Rozdział 27. Nie do twarzy Ci z kłamstwem.

Layla


Od razu po zajęciach poszłam do hotelu, gdzie zatrzymał się Ian. Leżałam na łóżku i przeglądałam zdjęcia z wczorajszego wieczoru na telefonie mężczyzny. Natomiast te, które mi się podobały przesłałam do siebie. Szczególnie wpadło mi w oko to, na którym przytulałam się do Nicka. Kolorowe światła ze sceny były za nami, dlatego nie było widać naszych twarzy. Wrzuciłam je na Instagrama, oznaczając mężczyznę.

Ian wyszedł z łazienki, wycierając włosy ręcznikiem. Miał na sobie tylko krótkie spodenki, jakby nadal był w gorącym Miami. Patrzyłam na jego tatuaż na ramieniu, rękaw ze smokiem, który zrobił jeszcze w szkole średniej.

- Jakie plany na dzisiaj, księżniczko?

- Rozmowa. Musisz mi wyjaśnić parę rzeczy.

- Nudy. Chodźmy skoczyć.

- Nie ma opcji. Raz się dałam namówić, wystarczy mi na całe życie. - zmarszczyłam nos.

Oczywiście, chodziło mu o skok z samolotu ze spadochronem. Nienawidziłam dużych wysokości.

Rozdzwonił się telefon Iana. Znałam tę melodię, to był marsz imperialny z "Gwiezdnych wojen". Co było dziwne. W jego komórce królował pop. Rozmówca był podpisany jako "X".

- Kto to jest? - zapytałam z niedowierzaniem.

- Partner biznesowy. Odbiorę. - przejął ode mnie urządzenie i wyszedł na balkon z nietęgą miną.

"Partner biznesowy"? Ian nigdy nie miał głowy do takich rzeczy... Zresztą. Nie widzieliśmy się tyle czasu, wiele mogło się zmienić.

- Interesy, sama rozumiesz. Od roku pracuję w firmie mamy. - powiedział, kiedy wrócił. - Niektórzy kontrahenci potrafią być uciążliwi. Mniejsza. To co? Skok na bangee? - założyłam ręce na piersi.

- Chcesz mnie zabić?

- Zwłoki nie są seksowne, nawet Twoje. Idziemy, ubieraj się. - rzucił mi w twarz ramoneską, która bezszelestnie opadła na łóżko.

- Nienawidzę Cię. - wymamrotałam.

- Nie do twarzy Ci z kłamstwem. - założył na siebie czarny golf i w tym samym kolorze skórzaną kurtkę. Na tyłek wcisnął beżowe spodnie. Obrócił się wokół własnej osi.

- I jak?

- Jak zawsze, bosko. - machnęłam ręką. - Nie skaczę. Nie chcę, żeby jacyś obcy ludzie musieli zdrapywać moje ciało szpachelką z chodnika, bo spadochron się nie otworzył albo pękła lina. - na samą myśl, wzdrygnęłam się. - Jak chcesz, to idź. Nie będę Cię zatrzymywać.

- Ostatnio dałaś radę.

- Byłam młoda i głupia. - i nie miałam pojęcia jakie to może być straszne.

- Nie mów, że się boisz.

- Ian, przestań. To na mnie nie działa. Mam swój rozum.

- Niestety. Brakuje mi Malcolma. On robił wszystko bez mrugnięcia okiem. Wystarczyło powiedzieć na niego cykor.

- Masz z nim jakiś kontakt? - pokręcił głową.

- Załamał się po stracie Monic. Próbował mnie przekonać, żebyśmy razem poszukali Noela. Kiedy się nie zgodziłem, więcej się nie odezwał.

- To była jego siostra. To zrozumiałe, że chciał... - dowiedzieć się prawdy.

- ...zemsty. - dokończył, choć nie to miałam na myśli. - Laylo, on chciał wypatroszyć Noela, a jego flaki powiesić na płocie jako ozdoba. - skrzywiłam się. Widząc moją minę, dodał. - Chyba każdy z nas miał takie odczucia, prawda?

- To byli nasi przyjaciele. Nie jestem pewna, czy dokładnie takie. - mlasnęłam z niesmakiem. - "Flaki na płocie"?

- To jego słowa. - wzruszył ramionami. - Pamiętasz jak się kłócili? Noel z Monic. - spojrzałam na swoje dłonie. - Kilka dni przed tym jak zabił ich wszystkich. Ona wiedziała za dużo.

- Sugerujesz, że zrobił to specjalnie? Kochał ją.

- To dlaczego reszta z nas była zajęta czymś innym? Malcolm i ja jechaliśmy złożyć papiery na uczelnię, Ty byłaś w pracy. Przypadek?

To co mówił Ian miało sens, ale nie chciałam w to wierzyć.

- Sądzę, że każdy z nas chce zemsty. - zmarszczyłam brwi i spojrzałam na mężczyznę. - Malcolm miał rację. Ktoś powinien za to zapłacić.

- Zemsty? - prychnęłam. - Na kim? Na Noelu?

- Jasne, że nie. Ktoś inny decydował za niego. Ghost. To on doprowadził do tej masakry w Hudson. - chyba pierwszy raz w swoim życiu widziałam, żeby ten mężczyzna był taki poważny w tym, co mówił.

- I co, chcesz wywiesić jego flaki na płocie? - uśmiechnęłam się cierpko. - To muszę Cię zmartwić. On już nie żyje. - zmarszczył brwi.

- Skąd to wiesz? - zbliżył się. Złapał mnie mocno za ramiona i potrząsnął. - Skąd, do cholery?! - spojrzałam na niego wściekła. Chyba kompletnie mu odbiło.

- Po prostu wiem. - zrzuciłam z siebie jego ręce. - Odpuść Ian, nie jesteś Bogiem, żeby wyznaczać sprawiedliwość.

- Powinienem, skoro on jest pierdolonym ignorantem. - westchnął. - Sądziłem, że mnie zrozumiesz. Nienawidzisz Podziemia w takim samym stopniu, co ja.

- Nienawidzę siebie za to, że tego nie powstrzymałam, że nie uratowałam więcej ludzi. - przymknęłam oczy. - Ich krew jest również na naszych rękach, Ian.

- Nie mieliśmy z tym nic wspólnego. Nie wiedzieliśmy!

- Czy to nas w jakiś sposób usprawiedliwia? - potrząsnęłam głową, żeby pozbyć się widoku martwych ciał. - Nie tylko Noel był Liderem.

- Wygadujesz bzdury.

- Tak? To posłuchaj siebie. - byłam już zmęczona jego wywodami. - Wracam do domu, a Ty ochłoń w tym czasie. - gdy byłam już przy drzwiach zatrzymał mnie, łapiąc za łokieć. Spojrzałam na niego pytająco. Wyglądał jakby chciał mi powiedzieć coś jeszcze, ale w ostatnim momencie zmienił zdanie.

- Odezwę się. - dodał.

***

Weszłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Nie sądziłam, że nasza rozmowa potoczy się w tym kierunku. Dobra, nie byłam na nią gotowa. Próbowałam zapomnieć każdą straszną rzecz, która wydarzyła się w tamtym czasie. Myślałam, że zaczęłam od nowa, że każdy z nas ruszył do przodu, jednak Ian wciąż żył przeszłością.

Wzięłam poduszkę w dłonie, przyłożyłam ją do twarzy i krzyknęłam z całej siły.

Nie pomogło.

Moje myśli zagłuszył dźwięk połączenia. Spojrzałam na ekran. Mama. Uśmiechnęłam się.

- Cześć mamo.

- Kochanie, jak się masz? - dobrze było usłyszeć jej głos.

- Bywało lepiej, a co u Was? - nie chciałam mówić o sobie, dlatego wolałam skierować rozmowę na rodziców. Mama zawsze lubiła opowiadać o ich nowych przygodach.

- Wiesz... - przerwała zakłopotana, czyli dzwoniła w konkretnej sprawie.

- Tylko nie mów, że muszę przyjść na kolejną kolację firmową. Nie chcę cały wieczór przesiedzieć w ciasnej sukience z kijem w tyłku i sztucznym uśmiechem na ustach. Mam dość wysłuchiwania aroganckich tekstów prezesów, czy innych ludzi o tym jak to dobrze radzi sobie ich firma lub jak kupili kolejny jacht. - wyrzuciłam z siebie na jednym wdechu.

Odkąd mama wyszła za Daniela, takie "atrakcje" były na porządku dziennym. Na początku byłam nawet ciekawa tych imprez i bogatego życia, ale z czasem przekonałam się, że takie społeczeństwo traktuje siebie jak bogów, a resztę ludzi jak śmieci. Nie potrafiłam tego zaakceptować i dostosować się do tego świata.

- Nie o to chodzi, jednak będziesz musiała reprezentować naszą rodzinę w pewnym miejscu. - nie spodobało mi się to. Ostatnio, gdy tak powiedziała, musiałam iść na pogrzeb przyjaciela Daniela z czasów studiów. To dopiero było niezręczne. - Jak wiesz jesteśmy z Danielem w Dubaju, a Dylan w Londynie.

- Mamo przejdź do rzeczy. - poprosiłam.

- Za dwa dni jest bal charytatywny na rzecz zagrożonych gatunków ptaków. Chodzi o jakieś papugi. Chyba Ary. Wiesz, że się na tym kompletnie nie znam. - przytaknęłam. Pomimo tego, że mama kochała zwierzęta, ciężko jej było odnaleźć się w tych wszystkich nazwach. - Wpłaciliśmy już datek, dlatego wystarczy, że pojawisz się tam na kilka godzin. Zlicytujesz jedną czy dwie rzeczy. To nie pierwszy raz. - westchnęłam. - Mogę na Ciebie liczyć, skarbie?

Nie. Nie, nie, nie i jeszcze raz nie!

- Jasne. - nie potrafiłam jej odmówić. Moja mama zrobiłaby dla mnie wszystko, tak samo jak ja dla niej. Nawet jeżeli to oznaczało skurcz mięśni twarzy od ciągłego uśmiechania się. - Prześlij mi zaproszenie i adres.

- Wszystko masz w mailu. Zadzwonię niedługo. Kocham Cię, pa.

- Ja Ciebie też. Pa.

Przejrzałam wszystkie informacje. Wyglądało na to, że impreza była poza miastem. Będę musiała jechać samochodem. Cudownie...



/❤

/Piosenka: Tyga - REAL DEAL (Emin Nilsen Remix)

/Data publikacji: 26/07/2022

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top