Rozdział 2. Z tego co wiem, ślepa nie jestem.

Layla

Po pracy w kawiarni, poszłam od razu do mieszkania. Miałam tylko godzinę do koncertu, a wypadałoby chociaż trochę się ogarnąć. Wyglądałam jak siedem nieszczęść. Prawie cały dzień biegałam po kampusie z jednego budynku do drugiego. Stworzony przez władzę plan, chyba zakładał, że potrzebujemy więcej ruchu, bo rozrzucili nam sale po całym terenie uczelni. Natomiast w pracy były tłumy, właśnie przez koncert, który odbywał się niedaleko. Wielu ludzi przychodziło odpocząć po podróży z innych miast, dlatego mieliśmy oblężenie i ledwo nadążaliśmy z zamówieniami. Gdyby nie to, że obiecałam tej rudej małpie, że przyjdę, to moją pierwszą czynnością byłby prysznic i rzucenie się do łóżka na wieczne oddanie.

- Kochanie, wróciłam. - odwiesiłam ramoneskę na wieszak. Gdy nie usłyszałam odpowiedzi spróbowałam ponownie. - Drew? - nadal nic, cisza w Eterze. Brakowało tylko cykających świerszczy.

Jasne. Normalka. Powinnam się już do tego przyzwyczaić, jednak nie potrafiłam. Od kiedy zaczął pracę w szpitalu Santa Maria, w mieszkaniu był kilkanaście godzin w tygodniu, a przy mnie zaledwie kilka. Na początku dzieliłam to szczęście z nim, ponieważ to było osiągnięcie, którym niewielu się udawało bez odpowiednich kontaktów, ale z czasem zaczęło mi to naprawdę przeszkadzać. Tłumaczył mi wielokrotnie, że chce zadbać o przyszłość, by należycie zająć się rodziną. Chyba tylko, dlatego to znosiłam. Byłam pewna, że myśli o mnie poważnie.

Wybrałam numer do Drew. Odebrał dopiero za trzecim razem. To był i tak dobry wynik. Zdarzało się, że nie miał czasu i oddzwaniał dopiero po godzinie.

- Słoneczko, coś się stało? Nie mam za wiele czasu. - nawet przez telefon potrafiłam usłyszeć jak bardzo był zmęczony. Dyszał, więc pomyślałam, że coś wydarzyło się w szpitalu. Może gdzieś biegł. Nie był to pierwszy raz.

- Pamiętasz, że dzisiaj wieczorem jest ten koncert? Obiecałam Nat, że przyjdziemy razem. - nie odpowiedział od razu, czułam jak się zastanawiał. Próbowałam być spokojna, ale dreszcz niepokoju przebiegł mi po kręgosłupie.

- Wybacz, ale nie dam rady. Muszę być na ostrym dyżurze, bo zmienili nam rozpiskę godzin. Podobno brakuje ludzi, więc wykorzystują nowych na potęgę. - oczywiście, nagle kurwa ludzi im zbrakło.

Zanim ugryzłam się w język, zaczęłam mu robić wyrzuty. Naprawdę próbowałam się hamować, zrozumieć i przemyśleć kilka razy zanim coś powiem, ale to zdarzało się coraz częściej, a zmęczenie codziennymi problemami, gdzie nie miałam w nim żadnego oparcia doskwierało mi w większym stopniu niż powinno. Nasz związek, a raczej jego zgliszcza przytłaczał mnie coraz bardziej.

- Nie mogłeś mi chociaż powiedzieć wcześniej? To chyba nie tak, że zmieniają grafik co pięć minut. - zaczęłam rozżalona. - Dawno nie robiliśmy nic razem, cały czas tylko szpital i szpital, a mnie odsunąłeś na drugi plan. Myślisz w ogóle jak się z tym czuje? Nie mam chłopaka, a współlokatora. - ostatnie słowa wypowiedziałam jak wkurzona pięciolatka, a nie studentka.

Zdawałam sobie sprawę z tego, że nie byłam wobec niego sprawiedliwa, ale to naprawdę bolało. Zwłaszcza, że jemu najwyraźniej to nie przeszkadzało, ani razu się nie poskarżył. Jakby tak musiało być i kropka.

- Layla. - powiedział moje pełne imię, dlatego wiedziałam, że go zdenerwowałam i powinnam odpuścić. Zawsze tak robił, gdy coś mu się nie spodobało, a byłam pewna, że takie zachowanie go irytowało. - Nie przesadzasz czasem? To tylko głupi koncert. Ta praca jest dla mnie bardzo ważna.

- Wiem, po prostu brakuje mi Ciebie. Czy to źle? - złagodniałam, nie chciałam się niepotrzebnie kłócić, a czułam, że właśnie do tego prowadziłam.

- Jestem teraz zajęty. Coś się dzieje, muszę wracać na dyżurkę. Porozmawiamy rano.

- Jasne. W takim razie zostanę dzisiaj u Nataly. - bez jakiegokolwiek pożegnania zakończył rozmowę.

Ahh... znowu schrzaniłam. Przymknęłam powieki i wzięłam głęboki wdech na uspokojenie. Miałam ogromną ochotę wygarnąć mu, że zachowuje się jak dupek, ale wiem, że w żaden sposób by to nie pomogło, a jeszcze bardziej skomplikowało sprawę. Zawsze próbowałam łagodzić nasze spory, chociaż częściej to ja je zaczynałam. Głównie były to sytuacje, w których nie potrafiłam stłamsić emocji i mówiłam to, co myślę, a jemu było nie po drodze do moich uczuć. Był typem osoby, która stawała się problemowa, kiedy coś nie szło po jego myśli. Natomiast ja byłam tą, która próbowała się do niego dostosować.

Ostatni raz spojrzałam na ekran telefonu. Było na nim zdjęcie, które ustawiłam zaraz po naszej pierwszej randce. Siedzieliśmy na ławce w parku, on obejmował mnie ramieniem i szeroko się uśmiechał. Byliśmy wtedy tacy szczęśliwi. Czy jeszcze kiedykolwiek do tego wrócimy?

Podniosłam się z kanapy i podeszłam do szafy. Wyjęłam czarne, skórzane spodnie. Ostatnio straciłam kilka kilo, dlatego teraz powinny na mnie leżeć idealnie. Pamiętam jak kupiłam je dla kaprysu posiadania, bo były tak cudowne, ale nigdy wcześniej ich nie ubrałam. Po prostu nie mogłam ich wcisnąć na tyłek. Odkąd wróciłam do ćwiczeń po prawie roku przerwy zjechałam o dwa rozmiary, dlatego niektóre ciuchy na mnie wisiały, ale nie mogłam się przełamać, żeby ubrać coś sprzed tego okresu. To przywoływało za dużo wspomnień.

Potrząsnęłam głową. To już przeszłość.

Sięgnęłam jeszcze po biały top i ruszyłam do łazienki. Z tenisówkami i skórzaną kurtką powinnam wyglądać znośnie.

Nie miałam zbyt wiele czasu, ale wykorzystałam go w pełni. Odświeżyłam się, zrobiłam nowy makijaż, a nawet rozpuściłam i ułożyłam włosy w lekkie fale, gdzie ostatnio moją rutyną był niechlujny koczek lub warkocz. W ten sposób nie przeszkadzały mi w pracy.

Kiedy dotarłam na miejsce, Nataly nie dopytywała, ale na pewno zauważyła brak Andrew. Byłam jej za to wdzięczna. Była dobrą przyjaciółką, choć zdarzało jej się nie kontrolować swojego wybuchowego charakteru, który później powodował jeszcze więcej problemów. Do dziś pamiętam jak nas zgarnęli do aresztu, bo przywaliła ochroniarzowi klubu, który nie potrafił trzymać obleśnych łap przy sobie. A Alex, cóż, delikatnie mówiąc nie był zadowolony.

Pomimo, że koncert był naprawdę świetny, nie potrafiłam się bawić z innymi. Cały czas wracałam do rozmowy z Drew i przygotowywałam się mentalnie do kolejnej. Tworzyłam w głowie różne scenariusze, aby być przygotowaną na każdą możliwość.

Zaraz po zakończeniu widowiska, zmieniłam zdanie i wróciłam jednak do naszego mieszkania. Uznałam, że im szybciej porozmawiamy, tym szybciej rozwiążemy nieporozumienia. Chciałam się po prostu pogodzić nie zważając na to, że moja duma ucierpi, przyznając mu rację. Ostatnio to potrafiłam najlepiej. Podkulić ogon. Gdyby zobaczył mnie teraz ojczym, wyśmiałby mnie, że tak zmieniłam się dla faceta. Przy nim nie byłam sobą.

Gdy dotarłam na miejsce, pierwsze co mnie zdziwiło to porozrzucane ubrania na podłodze. Drew był cholernym pedantem, do tego stopnia, że nawet brudny kubek nie mógł stać w zlewie. Im głębiej wchodziłam w pomieszczenie tym było ich więcej. Nawet damskie ubrania. Choć nie chciałam tego przyznać, wiedziałam co się święci. Weszłam do sypialni, a tam Drew posuwał jakąś dziewczynę na pieska. Nie zauważył mnie od razu. Dopiero po chwili, kiedy jego partnerka krzyknęła w niebogłosy dostrzegając moją osobę.

- Ciekawy ten dyżur. Każdy dostał taką kurwę do opieki? Może powiesz co jej dolega? Brak kutasa w tyłku? - nawet jeżeli gdzieś w środku czułam, że mnie zranił to byłam tak wściekła, że nawet nie musiałam powstrzymywać się od łez. Jakoś ani jedna nie chciała opuścić mojego ciała. W tym momencie byłam pewna, że nie warto jej na niego marnować.

- Layla, to nie to co myślisz. - na jego twarzy malowało się przerażenie.

- Myślę, że właśnie rżnąłeś ją w naszej sypialni. Mylę się? Z tego, co wiem, ślepa nie jestem. - odpowiedziałam gorzko.

Serio? Musiałam to, zobaczyć, żeby przejrzeć na oczy?

- Ja będę się zbierać. - odezwała się dziewczyna. - Drew możesz ze mnie wyjść?

To był jakiś kurwa cyrk.

- Oh, nie przeszkadzajcie sobie. Ja wyjdę. - odwróciłam się na pięcie i ruszyłam do drzwi.

- Layla poczekaj, porozmawiajmy. - złapał mnie za nadgarstek.

- Nie dotykaj mnie tymi brudnymi łapami. - przyłożyłam mu z całej siły w twarz, aż zatoczył się i upadł na podłogę. Złapał się za nos, z którego poleciała strużka krwi.

- Pojebało Cię?! - krzyknął wściekły, ale miałam to w głębokim poważaniu, co o tym sądził.

- Mogłabym Cię zapytać o to samo. Jutro zabiorę swoje rzeczy i zostawię klucze. Jak się domyślasz, to koniec. Żegnaj Andrew.

Tym razem już nikt mnie nie zatrzymał. Wzięłam taksówkę i podałam adres klubu, który pierwszy przyszedł mi na myśl. Ostatnio dużo się o nim nasłuchałam od koleżanek z pracy. Czas sprawdzić jaki podają tam alkohol.




/Misuinie moje <3 Skoro przeżyłam po opublikowaniu pierwszego rozdziału, to chyba nie mam się już co bać xD W następnym rozdziale poznamy drugiego głównego bohatera ^^ Kto ciekawy? :D

/Kiciuś ze mną siedzi i pilnuje, żebym nie narobiła błędów xD Nooo, marnie mu to idzie... 

/Piosenka: LOLO - Hit and Run (żałuję, że dopiero teraz trafiłam na tę piosenkę <3)

/Data publikacji: 19/04/2021 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top