▶18◀
Tymczasem w Nowym Jorku...
- Nadal żadnych wieści?
Pokręciłem głową, na chwilę odrywając wzrok od telefonu. Clara ze smutkiem otarła płynącą po policzku łzę.
- Na pewno wkrótce się odezwie - powiedziała mama. Smutek, który od kilku tygodni malował się na jej twarzy, próbowała zamaskować makijażem i promiennym uśmiechem. - Jane nie mogła tak po prostu zerwać z nami kontaktu. To nie w jej stylu.
Choć początkowo trudno było mi się z tym pogodzić, niestety miała rację. Odkąd Jane uciekła, blisko dwa miesiące temu, nie dawała żadnych znaków życia. Próbowałem wszystkiego, by ją znaleźć - przeszukiwałem miasto, którego kompletnie nie znałem, wydzwaniałem do jej znajomych, którzy nie mieli pojęcia o wypadku ani ucieczce, a przede wszystkim pisałem do niej na Facebooku. Nigdy nie odpisała, chociaż na bieżąco czytała wiadomości. W końcu usunęła konto, co sprawiło, że zostałem z niczym.
W pewnym sensie zaginięcie Jane okazało się dużo gorszym przeżyciem niż śmierć jej rodziców - istniała nadzieja na to, że jeszcze kiedyś ją zobaczymy, nawet jeśli tej nadziei towarzyszyło poczucie straty i głucha cisza w eterze. I to właśnie bolało najbardziej.
- Może powinniśmy w końcu powiadomić policję? - zasugerował tata. Zadawał to pytanie kilka razy dziennie, odkąd skontaktował się z nim dyrektor liceum, w którym uczyła się Jane. Ciągle chodził poddenerwowany, bo oznajmił wszem i wobec, że jego siostrzenica rzuciła szkołę. - Pan Hollow i tak odkrył już bardzo wiele, ale działając w pojedynkę raczej nie rozwiąże całej zagadki.
- Co z niego za detektyw? - prychnąłem.
Choć trudno było mi to przyznać, John Hollow uchodził za jednego z najlepszych detektywów. Pochodził z Detroid i pierwszy raz w życiu przyjechał do Nowego Jorku wezwany przez moich rodziców tydzień po ucieczce Jane, a mimo to poruszał się po mieście jakby znał je od podszewki. Twierdził, że to dzięki dobrej orientacji w terenie i studiowaniu mapy przez pół dnia - zaledwie pół, co niektórzy mogliby uznać za fascynujący wyczyn; osobiście w to wątpiłem, ale nigdy nie powiedziałem tego na głos. Przez ponad miesiąc poszukiwań trafił na mnóstwo tropów, z których większość okazała się przydatna.
Jane zostawiła telefon w domu, zabierając ze sobą kartę pamięci, co oznaczało, że nie chciała do końca pozbyć się swoich wspomnień, a zdjęcia pragnęła mieć zawsze w zasięgu ręki. Po uruchomieniu telefonu okazało się, że ostatnią użytą aplikacją był Uber, którym zamówiła kurs na lotnisko. Kierowcą był niejaki Rick Ivan, Nowojorczyk o rosyjskich korzeniach, niewiele starszy ode mnie. Zrezygnował z pracy niedługo po tym, jak odwiózł Jane, dlatego detektyw miał mały problem, żeby go znaleźć, ale w końcu zapukał do drzwi jego mieszkania na Brooklynie i przesłuchał. Przypadkowo wyszło na jaw, że zajmował się uprawą konopi, więc został aresztowany. Wkrótce potem pan Hollow dotarł do informacji, którym lotem poleciała. Trop urwał się w Berlinie.
- Z tego miejsca nic więcej nie mogę zrobić. Aby sprawdzić, co dalej się z nią stało, dokąd się udała, musiałbym sam lecieć do Niemiec - oznajmił nam niecały tydzień temu.
Od tamtej pory czekał na naszą aprobatę. Do nas należała decyzja, czy ruszyć z dalszymi poszukiwaniami w Europie, czy wstrzymać się przez jakiś czas. Każda roztropna osoba bez wahania zgodziłaby się na pierwszą opcję. A moi rodzice zwlekali.
- Poinformujmy policję - powtórzył tata z naciskiem.
- Jeszcze nie. Poczekajmy jeszcze jeden dzień.
- Will, nie sądzę...
- Czekaliśmy już tyle czasu. Jeden dzień nie zrobi różnicy.
Ojciec otworzył usta, by coś powiedzieć (zapewne kolejny wykład o odpowiedzialności przed prawem), a wtedy ktoś zapukał do drzwi. Po chwili do pokoju weszła Amelia. Wyglądała na zaniepokojoną, ale dostrzegłem iskierki nadziei rozjaśniające jej ciemne oczy.
Zostaliśmy w Nowym Jorku poniekąd ze względu na nią - znała Jane od dziecka, czasem pomagała nam w dochodzeniu, zdradziła mi, gdzie często chodziła. Poza tym, nie mogliśmy tak po prostu wrócić do San Francisco. Dlatego rodzice posłali Clarę do tutejszej szkoły, a swój czas dzielili na pracę i rozwiązywanie problemów z długami, które Jane odziedziczyła po rodzicach. Ja zaś całymi dniami prowadziłem poszukiwania - bezskutecznie.
- Coś się stało, Amelio? - spytałem.
- Chciałam tylko powiedzieć, że... mamy gościa.
Rodzice spojrzeli po sobie, a potem niepewnie zerknęli na mnie i Clarę. Szybko zerwaliśmy się z miejsc i poszliśmy za kucharką do saloniku na parterze. Zastanawiałem się, kto mógł nas odwiedzić o tej porze - zbliżała się dziewiąta i wszyscy byli zmęczeni. Ciekawość dodawała nam energii. Może tym razem to była Jane?
Wpadłem do saloniku jako pierwszy i odetchnąłem z ulgą. Na kanapie siedział Christoph, a Joe łasił się u jego stóp, co było niespotykanym zjawiskiem - ostatnimi czasy pies chyba pogrążył się w depresji, gdyż jedyne co robił, to wylegiwał się na posłaniu w pokoju Jane, względnie wychodził do ogrodu na krótki spacerek.
- Will! Jak dobrze cię widzieć! - zawołał Christoph. Podszedł i uściskał mnie jak stary, dobry kumpel, choć był tylko fryzjerem mojej kuzynki. Przez ostatnie dwa miesiące wymienialiśmy kilka maili, ale na żywo rozmawiałem z nim najwyżej trzy razy.
- Ciebie również.
Reszta rodziny weszła do pomieszczenia. Na twarzy siostry zauważyłem lekki uśmiech.
- Christoph - odezwała się mama. - Co słychać?
- Mam wieści - powiedział bez zbędnych wstępów. - Od Jane.
Wszyscy natychmiast wstrzymali oddech w oczekiwaniu na ciąg dalszy. Rodzice złapali się za ręce, a Clara zacisnęła pięści, chowając kciuki do środka.
- Błagam, powiedz nam, co wiesz. Czy wszystko z nią w porządku? Gdzie jest? Dlaczego się do nas nie odzywa? Kiedy zamierza...
- Spokojnie, pani Harrison - przerwał jej Christoph. - Jane... Wie, że kontaktuję się z Willem i zabroniła mi przekazywać wam szczegóły jej życia. Mogę co najwyżej powiedzieć, że wszystko jest w porządku. Ale nie zrobię tego, bo tak nie jest. Byłaby zła, gdyby się dowiedziała, że złamałem obietnicę i tu przyleciałem, ale nie miałem wyboru.
- Mój Boże - szepnął tata. - Chyba nie wpakowała się w nic złego?
- Jeszcze nie. Nie licząc fałszerstwa dokumentów i konfliktu z moim bratem.
Mama zbladła i wyglądała, jakby znów miała zemdleć. Tata mocniej uścisnął jej rękę.
- Powiedz nam wszystko, proszę - powiedziała Clara słabym głosem, patrząc na Christopha błagalnie.
Posłał jej niepewny uśmiech.
- Dlatego przyjechałem.
Zaczął opowiadać całą historię - to, co opowiedziała mu Jane i co sam zaobserwował. W osłupieniu słuchaliśmy o tym, że zamieszkała w Polsce, a konkretniej w miejscowości o dziwacznej nazwie Łódź; że podróż była obarczona przeszkodą w postaci wizy, którą jakimś cudem ominęła; że zaczęła zadawać się z przestępcą (Christoph skrzywił się, kiedy mówił, że współpracowała z jego bratem, z którym nie utrzymywał kontaktu); że rozpoczęła nowe, samodzielne życie w dużym mieszkaniu i martwiła się o to, czy jej nowy chłopak nie połapie się, że jest bezustannie okłamywany. Gdy skończył mówić, w saloniku zapanowała długa cisza, którą dopiero ja przerwałem.
- Lecę tam. Przemówię jej do rozumu i sprowadzę z powrotem.
- Wykluczone - zaprotestował Christoph. - Jane chce zapomnieć o poprzednim życiu. Gdybyś przyjechał teraz, pogrąży się w rozpaczy. I dowie się, że ją oszukałem. Nigdy nie zaufa już ani mnie, ani nikomu.
- A jeśli wpakuje się w kłopoty? Sam powiedziałeś, że twój brat przestępca i ona...
- Pokłócili się, prawda. Ale Janek nie zrobi jej krzywdy, skoro dowiedział się, że ona mnie zna. Jestem tego pewny.
- Więc co mamy zrobić?
- Czekać - oznajmił Christoph.
- Mam bezczynnie siedzieć, kiedy moja kuzynka wiedzie podwójne życie?
- Cierpliwości, Williamie. Nie powiedziałem ci wszystkiego. Chciałbym, żebyś ze mną pojechał...
- Wreszcie mówisz sensownie - palnąłem.
- Ale jeszcze nie teraz. Odczekałbym kilka miesięcy, może pół roku. Jane jeszcze nie do końca pozbierała się po stracie rodziców. Lepiej zrobimy, jak porozmawiamy z nią, gdy już ochłonie.
Zerknąłem na mamę i tatę. Wyglądali na spokojniejszych niż wcześniej, w ich oczach dostrzegłem nową nadzieję. Nieznacznie kiwnęli głowami, aprobując pomysł Christopha. Chociaż byłem gotowy wyjechać do Polski jeszcze tej nocy, porzuciłem tę myśl.
- W porządku. Ale informuj mnie na bieżąco, czy wszystko u niej dobrze.
- Oczywiście - zgodził się Christoph. Zerknął na zegarek. - No, chyba powinienem już iść. Życzę wam wszystkim spokojnej nocy.
Kiedy opuścił pokój, odbyliśmy małą naradę rodzinną.
- Moim zdaniem mówił całkiem do rzeczy - powiedziała mama. - Nie wiem, czy to stuprocentowa prawda, ale chyba nie zmyślałby w takiej sprawie. Zna Jane i wie, jak wiele dla nas znaczy to, że wreszcie dowiedzieliśmy się czegoś nowego.
- Pomysł z wyjazdem mi się podoba - przyznała Clara. - Może uda ci się ściągnąć ją z powrotem, Will.
- Mam taką nadzieję. A co z tymi długami?
- Pracujemy nad tym. Skoro ona „zniknęła" - ojciec wykonał cudzysłów w powietrzu - bank uznał nas za najbliższych krewnych i spadkobierców. To ogromna suma, ale udało nam się wynegocjować rozsądny termin spłaty.
- Jest dobrze o tyle, że ten dom nie zostanie skonfiskowany, a nasza firma w końcu przynosi zyski - dodała mama.
- Przecież tego właśnie obawiała się Jane - zauważyłem. - Gdyby dowiedziała się, że już wszystko w porządku, pewnie chciałaby wrócić.
- Niestety, nie może wrócić. Dopóki długi są na naszej głowie, ona musi pozostać poza zasięgiem.
Słowa mamy uderzyły mnie bardziej niż to, że Jane zadawała się z przestępcą.
- Do kiedy musicie spłacić długi?
- Do końca stycznia.
Całe cztery miesiące, pomyślałem. Nadzieja na sprowadzenie Jane z powrotem szybciej, może nawet przed świętami, prysnęła jak bańka mydlana.
- Czyli nie wzywamy policji? - upewniła się Clara.
- Nie. I sądzę, że pan Hollow powinien wiedzieć o naszych odkryciach, nawet jeśli rezygnujemy z jego usług - oznajmiła mama, wzięła do ręki telefon i wyszła na korytarz.
Tej nocy wszyscy spaliśmy spokojniej, a myśl o tym, że już wkrótce Jane wróci do domu napawała nas coraz większym optymizmem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top