Dream? 4

Peter jak oparzony krzyknął budząc się gwałtownie co było błędem bo zabolała go głowa przez co niedobrze mu się zrobiło. Rozejrzał się po pomieszczeniu w jakim się znalazł. Było białe, spojrzał na swoje dłonie, na jednej widniał dobrze znany każdemu motylek, jaki robi się w szpitalach. 

- Doktorze! Obudził się- krzyknął kobiecy głos więc siłą rzeczy Peter przeniósł wzrok na kobietę, jaka okazała się być pielęgniarką. Po chwili przyszedł lekarz i przyjrzał mu się

- No, panie Quill miał pan wielkie szczęście, nie mogliśmy pana dobudzić, zwłaszcza że pan się szamotał- oznajmił lekarz- Proszę podać standardowo leki przeciwbólowe

- Zaraz co się stało?- spytał nie do końca wiedząc Peter patrząc to na lekarza to na pielęgniarkę

- Pańska załoga miała wypadek a raczej pański statek. Pańscy przyjaciele są cali, jedynie pan został mocno poturbowany. Zaraz może pan ich zobaczyć. - odparł lekarz kierując się do wyjścia z sali a po chwili do środka weszły inne postacie. Peter rozpromienił się lekko widząc przyjaciół

- No w końcu, ileż można było spać- powiedział Rocket wskakując na jego łóżko i siadając na krawędzi przy końcu łóżka

- Nie mów że ci mnie brakowało- wywrócił oczami na co szop prychną

- Jestem Groot- powiedziała humanoidalna roślina

- Dzięki że chociaż ty się martwiłeś- oznajmił Quill

- Druhu masz silne organizm- oznajmił Drax klepiąc go po ramieniu, kosmitka stojąca obok Draxa pokiwała głową

- To prawda, normalnie byś nie żył

- Nie mówicie tak, wtedy nie miałbym z kim się droczyć- powiedział męski głos, na który Peter westchnął ciężko i spojrzał na otyłego mężczyznę stojącego z założonymi rękami

- Thorze mój drogi, powiedz że w jakimś stopniu zależy ci na mnie- wyszczerzył się wrednie w jego stronę. Odynson tylko pokręcił głową, ale w środku czuł ulgę, że jego kolega żyje jednak. Podszedł do poturbowanego i położył dłoń na jego ramieniu

- Może odrobinkę- oznajmił klepiąc go

Peter chciał coś dodać ale przerwał mu Rocket

- Czemu krzyczałeś i płakałeś w śnie?- zapytał od tak zaciekawiony

Męczyzna lekko się speszył i po chwili wszystko mu się ułożyło w obolałej głowie. To był sen, te spotkania z jego bliskimi były stworzone przez jego umysł, widocznie podświadomość chciała by tak się stało. Spojrzał po przyjaciołach którzy, wyczekiwali na odpowiedź, westchnął ciężko

- Śniła mi się mama, Yondu i.....Gamora...rozmawiałem z nimi, nawet całowałem się z Gamorą...- powiedział przecierając oczy. Przyjaciele patrzyli na niego z powagą i nikt nawet nie zamierzał się śmiać. Zapadła cisza widać było że każdy myślał o czymś innym...a może o tym samym? Peter pokręcił z westchnięciem głową i położył głowę na poduszkę po czym zamknął oczy, starał się znowu wyobrazić ich...ale nic nie zdziałał. A chciał jeszcze raz zobaczyć osoby które stracił...na nowo zaczął tęsknić za nimi. W śnie mógł przynajmniej je zobaczyć a na jawie? Nic, ale wiedział że nie może pokazać, że przejmuje się aż tak. Musi znowu założyć maskę śmieszka, który lubi sobie żartować. Nie chciał ich martwić, po za tym Gamora, Meredith i Yondu są z nim ciągle.  Otworzył oczy i spojrzał na nich z uśmiechem lekkim

- Wszystko dobrze, dobrze się czuje a po za tym łzy to takie tam, mało ważne, w końcu chłopaki nie płaczą, prawda?- zaśmiał się ale oni tylko lekko się uśmiechnęli nie mówiąc nic. Nie wiedzieli jak zareagować i czuli się lekko głupio. Wyznał im że widział zmarłe osoby i teraz żartuje i twierdzi że to nic takiego. Przecież to nie jest ani zdrowe ani normalne, Drax, Mantis, Groot, Rocket i Thor spojrzeli na siebie, widać myśleli o tym samym. Ich przyjaciel nie był sprawny w pełni, postanowili go naprawić, nie chcieli by cierpiał gdyż już dość przeżył bólu w życiu. Był ich przyjacielem, nigdy nie wybaczą sobie tego że nie zauważyli jak zmienił się od ostatecznej walki z Thanosem. A Peter z czasem z pomocą przyjaciół zaczął dochodzić do siebie, rzadziej śnili mu się zmarli bliscy, jednak nie zapomniał ich. Stracił ich fakt ale cały czas o nich pamiętał mimo że już nie intensywnie jak wcześniej. Zrozumiał że trzeba iść dalej a z Strażnikami wiedział, że obierze właściwą drogę i w końcu będzie mieć wymarzone życie. 

Peter Quill stracił jednak mimo wszystko starał się być sobą a przyjaciele tylko go w tym wsparli. 

Każdy z nas stracił, dlatego nie warto odrzucać pomocy jaka jest oferowana. Nie zawsze ktoś musi czerpać korzyści z pomocy. Prośmy gdy jej potrzebujemy, przyjmujmy gdy ją otrzymujemy.


Wow najdłuższy i ostatni shot w tej książce, co sądzicie?<3

Zakończenie na początku miało być inne ale wena mi podpowiedziała takie..

happinessxz

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top