Lose 3

Tym razem Peter znajdował się na...Milano? Na swoim statku?! Zaskoczony tym, rozejrzał się, ale dlaczego statek. Jednak po pewnej chwili serce mu przyśpieszyło. Mamę spotkał w szpitalu bo to było jego wspomnienie z nią...Yondu na tej polanie w lesie...bo tak uczył go strzelać. Czyli teraz skoro znalazł się na statku... wychodzi na to że powinien spotkać...nagle dało się słyszeć cichą melodię. Doskonale ją znał, serce zaraz miało mu wyskoczyć z piersi, szedł w kierunku skąd dochodziła piękna melodia z walkmana. Znalazł się na mostku, tak dobrze mu znanym, oparł się o barierkę i podparł głowę na ręce. Zaczął cicho nucić "I'm not alone" uśmiechnął się z błyszczącymi oczami od zabierających się łez, odwrócił się bardzo powoli i po chwili stanął twarzą w twarz z tym kogo spodziewał się że spotka

— Peter Quill płaczę, co to się stało— powiedziała kobieta i zaśmiała się, mężczyzna pokręcił głową
— Już nie przesadzaj— powiedział ścierając łzy ale nowe mu się zbierały. Kobieta podeszła do niego powoli i dotknęła jego policzka, zdziwiony tym spojrzał na nią— Ale... jesteś duchem, jak ty nie przenikasz?— spytał
Gamora cofnęła rękę i przymkneła oczy sama zastanawiając się czemu tak to się stało.
— Widocznie...nie jestem do końca martwa— powiedziała ale nie mogła nic zrobić bo poczuła usta Petera ma swoich. Wykorzystał to że nie przenika przez nią. Fioletowłosa odwzajemniła pocałunek czując mokrą ciecz na policzkach. Trwali tak, do puki im powietrza nie zabrakło. Odsunęli się od siebie i spojrzeli w oczy
— Tęskniłem za tym...— szepnął Peter
— Ja też...— odparła równie cicho Gamora tym razem ona zrobiła krok i przytuliła mężczyznę. Quill od razu odwzajemnił to i w rytm muzyki... piosenki "I'm not alone" poruszali się powoli ale i ciągle wtuleni w siebie. Cieszyli się bliskością jakiej im brakowało, oboje najwidoczniej tęsknili za tym. Po chwili gdy muzyka ucichła na nowo się odsunęli. Peter pogłaskał jej policzek

— Thanos został pokonany, świat jest bezpieczny...— powiedział, Gamora uśmiechneła się
— Szkoda że mnie to ominęło...— szepnęła lekko przygnębiona ale nie z powodu tego że jej nie było przy walce...a raczej przygnębiona losem jej przyszywanego ojca..
— Dlaczego nie może cię być przy mnie, tak tęsknię za tobą. Kocham cię bardziej niż cokolwiek. — mówił z łzami
Kobieta westchneła cicho
— Jestem z tobą cały czas...zawsze będę...kocham się bardziej niż cokolwiek innego...— powiedziała i spojrzała na niego— Już czas Peter...
Mężczyzna kręcił głową
— Nie! Proszę! Zostań jeszcze!— mówił błagając, fioletowłosa pokręciła głową
— Czas.. Peter musisz wracać, Kocham cię— odpowiedziała i rozpłynęła się jak Meredith Quill oraz Yondu Udonta. Peter krzyknął z bólu i złapał się za głowę ...po chwili starcił świadomość...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top