Rozdział 6
Set fire to my purpose
And I let it burn
~*~
- Co się stało? - Spytała Megan.
Krążyłam po pokoju i ledwo powstrzymywałam się, żeby czegoś nie chwycić i nie rzucić tym w ścianę. Byłam tak wściekła, ale jednocześnie chciało mi się płakać. Jeszcze kilka minut temu byłam najszczęśliwszą osobą na świecie, ale wszystko zespuł jeden telefon. Cholerny Theo.
- Theo nie chce, żebym wzięła udział w castingu do Gwiazd Naszych Wina.
- Ale dlaczego? To przecież twoje marzenie - zauważyła blondynka.
- Bo chciał mnie zabrać na wakacje po nagraniach do Niezgodnej, a teraz jego plany szlag trafił.
- Możecie jechać na wakacje trochę później.
- Oskarżył mnie, że zależy mi na sławie i pieniądzach - westchnęłam, opadając na kanapę.
- Co? - Megan zaczęła się śmiać. - Chyba naprawdę jeszcze cię nie zna, skoro był zdolny powiedzieć coś takiego. Każdy kto cię zna, wie, że to ostatnie rzeczy, na których ci zależy.
- Był zdenerwowany - wzruszyłam ramionami.
- Jest zazdrosny. Słyszałam, co powiedziałaś. Nie może znieść tego, że jesteś bardziej sławna niż on.
- Nie, powiedziałam tak w nerwach. Później go za to przeproszę, ale...
- Co zrobisz?! - Megan zerwała się z kanapy. - Shai, nie widzisz co on robi? Wzbudza w tobie poczucie winy, chociaż ty nie zrobiłaś nic złego. To on powinien przeprosić ciebie!
- Megan, nie chcę się kłócić jeszcze z tobą. Zostawmy to, okej?
- Też nie chcę się kłócić, ale się o ciebie martwię. Pakujesz się w dziwny związek.
- To dopiero początek, nie przesądzajmy jeszcze niczego - chwyciłam pilota i włączyłam telewizor, po czym uruchomiłam Netflixa.
- Będziesz przez niego cierpieć - rzuciła jeszcze Megan i rozlała wino do wcześniej przygotowanych kieliszków.
- Co oglądamy? - Spytałam, jakbym jej nie słyszała.
~*~
Dlaczego wtedy nie posłuchałam swojej przyjaciółki? Bo byłam zaślepiona, zauroczona i nie trafiały do mnie żadne logiczne argumenty. W życiu tak już jest, że najlepiej uczymy się na własnych błędach. Za chwilę szczęścia jesteśmy w stanie się poświęcić i przeżyć później długi okres cierpienia.
~*~
Starannie przygotowałam się do tego castingu. Książkę znałam niemalże na pamięć i potrafiłam cytować ulubione fragmenty. Najważniejsze było to, że poznałam Johna Greena i mogłam mu powiedzieć jak bardzo uwielbiam jego książkę. Później dałam z siebie wszystko, co zaowocowało tym, że nie musieli się długo zastanawiać.
- Mieliśmy tutaj wiele obiecujących kandydatek, ale jeszcze żadna nie zrobiła na nas takiego wrażenia jak ty - John Green uśmiechnął się do mnie ciepło. - Jesteś moją wymarzoną Hazel Grace.
Byłam w niebie. Nie potrafiłam ukryć szerokiego uśmiechu, moje usta po prostu mimowolnie się poruszały.
- Dziękuję! - Zawołałam i uściskałam Johna.
- Dobra robota, Shailene - reżyser pokiwał głową z uznaniem. - Załatwimy papierkową robotę i jesteś wolna, a my znajdziemy dla ciebie Augustusa.
Godzinę później wyszłam z budynku i od razu zaczęłam dzwonić do przyjaciół i mamy, ogłaszając im wspaniałą nowinę. Celowo ominęłam numer Theo. Musimy to załatwić osobiście. Nie ma sensu znowu kłócić się przez telefon.
~*~
Kiedy przyjechałam na plan Niezgodnej, Theo jeszcze nie było. Powitali mnie jednak Zoë i Miles, w towarzystwie wysokiego chłopaka, którego nie znałam. Nie było go na boot campie.
- Słyszeliśmy, że nie próżnowałaś! - Miles uściskał mnie mocno. - Gratulacje, Shai.
- Skąd wiecie? - Spytałam zdziwiona.
- Czy ty w ogóle czytasz jakiekolwiek gazety? - Odparła Zoë, kręcąc głową i też mnie uściskała.
- Nie, po co? Nie znoszę tych plotkarskich gazet.
- Ansel Elgort - przedstawił się chłopak, wyciągając rękę. - W Niezgodnej Caleb Prior, twój brat.
- Miło cię poznać, braciszku - uśmiechnęłam się do niego. - Shailene Woodley.
- Wiem, jestem największym fanem The Secret Life of the American Teenager.
- Chcesz autograf? - Zażartowałam.
- Tak, na pośladku. Ze specjalną dedykacją - wtrącił Miles.
Pokręciłam głową i chwyciłam walizkę.
- Zaprowadzimy cię do twojego apartamentu - zaproponowała Zoë.
Na planie, podobnie jak na boot campie, dostaliśmy przyczepy. Moja była między przyczepą Theo i Zoë. Na przeciwko zaś miał mieszkać Miles.
- To co, świętujemy twój sukces? - Zaproponował Miles.
- A powinniśmy pić?
- Shai, nic się nie stanie. Zresztą, zamówiłem już mnóstwo pizzy, więc to nie będzie byle jakie świętowanie. Alkohol i pizza, wujek Miles już o ciebie zadba!
Dobrze, że Theo jeszcze nie było, bo miałabym litanię do słuchania. Mimo, że starałam się przestrzegać diety, żeby nie był rozczarowany, to miałam już trochę dość. Każdy zasługuje na kawałek pizzy. Każdy.
Spędziliśmy miło czas, rozmawiając, pijąc, jedząc, żartując, tańcząc... Czułam się beztrosko, wszystkie problemy odłożyłam na bok. Potrzebowałam takiej odskoczni, chociaż wiedziałam, że już niedługo spotkam się z Theo. Nie chciałam się już z nim kłócić. Miałam nadzieję, że przeprosiny wystarczą i nie będzie już obrażony. Czy to było dziwne, że chciałam dzielić się z nim moim szczęściem?
Kiedy Zoë wyciągnęła butelkę tequili, zaczęłam kręcić głową i stanowczo odmawiać, jednak ona była nieugięta.
- Shai, przecież kochasz tequila sunrise tak samo jak ja. Zobacz, mam sok pomarańczowy, grenadynę...
- No dobra, przekonałaś mnie - odpowiedziałam, a ona klasnęła w dłonie. Chłopacy już się zmyli, więc zostałyśmy same.
Zaczęłyśmy pić. Po którymś drinku, język zaczął mi się rozplątywać i opowiedziałam jej wszystko o naszym związku z Theo.
- Shai, on jest dziwny - stwierdziła. - Traktuje cię jak swoją własność, chce tobą rządzić, wzbudza w tobie fałszywe poczucie winy i...
- I co?
- Nie sądzisz, że on chce... no wiesz, wybić się na twoim nazwisku?
- Przesadzasz, Zoë - przewróciłam oczami. - Żadna ze mnie Meryl Streep, żeby mógł się na mnie wybić.
- Ale może skorzystać na waszym związku, nie uważasz? Film też skorzysta, zawsze tak jest. No wiesz, Tris i Cztery są parą w realnym życiu. Może nawet wasz związek dostanie jakąś nazwę.
- Nie jesteśmy aż tak interesujący dla mediów.
- Nie? A ostatnia afera? Paparazzi będą się do was kleić jak muchy do gówna.
- Nie mam problemu z paparazzi, udaje mi się ich unikać - wzruszyłam ramionami. - Zdarza się to tylko wtedy, kiedy jestem z Theo. Wtedy wiedzą jak mnie znaleźć.
- Może Theo daje im cynk? - Zoë popiła swojego drinka, a ja parsknęłam śmiechem.
- On nie jest celebrytą, który pławi się w blasku fleszy.
- A ja myślę, że ma parcie na szkło.
- Nikt nie lubi jak paparazzi chodzą za nim jak cień.
- Zdziwiłabyś się - odpowiedziała Zoë. - Poza tym, chyba znasz to przysłowie.
- Jakie?
- Czy to przodem, czy to tyłem, grunt, że w telewizji byłem - obydwie wybuchnęłyśmy śmiechem.
Później jednak, gdy alkohol zaczął ze mnie wyparowywać, zastanawiałam się nad tym, co powiedziała. Czyżby...?
Nie. Theo nie był taką osobą.
CDN.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top