Rozdział 7. Prędzej Ci do diablicy niż aniołka.
/Nie możecie przeczytać notatki po spodem! Tam niedobre rzeczy są... 🙊
Layla
Wyszliśmy z szatni i skierowaliśmy się do wyjścia. Alex zawsze dawał mi niezły wycisk, jednak tym razem czułam znaczącą różnicę. Nie byłam tylko zmęczona, ale mięśnie również odmawiały mi posłuszeństwa, przez co ledwo stawiałam nogę za nogą.
- Co powiesz na pizzę? Taly napisała, że właśnie wyszła z pracy i zmierza w kierunku Chilli. - odezwał się zamyślonym głosem, nawet na mnie nie spoglądając.
- Jasne. Jestem głodna jak wilk. - nasunęłam na głowę kaptur bluzy i skupiłam się na ekranie komórki. Przeglądałam instagrama oraz grupę studencką. Kolejny raz męska część wystawiła półnagie zdjęcia jakiś kobiet. Prawdopodobnie aktorek filmów dla dorosłych.
- Alex, spójrz. Cycki mają raczej są sztuczne, co nie? - złapałam go za ramię i wystawiłam przed siebie smartfon, żeby pokazać chłopakowi. Kiedy mi nie odpowiedział, podniosłam głowę w górę, żeby sprawdzić, czy w ogóle mnie usłyszał.
Tylko, że to nie był Alex, a jakiś randomowy koleś około trzydziestki. Patrzył na mnie nieodgadnionym wzrokiem, prawdopodobnie sam nie dowierzał, że postawiłam go w takiej sytuacji. Blondyn stał już przy samochodzie i czekał na mnie, oglądając to przedstawienie. Przyglądał się z zainteresowaniem, ale nie byłam pewna, czy usłyszał moje zatrważające pytanie. Dzieło nas kilka dobrych metrów.
- Przepraszam. Nie patrzyłam przed siebie. - nie chcąc zwracać na siebie jeszcze większej i niepotrzebnej uwagi, szybkim krokiem ruszyłam w stronę auta.
- Ej, blondi. - odwróciłam się w stronę głosu mężczyzny, choć nawet nie musiałam, wiedziałam, że to ten sam którego zaczepiłam. - Tak, są sztuczne. - odpowiedział mi i uśmiechnął się na odchodne. Zapewne myślał, że jestem szalona albo nienormalna.
Wślizgnęłam się do samochodu i opadłam na fotel. Alex wziął mój telefon do ręki i spojrzał na zdjęcie.
- Pytałaś nieznajomego, czy cycki aktorki porno są sztuczne? - widziałam, że nie mógł powstrzymać uśmiechu, a ja byłam tylko bardziej zakłopotana.
- Proszę Cię, nie zaczynaj. Myślałam, że to Ty idziesz przede mną. - złapałam za kaptur i naciągnęłam go jeszcze bardziej, zakrywając twarz. To nie tak, że byłam wstydliwa. Raczej zażenowana swoją pomyłką.
- Nie wiesz, że dzień bez przypału to dzień stracony?
- Na drugie imię powinnam mieć Przypał. - jęknęłam podburzona. Dlaczego to zawsze przytrafiało się mnie? To nie była pierwsza i pewnie nie ostatnia taka akcja.
- Możemy wstąpić do urzędu. Myślę, że jak usłyszą jakie wybrałaś nowe imię, nie będą stwarzać problemów. - potrafiłam wyobrazić sobie jego twarz na podstawie głosu, byłam pewna, że szczerzy się jak głupi do sera.
Poczułam jak samochód rusza. Cieszyłam się, że nie musiałam prowadzić auta, byłam na to zbyt zmęczona i rozkojarzona.
- Nienawidzę Cię. - wymamrotałam, na co się zaśmiał. W tych słowach nie było krzty prawdy. Bliżej nam było do rodzeństwa niż wrogów. Dokuczaliśmy sobie, robiliśmy na złość, ale gdy sytuacja stawała się ciężka, potrafiliśmy stanąć w obronie drugiego.
W pewnych aspektach lepiej rozumiałam się z Alexem niż Nataly. Ona miała swój punkt widzenia świata, który nie zawsze pokrywał się z moim. Na przykład ja wierzyłam w wymiar sprawiedliwości, bo niby dlaczego sami powinniśmy sądzić osoby, które kogoś lub nas samych skrzywdziły. Do tego potrzebna była niezależna, obiektywna opinia. Natomiast ona nie przejmowała się takimi rzeczami. Sama wymierzała karę odpowiednią do zbrodni. Rozumiałam to, ale nie popierałam. Gdyby każdy mógł robić co chce, nie zważając na ustalone zasady, na świecie panowałby chaos. Moralność umarłaby wraz z połową ludzkości. Kiedy o tym myślałam, wyobrażałam sobie dantejskie sceny wyjęte prosto z filmu "Noc oczyszczenia".
- Zastanawia mnie jednak, dlaczego chciałaś się dowiedzieć tego ode mnie?
- Nie wiem. Masz więcej doświadczenia? Faceci nie oglądają takich rzeczy? - wyjrzałam spod materiału. Zmrużył oczy i udawał, że się zastanawia. Zerknął na mnie, po czym od razu skierował wzrok na drogę.
- Nie, nie każdy. - odparł z poważną miną, która ani trochę mu nie pasowała.
- To dziwnie. - tym razem ja się zaśmiałam. - Skąd wiedziałeś, że to aktorka porno?
- Tajemnica. - pokręciłam głową, domyślając się prawdy.
Kiedy dotarliśmy do fast foodu, Nat już na nas czekała z zamówieniem. Usiadłam naprzeciwko, a Alex obok dziewczyny. Po czym objął ją ramieniem i pocałował w głowę.
- Wiedziałaś, że Twój facet nie ogląda porno? - zapytałam. Byłam ciekawa, co o tym sądzi, ale nie wzięłam pod uwagę jednego aspektu.
Ta parka nie miała przed sobą żadnych tajemnic. Akceptowali wszystkie dziwactwa drugiej połówki. Nieważne jakie one by były.
- Tak Ci powiedział? - zapytała zdziwiona, spoglądając na Alexa.
- Tak twierdzi.
- Pewnie tak. A wczoraj wieczorem to ja je oglądałam, a on tylko się przyłączył, bo nic ciekawego nie leciało w telewizji. - przewróciła oczami i uśmiechnęła się delikatnie.
- Dokładnie. - zgodził się.
- Zostawmy w spokoju Alexa i jego preferencje seksualne. Jak poszła wyprowadzka?
- Prawie spokojnie. - nałożyłam na talerz kawałek pizzy wegetariańskiej i polałam ją sosem czosnkowym. - Przyszedł jak już kończyłam i miał pewne roszczenia.
- Jednak Layla szybko sprowadziła go do parteru. - dokończył uśmiechnięty Alex. - To było niezłe.
Długo jeszcze rozmawialiśmy w restauracji. Nie tylko o Drew, ale głównie o nim. Nataly chciała, żebym powiedziała wszystko, co o nim sądzę. Jakim był draniem i dupkiem. Choć chciała usłyszeć jak bluzgam pod jego adresem, to ważniejsze było oczyszczenie umysłu ze wszystkich myśli o nim. Tych dobrych i złych. Niestety w ostatnim czasie więcej było tych drugich. Wiele razy korzystałyśmy już z tego sposobu, żeby o czymś lub o kimś zapomnieć. Było to coś w stylu rytuału lub mini sesji terapeutycznej.
Po powrocie do mieszkania ucięłam sobie drzemkę, ale trwała ona dłużej niż przewidywałam. Zbliżał się wieczór. Wiedziałam, że nie mam za wiele czasu, żeby się przygotować. Dlatego na szybko spakowałam kilka potrzebnych rzeczy do torby i wyszłam. Na szczęście nie musiałam się nikomu tłumaczyć, ponieważ Nataly położyła się wcześniej, a Alex poszedł na spotkanie z Mattem. Chociaż wiedzieli, że czasami walczę to nadal próbowali mi to wybić z głowy. Martwili się. Rozumiałam ich, jednak tym razem miałam wszystko pod kontrolą. Brakowało mi tych walk, zresztą im tak samo. Widziałam to. Jednak mieli większą siłę woli niż ja.
Gdy znalazłam się na miejscu, tuż po przekroczeniu progu mogłam poczuć zmianę klimatu. Uwielbiałam to i nienawidziłam zarazem. Najgorsze było to, że te uczucia rodziły się z tych samych powodów. Wspomnień. Pamiętałam jak dobrze razem bawiliśmy się zakładając nic nieznaczący klub bokserki w Hudson oraz jego zakończenie, gdy Ghost zaczął nam pomagać, ponieważ nie wyrabialiśmy finansowo.
Podeszłam do Jo i zameldowałam się. Był miłym gościem o wielkim sercu. Choć niektórych przerażał. Nie dość, że był wysoki, to jeszcze postawny i szeroki w ramionach. Ubierał się jak motocyklista, a od kilku miesięcy zapuszczał brodę. To połączenie nie jednych przyprawiało o gęsią skórkę.
- Dobrze Cię widzieć. - objął mnie ramieniem i wskazał na ring drugą ręką. - Wchodzisz za piętnaście minut.
- Świetnie. Zdążę się rozgrzać. - uśmiechnęłam się. - Z kim walczę?
- Pamiętasz Jodi? - przytaknęłam.
Nie walczyłyśmy ze sobą od dwóch miesięcy i nie przepadałyśmy za sobą. Byłyśmy jak pies z kotem, ilekroć się widziałyśmy. Nie było konkretnego powodu naszej niechęci do siebie. Po prostu miałyśmy inne priorytety. Dla mnie walki były odskocznią od codziennych problemów, natomiast dla niej całym życiem. Kiedyś chciała walczyć w legalnych zawodach, grać o najwyższą stawkę, ale jedyny sponsor, który się nią zainteresował, rozmyślił się w ostatnim momencie. Popadła w rozpacz, bo drugiej takiej szansy nie dostała i wylądowała tutaj.
- Dlaczego ona? - zapytałam niezadowolona.
- Poprosiła o to. - wzruszył ramionami. - Nie miałem podstaw by odmówić.
- No dobra. Skoro tak wyszło, to skopię jej tyłek. - mrugnęłam do mężczyzny, no co posłał mi delikatny, ledwo widoczny uśmiech.
- To w Tobie lubię. - poklepał mnie po ramieniu. - Zostań po walce, muszę Ci coś powiedzieć, a teraz leć do szatni.
Przebrałam się szybko i wykonałam kilka ćwiczeń rozciągających. Nie chciałam zrobić sobie krzywdy z tak błahego powodu. W sporcie, zwłaszcza tak brutalnym jak to, łatwo było o kontuzję, a przecież już wystarczyło, że podczas kilkuminutowej walki można było wyjść z poważnymi uszkodzeniami ciała. Tego również nie chciałam.
Gdy Garrett wywołał Jodi oraz mnie, kompletnie wyłączyłam się z otoczenia. Skupiłam się tylko na przeciwniczce. Na mojej przeszkodzie.
Żadna z nas od samego początku nie oszczędzała sił. W bardzo szybkim tempie wymieniałyśmy ciosy. To było coś co napędzało mnie jeszcze bardziej. Blokowałam ją prawie za każdym razem, ale nadal potrafiła to obejść. Wiedziała co robi, była w tym dobra, ale nie dość. Uderzyłam ją kolanem w brzuch, a kiedy zgięła się od ciosu moja ręka już czekała, żeby spotkać się z jej twarzą. Upadła. Minęła chwila zanim się pozbierała. Musiała być bliżej swoich granic niż przypuszczałam. Dopiero gdy podniosła się zauważyłam, ile kosztowało ją przyjęcie tego trafienia. Przyjęła postawę, ale koncentracja gdzieś zniknęła. Kilka razy potrząsnęła głową, jakby chciała przywrócić ostrość widzenia. Potem zaatakowała, ale zrobiłam unik cofając się o krok. Kolejny raz uderzyłam zawodniczkę w twarz prawym sierpowym. Widziałam, że jest już na skraju wytrzymałości i zaraz wszystko się rozstrzygnie. Kiedy pozbierała się po ciosie, spojrzała na mnie rozgoryczona z iskierką mordu, której tak dawno nie widziałam. Była zawzięta i nie chciała przegrać w taki sposób. Mogłam zrozumieć jej uczucia. Walczyłyśmy ze sobą już piąty raz, a ona nadal padała na deski jak amator. Może jednak to lubiła?
Wytarła w ramię ściekającą z nosa do ust krew i po raz kolejny zaatakowała prostym z lewej. Zablokowałam ją i wyprowadziłam kontrę z dołu. Siła uderzenia odrzuciła ją na kilka kroków w tył, żeby nie upaść złapała się liny za nią.
Roześmiałam się, widząc jej starania. To jak nadal próbowała się utrzymać na nogach, przyjąć porządną postawę, czy wyprowadzić jakiś cios.
- Śmierdzisz porażką. - uśmiechnęłam się do niej i podeszłam tym samym zrzucając mój rytm i opuszczając gardę. - Po co prosisz o walki ze mną, skoro zawsze kończy się tak samo?
- Jesteś suką. - prawie wypluła tę obelgę. Tylko, że mało mnie obchodziło jej zdanie.
- Wiem, ale ja charakter mogę jeszcze zmienić, a Ty nigdy mnie nie pokonasz. - dotknęłam palcem jej klatkę piersiową i lekko popchnęłam. Upadła na matę, wtedy sędzia zaczął odliczać czas.
Była wykończona i bliska utraty przytomności. Nie chciała już wstawać, a raczej nie mogła, nie miała na to siły.
Tłum zaczął odliczać razem z sędziom. Kiedy wykrzyknęli dziesięć, usłyszałam też gwizdy i oklaski. Chociaż nie było to jakieś znane miejsce, bardzo je lubiłam, ale z dnia na dzień ubywało ludzi. Po pojawieniu się Kręgu w mieście, coraz więcej osób wybierało się właśnie tam, a małe nielegalne walki jak to, w których brałam udział, zamykały działalność.
- Panie i Panowie! Wygrywa nasza niepokonana Angel! Gromkie brawa. - sędzia odsunął od siebie mikrofon i zbliżył się do mnie. - Prędzej Ci do diablicy niż aniołka.
Angel - nie pamiętam, kto wpadł na tę głupią ksywkę, ale przyjęło się. Jednak większość uważała tak jak Garrett. To było moje przeciwieństwo.
- Ciesz się, że nie walczyłam z Tobą. - wyszczerzyłam zęby, widząc jego nietęgą minę. - Strach Cię obleciał?
- Nigdy się nie zmienisz, jesteś zbyt pewna siebie. - pokręcił głową. - Obyś w końcu trafiła na kogoś, kto skopie Ci tyłek i zmniejszy to wielkie ego.
- Marzenie ściętej głowy.
Zeszłam z ringu, żeby dotrzeć do szatni. Czułam się dobrze. Chociaż oberwałam kilka razy w żebra. To nic nie pobije tego uczucia. Byłam po prostu szczęśliwa, robiąc to co uwielbiałam.
Zastanowiłam się nad tym, co powiedział Garrett. Prawdą było, że istnieje taka osoba, która mogłaby mnie pokonać, ale nigdy nie stanęłyśmy naprzeciwko siebie. Nataly Shadow. Ostatni raz walczyła z bratem, a potem już nie dotknęła rękawic, więc nigdy nie miałyśmy okazji się zmierzyć.
Ruszyłam pod prysznic i ustawiłam gorącą wodę. To było coś co pomagało mi się rozluźnić, z czego nigdy nie potrafiłam zrezygnować. Nie rozumiałam ludzi, którzy brali zimne prysznice. Nienawidziłam mrozu i wszystkiego co z nim związane.
Wyszłam na końcówkę walki dwóch mężczyzn. Ostatniej tego wieczoru. Obecny mistrz mierzył się z kimś nowym, nie znałam go. Pierwszy raz widziałam jak Brand dostaje bęcki. Przeciwnik sprawiał mu dużo problemów swoją zwinnością i dopracowanymi uderzeniami. Nigdy wcześniej się to nie zdarzyło, on był najlepszy spośród męskiego grona zawodników, którymi dysponował Jo.
- Roznieś go na łopatki, Brandon! - krzyknęłam z całych sił, ale nie byłam pewna, czy mnie usłyszał. Będąc na ringu, rzadko zwracaliśmy uwagę na publikę to strasznie dekoncentrowało i wybijało z rytmu, kiedy tyle głosów mieszało się ze sobą. Jednak chciałam chociaż spróbować, ponieważ nie lubił swojego imienia, a ilekroć je słyszał, budziła się w nim bestia nie do zatrzymania.
Na mój krzyk zareagowała nie ta osoba, co powinna. Jego przeciwnik odwrócił się i uśmiechnął do mnie, kiedy Brandon zbierał się po sierpie. Potem wszystko działo się bardzo szybko. Wystarczyły dwa uderzenia. Najpierw pięścią w twarz, później łokciem w bok głowy. Brandon upadł na matę, a sędzia zaczął odliczać czas. To był koniec, stracił przytomność.
- Nokaut drodzy widzowie! Nasz nowy zawodnik jest w świetnej formie. Wygrywa Wes! - wyszczerzył się do tłumu, ale długo nie świętował swojego zwycięstwa. Zeskoczył z ringu i skierował się w moją stronę.
- Jak Ci się podobało, kwiatuszku? - przewróciłam oczami, nienawidziłam takich typów. Uważali, że mogą zrobić wszystko. Nawet podejść do kobiety i rzucić takim tandetnym tekstem.
- A weź się wypchaj. - minęłam go, chcąc sprawdzić jak czuje się Brand, ale nie było mi dane przejść nawet metra, a zostałam zatrzymana. Złapał mnie za przedramię i siłą obrócił ku sobie.
- Może tak grzeczniej? - zdzieliłam go po łapie. Nie spodziewał się tego i cofnął rękę.
- Nie mam żadnego powodu by być dla Ciebie miła. Odczep się. - powiedziałam dobitnie, jakbym patrzyła właśnie na obrzydliwą kreaturę.
- Słodziutka. - mruknął, ale posłuchał mnie. Odszedł z uśmiechem na ustach.
Było to na tyle dziwne, że podążyłam za nim wzrokiem dopóki nie zniknął w szatni. Pokręciłam głową. To nie była nowość. Często zdarzały się osoby odklejone od rzeczywistości, a ten nie był wyjątkiem. Może za dużo razy oberwał w głowę.
***
Usiadłam na wolnym krześle i czekałam aż wszyscy wyjdą. Jedni poszli odebrać wygraną, inni byli wkurzeni, że tego zrobić nie mogą. Dopiero, gdy sala opustoszała zobaczyłam zmierzającego w moim kierunku Jo.
- Ładna walka. Marnujesz się. - podszedł do mnie i wręczył kasę. - Aż dziw, że nie miałaś żadnego trenera. Myślę, że nikt nie pogardziłby taką zawodniczką w klubie.
Usiadł obok na krześle i spojrzał na ring. Również to zrobiłam. Przez rok walczyłam właśnie tutaj.
- Dzięki, ale to nie jest coś co chce robić w życiu. Po prostu potrzebuję kasy.
- No tak. Ty wolisz oglądać zwłoki i tropić psychopatów. - uśmiechnął się, ale wiedziałam, że nie mógł sobie tego wyobrazić.
Jo miał już swoje lata i siwiznę na głowie. Pomimo tego, że kiedyś sam brał udział w zawodach, strasznie się zapuścił. Odkąd zaczął organizować nielegalne walki jego stałymi przyjaciółmi było piwo i pizza wieczorem. Dokładnie w dniu, gdy zmarła jego żona stracił pasję i chęci do życia. Chociaż nie dzielił się tą informacją z każdym, to stali zawodnicy wiedzieli o tym i unikali tego tematu.
Gdy spojrzał na mnie ponownie zobaczyłam w jego oczach smutek.
- Dzisiaj były ostatnie walki. Zamykam Diablo. - oświadczył.
- Dlaczego? - byłam zdziwiona. Tak naprawdę nie musiał tu za wiele robić. Wszystkimi podstawowymi rzeczami takimi jak sprzątanie hali, nauka nowych, czy ustawianiem walk zajmowali się inni zawodnicy lub jego syn. Chociaż tego nie popierał to pomagał mu.
- Pojawia się coraz mniej osób. Krąg przejął mi widzów i zawodników. Nie ma sensu ratować interesu, który nie przynosi zysków. - przytaknęłam głową, wiedząc o czym mówi. Nawet ja zauważyłam zmniejszającą się publikę od jakiegoś czasu. - Poza tym jestem już na to za stary. To młodzi przejmują rynek i wiedzą czego oczekują ludzie.
- A Twój syn...?
- Jest szczęśliwy, że w końcu zmądrzałem. - zaśmiał się. - Nie siedź za długo. Do zobaczenia Layla. Dobrze się nam współpracowało. - podał mi dłoń na co ją uścisnęłam. Kiedy również się pożegnałam, odszedł.
Gdy zniknął za drzwiami, ponownie przeniosłam wzrok na ring. To tutaj wylewałam pot i krew. Stawałam się lepsza i gorsza zarazem. Poprawiłam moją technikę, ale co kolejną walkę przesuwałam moje granice przyzwoitości w tym sporcie. W takim miejscu nie można było pokazać słabości. Chyba, że chciało się wylądować na deskach.
Westchnęłam. Podniosłam torbę i ruszyłam do wyjścia. Gdzie kończył się jeden rozdział, trzeba było zacząć kolejny.
/Misiuniniunie! Jestem, po ciężkiej batalii xD Po pierwsze, jeżeli to czytasz, to już masz u mnie plusa, mały buntowniku!
/Po drugie. Kiedy zostawiacie jakąś aktywność pod rozdziałami, często sprawdzam sobie Wasze profile i patrzę, czy coś piszecie (jak mam wolną chwilę, to też czytam ^^), dlatego wiem, że są tutaj początkujące osoby jak i z dłuższym stażem, i bardzo Was zachęcam do sprawdzenia sobie dwutygodnika "Sparta też pisze!" PisarskaSparta. Dają cudowne rady, przedstawiają sposoby jak poradzić sobie z problematycznymi częściami opowieści. Ja również znalazłam tam coś dla siebie <3 Szczerze polecam!
/Po trzecie. Patrzyłam wczoraj na szkic dalszych rozdziałów i doszłam do pewnego wniosku. Ta książka jest bardziej rozkopana niż polskie drogi w trakcie budowy... Zakończenie mam prawie napisane, a środek coś wpierdoliło 😂 Miłej nocy 😘
/Piosenka: Måneskin - Zitti E Buoni / I Wanna Be Your Slave (też się zakochaliście? <3)
/Data publikacji: 25/05/2021
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top