Rozdział 56. Nie możesz wiecznie unikać tego tematu.

Nicolas

Po tej całej akcji Connor zabrał mnie do mieszkania, gdzie lekarz rodzinny już na mnie czekał. Szybko wyjął kulę i zszył ranę postrzałową, po czym wyszedł. Nigdy o nic nie pytał, dostawał tyle kasy, że bez zająknięcia pojawiał się zawsze, gdy ktoś z naszej rodziny do niego dzwonił, a potem po prostu się zmywał.

- Mówiłem, że nie potrzebuje lekarza. - wypomniałem Connorowi.

- Jasne. Raz Ci odpuściłem, ponieważ nie byłem obok Ciebie. Natomiast teraz mam gdzieś Twoje słowa.

- Dupek. - mruknąłem. - Co z Nataly? - zapytałem, gdy wręczył mi tabletki przeciwbólowe i wodę.

- Cały czas ją badają, ale z tego co powiedział lekarz nie ma się czym martwić. Może być tylko trochę osłabiona przez pierwsze dni. Podali jej jakieś środki usypiające.

- To dobrze. - odetchnąłem z ulgą. Przynajmniej Layla nie urwie mi jaj, a wiedziałem, że byłaby do tego zdolna, gdyby okazało się, że Nataly bądź dziecku coś się stało.

- Dlaczego nic nie zrobiłeś, kiedy Noah do Ciebie celował? Czy Ty już na zawsze straciłeś rozum?! - zaczął rozgorączkowany, ale średnio obchodził mnie jego humor, ponieważ tabletki zaczynały działać, a ja powoli odpływałem. Czy on mi dał jakąś końską dawkę?

- Wiedziałem, że nie strzeli. Pomogłem ocalić jego siostrę, spłacił dług, nie zabijając mnie. Chociaż powinien to zrobić. - popatrzyłem na jego wkurzoną twarz.

- Im jesteś starszy tym głupszy. Odpocznij. Rano porozmawiamy.

- Dobrze, mamusiu. - wskoczyłem na łóżko. - Kurwa jak to boli.

- Chyba pomyliłem tabletki. - powiedział zamyślony.

- Co?

- Bonnie mnie woła. Już idę! - krzyknął głośniej i w popłochu uciekł z pokoju. Pokręciłem głową. On nigdy się nie zmieni.

Bonnie tutaj nie było, o czym dobrze wiedziałem. Wszystkim kazałem wracać do siebie. Tylko Connor mnie nie posłuchał.

Wyjąłem z kieszeni marynarki ciemnozielone kwadratowe pudełko. Nosiłem je od miesiąca, sądząc, że znajdzie się okazja, bym mógł użyć zawartości. Jednak Layla bardzo dosadnie wybiła mi to z głowy, całkowicie mnie ignorując przez ostatnie dni. Gdyby Owen nie porwał Nat, prawdopodobnie nawet dzisiaj nie przyszłaby po moją pomoc.

Otworzyłem je. Popatrzyłem na złote kółko z diamentem i równie szybko zamknąłem, po czym schowałem na swoje miejsce.

- Jak się czuje? - usłyszałem głos z drugiego pokoju, który rozpoznałbym wszędzie. Walczyłem z sennością, aby jeszcze raz ją zobaczyć. Jednak to była trudna bitwa. Zamknąłem oczy.

Słyszałem jak drzwi ponownie się otwierają i jak ktoś siada na łóżku obok mnie.

- Dlaczego zawsze dajesz robić z siebie sito, wilczku? - jej głos dochodził do mnie jakby zza mgły. - Dziękuję za uratowanie Nat.

Jednak jedna myśl majaczyła mi w głowie zanim całkiem odpłynąłem.

Martwiła się o mnie.

***

Obudził mnie ból w przedramieniu, który promieniował na całą rękę. To było nieznośne. Rozejrzałem się po sypialni, ale kobiety, którą chciałem ujrzeć, nie było. Pewnie przyszła tylko sprawdzić mój stan i od razu wyszła.

Jak mogłem poradzić sobie z tą upartą kobietą?

Na zewnątrz zaczynało świtać. Ruszyłem się do kuchni po przeciwbólowe. Sięgałem do szafki, kiedy usłyszałem głos Connora.

- Już na nogach? - zapytał zaspany.

- Tak wczoraj jakiś niedouczony lekarz dał mi tabletki nasenne.

- Mówiłem, że to był kurs online.

- Dupek. - mruknąłem na tyle głośno, żeby mnie usłyszał.

- Skoro mnie obrażasz, to nie może być z Tobą tak źle.

Popiłem wodą tabletki i odwróciłem się w stronę kumpla.

- To spieprzaj do siebie. Nie prosiłem o całodobową opiekę dupka, który nawet nie potrafi przeczytać ulotki tabletek. - zagrzmiałem wkurzony.

- Jesteś wredny. - stwierdził oczywistość. - Od kiedy pokłóciłeś się z Laylą, chodzisz niczym rozjuszony byk. - przewróciłem oczami. - Porozmawiajmy.

- Nie chcę. Nie ma o czym.

- Nie możesz wiecznie unikać tego tematu.

- Zdziwisz się. - wróciłem do sypialni z zamiarem wybrania ubrań na dzisiejszy dzień, jednak przyjaciel podążył za mną.

- Spotkałeś miłą, inteligentną i ładną dziewczynę, która akceptuje Twój gówniany charakter i pozwolisz jej odejść?

- Wiesz, mam w tej sprawie najmniej do powiedzenia.

- W takim razie wytłumacz mi co zrobiłeś do tej pory, żeby ją odzyskać? - nie miałem zamiaru odpowiadać. - Nic.

- Próbowałem z nią porozmawiać. Sądzisz, że to takie proste?

- Znasz jej rozkład dnia. Naprawdę myślisz, że jest to niemożliwe?

Spojrzałem na niego groźnie, ale to go przestraszyło. Wręcz przeciwnie.

- To wytłumacz mi może po jaką cholerę, cały czas nosisz ze sobą pierścionek zaręczynowy? Nie uciekaj kretynie. - powiedział dobitnie, po czym wyszedł.

Gdyby tylko mnie zachciała już bym przed nią klęczał, jednak nie byłem cudotwórcą, a zmuszanie ją do czegokolwiek przyniosłoby odwrotny skutek. Musiałem przynajmniej dać jej czas.





/Miśki 💜 Sprawa wygląda tak, mam do napisania jeden rozdział (czuje, że będzie wyzwaniem, ponieważ kompletnie nie mam na niego pomysłu) i cztery do poprawy/dokończenia... i trzy czekają gotowe. Może w ciągu miesiąca uda się wrzucić wszystkie 🙃 może... w ten weekend powracam na uczelnie, dobijcie mnie 😭

/Piosenka: Linkin Park - Lost (dobrze "znów" usłyszeć jego głos ❤)

/Data publikacji: 20/02/2023

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top