Rozdział 22. Mogę wiedzieć, co Ty wyprawiasz?


Layla


Czekałam na Nicolasa, który poszedł mi kupić watę cukrową. Cały czas wodziłam za nim wzrokiem. Lubiłam na niego patrzeć, miał w sobie coś magnetycznego. To był człowiek, który swoim uśmiechem potrafił nakłonić do grzechu, a przy tym nie myśleć o konsekwencjach. Ostatnio w mojej głowie krążyło niewyobrażalnie dużo niemoralnych, aczkolwiek przyjemnych sytuacji. Byłam coraz bardziej niecierpliwa i chciałam go mieć dla siebie, ale wszechświat był przeciwko mnie. Dokładnie tak jak dzień wcześniej. Po kolacji, którą przygotował, długo rozmawialiśmy i wygłupialiśmy się i całowaliśmy, ale znowu musiałam uciec jak kopciuszek. Nie zostawiłam pantofelka. Jak na współczesną wersję przystało były to koronkowe czerwone majtki. Nie miałam pojęcia jak to się stało, choć doskonale pamiętałam, kiedy je zdjął. Tego samego wieczoru przesłał mi ich zdjęcie dla potwierdzenia z krótką wiadomością "To zachęta, czy pamiątka?". Widząc je po wygranej walce, zrobiłam się czerwona jak dorodny pomidor.

- Ślicznotko, przyszłaś tutaj z tym palantem? - wyrwana z rozmyślań, popatrzyłam na mężczyznę w kapturze. Zbliżył się do mnie, przez co musiałam się cofnąć. Zmarszczyłam brwi i skupiłam się na jego słowach.

- Słucham?

- Leith, trzymaj się od niego z daleka. - kiwnął głową w stronę Nicka. Przez krótką chwilę widziałam jego usta i podbródek, widoczne w świetle lampy, ale nie rozpoznałam go. To nie był ktoś, kogo mogłam spotkać wcześniej.

- Nie rozumiem. Niby dlaczego? - zapytałam trochę rozbawiona, a trochę przejęta sytuacją, w której się znalazłam.

- Posłuchaj mnie, zanim stanie Ci się krzywda. - zamierzał odejść, ale złapałam go za ramię i zatrzymałam w miejscu.

- O czym Ty mówisz? Kim jest Nicolas? - spojrzał na mnie zza ramienia.

Pomimo tego, że nie brałam jego słów poważnie, chciałam zrozumieć, dlaczego rozsiewał dziwne plotki na temat bruneta, dlaczego uważał, że powinnam zniknąć z życia Nicolasa, a raczej on z mojego.

- Prawdopodobnie ostatnią osobą, którą widzą ludzie przed swoją śmiercią. Uciekaj póki możesz. - dopiero po chwili do mnie dotarło, że to może być kolejna osoba bruzdząca w życiu mężczyzny, którego lubię. Osiągnąć tyle w tak młodym wieku, z pewnością rodziło wielu wrogów, którym się to nie podobało. Jednak mówić, że byłby zdolny kogoś zabić, to była gruba przesada.

Zmarszczyłam rozgniewana brwi.

- Co za bzdury wygadujesz? - zapytałam, jednak nie odpowiedział mi.

- Skoro, nie słuchasz. - westchnął. - Niedługo sama się przekonasz. - niezauważalnie podniósł głowę. Mogłam tylko przypuszczać, że Nicolas kierował się w naszą stronę.

Wyswobodził się z mojego uścisku i ukrył w tłumie. Ciągle wpatrywałam się w miejsce, gdzie zniknął mężczyzna. Jednak, gdy poczułam rękę u dołu pleców, przeniosłam wzrok na Nicka.

- Twoja wata, kociaku. Nigdy nie zrozumiem, jak możesz pochłaniać tyle cukru.

- Dlatego jestem taka słodka. - uśmiechnęłam się w jego stronę, na co wręczył mi patyczek z niebieską chmurką i objął ramieniem.

Przeszliśmy do końca ulicy, gdzie odbywał się jarmark na Święto Halloween, które zbliżało się wielkimi krokami. Wszędzie znajdowały się dynie z wyciętymi strasznymi i nienaturalnymi uśmiechami, czy oczami. Na kilku gałęziach drzew wisiały sztuczne kościotrupy, a na prawie wszystkich pajęczyny. Mijaliśmy poprzebieranych ludzi za zjawy i czarownice. Przeważnie były to osoby z obsługi, ale znalazło się kilku fascynatów święta, którzy nie omieszkali ominąć takiej zabawy.

Zajadałam się słodkością, rozmyślając nad słowami mężczyzny w kapturze. Dlaczego powiedział coś tak niedorzecznego? Nie potrafiłam wyobrazić sobie bruneta w innej wersji niż ta, którą prezentował przede mną.

Spojrzałam na jego przystojną twarz i pokręciłam głową. Przecież to było niemożliwe. Chociaż byłam pewna mężczyzny przede mną, nieznajomy zasiał w moim umyśle ziarno niepokoju i wątpliwości. Nie znałam długo Nicolasa. Kim naprawdę był?

- Zagramy w dwadzieścia pytań? - spojrzałam na niego. Nie był przekonany do tego pomysłu, dlatego dodałam. - Chcę Cię lepiej poznać. - wzruszyłam ramionami, jakby to była luźna propozycja, choć zależało mi na tym. Wiedziałam, że kiedy się zgodzi nie będę go mogła zapytać wprost, "Co robisz, żeby się rozerwać? Może wieczorami zabijasz ludzi?", sądząc, że powie prawdę, ale im więcej o nim wiedziałam tym byłam spokojniejsza.

- Niech będzie. Dla Ciebie jestem otwartą księgą.

Zamyśliłam się. Powinnam być ostrożna. Nie chciałam go urazić, a jedynie przekonać się, że miałam rację.

- Jeżeli Twoje życie byłby książką, jaki nosiłaby tytuł? - parsknął śmiechem, na co zachmurzyłam się. Prawdopodobnie nie tego oczekiwał, ale wbrew pozorom, mogłam się czegoś dowiedzieć.

- Przepraszam. Nie chciałem, ale nie myślałem, że pierwsze pytanie będzie takie. - zaakcentował ostatnie słowo, ale widząc moją minę, trochę spoważniał i zamyślił się. - Może "Nie spieprz tego." albo "101 rzeczy, których nie powinieneś robić w życiu."

- Jakie to rzeczy? - w tym momencie rozdzwonił się jego telefon.

- Na przykład nie odbieraj telefonu, kiedy przy boku masz piękną kobietę. - spojrzał na ekran i zmarszczył brwi. - To Connor.

- Może to coś ważnego.

- Daj mi chwilę. - odszedł na bok, żeby porozmawiać.

Zapatrzyłam się na kolorowe światła jednego ze straganów z jabłkami w karmelu. Niedaleko starsza kobieta miała rozłożone straszne maski klaunów, zombie, czy świni. Jakby wyjęte prosto z horrorów. Bez wątpienia nie były one przeznaczone dla dzieci. Były dziwne, ale przyciągały wzrok. Nawet nie zauważyłam, kiedy wrócił do mnie Nick, dlatego podskoczyłam przestraszona, gdy wyczułam jego dłoń na moim ramieniu.

- Nie będziesz zadowolona. Muszę wrócić do biura. - widziałam po jego minie, że ta nagła zmiana planów i jemu nie przypadła mu do gustu. - Odwiozę Cię do mieszkania i będę uciekać.

- Mogę wrócić sama.

- Nie. Jest już późno. Nie będę ryzykować, że coś Ci się stanie. Ostatnio mówili w wiadomościach o kolejnej zamordowanej studentce. Tą znaleźli w Parku, a poprzednią wyłowili ją z rzeki. Nie chcę jutro usłyszeć o Tobie, kociaku.

- No dobrze, ale tylko dlatego, żebyś mógł spać spokojnie. - zrobiło mi się ciepło na sercu. To było przyjemne, wiedzieć, że martwi się o mnie.

Ruszyliśmy w stronę parkingu.

- Wspomniałaś, że często się przeprowadzałyście z mamą. - przytaknęłam głową. - Które miasto wspominasz najlepiej?

Oh, wróciliśmy do naszej gry.

- Pomimo wszystkich złych rzeczy jakie się wydarzyły, to prawdopodobnie Hudson. Właśnie tam zostałyśmy najdłużej. Miałam prawdziwych przyjaciół. - posmutniałam, przypominając sobie o Monic, która zginęła w Podziemiu. Ianie, który wyjechał bez słowa pożegnania. Malcolmie i wyrazie jego twarzy, gdy dowiedział się o śmierci siostry oraz Noelu, który zabił tych wszystkich ludzi, a wśród nich była jego dziewczyna. - Był tam też klub bokserski, - który później zmienił się w Podziemie - gdzie nauczyłam się walczyć. Chociaż próbowałam wcześniej swoich sił w tym sporcie, brakowało mi trenera, albo chociaż osoby, która pokierowałaby mnie we właściwą stronę.

- Czyli istnieje szansa, że spuściłabyś mi łomot?

- Na razie nie mam do tego podstaw, niczym nie zawiniłeś, ale nie obiecuję. Może kiedyś. - przytaknął głową w zamyśleniu.

- Powinienem mieć się na baczności. - odparł poważnie, ale po chwili uśmiechnął się czarująco.

Wsiedliśmy do samochodu. Od razu ustawiłam temperaturę na wyższą niż była wcześniej. Robiło się coraz chłodniej na zewnątrz, przez co zmarzłam. Tak, byłam typem osoby, która nienawidziła zimna, czy śniegu oraz zamieniała się w kostkę lodu przy kilku podmuchach chłodnego wiatru.

- Kto wywarł największy wpływ na osobę, którą się stałeś? - wpadłam na kolejny pomysł. Poznać osobę, która była dla niego przykładem.

- Z pewnością rodzice. Ojciec był... - zacisnął usta. - wymagającym człowiekiem, który nie akceptował błędów. Jednak mama była czułą osobą, która nauczyła mnie wielu rzeczy. Między innymi co to znaczy kochać, troszczyć się o bliskich i nie poddawać się. Była wspaniałą kobietą.

- Była?

- Oboje nie żyją.

- Przykro mi.

- To już przeszłość. - na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech, który całkowicie nie odzwierciedlał smutku w jego oczach. Prawdopodobnie nie chciał mnie martwić i przybrał maskę, ale nie udało mu się ukryć wszystkich emocji. - Jaki był najgorszy film, który ostatnio widziałaś?

Zadał kolejne pytanie. To było jasne, że nie chciał o tym mówić, więc nie drążyłam. Nie łatwo było opowiadać o śmieci rodziców. Choć chciałam się dowiedzieć w jaki sposób zginęli, to Nick nie pozostawił mi wyboru.

- Nie pamiętam tytułu, ale pierwszy raz kibicowałam mordercy, więc możesz sobie wyobrazić jak bardzo irytująca była główna bohaterka. - zaśmiał się krótko.

- Mam rozumieć, że normalnie nie dopingujesz kryminalistów w horrorach?

- W większości przypadków, bo wszyscy i tak giną na końcu filmu. - zaśmiał się. - Jaki jest Twój ulubiony film?

- Zdecydowanie seria "Piraci z Karaibów". - uśmiechnęłam się szeroko. Też ją uwielbiałam i miałam ochotę zapytać dlaczego, ale znaleźliśmy się pod kamienicą. Nadszedł czas, żeby się pożegnać.

- Ostatnie pytanie?

- Dlaczego Dylan wyjechał z kraju na pięć lat? - zagryzłam wargę. Sądziłam, że zeszliśmy na lżejsze tematy. Powinnam się domyślić, że skoro ja zadawałam mu trudne pytania, on nie omieszka zrobić tego samego. Widząc moją minę od razu dodał. - Mogę zmienić pytanie, jeśli nie chcesz o tym rozmawiać. - potrząsnęłam głową.

- Nie. - nie chciałam kłamać, czy ukrywać prawdy. Nie przy nim. Był pierwszym mężczyzną, który zauważył nieczyste zamiary Dylana. Jednak nie mogłam powiedzieć wszystkiego. Wypuściłam powietrze przez usta. - Wspominałam Ci wcześniej, że Dylan jest złym człowiekiem. Dopuścił się kilku niewybaczalnych czynów oraz kilkuset, o których nikt nie ma pojęcia. Mając władzę nazwiska Holden, z łatwością wywinął się od odpowiedzialności i uniknął kary. Możliwe, że nadal to robi. - czułam na sobie wzrok Nicka, ale nie mogłam spojrzeć mu w oczy, dlatego kontynuowałam, patrząc tępo przed siebie na drzewa wzdłuż chodnika. - Ojczym nie miał o niczym pojęcia, był zbyt zajęty firmą, potem małżeństwem z moją mamą. Dylan długo nie zwracał na mnie uwagi albo nie dał tego po sobie poznać, że interesuje się mną. Jednak coś się zmieniło. Tylko, że nie traktował mnie jak siostry. - zamilkłam przypominając sobie, do czego był zdolny.

- Skrzywdził Cię. - stwierdził brunet. Na krótką chwilę nasze spojrzenia się skrzyżowały. Opuściłam głowę.

- To dość łagodne określenie.

Nie kontynuowałam, a on nie dopytywał. To był ciężki temat, na który nie byłam przygotowana psychicznie.

Spojrzał na mnie czule i odgarnął dłonią włosy z twarzy. Założył je za ucho, po czym delikatnie złapał za kark, a kciukiem muskał miejsce tuż za uchem, gdzie miałam tatuaż. Chyba naprawdę mu się podobał, a może jego znaczenie. Miałam ochotę zamknąć oczy i wtulić się w jego dłoń.

- Nie pozwolę, aby dotknął Cię ponownie. - powiedział hardo. Wyczułam w jego tonie zaborczość, a może nawet groźbę. Nie dziwiło mnie to. Dylan samym swoim istnieniem wywoływał same najgorsze uczucia względem siebie.

Chociaż chciałam usłyszeć takie słowa z jego ust, znałam brutalną prawdę. To nie było realne, to była tylko pusta obietnica, ale przytaknęłam głową jakby to było możliwe.

- Powinnam iść. Dziękuję za dzisiaj. - pochyliłam się w jego kierunku i pocałowałam w usta. Smakował sobą, nutką cytrusów, słodkości i rozkoszy. Dlatego nie potrafiłam się od niego odsunąć. Moje pragnienia głęboko ukryte, próbowały się wyrwać na powierzchnię. Ciągnęło mnie do niego, a ciało boleśnie przypominało o tym.

Nie dzisiaj. Zbeształam moje pożądanie, ale jak na złość nie chciało mnie słuchać. Jeszcze chwila, a wskoczyłabym mu na kolana by dokończyć to, co zaczęliśmy pod prysznicem. Odsunęłam się mozolnie.

- Śpij dobrze, kociaku. - cmoknął mnie w czoło.

- Daj mi znać jak wrócisz do mieszkania. - wyszłam z samochodu, choć miałam ochotę zostać przy nim dłużej. Zadawać kolejne pytania, poznawać jego charakter i ciało. Każdą tajemnicę, którą skrywa.

Obróciłam się, będąc już na schodach, kiedy nie usłyszałam jak odjeżdża. Czekał, aż wejdę do kamienicy. Zagryzłam wargę. Alex miał rację. Wpadłam w pułapkę Nicolasa. Zabujałam się w nim.

***

Słowa tego mężczyzny w kapturze nie dawały mi spokoju. Gdzieś w umyśle tlił się niepokój, który rósł z każdą minutą, przez co nie mogłam spać. Wierciłam się na łóżku, oczekując upragnionego odpoczynku, jednak nie nadszedł. Dopiero o świcie słońca udało mi się przymknąć oczy, ale nie na długo. Słyszałam, że Nat i Alex już wstali. Podniosłam się ociężale, ubrałam pierwsze dresy jakie wpadły mi ręce i ruszyłam po kawę. Czułam, że ciężko będzie mi przeżyć dzisiejszy dzień.

Przywitałam się z przyjaciółmi, kiedy wygłupiali się w kuchni, ale nie reagowałam. Zbyt długo ich znałam, by nie wiedzieć, że zostałabym w to wciągnięta. Głupole pryskali się wodą z kranu.

- Wyglądasz koszmarnie. - skomentował Alex, kiedy spojrzał na mnie.

- Dzięki. Straciłam całą noc, żeby osiągnąć taki efekt. - mruknęłam.

Nataly wykorzystała jego nieuwagę i chlapnęła go mocniej. Chyba tylko dlatego, że wrócili do swojej zabawy, nie wypytywali o mój podły nastrój.

Wróciłam do łóżka i sięgnęłam po laptopa. Odpaliłam pocztę studencką i przejrzałam nadesłane maile z kolejnymi zadaniami. Zabrałam się za nie popijając, co jakiś czas kawę. Nie miałam ochoty na śniadanie, ale mój żołądek upomniał się o nie głośnym burczeniem po dwóch godzinach pracy. Zrobiłam sobie przerwę i przygotowałam kanapki. Następnie wróciłam do nauki.

Cały czas miałam w głowie słowa tego mężczyzny i chociaż starałam się o tym nie myśleć, gdzieś w podświadomości, czaiło się nieprzyjemne uczucie.

Gdy otworzyłam kolejnego maila od profesora Collinsa i zaczęłam czytać raport z oględzin poćwiartowanego chłopaka, którego widzieliśmy ostatnio, już wtedy wiedziałam, że jestem na przegranej pozycji z moim rozsądkiem.

Zanim dotarłam do danych oraz zdjęcia zamordowanego, otworzyłam przeglądarkę. Nie zastanawiając się długo, wpisałam "Leith Nowy Jork". Pierwszy artykuł jaki mi się pojawił dotyczył niejakiego Elijah. To było rok temu. Elijah Leith zamieszany w gwałt i morderstwo nastolatki. Taki tytuł widniał na górze strony. Uniewinniony za brak dowodów. Kolejny dotyczył Mikaela. Udział w strzelaninie na obrzeżach miasta. Prawdopodobnie tam odbywała się wymiana narkotyków lub broni, ale tak samo jak poprzednio. Brak dowodów. Artykułów było kilkanaście o podobnej treści, ale żaden nie dotyczył Nicolasa.

Doprecyzowałam i dopisałam jego imię. Pierwsze, co wyskoczyło to jego profil na jakimś portalu dla przedsiębiorców. Były opisane jego osiągnięcia zawodowe, ale nic poza tym. Kolejny dotyczył walk w Kręgu, następny o jakiś wyścigach na torze w Detroit.

Nie było kompletnie nic.

Zamknęłam laptopa i opadłam na łóżko.

Popadałam w paranoję. Przecież Nick prowadził normalne życie, może trochę bardziej rozrywkowe, ale nadal mieściło się w granicach przyzwoitości.

Do pokoju weszła Nat, uprzednio pukając w drzwi. Podniosłam się na łokciach i popatrzyłam na dziewczynę wyczekująco.

- Mam pewien plan na wieczór. - była w dobrym nastroju. Zajęła miejsce obok. - My i imprezka w Jersey.

Usiadłam po turecku i wyprostowałam się.

- Dlaczego? Mało masz imprez w okolicy? - skrzywiłam się. Podróż zajmie nam, co najmniej godzinę drogi samochodem, a niedaleko nas było naprawdę sporo klubów.

- Czasami potrzebna jest zmiana otoczenia. - wzruszyła ramionami, jakbyśmy taki wypad robiły przynajmniej raz w miesiącu.

- Tylko nasza trójka?

- Czwórka. Noah też jedzie.

- Oszalałaś. - oburzyłam się. - Nie ma opcji, żebym wsiadła z nim do jednego auta, a co dopiero wytrzymała cały wieczór.

- Zostaniemy tam na noc. - dodała ciszej, ale na tyle, żebym ją usłyszała.

- Tym bardziej. Nie jadę. - odpowiedziałam definitywnie. Przecież obiecałam sobie, że z Noah będę się widywać tylko w ostateczności, a w tej chwili nie miałam potrzeby go oglądać.

- Oj no proszę, zgódź się. Tylko ten jeden raz. - zrobiła oczy jak kot ze Shreka. Wielkie, błagające niebieskie gałki wpatrywały się we mnie. Już nie raz widziałam jak stosowała ten trik na Alexie. Niestety i na mnie on działał.

Westchnęłam rozgoryczona swoją porażką.

- Dobra, ale jak mnie wkurzy to nie waż się mnie powstrzymywać. Uderzę go. - zapewniłam.

- Nie myśl, że byłabyś pierwsza w kolejce. Po ostatniej akcji, sama miałam ochotę go stłuc.

- Jakiej akcji? - zmarszczyłam brwi.

- Kiedy w niedzielę, chciał z Tobą porozmawiać, widziałam po nim, że coś jest nie tak. Był przybity, wiedziałam, że zawalił, dlatego zmusiłam go do powiedzenia prawdy. Nie zdradził mi szczegółów, a jedynie to, że się pokłóciliście.

- To był jego pomysł, prawda? Ta impreza. - warknęłam zła, na co przytaknęła głową.

- Mówił, że ma tam coś do załatwienia, więc zaproponował, że możemy wybrać się razem.

Dupek. Wmieszał własną siostrę w nasze problemy. Wiedział, że w przeciwnym wypadku nie będę chciała go wysłuchać, a Nataly mnie przekona.

- Wiem, że do siebie nie wrócicie. - stwierdziła smutno. Jeszcze, gdy byliśmy razem uważała, że tworzymy uroczą parę i naprawdę do siebie pasujemy. Cieszyła się z naszego związku. Jednak byłam wdzięczna, że nigdy nie wtrącała się do naszych decyzji aż do teraz. - Nie kręcą Cię powtórki, szanuję to, ale uważam, że powinniście przynajmniej wyjaśnić to nieporozumienie. Będzie Wam lżej. - przeczesałam dłonią włosy.

- I co ja mam z Tobą zrobić? - przymknęłam oczy. Czułam, że jeżeli nie zgodzę się teraz, to ona nie da mi spokoju. - Spróbuję. Zadowolona? - wyszczerzyła zęby.

- Bardzo.

Wyszła z pomieszczenia, a ja ponownie opadłam na łóżko. To będzie ciężka noc. Tylko jeszcze wtedy nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo.

***

Czas, który mi pozostał wykorzystałam na dwugodzinną drzemkę. Potrzebowałam każdej ilości snu, jeżeli miałam imprezować z rodzeństwem Shadow.

Kończyłam pakować torbę, którą normalnie używałam, kiedy szłam trenować. Nie była duża, ale w zupełności wystarczyła na spakowanie ubrań na zmianę, czy kosmetyki.

- Nie za krótka ta kiecka? - w progu pokoju stał Noah, spoglądał na moje nogi.

To samo pytanie zadał, gdy ubrałam ją po raz pierwszy. Sukienka była obcisła, z dużym dekoltem i długim swobodnym rękawem. Jej dół był lekko marszczony, a dopełnieniem całości był pas w talii, który zdobiły małe guziki. Najbardziej podobał mi się jej kolor, który miał jasne akcenty, przechodzące w ciemne barwy pastelowej zieleni, nadając jej niezwykłe wzory.

Wyprostowałam się. Wtedy jego wzrok przeniósł się na mój biust, a na samym końcu na oczy. Typowy facet.

- Prawie widać Ci bieliznę. - wzięłam torbę i podeszłam do niego.

- No właśnie. Prawie. - zaakcentowałam to słowo, chcąc zaznaczyć różnicę. - W takim wypadku pobawisz się dzisiaj w mojego psa stróżującego. - byłam zadowolona, widząc jego wkurzoną minę.

Tak naprawdę nie musiał tego robić, ale w przeciwnym wypadku mogło pojawić się kilka nieprzyjemnych sytuacji.

- Jeszcze jedno. Stawiasz dzisiaj drinki. - wcisnęłam mu w ramiona bagaż i minęłam zachwycona. Pora wykorzystać mój wygrany zakład.

Może nie będzie tak źle.

Przez całą drogę rozmawiałam z Nataly. Usiadłyśmy na tylnym siedzeniu samochodu Noah. Czarny Dodge Challenger Hellcat z 2015 roku. Szatyn uwielbiał ten samochód i tak często o nim mówił, że zapamiętałam nawet takie informacje, gdzie nie były mi potrzebne do szczęścia. Samochód był ładny i przyjemnie mruczał, gdy dodawało się gazu, ale to było wszystko, co potrafiłam powiedzieć we własnej opinii.

Śmiałyśmy się i żartowałyśmy. Nie tylko przez dobry humor, ale również przez taquillę płynącą w naszych ciałach. Natomiast brata Nat starałam się ignorować, jednak z czasem nawet on przestał mi przeszkadzać.

Gdy dotarliśmy na miejsce, okazało się, że w hotelu zostały tylko dwa pokoje dwuosobowe, więc uzgodniliśmy, że ja będę w pokoju z Nataly, a Noah z Alexem. Taki scenariusz jak najbardziej mi odpowiadał, chociaż wiedziałam, że ruda wolałby być przy swoim narzeczonym.

- Nie zostawię Cię na całą noc z moim bratem. To nie skończyłby się dobrze. - podsumowała, a ja nie dyskutowałam.

Mężczyźni poszli odstawić nasze bagaże, natomiast my ruszyłyśmy już do baru.

Bawiliśmy się, piliśmy i tańczyliśmy. Nie pamiętałam już kiedy ostatnio wlałam w siebie aż tyle alkoholu, ale z pewnością przesadziłam. Zakręciło mi się w głowie przy kolejnych kilku obrotach. Przed upadkiem uchronił mnie Noah, łapiąc za ramię i przyciągając do siebie. Oparłam dłonie na jego umięśnionym brzuchu i roześmiałam się z własnej nieporadności.

Przeniósł swoje dłonie na moją talię, po czym popatrzył na moją twarz.

Jak obiecał, nie opuszczał mnie nawet na krok i odganiał wszystkich natrętnych facetów.

- Powinnaś się przewietrzyć. - pochylił się i powiedział na tyle głośno, żebym go zrozumiała. - Jesteś pijana jak bela.

Czułam, że miał rację, ale nie chciałam się z nim zgodzić. Kim on był, żeby mówić mi co mam robić? Obruszyłam się i odnalazłam w sobie odruchy buntu z licealnych lat.

- Nie chce. - uśmiechnęłam się łobuzersko. Miałam ochotę podroczyć się z nim.

- Wyniosę Cię siłą. Musisz przetrzeźwieć.

- Nie. Czuję się dobrze. - założyłam dłonie na jego karku i oparłam głowę o pierś. Tak było wygodniej i przyjemniej.

- Wychodzimy. - dodał groźniej, pochylając się tuż nad moim uchem.

Przewróciłam oczami. Wspominałam, że trudno się z nim dyskutowało?

W końcu odpuściłam, widząc, że zaczynał się denerwować. Przysunął się w stronę blondyna i coś mu powiedział, na co Alex przytaknął głową. Domyślałam się, że poinformował go, gdzie się wybieramy. Złapał mnie za dłoń, żebyśmy się nie rozdzielili. Lawirowaliśmy między ludźmi, aby dostać się do drzwi wyjściowych, a to nie było takie proste, zważając, że wszyscy wokół byli pijani.

Wyszliśmy na świeże powietrze przed budynek. Oparłam się plecami o zimną ścianę. Od razu poczułam się lepiej. Noah wyjął z kieszeni spodni paczkę papierosów i odpalił jednego.

- Sądziłam, że jesteś przeciwnikiem tytoniu. - wyciągnęłam dłoń, wzięłam od niego fajkę i zaciągnęłam się.

- Dobrze wiesz, że nie chciałem, żebyś to Ty paliła.

- Hipokryta. - oddałam mu jego własność i w milczeniu obserwowałam mężczyznę. Musiał zacząć od niedawna to robić, nigdy nie widziałam go z papierosem w ustach.

Pamiętałam, że Nataly też suszył o to głowę, a przecież nie robiłyśmy tego nałogowo.

Nic nie mówił, patrzył na innych ludzi tylko nie na mnie, a jeszcze niedawno twierdził, że musimy porozmawiać. Po dłuższej chwili ciszy, która była nad wyraz irytująca, przypomniałam sobie, że obiecałam rudej, iż spróbuję zakopać topór wojenny między nami.

- Noooaah. - przeciągnęłam jego imię. Popatrzył na mnie z uniesioną brwią.

- Co? - wypuścił dym spomiędzy ust.

- Nic, sprawdzam łączność. - przekrzywiłam głowę. - Podobno chciałeś pogadać, więc słucham. - westchnął ciężko.

- Zamyśliłem się. Porozmawiamy jutro. Jesteś zbyt pijana, żeby to zapamiętać.

- Jeszcze nigdy nie urwał mi się film. - uśmiechnęłam się radośnie, jakby to był jakiś wielki wyczyn, a w tym momencie nawet w to wierzyłam. Jakby to była super moc.

Albo zbyt duża dawka tequili, w krótkim odstępie czasu.

- No dobra, ale więcej tego nie powtórzę, więc słuchaj uważnie. - zgasił papierosa i wyrzucił do kosza. - Ostatnio zachowałem się jak dupek. - odnalazł moje spojrzenie. - Byłem wkurzony, niepotrzebnie na Ciebie naskoczyłem. Przepraszam. - w tym momencie chyba wytrzeźwiałam.

- Co? - zrobiłam wielkie oczy. Noah Shadow nie przepraszał. - Przesłyszałam się? - zbliżył się, po czym złapał mój policzek w dłoń i pochylił się tuż przy twarzy.

- Przepraszam. - szepnął do ucha, a mi zatrzepotało serce. Wyczułam zapach jego perfum. Znowu zrobiło mi się gorąco. Był zbyt blisko. Zdecydowanie.

Odsunął się troszeczkę, aby ponownie skierować oczy w moje. Zagryzłam dolną wargę.

- W końcu zrobisz sobie krzywdę. - patrzył na moje usta. Momentalnie poluźniłam uścisk i wypuściłam skórę z pomiędzy zębów. Przesunął chłodnym kciukiem po rozgrzanej wardze, a mnie przeszedł dreszcz. Serce przyspieszyło, jakby wyczuło znajomy dotyk, czy zmartwiony głos i chciało się wyrwać wprost w ramiona tego dupka. Rozum natychmiast odpowiedział atakiem wspomnień. Ostatnią kłótnię, nasze zerwanie oraz wylane łzy na poczet tego osobnika.

Oddychałam płytko, czekając na jego kolejny ruch, ale wbrew mojej woli usta same się poruszyły.

- Powinniśmy wracać. - wydusiłam z siebie. Minęłam mężczyznę i skierowałam się w stronę drzwi.

- Layla. Poczekaj. - złapał mnie za nadgarstek i zatrzymał. - Słyszałem, że spotkasz się z kimś. - skrzywił się niezadowolony.

Zszokowana zamrugałam powiekami. Czy to cokolwiek zmieniało w naszej relacji? To było moje życie i mogłam się widywać z kim chciałam, a on nie mógł mi tego zabronić.

Pomimo wielu błędów i potknięć, nadal wolałam iść na przód niż rozpamiętywać przeszłość, zastanawiać się co zrobiłam źle, a co mogłam lepiej. Noah właśnie należał do przeszłości, ale ponownie stanął przede mną z tak głupim stwierdzeniem. Przecież to oczywiste, że będę chodzić na randki.

- A co to ma wspólnego z Tobą?

- Podobno walczy w Kręgu. - przymknęłam oczy. Zabije Alexa.

Cholerna gaduła.

- No i? - zacisnęłam zęby. Jeżeli chciał mnie wykorzystać do śledzenia, czy obserwowania Nicolasa, to nie było takiej opcji.

Zmrużył oczy.

- Powinnaś na niego uważać.

Kolejna osoba ostrzegała mnie przed Nickiem. Tylko, że ja nigdy nie słuchałam innych. Nawet jeżeli później dostawałam od życia nauczkę, zawsze podejmowałam własne decyzje. Nie chciałam niczego żałować.

- Dlaczego?

- Nasz wywiad podejrzewa go o większą działalność dla tego miejsca niż same walki. Na razie nie mam pewności, ale nie chcę, żeby coś Ci się stało. - widziałam na jego twarzy zmartwienie, dlatego jeszcze trudniej było odrzucić jego pomoc.

- Pozwól, że sama o tym zdecyduje.

- Nie rozumiesz, co może Ci grozić, jeżeli moi ludzie mają rację?

- Chce się przekonać na własnej skórze, a nie podążać za radami innych. - wzruszyłam beztrosko ramionami. - Nick już nie raz udowodnił mi, że jestem przy nim bezpieczna. - zwilżyłam usta językiem. Podświadomie czułam, że powinnam bronić go przed bezpodstawnymi oskarżeniami. - Prowadzi klub i całkiem nieźle na tym zarabia, po co miałby się mieszać w interesy Kręgu, który zresztą jest legalny? Uwierz, że jest znacząca różnica między tym, co dzieje się w Kręgu, a kiedyś w Podziemiu na Manhattanie. Ludzie nie są zastraszani, dobrowolnie przystępują do walk.

- W tym miejscu chodzi o coś innego.

- Oświeć mnie. - oświadczyłam buntowniczo. Założyłam ręce na piersi i spojrzałam wyczekująco.

Noah zauważył zmienię mojego zachowania. Zamknęłam się przed nim, stracił moje zaufanie, dlatego odpowiedział krótko.

- Nie wiem zbyt wiele. Po prostu, uważaj. - zacisnęłam dłonie w pięści. Bardziej ogólnikowo już się nie dało?!

Fuknęłam wukrzona i odwróciłam się, chcąc zakończyć tę rozmowę. Ruszyłam w stronę baru.

Zamówiłam wodę z lodem. Nie miałam ochoty na alkohol, musiałam ochłonąć. Potrzebowałam jedynie przestrzeni. Sprawdziłam telefon. Była na nim wiadomość od Alexa. Nataly źle się poczuła i zabrał ją do pokoju. Wymiotowała. Biedna. Naprawdę przesadziłyśmy dzisiaj.

Po kilkunastu minutach znalazł mnie Noah. Byłam nawet wdzięczna, że nie próbował od razu ze mną porozmawiać, a dał mi czas. Jednak podejrzewałam, że obserwował mnie z pewnej odległości.

- Domyślam się, że nie masz już ochoty tańczyć? - przewróciłam oczami.

- Normalnie Sherlock Holmes w amerykańskiej wersji. - odpowiedziałam sarkastycznie.

- Nie bądź na mnie zła. Wiesz, że nie mogę Ci powiedzieć. Obowiązuje mnie tajemnica służbowa.

- To po co w ogóle zaczynasz? - zapytałam z wyrzutem.

- Chcesz wiedzieć? To on jest odpowiedzialny za rekrutację ludzi.

- Co w tym strasznego? Wyszukuje nowych zawodników. Wielkie mi rzeczy.

- Nie. To on decyduje, kto będzie walczył. - pokręciłam głową.

To nie trzymało się kupy.

- Lepiej zmieńcie swoich zwiadowców. Dają dupy. - upiłam łyk wody. Czułam jak zimno rozchodzi się po przełyku. Lubiłam to uczucie.

- To nie są zwiadowcy. - mruknął niezadowolony, na moją ignorancję. Widząc, że nie przekona mnie w taki sposób, spróbował inaczej. - Zgłosił się do mnie koleś. Powiedział, że zna obecnego przywódcę Podziemia i może wskazać nowe miejsca. Był widziany w Kręgu.

- Ktoś z jego ludzi? Po co miałby to robić? - zmarszczyłam brwi. Czy to miało sens? Po chwili dotarło do mnie, co jeszcze powiedział. - Zaraz obecnego?

- Nazywają go Hades.

- Co stało się z poprzednim? Co z Ghostem?

- Nie żyje. - miałam mieszane uczucia do tej informacji. Należał mu się taki los za wszystko, co zrobił, ale z drugiej strony kim była osoba, która go zastąpiła i co zamierzała osiągnąć.

- Hades?

W mitologii greckiej był Bogiem podziemnego świata. Z tego, co pamiętałam z lekcji, opisywano go jako surowego. Budził strach istot ziemskich jak i tych, którzy znaleźli się pod jego pieczą po śmierci, ale przy tym był bardzo sprawiedliwy. Czy współczesny Hades również wyznawał te wartości?

- Cokolwiek. Podobno jest bardziej rygorystyczny i pierdolnięty niż Ghost. Dlatego ten mężczyzna chce zlikwidować wszystkie obecne Podziemia. Powiedział, że chce się odpłacić za to, co zrobił.

- A Ty w to wierzysz? Głupi jesteś? Skąd wiedział o Tobie? Z tego co wiem to oficjalnie nie żyjesz. Kim teraz jesteś? Jaką tożsamość utworzyła Ci agencja? - gdy nie odpowiedział, wyjęłam jego portfel z kieszeni spodni i sprawdziłam prawo jazdy. - Jonathan Moore. Z jakiej dziury Cię wyciągnął, Jonathanie? Skąd wiedział, że jesteś agentem?

- Może głośniej? - zapytał podburzony. Chociaż nie było opcji, żeby ktoś nas usłyszał przy tak głośnej muzyce. - Informacje, które mi przekazał zostały potwierdzone.

- A może szykują pułapkę? Po co mieliby, za darmo, wystawiać Ci miejsca, na których zarabiają? Sam mówiłeś, że wasz dystrykt zarabiał najwięcej, a oni to stracili.

- Dlatego nie powinienem Ci nic mówić. Zawsze szukasz drugiego dna.

- Natomiast Ty nigdy tego nie robisz. To nie są ludzie, z którymi można negocjować, czy zawierać umowy. Może tylko na to czekają. Na zemstę.

- Uwierz mi, wiem co robię.

- Jesteś upartym osłem.

- Nie mniej upartym od Ciebie.

- Po prostu... - bądź ostrożny. Dokończyłam w myślach. Bezsensownie było się z nim wykłócać o rzeczy, które miał przesądzone z góry. - Nieważne. Chce się położyć.

Zsunęłam się z obrotowego krzesła. Zaraz po mnie Noah. Ponownie złapał za moją dłoń i prowadził między roztańczonymi ludźmi.

Gdy przechodziliśmy przez długi korytarz łączący hotel z klubem, Noah zwolnił, po chwili całkiem się zatrzymał, tuż przed jego końcem. Spoglądał na wejście do hotelu lub recepcji. Chciałam wyjrzeć zza jego ramienia, ale odwrócił się w moją stronę, położył ręce na talię i przycisnął mnie do ściany. Oparł o nią przedramię, po czym pochylił się nade mną, ale nadal patrzył w tamtym kierunku.

Wstrzymałam oddech. W nikłym świetle lamp, miałam idealny widok na linię jego szczęki i pełne usta. Był w zasięgu mojej ręki.

- Mogę wiedzieć, co Ty wyprawiasz? - gdy nie odpowiedział podążyłam za jego spojrzeniem. Przy recepcji stała para. Starszy mężczyzna po czterdziestce z młodą kobietą, być może w moim wieku. Wynajmowali pokój. Raczej żadna nowość w hotelu.

- Co się dzieje? - złapałam go za szczękę i obróciłam jego głowę do siebie. - Noah?

- Wściekniesz się jak Ci powiem. - to już zdążyłam zauważyć.

- Sprawdźmy to. - ponownie spojrzał w bok. O co do cholery chodziło? Rozejrzałam się, myśląc nad zostawieniem go tutaj i wróceniem samej do pokoju. Jednak w tym momencie pojawiał się problem. Nie pamiętałam jego numeru, nie miałam nawet karty. Do diabła.

- Spójrz na mnie. - zrobiłam to, o co poprosił, ale z nutką irytacji wypisanej na twarzy. Brązowe oczy Noah spoglądały na mnie tak jak dawniej. - Spróbuj się uśmiechąć, jakbyś ze mną flirtowała.

Uniosłam jedną brew w górę. To było coraz dziwniejsze. Nie wiedziałam, o co chodziło, ale ponownie wykonałam jego polecenie. Nie byłam pewna, czy bardziej robiłam to z przyzwyczajenia, czy świadomości, że naprawdę zauważył coś niepokojącego.

Uśmiechnęłam się czarująco, skierowałam wzrok na jego usta, to na oczy. Jakbym nie potrafiła się zdecydować, co jest przyjemniejsze dla oka. Położyłam mu dłonie na piersi, kierując je w górę na kark. Przyciągnęłam go do siebie i szepnęłam na ucho.

- Do reszty Cię posrało, Noah? - powiedziałam czule, jakbym właśnie wyznawała mu miłość, a nie bluzgała pod jego adresem.

Złapał płatek mojego ucha w zęby. Ustami przesunął po szyi. Odchyliłam głowę dając mu dostęp.

- Znalazłem cel. - szepnął. - Zaraz powinien ruszyć do pokoju z tą kobietą w czarnej sukience. - pocałował mnie kilka razy w obojczyk. - Daj mi chwilę. Tropię go od dwóch miesięcy. Dzisiaj jest jego ostatni dzień w New Jersey. Potem ucieka do innego miasta.

Po chwili dotarło do mnie, co to znaczyło, ale było już za późno na odwrót.

- Tropisz? - zapytałam z niedowierzaniem. - Noah, nie mów, że nadal to robisz? Oszalałeś? Powiedziałeś mi, że z tym skończysz. - nieświadomie zaczęłam podnosić głos, aby mnie uciszyć, znalazł idealny dla sytuacji sposób. - To niebezpieczne...

Pocałował mnie w usta. 




/Dzień dobry 💚 Rozdział wyszedł mi tak długi, że musiałam go podzielić na dwa 🙈 Dlatego wstawiam dzisiaj, mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe 😋😊 I jeszcze raz Wszystkiego dobrego 🐣

/Piosenka: Future - Mask Off

/Data publikacji: 17/04/2022

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top