestrowały upadek. Nim mrugnąłem mężczyzna stał nad ciałem chłopca trzymając jego głowę. Oderwaną od reszty ciała. Jego szare tęczówki zwróciły się na szparę z której to wszystko oglądałem a potem zgasły. Gryząc nadgarstek do krwi zacząłem ciężko oddychać a mój puls przyspieszył. Cały zastrzyk adrenaliny był w stanie mnie zabić a kobieta która leżała na krzesłach powoli podniosła się patrząc dziwnie w jego kierunku... Ale przecież... jej narządy...
Moje oczy zostały zasłonięte tak jak usta. Na uchu poczułem zimny oddech.
- Milcz jeśli chcesz żyć... I oglądaj to co robią bohaterowie gdy ktoś zobaczy ich jak brudzą sobie ręce. – Czując dreszcze na plecach nie wiedząc czemu poczułem również spokój. Czerwone trampki, zupełnie takie jak moje...A głos? Kim kolwiek był mężczyzna obok poczułem niezwykły Spokój... tak jakby cała śmierć przestała mieć znaczenie. Zanim jednak znikł wraz z bohaterem mordercą i kobietą bez narządów zobaczyłem jeszcze jego rubinowe oczy i zmieniającego się w pył człowieka.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top