Rozdział 6. Naprawdę myślisz, że uwierzę w cokolwiek?

Layla

Kilka minut później byliśmy pod mieszkaniem Andrew. Nie miałam najmniejszej ochoty tam wchodzić, ale wiedziałam, że muszę, żeby odzyskać moje rzeczy. Zabrałam ze sobą tylko trzy walizki i trzymałam kciuki, żeby wystarczyły. Miałam dość dużo ubrań i butów, zawsze lubiłam mieć wybór co do stroju, ale teraz stwierdziłam, że to strasznie kłopotliwe. Przez cztery miesiące mieszkania razem, trochę się tego nazbierało.

Przekraczając próg, poczułam się trochę pewniej, mając u boku boksera. Na szczęście nie zauważyłam niczyjej obecności, przez co odetchnęłam z ulgą.

- Szybko się uwinę. Daj mi pół godzinki. - zwróciłam się do Alexa i ruszyłam do sypialni, gdzie znajdowała się szafa.

- Może Ci jakoś pomóc? - zapytał niepewnie, dalej będąc w salonie.

- Daj spokój. Naprawdę chcesz się natknąć na moją bieliznę? - zażartowałam.

- Nie było pytania.

Najpierw przygotowałam torbę na trening, gdzie wrzuciłam pierwszy lepszy strój sportowy, dresy, bluzę, batoniki i wodę. Potem dość łatwo uwinęłam się z ubraniami. Pewnie dlatego, że przez pedantyzm Andrew wszystko musiało być na swoim miejscu, idealnie ułożone w kosteczkę. Chociaż raz ten jego chory porządek się na coś przydał, ale nie będę za tym tęsknić. Jeszcze zanim się związaliśmy byłam straszną bałaganiarą. Wszystkie moje ubrania walały się po całym domu. Co mnie osobiście nie przeszkadzało, to jego wprawiało w furię. Parę pierwszych dni na jednym kwadracie było męczarnią.

Większe problemy miałam z butami. Nijak nie mogłam ich upchnąć, żeby się zmieściły. Zrezygnowana ruszyłam do kuchni po worek na śmieci. Na wszelki wypadek wzięłam dwa.

W międzyczasie Alex rozsiadł się na kanapie i przeglądał coś na telefonie. Tylko na chwilę podniósł wzrok na mnie. Prawdopodobnie żeby sprawdzić jak sobie radzę, ale kiedy zauważył co mam w dłoni, od razu wrócił do ekranu komórki. Domyślam się, że życie z Nat pod jednym dachem nauczyło go, aby nie zadawać niepotrzebnych pytań.

Wróciłam do pokoju. Byle jak wrzuciłam adidasy, tenisówki, czy płaskie obuwie. Szpilki ułożyłam w ostatniej walizce. Niestety te mogłyby przebić foliową powłokę.

Żwawym krokiem poszłam do łazienki, po ostatnie rzeczy, czyli kosmetyki. Dopchałam je do każdej z walizek i zamknęłam. Zadowolona z takiego stanu rzeczy, zaczęłam wynosić bagaże na korytarz.

- Jesteś pewna, że nie potrzebujemy ciężarówki? - zaśmiał się Alex, ale podszedł by pomóc. Przejął ode mnie walizki i postawił przy drzwiach.

- Nie. Wydaje mi się, że to wszystko.

- A Twoje książki, albo laptop? - zasugerował, na co miałam ochotę walnąć się w łeb.

- Kurwa. Zapomniałam o nich.

Wróciłam się i spakowałam laptopa oraz zeszyty na studia do torby. Jednak nadal miałam problem z masą książek w salonie. Dołożyłam kolejną rzecz na kupkę "do wyniesienia".

- Zaniosę to do samochodu, a Ty pomyśl jak spakować tamto. - kiwnął głową na zapełniony regał i od razu uciekł.

Cudownie... Zostałam sama.

W nadziei sprawdziłam, czy są to jakieś niepotrzebne kartony, i dziwo znalazłam jeden. Ułożyłam do niego jak największą ilość powieści naukowych, które przydadzą mi się na studiach. Potem wybrałam kilka, które lubiłam lub jeszcze nie przeczytałam. To pudełko też zabrał blondyn. Kilka innych wzięłam w rękę. Ostatni raz przejrzałam tytuły.

Usłyszałam kroki, więc nie odwracając się poinformowałam chłopaka.

- Możemy już jechać. Sądzę, że nic więcej nie potrzebuje. - odwróciłam się, ale przed sobą ujrzałam Drew.

Nie spodziewałam się, że jeszcze dzisiaj go ujrzę. Byłam pewna, że jest w szpitalu.

Przesunęłam wzrokiem po jego ciele, od stóp do głowy. Zatrzymałam się dłużej na twarzy. Ten opuchnięty, fioletowy nos ani trochę nie dodawał mu uroku. Wyglądał jakby użądliła go pszczoła. Kiedy widziałam go takiego żałosnego, ubranego w dresy i z bulwą wielkości cukinii, aż radowało się serce. Skoro on mnie skrzywdził to ja również miałam do tego pełne prawo. Tylko wybrałam inną metodę.

- Dlaczego to robisz? - spojrzał na mnie wzburzony. - Przecież to była tylko mała kłótnia. - prychnęłam.

On nadal nie widział w tym swojej winy. Pewnie myślał, że ujdzie mu to na sucho, że jest bezkarny, ponieważ dotychczas wybaczałam mu wszystkie wpadki jakimi mnie uraczył. Jednak tym razem nie mogłam. To było za dużo.

- To nie była żadna kłótnia. Zdradziłeś mnie. - uświadomiłam go, bo chyba przeoczył ten moment.

- To nieporozumienie. Wysłuchaj mnie, a wszystko Ci wyjaśnię. - nie wychwyciłam skruchy w jego głosie, tylko kłamstwo. Jak długo mnie nimi karmił? Jak długo na to pozwalałam?

- Niby w jaki sposób? Potknęła się i akurat upadła na Twojego kutasa? Naprawdę myślisz, że uwierzę w cokolwiek? Na własne oczy widziałam jak ją rżnąłeś. Wczoraj skończyłam z Tobą. - wkurzył się, wiedziałam to, ale zlekceważyłam. Nie raz, nie dwa, brałam pod uwagę jego wymysły i się do nich dostosowywałam. Każdy aspekt naszego związku był ułożony pod niego. Jeżeli myślał, że nadal będę w tym tkwić, to był głupszy niż na to wyglądał.

- To się nie skończy dopóki ja o tym nie zdecyduje. - podszedł do mnie i mocno chwycił za nadgarstek, tym samym wytrącając mi książki, oprócz jednej. Chciał mnie zaciągnąć do sypialni, ale w porę wyrwałam się z jego uścisku. Zamachnął się, żeby mnie uderzyć, jednak udało mi się tego uniknąć. W zamian oberwał ode mnie książką w twarz.

Jego zszokowana mina była cudowna.

Co on niby chciał zrobić, postępując w ten sposób? Może planował przykuć mnie do łóżka, dopóki nie zmienię zdania? Wściekła do granic możliwości kopnęłam go w klejnoty, a kiedy upadł na kolana, zwijając się z bólu, powtórzyłam cios, tyle że w głowę. Przewrócił się na podłogę od uderzenia, ale nadal był przytomny.

Pochyliłam się w jego stronę i wyszeptałam.

- Nie pogrywaj sobie ze mną Drew, bo nie skończy się tylko na kilku siniakach. Nie jestem Twoją zabawką. Zapamiętaj to sobie.

- Ty dziwko. - wycharczał.

- Byłam nazywana gorzej. "Twoją dziewczyną".

Do pomieszczenia wszedł Alex klaszcząc w dłonie. Po jego reakcji domyślałam się, że był świadkiem całej tej sytuacji i pozostał w pogotowiu, gdybym nie dała rady. Zostawił mi wolną rękę, za co byłam mu wdzięczna.

- Naprawdę nie byłem potrzebny. Ładnie go poskładałaś. Na Twoim miejscu opracowałbym jakiś nowy zestaw ciosów za pomocą literatury. - wskazał na zmaltretowaną trzystustronicową powieść w twardej oprawie.

- Chodźmy stąd. Nie chcę go więcej oglądać. - zebrałam resztę rzeczy z podłogi. Odłożyłam klucze na blat i podążyłam za blondynem.

Gdy dotarliśmy do samochodu, od razu usadowiłam się na miejscu pasażera, a Alex włączył się do ruchu. Kierowaliśmy się w stronę siłowni, z czego byłam bardzo zadowolona. Po akcji mojego byłego chłopaka, znalazłam w sobie dużo niespożytkowanej energii, którą chętnie wykorzystam na treningu.

- Zdarzało się już wcześniej, że chciał Cię uderzyć? - zapytał zmartwiony, ale zaprzeczyłam.

- To był pierwszy raz. Pewnie wściekł się, bo nie zrobiłam tak jak chciał.

Dopiero teraz zauważyłem, że byłam na każde jego skinienie. Bez zająknięcia zajmowałam się rzeczami, których szczerze nie znosiłam lub po prostu nie miałam na nie czasu. Gotowałam obiady, chociaż byłam w tym naprawdę kiepska. Gdy pierwszy raz zrobiłam makaron z sosem bolognese, spaliłam go. Wtedy krzyczał, że do niczego się nie nadaję, a całe mieszkanie śmierdzi dymem. Usprawiedliwiałam jego zachowanie gorszym dniem, czy natłokiem pracy.

W porównaniu do jego późniejszych wymysłów, to było jeszcze nic. Co dwa dni sprzątałam kurze, bo podobno był silnie uczulony na pyłki. Wychodziłam na jakieś sztywne kolacje z jego kierownictwem, tylko po to, żeby mógł się pochwalić jaką ma urodziwą dziewczynę, choć cały czas narzekał na moje biodra, że są za szerokie. Dlatego, wyszukał mi dietę i ćwiczenia, do których też musiałam się dostosować, przez co straciłam trochę tkanki mięśniowej i nie byłam tak silna jak wcześniej.

Zastanawiałam się tylko, dlaczego wtedy to nie było tak oczywiste.

Odetchnęłam z ulgą zostawiając za sobą ten rozdział w życiu. Czułam jakbym pozbyła się uciążliwego ciężaru, który ciągnął mnie na samo dno. Na szczęście przejrzałam na oczy. Szkoda tylko, że dopiero po jego zdradzie.

- Jesteśmy. - rozejrzałam się po okolicy sądząc, że sprawdzimy nową siłownię, ale zatrzymaliśmy się przed naszym stałym miejscem. Uśmiechnęłam się pod nosem i weszłam do budynku.

Już na progu powitał nas Charlie. Był szefem tego pięknego przybytku i od samego początku złapaliśmy z nim dobry kontakt. Natomiast trochę gorzej dogadywaliśmy się z jego mężem, bo ten był cholernie zazdrosny o każdego faceta, który chociaż rozmawiał z jego ukochanym. Charlie był też fizjoterapeutom, przez co często musiał dotykać innych ludzi. Raczej nie muszę wspominać, że dochodziło już do różnych sytuacji, gdzie musieliśmy odciągać Travisa od klientów, bo uważał, że posunęli się za daleko.

Tragedia palestyńska i komediodramat w jednym.

Natomiast Travis był trenerem personalnym, który często układał mi harmonogram. Choć ostatnio zrezygnowałam z jego usług, przez śmieszne wymysły Andrew. Sam Travis odradzał mi ich, ale ja durna nie posłuchałam.

- Layla, moja słodka. - podszedł do mnie i przytulił. Lubiłam jego towarzystwo, ponieważ był pozytywnie zakręcony. Nie raz poprawiał mi humor opowieściami dotyczącymi ich małżeństwa. Choć może nie powinien... - Alex, gdzie podziałeś swoją drugą połówkę. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz ją widziałem.

- W pracy. Powiedziała, że jutro się pojawi. Pójdę się przebrać. - odparł ponuro i zniknął za drzwiami szatni.

- Myślisz, że nadal się gniewa? - szepnął do mnie mężczyzna.

- Cóż... Nie każdego atakuje zazdrosny mąż. Chociaż niczym sobie na to nie zasłużył. - machnęłam ręką. - Przejdzie mu, nie martw się. Właśnie jest dzisiaj Travis? Chciałam z nim porozmawiać o nowym harmonogramie i ćwiczeniach.

- Nie. Musiał pojechać do szkoły. Zack znowu pobił się z jakąś grupką chłopaków. Czasami nie mam na niego siły. - westchnął ciężko, ale posłał mi delikatny uśmiech.

Zack był ich adoptowanym synem, którego wzięli pod opiekę jakieś sześć lat temu, zaraz po ślubie. Teraz miał 16 lat i przysparzał dużo kłopotów. Jak to nastolatek.

- Daj spokój, jest młody, musi się wyszaleć. Nic nie poradzisz, taki wiek. Ja byłam gorsza. - nie wierzył mi ani trochę, dlatego spróbowałam z innej strony. - Powinniście razem o tym porozmawiać. Może coś go dręczy, albo ma jakieś problemy z tymi dzieciakami.

- Wiem, wiem, ale za każdym razem jak próbuje, to zamyka się w swoim pokoju i puszcza muzykę na cały regulator. - był jeszcze bardziej zdołowany. Wychowanie nastolatka to jednak ciężki kawałek chleba.

- Poprawi mu się, gdy kogoś znajdzie, wtedy przystopuje z bójkami.

- On ma tylko 16 lat. Przecież jeszcze nie myśli o takich rzeczach. - popatrzyłam na niego niezbyt przekonana. - Cholera. Muszę zadzwonić do Travisa.

Już wyciągał telefon, ale go powstrzymałam. Był strasznie nadopiekuńczy.

- Travis tylko bardziej go zestresuje. Jego pioruny w oczach potrafią przestraszyć nawet dorosłego człowieka, a co dopiero dziecko. - od samego początku był surowy dla Zacka, robił dokładnie to samo co jego ojciec. - Nie martw się na zapas. To dobry chłopak. Trzeba tylko pokazać mu odpowiednią drogę. - przytaknął głową zamyślony.

- Pewnie masz rację tak jak ostatnio. Wszystko się ułożyło, a wtedy myślałem, że pomogą tylko papiery rozwodowe.

- Zawsze możesz na mnie liczyć. Gdybyś potrzebował niańki dla Zacka, chętnie pomogę. W najbliższym czasie będę potrzebować kasy. - skrzywiłam się, zauważając, że powiedziałam o kilka słów za dużo.

- Moje słońce, coś się stało? - zapytał przejęty, jak zawsze zresztą, gdy w moim życiu pojawiały się jakieś problemy. Choć tym razem jednego z nich się pozbyłam.

- To nic takiego. - chciałam się wykręcić, ale nie udało się.

- Zerwaliście. - stwierdził zszokowany, ale potem próbował ukryć uśmiech wpełzający na jego usta.

- Tak, masz rację. Jednak świętowanie zostaw sobie na później. - zrobił minę jakby nie miał pojęcia, co sugeruje. - Wiem, że Nataly nie była jedyną osobą, która za nim nie przepadała.

- No cóż wielkie umysły myślą podobnie. - wzruszył ramionami, zadowolony.

- Prawdopodobnie. - zbliżyłam się do Charlie'go i ściszyłam głos. - Wiem, że nie powinnam o to pytać, ale jak wygląda kontuzja Alexa? Będzie mógł wrócić do boksu?

- Nie może się nadwyrężać. Nadal próbujemy, ale o pełnej sprawności może już tylko pomarzyć. Jego ramię i nadgarstek były w opłakanym stanie. Dziwię się, że mógł jeszcze wtedy walczyć. Szkoda chłopaka, miał naprawdę duże możliwości. - ponuro przytaknęłam głową.

Podziemie każdemu z nas odebrało coś ważnego. Dla mnie to była przyjaciółka. Dla Alexa sprawne ramię, a dla Nataly...

- Solberg rusz tyłek, bo sam Cię zaniosę do szatni. - podskoczyłam na złowrogi głos blondyna. Nie chcąc go bardziej irytować, szybko pożegnałam się z Charliem i pobiegłam do szatni.

Po krótkiej rozgrzewce, Alex pokazał mi kilka ciekawych uderzeń. Naprawdę był w tym niezły. Świetnie uczył, choć wydaje mi się, że nabrał wprawy odkąd zaczął szkolić dzieciaki dwa razy w tygodniu. Na początku tylko zastąpił Travisa na kilku zajęciach, ale w końcu oddali mu tę fuchę, gdy zobaczyli, że ma lepsze podejście i przychodzi coraz więcej dzieci. Na początku nie był przekonany co do tego pomysłu, ale Nataly poprosiła go, żeby chociaż spróbował i tak już zostało.

Później ubrał tarcze treningowe i kazał mi powtórzyć wszystkie czynności.

Gdy skończyliśmy byłam zmęczona, spocona i jedyne o czym marzyłam to gorący prysznic i odpoczynek. Natomiast blondyn dopiero zaczynał, podnosił ciężarki, walił w worek, ćwiczył nowe uderzenia i dopasowywał pod swój styl. Pomimo tego, że już nie walczył zawodowo, czy w Podziemiu, nadal utrzymywał formę. Z dnia na dzień był coraz lepszy. Jednak musiał pamiętać o swoich nowych ograniczeniach, które niekiedy boleśnie o sobie przypominały.

Miał do talent do tego sportu, a tak łatwo odebrali mu to.

- Szybki sparing? - zapytał, wyrywając mnie z myśli.

- Jasne, tylko daj mi chwilę. - usiadł obok mnie przy ścianie, trącając łokciem w ramię.

- Nie przesadzaj. Kiedyś to Ty mnie wyciągałaś na ring, a nie odwrotnie. Było coś zjeść, ostrzegałem, że nie będziesz miała siły w tych witkach.

- Widocznie zdziadziałam. - zaśmiał się, ale zaraz spoważniał i spojrzał na mnie uważnie.

- Layla, słyszałaś może coś o Kręgu?

- Tylko plotki, ale jeszcze tam nie byłam. Podobno biorą tylko najlepszych zawodników. Dlaczego pytasz?

Co dziwniejsze wszystkie starcia były w innym stylu. Każdy mógł znaleźć tam coś dla siebie, może dlatego to miejsce stało się tak popularne.

- Byłem ciekaw. To legalne, niczego nie ukrywają. - zmrużyłam na niego oczy, rozmyślając, na co tym razem wpadł.

- Nie myślisz chyba... - przerwałam w pół zdania, bo nie chciałam, żeby to okazało się prawdą.

- Nie no co Ty. Ja już się do tego nie nadaje. - pokazał palcem na ramię. - To cholernie utrudnia.

- Wiesz, że Nataly byłaby wściekła? - przypomniałam, bo chyba najzwyczajniej w świecie zapomniał, do czego ta kobieta była zdolna.

- Nie musisz o mi o tym mówić. Jej nerwica doprowadza mnie do szału.

- Martwi się.

- Layla, nie mam pięciu lat. - przewróciłam oczami na jego stałą śpiewkę.

- Żartujesz. Nawet pięciu bym Ci nie dała. Chodź na ring zanim ochłonę, bo wtedy będziesz musiał targać moje zwłoki do samochodu.

- Nie ma mowy. Dwa razy w ciągu dnia to zdecydowanie za dużo. - zaśmiał się. Tym samym przypomniał mi w jakim stanie wróciłam do mieszkania. To nie było coś z czego mogłam być dumna.

Zanim stanęliśmy naprzeciw siebie, usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. Sprawdziłam kto może się do mnie dobijać o tej porze. Czasami zdarzały się niespodziewane sytuacje w pracy, przez co wpadały mi dodatkowe godziny w kawiarni. Jednak to nie był kierownik, a Jo. Treść była krótka i jednoznaczna. "Dzisiaj o 22:00. Wchodzisz?". Odpisałam, że się zgadzam, po czym schowałam telefon i wróciłam do treningu. 




/Misiaczki moje!! <3 Właśnie siedzę na tarasie i widzę jak po niebie przebiegają błyskawice.  Cóż zapowiadali deszcz, ale nie burzę z piorunami...

/Kolejny rozdział prawdopodobnie nie pojawi się w przyszłym tygodniu. Raczej za dwa.. Wybaczcie 🥺 Studia to zło wcielone 😤

/Piosenka: Bullet For My Valentine - All These Things I Hate

/Data publikacji: 12/05/2021 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top