᯽15᯽

Nie spałem zbyt długo. Wystarczył drobny ruch bym wstał. Patrzac na dziewczynę powoli odsunąłem jakoś logicznie jej ciało i podniosłem ją ostrożnie sadzając na zamkniętej toalecie. Kiedy była stabilna czym prędzej umyłem ręce i mokrym papierem obmyłem jej usta i twarz zmazujac cały bajzel.

Kiedy przesunąłem palcami po jej wargach zmarszczyła brwi. Nim minęła chwila osunałem się z ściany z głośnym jękiem czując jedynie pulsujący ból w nosie i jak sekundy potem moje usta i koszula oraz kitel zostają zabarwione krwią. Spojrzałem na moją rękę automatycznie wystwaiwoną do ściany. Tkwiła w niej wbita po łokieć. Nie byłem już między kabinami. Byłem pod ścianą koło lustra. Ono natomiast było już stłuczone. W fragmentach leżało wokół mnie... i częściowo na mnie.

Moje ciało świeciło na zielono i czerwono, zależnie od miejsca. Mechanizm chciał się zregenerować ale nie mógł.

Unosząc głowę zobaczyłem błękitno włosa która zsunęła się z toalety i trzymając swoje usta, spojrzała na mnie. To spojrzenie mogło mnie zabić a jednocześnie uczynić szczęśliwym. Chwiejnie podszedla do mnie i klękając na szkle złapała moje ramię wyjmując je z ściany.

Przestraszyła się. To niemal pewne. Syknałem kiedy chwyciła mój nos a po sekundzie pociągnęła. Poczułem większy ból niż w tedy.
Była silna, i szybka, nic dziwnego że nawet nie poczułem jak wbija mnie w ścianę na przeciwko.

- Wybacz. - sapneła jedynie i widząc papier przyłożyła mi do nosa wstając tylko po to by napić się wody... a następnie mnie nią oblać. Mruknałem czując szczypanie.

Byłem pieprzonym masochistą, albo adrenalina powodowała że nie czułem jak bardzo mi przypierdoliła.

- W mojej torbie, jest coś do picia. Zajmij się sobą...

Sapie i wyciągam szkło z ramienia które natychmiast przestaje krwawić. Szkielet sam działał. tam gdzie rany mogły się zamknąć już nie krwawiły. Dziewczyna kiwnęła na nie i właśnie w tej chwili zauważyłem Zoe w drzwiach.

Pisneła głośno i wbiegła do środka trzaskając drzwiami.

- co mu się stało! Rose!

- Uderzyłam go. Niechcący. - Sapneła błękitno włosa wciąż wykończona. Chciała chwycić moja twarz ale odsunęła ją natychmiast Zoe sadzając na podłodze.

Czarnowłosa niemal błyskawicznie wyjęła z torby bandaże nożyczki i coś do oczyszczania ran, oraz coś jak chirurgiczną pęsetę. Przymknąłem oczy sycząc z bólu.

᯽᯽᯽

W internacie Pan Park zdzielił mnie po głowie.  Rose też dostała jednak znacznie lżej.

- Wiedziałem że w końcu do tego dojdzie ale nigdy nie sądziłem że dziś. Macie chociaż trochę wstydu? Bić się w damskiej łazience?

Warknał. Miał przerażający wyraz twarzy nieco.... krępujący. Nie sądziłem że zobaczymy jego zła stronę w końcu jak Rose niemal zabiła Opal'a nic się nie stało.
Zoe otuliła nas plastrami. Nie wiedzieli że wersja zdarzeń jest inna. Rose pokornie pochylała głowę ku ziemi a jej włosy były zwinięte w niedbały kucyk. Na szczęście już wypiła elektrolity ale była bardzo słaba. Miałem przypuszczenie co mogło jej zaszkodzić.

- Okej. Ponieważ to pierwszy raz odpuszczę. Jeśli jednak pobijecie się jeszcze raz dam wam wszystkie możliwe kary. Teraz, zjeść, umyć się, spakować i macie czas dla siebie. - zdzielił nas jeszcze po jednym razie i przekręcił oczami. - Nie chcę was już dziś widzieć. Zoe ty dostaniesz dodatkowe punkty.

Powiedział to dość spokojnie. Wstałem ostrożnie i wystawiłem dłoń do dziewczyny która powoli podniosła się i spojrzała mi w oczy. Widziałem ból w tym spojrzeniu. Więc jej uderzenie jednak było przypadkowe.

Chwyciłem mocno jej ramię i zaraz ruszyłem do kuchni gdzie w drzwiach oparci o futrynę z dwóch stron stała reszta klasy. Opal i Zoe zaraz cofnęli się do kuchni i zanim tam dotarliśmy rozległy się dźwięki trzaskania talerzy.

- Nie chciałam by Zoe było przykro... zjadłam jej wypieki, nie mogę jeść nic poza mięsem. - Wyszeptała za mną dziewczyna ma co zmarłem na chwilę.

Miała minę zgubionej dziewczynki. Z rumieńcami i spuchniętą twarzą od łez było jej do twarzy. Czerwona, zawstydzona. Pokazała swoją słabość. To ją różniło od osoby która przypominała. To czyniło Rose atrakcyjną w moich oczach. Jej nie idealny wygląd był... piękny. Teraz kiedy nie udawała idealnej jak on była nawet urocza chodź za to stwierdzenie dostał bym po głowie.

Nawet nie wiem kiedy usiadłem do talerza z obiadem.

- Po obiedzie chciałabym pogadać z wami o naszym projekcie okej?- Spytała Zoe a ja kiwnąłem głową poczym spojrzałem na osoby z którymi spędzę dwanaście lat życia.

Wcześniej nie widziałem tego co teraz. Nad nimi wszystkimi było widmo. Nie wiedziałem dokładnie czego, nad Rose stało widmo idealności. Byli jak zagadka. Jednak w tym wszystkim zdawali się być podobni do mnie. Może znów powinienem zmienić plan?

Może powinienem się zbliżyć, zdobyć swoje oparcie zamiast tylko ich wykorzystać do pomocy.

Poraz kolejny coś nie idzie po mojej myśli.

- Ej, może wyjdziemy gdzieś, wiecie, wszyscy razem?

᯽᯽᯽

Szkicując na tablicy kształt baterii mruknałem gryząc zatyczkę markera i znów zmazalem pół rysunku.

- Nie wiem jaki kształt powinny mieć. To zdaje się być bezsensu. - Mruczę pod nosem a Opal stojący obok mruknął coś niezrozumiałe.

- Zastanówmy się nad kształtami. - mówi Zoe i wtrącając się między nas zaczęła szkicować walizkę a od niej różnego rodzaju sprzęt. - Walizka będzie dość duża. Jednak z specjalnego stopu metalu będzie dla nas dość lekka. - narysowała motocykl. - głównym zastosowaniem jest to tutaj. Poza nami jedynie Rose umie latać a ta maszyna będzie szybka. Z tego możemy utworzyć boczne projekty. Dla Izuku buty i dwa miecze, dla opala latającą tarczę dla mnie wielki młot. Chociaż sama nie wiem. Tak czy siak ...

- Należy wyznaczyć środek i część która się nie zmienia. a jedynie przenosi z meisjca na miejsce. - Mówi chłopak i zaczyna szkicować przekroje. 

Przysiadłem na krześle patrząc na tablice i poruszałem głową na dwie strony mamrotajac. Wszystko co dziś się stało nie wpłynęło na mnie lepiej. najprawdopodobniej wybrałem na nowego "mentora" psychopatę, jestem cały poobijany przez koleżankę z klasy a na dodatek nie mogę myśleć dziś logicznie.

- Zoe a zrobić małe baterie? Możemy je umiejscowić w kilku miejscach.

- To nie było by głupie. Może by ładowały więcej części szybciej.

Mruknęła a ja zacząłem szkicować drobne wałeczki otoczone szkłem i metalem. W tedy do pracowni wszedła Rose z kocem i tabletem pod ręką. Spojrzała na nas zaszokowana i na tablice.

- Co wy tu robicie?

- Pracujemy nad nowym projektem.  Puki jest czas. Jutro jedziemy na praktyki więc...

- Co za projekt?- Spytała cicho otulając się kocem. Stanęła przy nas i spojrzała na projekt. - Oh... motocykl walizka. - mruknęła niezadowolona i założyła ręce na ramiona. - Jestem słaba z składania takich rzeczy ale czasem mam ciekawe pomysły.

- hm?- Zoe zerkała na nią niepewnie kreśląc coś na innej tablicy.

Rose usiadła za nami i kiedy rozbawualem z Opalem czułem jej wzrok na swoich ramionach.  Kiedy zrobiliśmy kilka przekroi i przerzuciliśmy je do programu komputerowego prototypy pojawiły się w hologramowej wersji.

Zoe stanęła przy walizce i rozczepiając na pół spojrzała na umiejscowienie baterii.

- Myślicie że damy rozłożyć skrzynkę tak by połowa to jedna strona a druga to reszta? Robiąc ją symetryczną pójdzie nam na rękę.

- A jak chciałaś to zrobić - Zaśmiałem się głośno i spojrzałem na motocyk siadając przed nim. - Baterie będą zużywać naturalna energię dostępna wszędzie. Koła zostawiam tobie Opal. Muszą unosić się nad powierzchnią. Zaczaruj coś z magnezami i elektryką. Niech unosi się tak 30 centymetrów nad. Koła będą dość szerokie.

Mruczę pod nosem tworząc przykładowe figury.

- Zmieniasz cały projekt?

- Mhm. - Mruczę i opieram nogi o stół. - Lekko go przyspieszę. Koła zapewnią stabilizację.

Rose nachyliła się nad moim ramieniem i po chwili coś przerzuciła z swojego tabletu na mój.

- Spróbuj w te tematykę. To wyobrażenia ludzi o motocyklach naszych czasów. Opływowe. Unosiły się nad ziemią i były dość szybkie. - Mruknęła a ja patrząc na zdjęcie otworzyłem projekt i zacząłem szkicować. Opal wrócił do tablicy by stworzyć coś odpychajacego a Zoe po prostu określała kształt swojego projektu. 

Zostało kilka godzin...

᯽᯽᯽

Kiedy dotarłem pod miejsce spotkania zauważyłem niewielki tłum osób. Niemal natychmiast zbliżyłem się do środka zamieszania. Chłopak o czarnych skrzydłach opierał się wygodnie o laskę pod łokciem.

- Wyczuwam że są już wszyscy. Znacie zasady. Zero nagrywania. Pomieszczenie podziurawi was jeśli spróbujecie cos zapisać. A jesli komuś powiecie osobiście was znajdę. Jak wiecie nasza szkoła pozwala na wszystko. Ale to i tak nie ma wyjść na powierzchnię. - Obrócił łaską trzy razy i zastukał w pole golfowe.

Było słychać trzask metalu. Po chwili całe miejsce na którym stał tłum uniosło się na parę centymetrów w górę i na powrót zaczęło opadać.

Założyłem okulary i rozejrzałem się. Tunelem jechaliśmy w dół około piętnaście sekund. Na oko Pięć metrów ziemi w dół, do nie wielkiego korytarza pełnego zabezpieczeń które zgasły po jakiejś chwili.

Zmarszczyłem brwi. Laboratorium?

Na pytanie w mojej głowie zaraz dostałem odpowiedź kiedy Chris zaczął rozszyfrowywać drzwi. Z każdą sekundą gula w moim gardle rosła. Ludzie zdawali się blaknąć a ich białe ubrania zaczęły się plamić od krów jak od kul postrzałowych. Widziałem to tylko ja.

Prawie jak ostrzeżenie tego co jest za bramą. Podejrzewałem że wizja krwawych ścian to przypuszczenie mojej głowy do tego co jest za nią.

Kiedy bramy wsuneły się w ściany zobaczyłem w drzwiach dziewczynę o jaśminowych włosach zaczesanych w wysoką kitkę.

- Witam nowe osoby jak i stałych bywalców. Większość z was dziś kończy okres próbny i oficjalnie zostaniecie członkami podziemia.  - Poprawiła czerwony kitel z odwrotnym logiem szkoły i zaśmiała się. - Nasza tradycja trwa od wielu lat tej szkoły. kieruję moje słowa do nowych. Jeśli zdradzicie wylądujecie tu na wieki. Nie chciałabym by doszło do jakiegoś incydentu. Prowadzimy tu surowa selekcję by udostępnić wam miejsce do nielegalnych rzeczy. Badania czas zacząć. - Klasnęła w dłonie i ruszyła schodami w dół.

Niektórzy również ubrali czerwone kitkę i ruszyli w dół.  Ja natomiast skupiłem się na ścianach. Z pewnością to kilka warstw. Nie miałem pojęcia że do szkołą mamy laboratorium.  Ale po jej słowach domyślam się że to wybrane jednostki.

Z każdym krokiem robiło się coraz bardziej cicho. Właściwie było słychać tylko stukot szpilek kobiet i głośniejsze stąpniecia mężczyzn.
Przed nami pojawiła się bariera. Przypominająca sklepowe drzwi rozsuwane na ruch. Tu było podobnie  Wszyscy wszedli do komory i po chwili zielono purpurowy skaner przejechał nasze ciała z góry w dół.

- oczyszczanie z bakterii, wymieszanie wirusów oraz pyłków. Odkarżanie. Fabtastyczna sprawa, potrzebuję takiej komory.

Słyszę głos Zoe i obracając do niej twarz marszczę brwi. Co ona tu robiła?

- Hej Izuku. - Mruknęła spokojnie zasłaniając mi usta dłonią. - Nie panikuj. Na początku roku dostałam zaproszenie. Długa historia. To ja wysłałam Chrisa. Chciałam byś tu był.

Jej włosy były spięte w długi warkocz. Miała czarne okrągłe okulary i gumowe rękawiczki oraz kawę. Wyglądała jak inna osoba. Złapała moja szczękę i skierowała niżej.

- Musisz być cicho. I jeśli ci się nie spodoba to co się tu dzieje, musisz być jeszcze ciszej.

Szepnęła w moje ucho i odrzuciła warkocz w tył. Moje oczy powędrowały za nią. Była jak nie ona. Kiedy otwarto drugie drzwi zewsząd wydobył się ryk. Ryk ludzkich głosów cierpienia i bólu. Miałem wrażenie że wszedłem do piekieł i słucham lamentu ucierpionych dusz.

W mojej gdzie zaczęły tańczyć pytania. Jak w ostatniej melodi grającej przez śmierć kroczyłem korytarzem widząc ludzi trzymanych jak bydło. Nagich, skutych, sterylnych. Bladych jakby nie widywali słońca. Moja głowa pękała a białe korytarze w moich oczach oblała krew. Dlaczego ich krzyki tak grały z moją duszą, z jakiego powodu każdy lament był jak muzyka której mógłbym słuchać wieki? Dlaczego w środku mnie coś krzyczało właśnie w ten sposób?

Prawdopodobnie nie byłem gotów w tedy na te odpowiedź.

Dlatego wzrok utkwiłem na wielkiej ścianie klatek. W każdej z nich był człowiek. Pod ich ciała podpięto dziwne kroplówki, pełne różowej cieczy. Jedli dziwną pasze jakby to było coś najlepszego na świecie.

Zwierzęta. Zamknięte na eksperyment. Ale nie było to takie straszne. Zdecydowanie bardziej przerażały mnie tuby stojace z klatkami. Pełne jasnych wydzielin... Bydło chodowane na eksperymenty.

- Pięknie prawda? Dla niektórych z was to wciąż straszby widok, dla innych obrzydliwy, część z was widzi go też pierwszy raz. I chociaż może być to straszne... - Uderzył dwa razy w kraty i wszytko ucichło. - Przełomy, powstają tu. W podziemiach zła, Jesteście gotów za to zginąć?

Nie.

A może jednak?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top