Rozdział 59. Czekałem na Ciebie tyle czasu.
Layla
Byłam w drodze do hotelu, w którym zatrzymał się Dylan. Ostatnie wiadomości od niego nasiliły się. Groził mi, że jeżeli się z nim nie spotkam, czeka mnie kara. Choć nie napisał jaka, to mogłam się domyślić. Nie był typem osoby, która na pogróżkach skończy swoje działania. Lubił je realizować. Pozostając obojętną, narażałam również moich bliskich.
Stanęłam przed drzwiami i wzięłam głębszy oddech. Czas przestać uciekać, a skonfrontować się z własnymi demonami. Zapukałam i wcale nie musiałam długo czekać. Stanął zadowolony przede mną.
- Pojawiłaś się szybciej niż oczekiwałem. Witaj, króliczku. - dodał pieszczotliwie, ale nie zwracałam na to uwagi. Jego ton głosu, przypominał mi wszystko, czego w nim nienawidziłam.
Przeszłam obok Dylana, wchodząc do środka. Zatrzymałam się w salonie i spojrzałam na niego buro.
- Czego ode mnie chcesz? - zapytałam srogo, nie chcąc wdawać się z nim w niepotrzebną dyskusję. Musiałam to szybko załatwić.
- Czy muszę mieć jakiś powód by spotkać się z ukochaną? - prychnęłam.
- Od kiedy to ukochanej osobie się grozi?
- Droczyłem się, króliczku. - skrzywiłam się. Nienawidziłam tego określenia.
- Czyli jak teraz wyjdę, to nic mi nie zrobisz? - zrobiłam krok w stronę drzwi.
- Zatrzymaj się w tej chwili. W przeciwnym wypadku przestanę być miły. - stanęłam w miejscu. Ponownie skierowałam wzrok na jego twarz. Tak łatwo tracił nad sobą panowanie.
Jednak to nie będzie przyjemne spotkanie po latach.
- Chciałem z Tobą porozmawiać spokojnie, ale Ty jak zwykle mi na to nie pozwalasz. Nadal jesteś rozwydrzoną nastolatką, której trzeba wpoić kilka zasad. Kiedy ja mówię, to mnie słuchasz. Czy to jasne? - zbliżył się o kilka kroków.
- Nie przyszłam dzisiaj do Ciebie, żeby wysłuchiwać jak mieszasz mnie z błotem. Nie mam już szesnastu lat. Te pięć lat, kiedy Cię nie widziałam, naprawdę wiele zmieniły w moim życiu.
- Jakoś nie zauważyłem. - przekrzywił głowę, przyglądając się mojemu ciału. - No może jedynie to, że przybyło Ci krągłości, które jeszcze bardziej mnie nakręcają. - załapał mnie za biodro i przysunął do siebie.
- Wypchaj się. - syknęłam.
- Bardzo dojrzałe zachowanie. - wypomniał mi.
- Dylan. Nie chcę Cię widzieć, ani teraz ani w przyszłości.
- Czegoś nie rozumiesz. - zmrużył oczy. - Nie obchodzi mnie to. Zawsze dostaję to czego zażądam.
Popchnął mnie na najbliższą ścianę i przygwoździł własnym ciałem.
- Jesteś moja. - szepnął mi na ucho, po czym odsunął się, żeby spojrzeć mi w oczy. - Nienawidzę, kiedy ktoś dotyka moich rzeczy, a tym bardziej je pieprzy! - uderzył w ścianę pięścią zaraz obok mojej głowy. Podskoczyłam przestraszona, jednak nadal patrzyłam na jego twarz z tą samą pogardą i złością, co pięć lat temu. Zanim wyjechał do Londynu. Dzień, w którym opuścił rodzinny dom był najszczęśliwszym dniem w moim życiu.
- Nigdy nie należałam do Ciebie! Ubzdurałeś sobie coś i myślisz, że to rzeczywistość. Gówno prawda. Jesteś tylko popierdolonym skurwesynem, który zgwałcił swoją siostrę. Powinieneś się leczyć. - uderzył mnie w twarz z otwartej ręki. Nie utrzymałam się na nogach i upadłam. Spodziewałabym się po nim wszystkiego, ale nie tego. Zawsze robił to na co miał ochotę, ale chyba nigdy nie zdenerwowałam go na tyle, żeby mnie uderzył.
- Nie łączą nas więzy krwi. - uśmiechnął się jakby ta opcja go satysfakcjonowała.
Powoli czułam jak mój policzek puchnie, a ból promieniował na całą głowę. Będę miała siniaka jak nic.
- Ale to nie oznacza, że możesz robić co Ci się żywnie podoba. - warknęłam zła, po czym pozbierałam się z ziemi. - Wychodzę i nie chcę Cię więcej widzieć. Zniknij z mojego życia dokładnie tak samo, jak zrobiłeś to pięć lat temu. - ruszyłam do wyjścia, ale powstrzymał mnie łapiąc za ramię.
- To nie koniec. Zabawa dopiero się zaczyna. Powinienem bliżej poznać Leitha, nie uważasz?
- Zostaw go w spokoju. On nie ma z tym nic wspólnego.
- Im bardziej go bronisz, tym bardziej chcę go zobaczyć martwego. Już raz zignorował moje ostrzeżenie. Kolejnego nie będzie. - spojrzałam w jego oczy przerażona. Nie udało mi się odpowiednio ukryć tego uczucia. Manipulował mną, uwielbiał, gdy miał kontrolę nad ludzkim życiem, zwłaszcza moim.
Był cholernie zadowolony, że w końcu pokazałam inne uczucia niż nienawiść. Byłam pewna, że mówił prawdę, nigdy nie żartował z takich rzeczy, a lista osób, które zabił cały czas się zwiększała.
Oblizałam wargi koniuszkiem języka, gdy zaschło mi w gardle ze zdenerwowania. Nie wiedziałam, co powiedzieć, żeby go od tego odwieść. Jednak musiałam spróbować każdego znanego mi sposobu.
- Nie bronię go. Po prostu nie jest osobą, na którą warto marnować Twój czas. - przekrzywił głowę oceniając moją twarz i wypowiedź. Szukał kłamstwa, dlatego musiałam być bardziej przekonująca.
Wzięłam płytki oddech, żeby uspokoić szalejące serce i umysł. Kiedy ponownie się odezwałam, ukryłam wszystkie prawdziwe uczucia, zastępując je obojętnością.
- Nicolas nic dla mnie nie znaczy. Po prostu nie chcę, żebyś brudził sobie ręce kimś bezwartościowym. - bolało, jakby ktoś wepchnął moje serce do żelaznej dziewicy, a tysiące kolcy przeszywało je na wskroś. - Od początku wiedziałam kim jest. Zbliżyłam się do niego z własnych pobudek. Chciałam poznać osobę, która kierowała Noelem i kazała mu z zimną krwią zabić setkę ludzi w Podziemiu w Hudson, ale to nie był on, a jego ojciec. Jednak myślę, że to już wiesz. Nasze drogi się rozeszły.
Cholernie bolały mnie te słowa, wypowiedziane na głos.
- Króliczku. - zwrócił się do mnie w taki sposób jakby rozmawiał z głupią idiotką. Ujął mój zdrowy policzek w dłoń. Pierwszym instynktownym odruchem byłoby wyrwanie się spod jego dotyku. Co bardzo chciałam zrobić. Tylko siłą woli, powstrzymałam się. Wiedziałam, że jeden niewłaściwy ruch, a skazałabym Nicolasa na śmierć. - Udowodnij mi to.
- Niby w jaki sposób? - bałam się jego odpowiedzi na to pytanie. Był nieobliczalny, co chętnie przypominał mi na każdym kroku.
- Wyjdź za mnie. - uśmiechnął się zachwycony, natomiast moja twarz pobladła. Nie potrafiłam o tym myśleć, a co dopiero to sobie wyobrazić. Kłamał, prawda? Może żartował? Oddech mi się urwał jakby ktoś zakręcił butlę z dopływem powietrza.
Niby codziennie, miałam przeżywać to, co zaserwował mi tamtego wieczoru? Wolałam zginąć niż być jego seks zabawką.
W tym momencie coś do mnie dotarło. On nigdy mi nie odpuści. Będzie za mną podążał, aż mu nie ulegnę. A droga za nami będzie usłana niezliczoną ilością trupów.
Pogłaskał mój policzek kciukiem, czym wyrwał mnie z odrętwienia.
- Wtedy go nie tknę. Oszczędzę Leitha. - wyjaśnił.
- Mówiłam Ci...
- Sądzisz, że uwierzyłem w te bzdury? Nie potrafisz kłamać. Nigdy nie umiałaś. - uniósł kącik ust w górę. Przejrzał mnie.
- Ojciec się nie zgodzi. Wie, co się stało pięć lat temu.
- Nie martw się. Porozmawiam z nim.
Wyglądałam na zmartwioną z tego powodu? Naprawdę? Jakoś tego nie odczułam.
Coraz bardziej przekonywałam się, że cokolwiek bym nie zrobiła czy powiedziała, wszystkie słowa odbijały się od niego. Interpretował je na swój własny sposób.
- Wytłumaczę, że tak naprawdę wtedy nic się nie stało, a nam zależy na sobie. Po prostu wystraszyłaś się konsekwencji naszego związku skoro rodzice pobrali się, a my zakochaliśmy się w sobie. Dlatego zmyśliłaś to wszystko. - z każdym słowem moje oczy robiły się coraz większe.
- A jak wytłumaczysz, ten dzień, kiedy znalazł mnie ojciec? Miałam podarte ubrania, widoczne rany i ... - zamilkłam, nie mogąc wypowiedzieć kolejnych słów.
- Po prostu zasugeruję mu, że lubimy ostrzejszy seks. To wszystko. A wtedy, gdy Cię zobaczył. Przestraszyłaś się i skłamałaś.
Gdy tak to przedstawił, wydawało się, że to mogła być prawda. Bardzo naciągana, ale jednak. Czułam jak część mojej duszy właśnie umarła.
- Jaką mam pewność, że mnie nie oszukasz? - zapytałam słabo.
- Spiszemy umowę. Sądzisz, że okłamałbym Cię?
Oczywiście, że tak.
- Ile mam czasu?
- Dwa dni. Jeżeli nie odpowiesz mi do tego czasu, ktoś inny na tym ucierpi.
Jasne... Znałam już go na tyle żeby wiedzieć, że nie mam dwóch dni, a dwie minuty. Jeżeli nie przyjmę oświadczyn od razu, już jutro znajdę pierwszego trupa w mieszkaniu.
- A gdzie pierścionek? - uśmiechnął się, słysząc moją zgodę.
- Nie martw się takimi błahostkami. Wyprawimy przyjęcie zaręczynowe.
- Uklękniesz przede mną? - droczyłam się, jednocześnie powstrzymując łzy.
- Jeżeli tego właśnie chcesz. - szepnął mi do ucha, po czym złapał mój podbródek między palec wskazujący, a kciuk. Pochylił głowę i złączył nasze usta, a ja na to pozwoliłam. Na delikatny, a zarazem natarczywy pocałunek. Czułam obrzydzenie i wstręt. W gardle utworzyła się gula, a żołądek zacisnął w supeł. Moja niechęć do tego osobnika rosła z każdą sekundą przy jego boku.
Przymknęłam powieki. Jedna samotna łza spłynęła po moim policzku. Wiedziałam, że to była pierwsza z wielu.
- Nie chcę żadnego przyjęcia. - mruknęłam, kiedy odsunął się ode mnie. Pozostał niesmak. - Spędźmy ten wieczór we dwoje w restauracji. Co Ty na to?
- Podoba mi się ten pomysł. Jednak pamiętaj. Jeśli mnie oszukasz, zapłaci za to o wiele więcej osób niż ten jeden kundel.
- Dlaczego bym miała? - położyłam dłonie na jego piersi i starałam się ułożyć usta w uśmiech. Nie najlepiej mi to wychodziło.
- Czasami potrafisz mnie zaskoczyć. Za miesiąc urządzimy ceremonię ślubną i wesele.
- Trzy. - zaproponowałam. - Po ślubie będziesz miał mnie tylko dla siebie. Co za różnica. - wzruszyłam ramionami.
- Czekałem na Ciebie tyle czasu. - zastanowił się, ale pokręcił głową. - Miesiąc.
Przytaknęłam głową. Miesiąc...
- Muszę wrócić do mieszkania. Mam egzaminy. - pogłaskał mój policzek.
- Wpadnę do Ciebie jutro.
- Jutro idę zobaczyć się z przyjacielem w szpitalu. Odezwę się.
Wyszłam z jego pokoju na trzęsących się nogach. Gdy drzwi się za mną zamknęły, oparłam się o ścianę ręką. Jedna ze sprzątaczek na korytarzu podeszła do mnie i zapytała, czy wszystko w porządku, jednak zignorowałam ją i odeszłam.
Może powinnam rzucić się pod jadący pociąg? Z pewnością to byłoby mniej bolesne.
***
Na następny dzień w gazecie ogłoszono, że Dylan Holden znalazł swoją wybrankę serca i za miesiąc nie będzie już do wzięcia. Oczywiście dziennikarze nie omieszkali umieścić mojego zdjęcia i danych osobowych. Jak również łzawej historii miłosnej naszego poznania. Wszystko było wyssane z palca. Jednak wiedziałam, że to była zagrywka Dylana. W ten sposób chciał poinformować Nicolasa, że to on wygrał.
Zgniotłam kawałek papieru i rzuciłam go w kąt pokoju. Za chwilę będą o tym trąbić wszędzie... Nawet moja rodzicielka dzwoniła i nie była przekonana co do tego pomysłu. Zdołałam ją uspokoić na tyle na ile potrafiłam. Chociaż wydawało mi się, że nadal jej nie przekonałam. To była tylko kwestia czasu aż zacznie coś podejrzewać.
Przycisnęłam poduszkę do twarzy i krzyknęłam. Odsunęłam od siebie przedmiot i mocno zaciągnęłam się powietrzem.
- Nienawidzę Cię. - szepnęłam. - Niech Cię piekło pochłonie.
W jaki sposób mogłam z tego wybrnąć?
Usłyszałam hałas z drugiego pomieszczenia. To nie była zwykła kłótnia moich przyjaciół, dlatego wyszłam to sprawdzić. Stanęłam jak wryta, kiedy dojrzałam Nicolasa. Co prawda przychodził już wcześniej i próbował przekonać Alexa i Nat, aby go wpuścili, jednak tym razem był bardziej zawzięty.
- Możesz mi przyłożyć, a nawet sprać na kwaśne jabłko. Nie odejdę stąd dopóki z nią nie porozmawiam. - powiedział do blondyna.
- Ona nie chce Cię widzieć, czego nie rozumiesz?
- Dzięki Alex. Porozmawiam z nim.
Blondyn obejrzał się przez ramię, sprawdzając, czy byłam tego pewna, na co przytaknęłam głową.
Wróciłam do swojego pokoju, a za mną podążył Nicolas.
- Możesz mi wytłumaczyć, co to do cholery jest?
Nie owijał w bawełnę, od razu przeszedł do konkretów, rzucając mi gazetę na biurko, dokładnie tą samą, która leżała zgnieciona u mnie w kącie.
- A czego nie zrozumiałeś? - zapytałam zimno. - Za miesiąc będę mężatką.
- Właśnie tego nie rozumiem. Jak możesz wyjść za mąż za gwałciciela?! Czyś Ty upadła na głowę?
Chciałabym wytłumaczyć moje postępowanie jakimś wypadkiem lub chorobą psychiczną, ale nawet tego nie mogłam zrobić.
- Nie. To co przeczytałeś to prawda, więc zostaw mnie w spokoju. Między nami koniec Nick. Wyjdź stąd i zapomnij o mnie.
- Nie. - pokręcił głową. - Nie pozwolę Ci na to. Nie chce widzieć jak on Cię niszczy z każdym dniem.
- To nie Twój zasrany interes! - uniosłam się.
Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem. Widziałam, że nie chciał odpuścić i tego nie zrobi.
- Jak zmusił Cię do ślubu?
Musiałam dobrze dobierać słowa, aby nie wyczuł kłamstwa.
- Nick, to moje życie i mam prawo decydować o nim sama. Jak również to kogo poślubię.
- Nigdy w to nie uwierzę. - wskazał palcem na gazetę. - Rozumiesz? Może nie chcesz mi wybaczyć, ale nie pozwolę, żeby katował Cię przez resztę życia.
- Nie obchodzi mnie to, a teraz wynoś się.
Kiedy nie ruszył się, wypchnęłam go za drzwi i mocno je zatrzasnęłam. Oparłam się o nie plecami, po czym zsunęłam na podłogę.
Po kilku minutach usłyszałam ciche pukanie.
- Możemy porozmawiać? - to był przygłuszony głos Nataly. Również próbowała mi wybić z głowy moją decyzję, z marnym skutkiem.
Podniosłam się z połogi, zgarnęłam płaszcz i uchyliłam drzwi.
- Wybacz, muszę odwiedzić Iana. Podobno dzisiaj się obudził. Wrócę zanim wyjedziecie na lotnisko.
- Layla... - zdołała wypowiedzieć tylko moje imię nim wyszłam z mieszkania.
/Witam kochani 💜 Oczywiście, że dostaliście powiadomienie o tym rozdziale po południu, nic bardziej mylnego, przypadkowo kliknęłam "Publikuj". Nie pytajcie jak, sama byłam w szoku xD
/W końcu wzięłam się za mój stosik nieprzeczytanych książek. Cholera jak mi tego brakowało 🥰 Mam nadzieję, że w końcu odzyskałam wenę na czytanie, ponieważ od chyba trzech lat nie udało mi się dotrzeć do ostatnich stron z tych książek, które próbowałam czytać. Nie licząc tych już wielokrotnie przeczytanych.
/Piosenka: THE RELENTLESS - Me Against The Devil
/Data publikacji: 28/02/2023
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top