Rozdział 16. Jesteś nieznośnym bachorem.
Layla
- Wstawaj, śpiochu. - usłyszałam męski głos.
Wiedziałam, że tym razem zasnęłam w ubraniach, przez co nie musiałam się zrywać ze snu i zakrywać w pośpiechu swojego ciała. Właściwie nic więcej mnie nie obchodziło, ale w dalszym ciągu potrzebowałam kilku godzin odpoczynku.
- Jeszcze pięć minut. - mruknęłam niewyraźnie i przewróciłam się na drugi bok, wtulając w poduszkę.
- Jak nie wstaniesz, to nie zjesz śniadania.
- Nie jadam ich. - odburknęłam.
- Właśnie dlatego wyglądasz jak kościotrup. - podniosłam się i spojrzałam na Noah.
- Wcale nie. - opadłam z powrotem, gdy zobaczyłam jego złośliwy uśmieszek. Drażnił się ze mną. - Właściwie, gdzie nasze gołąbeczki? - zapytałam, gdy nie usłyszałam żadnego hałasu z pozostałej części mieszkania. Piątki zawsze mieliśmy wolne od zajęć, dlatego najczęściej budzili mnie swoją kłótnią albo ogólną rozróbą.
- Stwierdzili, że muszą odpocząć od Ciebie i wyjechali na weekend do spa. - rzuciłam w niego poduszką, na co roześmiał się. Szkoda tylko, że dostał w ramię.
- Kłamiesz. Oni nigdy nie mają mnie dość. Chwila... Serio wyjechali? Sami? Tylko we dwoje? - wyraźnie podkreśliłam ostatnie słowo. Czarnowłosy spojrzał na mnie jak na obłąkaną.
- I co z tego? Są razem, to chyba normalne.
- Nie o to chodzi. Od roku nigdzie nie byli, a teraz taki nagły wyjazd. - wstałam z łóżka i podeszłam do niego. - Oświadczy jej się. - powiedziałam śpiewnie i zadowolona zanuciłam marsz weselny.
Myślałam, że wcześniej to zrobi, zwłaszcza, że pierścionek kupił jakieś cztery miesiące temu. Pamiętam ile kombinował, żeby poznać jej rozmiar. Przeszkodą było to, że Nat nie nosiła żadnych pierścionków, ale znalazłam na to rozwiązanie. Poprosiłam, żeby przymierzyła moje. Wmówiłam jej, że chciałam sprawdzić jak wyglądają na ręce z daleka i jakoś się udało. Poszło łatwiej niż się spodziewałam.
- Niemożliwe. - pokręcił głową.
- Głupiutki jesteś, wiesz? - przekrzywił głowę w bok i przyglądał mi się, zupełnie jakby zastanawiał się, czy ta cecha nie powinna dotyczyć mnie.
- Daj spokój. Nie sądzisz, że są lepsze miejsca na oświadczyny?
- Nie chodzi o miejsce, a o nastrój. Gdyby sytuacja na to pozwoliła, to mógłby zabrać ją na galę boksu i tam klęknąć. Nie byłby większej różnicy.
- Znając moją siostrę, to by jej się bardziej spodobało. Jednak nie wierzę, że Alex to zrobi.
- Nie ufasz mojej intuicji? To może się założymy?
- Dobra. - uśmiechnął się. - O to co zawsze?
- Jasne. Pamiętasz, że potrafię dużo wypić? - przytaknął głową.
Nasze zakłady były zazwyczaj o naprawdę przyziemne sprawy, ale za to przegrany stawiał alkohol wygranemu przez całą noc, w wybranym przez siebie klubie.
- Nawet jeżeli masz rację, to nie oznacza, że nie stchórzy.
- Mówimy o tym samym człowieku? On mało czego się boi. Właśnie dlatego jest z Nataly. - zreflektowałam się i dodałam w myślach.
Może jedynie tego, że ją straci.
Nie widziałam w jakim stanie był Alex, kiedy postrzelili Nat, ale byłam świadkiem tego jak zachowywał się, gdy była jeszcze w szpitalu i zaraz po tym jak wyszła. Ta kupa mięśni naprawdę się o nią martwiła i troszczyła. Początkowo myślałam, że jest tylko dupkiem, który bawi się uczuciami kobiet, ale niedługo po tym przekonałam się, jak bardzo byłam w błędzie.
- Oby stchórzył. - prychnęłam. Jeżeli pojechał tam z takim postanowieniem to nie ma opcji, żeby z tego zrezygnował.
- Śniadanko! - minęłam Noah i poszłam do kuchni, gdzie czekały na mnie jeszcze ciepłe tosty i kawa. Po chwili dołączył do mnie.
- Właściwie dlaczego zostałeś? Myślałam, że wrócisz do siebie jak tylko zasnę. - zaczęłam jeść.
- Sądzisz, że tylko ja zauważyłem Twoje dziwne zachowanie wczoraj? Taly poprosiła mnie, żebym miał na Ciebie oko.
- Czy ona sądzi, że jestem dzieckiem? - oburzyłam się.
- Martwi się. Ja zresztą też. Nigdy nie widziałem Cię w takim stanie.
- To nic takiego. Po prostu byłam zmęczona. - przynajmniej to nie było kłamstwem. Nie wiem, co by zrobił, gdybym powiedziała mu prawdę, dlatego nawet jeżeli zauważył zawachanie w moim głosie, nie zamierzałam wnikać w szczegóły. Nigdy nie wspominałam mu o Dylanie, no może jedynie to, że istnieje. Dlatego nie wiedział, co działo się w moim domu, zanim mnie poznał.
Noah był porywczy, narwany i gotowy by w każdym momencie wymierzyć sprawiedliwość. Jego poczucie odpowiedzialności dobijało nawet Nataly. Czasami był dupkiem, ale troszczył się o wszystkich wokół siebie. Cóż miało to swoje plusy i minusy. Jednak nie chciałam go w to mieszać.
- Nie wierzę Ci.
- To już Twój problem. - wzruszyłam ramionami. - Do wieczora będę w mieszkaniu, a później idę do Charliego. Także nie musisz mnie wiecznie pilnować. - upiłam łyk kawy.
- Kto to Charlie?
- Widziałeś go ostatnim razem na siłowni. Obiecałam, że popilnuję jego syna, gdy będzie na randce z mężem. Sekundę. Skoro Alexa nie ma w mieście, to kto będzie walczył? - zapytałam, gdy dotarło do mnie, że dzisiaj Krąg organizuje walki.
- Jared. Pracuje ze mną. Pamiętasz go?
- Chyba tak. To on był z Tobą na Manhattanie? - przytaknął głową. - Miałeś plan B, gdyby Alexowi nie udało się tam utrzymać?
- Zawsze go mam. - uśmiechnął się szelmowsko. - I tak zmieniają zawodników, żeby pozbyć się nudy, a jeszcze jedna osoba nie zaszkodzi. - kiwnęłam głową w odpowiedzi, że rozumiem.
Nie wracałam do naszej rozmowy z kawiarni. Wiedziałam, że i tak nie zdołam go przekonać. Natomiast Nat i tak się wścieknie, gdy dowie się wszystkiego, nieważne, kiedy to będzie. Uznałam, że poczekam aż sytuacja się rozwinie. Może już więcej nie wezwą go na ring. To nie tak, że on jedyny potrafi dobrze walczyć. Istnieje szansa, że zabiorę ich tajemnicę do grobu i oszczędzę rudej dodatkowych zmartwień.
- Właściwie, kto wygrał wczoraj? - ciekawiło mnie to, ponieważ nie chciałam nikogo otruć. Mam nadzieję, że przynajmniej nie przegrałam.
- Taly wygrała. - czekałam aż powie coś więcej, ale chyba lubił mnie trzymać w niepewności. Ponagliłam go ręką, żeby dokończył wypowiedź. - Alex przegrał. Jednak nadal nie zaznamy Twoich kulinarnych popisów.
- To akurat dobrze.
Noah przesiedział w salonie kolejne trzy godziny oglądając powtórkę jakiegoś meczu ligi hiszpańskiej. O ile się nie myliłam to Real Madryt stanął naprzeciwko FC Barcelony. Chociaż znał już wynik, to i tak się wkurzał, gdy drużyna, której kibicował popełniała błędy i tracili bramki. Nie mając nic lepszego do roboty, siedziałam z nim i próbowałam napisać raport na kolejne zajęcia z Przestępczości zorganizowanej. Prawie kończyłam, gdy zadzwonił mój telefon. Nieznany numer.
Wzięłam komórkę i przeszłam do pokoju, żeby odebrać. Zdziwiłam się, gdy w słuchawce usłyszałam głos ojczyma.
- Dzwoniłaś do mnie skarbie, o co chodziło?
- Możemy się spotkać?
- Jestem we Francji i pewnie zostanę na kilka dni. Sprawy służbowe, rozumiesz. - nie chciałam przekazywać mu takich informacji przez telefon, ale widocznie nie miałam innej możliwości. Skoro zadzwonił dopiero po tygodniu, to równie dobrze na spotkanie z nim, mogłabym czekać miesiąc.
- Chodzi o Dylana. Nic nie mówiłeś, że przyjeżdża.
- Miał tylko załatwić kilka spraw na miejscu i wrócić do Anglii. Widziałaś się z nim?
- Niestety. Zdążyłam uciec, ale najwyraźniej chciał powspominać stare czasy. - westchnął ciężko.
- Nie przejmuj się nim. Żyj jak dotychczas, a ja z nim porozmawiam.
- Powiedział, że wróci i tym razem nie będzie potrzebował pięciu lat. - wspomniałam jego słowa. W całej tej chorej sytuacji, właśnie to przerażało mnie najbardziej.
- Nie wróci. Zadbam o to. - wychwyciłam oburzenie w jego głosie, dlatego trochę się uspokoiłam.
To był jedyny człowiek, który wiedział, co się wtedy działo. Pewnego razu znalazł mnie w pokoju zaryczaną z podartymi ubraniami. Tego dnia powiedziałam mu wszystko, a on zdecydował o odizolowaniu Dylana ode mnie. Był wkurzony na swojego syna, ale właśnie to, więzy krwi, nie pozwoliły mu na surowszą karę.
- Mam nadzieję, że to prawda.
- Layla, przepraszam Cię. - rozłączyłam się. Nie miałam zamiaru tego słuchać. Dostałam moje zapewnienie.
Kiedyś naprawdę cieszyłam się, że moja mama znalazła szczęście, a ja będę mieć ojca i starszego brata. Jednak niedługo po tym przekonałam się, że moje życie to nie bajka, a nawet jeśli, to wylądowałam w jednej z tych, napisanych przez Braci Grimm. Potwornych i prawdziwych baśni, gdzie nie ma dobrego zakończenia, a nie tych przesłodzonych, kierowanych dla dzieci. Wszystkie moje wyobrażenia o szczęśliwej i kochającej się rodzinie pękły jak bańka mydlana.
- Kto wrócił? - podskoczyłam przestraszona, gdy usłyszałam zdenerwowany głos Noah. Powoli odwróciłam się całym ciałem. Stał w progu pokoju oparty o framugę ze skrzyżowanymi ramionami. Jak długo tam był? Ile słyszał?
- Nikt ważny. - powiedziałam oschle. - Dlaczego podsłuchujesz moje rozmowy? Nie wiesz, co to przestrzeń osobista?
- Dziwnie się zachowujesz. Myślisz, że tego nie widzę? - zmrużył oczy.
- Aktualnie najmniej mnie to obchodzi. Wynoś się. Nie potrzebuje niańki, potrafię o siebie zadbać.
- W takim razie zapytam inaczej. Przed kim zdążyłaś uciec? - jego głos był surowy tak samo jak wyraz twarzy.
Słyszał wszystko. Podsłuchiwał od samego początku.
Dupek.
Zagotowało się we mnie. Za kogo on się uważał, robiąc coś takiego?
- Nie Twój interes, a teraz zabieraj się stąd.
- Masz rację. Nic się nie zmieniło. - wspomniał moje słowa z kawiarni. - Wtedy też ukryłaś przede mną prawdę.
- O czym Ty mówisz?
- Podziemie w Hudson. Noel nie był jedynym liderem, nie tylko on zdecydował o śmierci ponad stu osób. Oszalał? Pieprzenie. - spojrzałam na niego niepewnie. Dlaczego wywlekał coś sprzed ponad dwóch lat? Na przesłuchaniach federalni nie dociekali. Spisali nasze zeznania i zamknęli sprawę. Natomiast Noah wspomniał o tym kolejny raz. Czegoś szukał i sądził, że dowie się tego ode mnie.
- Nie miałam o niczym pojęcia. Rozumiesz? - oddychałam głęboko, żeby się uspokoić. - Nie było Cię tam. Myślisz, że gdybym wiedziała, to nie próbowałabym go powstrzymać?
- Nie jestem już pewien niczego, co dotyczy Ciebie.
Nie wytrzymałam. Rzuciłam w niego jedyną rzeczą jaką miałam w ręku. Telefonem. Noah uchylił się, a urządzenie przeleciało tuż nad jego głową, wpadając prosto na ścianę za nim.
- Wynoś się. - powtórzyłam. Oczy mnie zapiekły od zbierających się łez. - Nie chce Cię widzieć.
Tym razem mnie posłuchał. Odwrócił się i podążył do wyjścia. Kiedy usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi, opadłam na krzesło. Byłam roztrzęsiona i rozdarta.
Ostatnio był dla mnie dziwnie miły. Głupia myślałam, że chce zakopać topór wojenny, a tak naprawdę testował mnie. No co on liczył? Czekał aż powiem mu prawdę?
Tylko co go tak rozzłościło, że zburzył swój plan?
Ukryłam twarz w dłoniach. Może dowiedział się jeszcze jednej rzeczy, którą chciałam ukryć za wszelką cenę.
Otarłam mokre policzki wierzchnią dłoni. Dopiero, gdy pozbierałam się do kupy, zrozumiałam kolejną rzecz.
Cholera, roztrzaskałam mój telefon.
***
Jeszcze raz sprawdziłam, czy mam ze sobą wszystko i opuściłam mieszkanie. Właśnie szłam do Charliego i Travisa, żeby zająć się ich małym buntownikiem. Chociaż mały to on już nie był. Właściwie był wyższy ode mnie. W ostatnie wakacje naprawdę wyrósł, zaczął nawet trenować grę w kosza, przez co wyrobił znikome mięśnie. Kiedy patrzyło się na niego teraz, nikomu nie przeszłoby przez myśl, że jeszcze niedawno był chuderlawym i słabym chłopakiem z obsesją na punkcie czytania mang, i grania w gry RPG.
Weszłam do budynku siłowni i udałam się na piętro, gdzie trzyosobowa rodzinka posiadała mieszkanie. Gdy tylko zobaczył mnie Charlie, odetchnął głęboko i wciągnął mnie do środka, skąd dochodził głośny łomot muzyki. Coś jak hardbass.
- Dobrze, że jesteś. Myślałem, że Ci dwaj zrujnują mi cały dom. - zaczął się skarżyć.
- Co się stało? - zapytałam zmartwiona, ponieważ nieczęsto widziałam go w takim stanie.
- Nawet nie pytaj. Zack wrócił dzisiaj pobity, nawet nie poszedł na trening, a wcześniej tak nie robił. Trav próbował porozmawiać z młodym, ale wyszło gorzej niż przypuszczał. Rozwalili mojego hibiskusa, szklany stolik w salonie i prawie wybili okno. - wyliczał kolejno na palcach. - To dzikusy! - na ostatnie stwierdzenie chciało mi się śmiać, ponieważ to idealnie do nich pasowało, ale powstrzymałam się, zachowując poważny wyraz twarzy. Sprawa była trudniejsza niż przypuszczałam.
- No dobrze. To działamy według planu. Ja spróbuję porozmawiać z jednym dzikusem, a Ty uspokój drugiego.
- Powodzenia. Nie wiem, kto z nas ma cięższe zadanie. - po chwili pojawił się Travis w granatowym garniturze. Wyglądał naprawdę dobrze, zresztą oboje świetnie się prezentowali. Od razu można było stwierdzić, że idą na randkę. Na co dzień widziałam ich przeważnie w sportowych ubraniach.
Mężczyzna mruknął coś w geście przywitania i zniknął za drzwiami. Zack dał mu w kość i nawet nie próbował tego ukryć. Wiedział, że Charlie mi wszystko wygadał, przez co on nie musiał udawać.
- Bawcie się dobrze i wróćcie przed dwunastą rano. - uśmiechnęłam się pokrzepiająco.
Kiedy zostałam sama, uznałam, że trzeba jak najszybciej udać się do młodego. Ostatnio lubił uciekać, a wolałabym do tego nie dopuścić. Nie chciałam ganiać za chłopakiem po mieście przez całą noc. Byłam już za stara na takie gierki. Weszłam do pokoju, a Zack właśnie próbował wyjść przez okno. Szybko pokonałam całą długość pomieszczenia i walnęłam go w plecy.
- A Ty zapomniałeś już gdzie są drzwi?! - musiałam krzyknąć, żeby mnie usłyszał przez ten hałas. Odwrócił się do mnie z wkurzoną miną, ale od razu ukrył twarz za ramieniem, widząc mnie. Wstydził się tego, co zrobił? Czy może tego jak bardzo oberwał? Widziałam go tylko przez chwilę, ale zdążyłam zauważyć podbite oko, spuchnięty policzek i kilka drobnych ran.
- To bolało, Layla. - warknął na mnie, ale nadal nie spojrzał.
- Miało boleć. A teraz złaź z tego parapetu, bo uderzę Cię jeszcze raz. - podeszłam do komputera i wyłączyłam muzykę zanim kompletnie straciłabym słuch.
- Zgłoszę na policję, że moja niania mnie bije. - tak naprawdę nigdy nie byłam dla niego opiekunką, no chyba, że z nazwy. Naszą relację można było określić jako przyjacielską. Choć częściej myślałam o nim jak o młodszym bracie.
- Nie uwierzą Ci, że taki stary byk ma nianię. Do tego taką ładną. - zauważyłam jego delikatny uśmiech, ale szybko się opanował.
- Za dużo czasu spędzasz z Alexem. Nabierasz jego narcystycznych cech. - odgryzł się. Był w tym coraz lepszy. Niestety. Przez jego okres buntu, już nie raz starliśmy się słownie. Czasami były to tylko nic nieznaczące zaczepki, jak teraz. Jednak zdarzały się sytuacje, gdzie powiedzieliśmy sobie o kilka słów za dużo.
- Chodź do salonu, obejrzymy film i zobaczymy jak mocno dostałeś po mordce. Jak znajdziemy jakieś plastry to może Cię nawet opatrzę. - wyszłam i skierowałam się do kuchni po jedzonko. Wiedziałam, że w końcu przyjdzie, że będzie chciał pogadać. Jeszcze nigdy mnie nie olał. W pierwszy dzień, kiedy go poznałam, kilka tygodni po dołączeniu do siłowni, przekonał mnie do siebie. Był naprawdę dobrym i uroczym dzieciakiem, tylko zagubionym.
Po chwili plądrowania pomieszczenia, znalazłam chipsy i popcorn w szafce, a w lodówce piwo. Z łazienki zgarnęłam apteczkę, a z zamrażarki mrożone warzywa. Przygotowałam wszystko i postawiłam na kanapie albo podłodze, niestety stolik nie nadawał się już do użytku.
- Co chcesz obejrzeć? - chłopak usiadł na kanapie, nadal na mnie nie patrząc, ale to, że się pojawił było krokiem naprzód.
- "Jak wytresować smoka?" - odpowiedziałam od razu. To była moja ulubiona bajka.
- I kto tu jest dzieckiem? - mruknął niezadowolony, ale odnalazł film.
Usadowiłam się obok niego i spojrzałam wyczekująco. Gdy nie reagował, złapałam go za podbródek, po czym skierowałam wzrok na mnie. Nie wyglądało to najlepiej, ale nie było potrzeby jechać do szpitala. Najpierw zdezynfekowałam rany. Kilka razy syknął z bólu, ale wytrzymał. Pamiętam jak kiedyś przewrócił się na rowerze i zapierał się rękami i nogami przed opatrunkiem. Musiałam to przyznać. Dorósł.
- Teraz Twoja śliczna buźka nie będzie miała blizn. - nakleiłam jeszcze kilka plastrów i klepnęłam go w ramię. - Powiesz mi, co się stało?
Zanim odpowiedział złapałam worek z mrożonkami i wręczyłam mu. Niechętnie go przyłożył do policzka.
- To nic takiego. Jakiś koleś szukał zaczepki, więc dzisiaj dostał lanie. - wzruszył ramionami. Uważając to za koniec rozmowy wcisnął play.
- Nie myśl, że Ci odpuszczę. - mruknęłam opierając głowę o jego ramię.
Oczywiście nie skończyło się na jednej części. Wypiliśmy po kilka piw, śmialiśmy się i rozmawialiśmy. Brakowało mi tych wieczorów. Z Zackiem mogłam wyluzować. Wcześniej, kiedy byłam z Andrew nie miałam na to czasu, albo to on nie pozwalał mi tutaj przychodzić. Nie wiem, co nim wtedy kierowało, ale kazał mi uciąć tę znajomość. Jednak ja nie potrafiłam.
- Myślałaś kiedyś o tym, żeby odnaleźć swojego ojca? - zapytał nagle, gdy skończyliśmy drugą część bajki.
Zaskoczyło mnie to. Zack wiedział, że ojciec zostawił mamę i mnie, gdy tylko się urodziłam, a może nawet wcześniej. Uciekł, gdy tylko dowiedział się o ciąży. Stwierdził, że nie da rady wychować dziecka. Tak powiedziała mi mama. Czasami było naprawdę ciężko, ale nie potrafiłam sobie wyobrazić mojego życia, razem z nim. Nigdy go też nie poznałam.
Po chwili dotarło do mnie, że to pytanie może mieć głębsze podłoże. Co jeśli on chce znów zobaczyć swoich biologicznych rodziców? Chociaż go skrzywdzili i to bardzo. Porzucili go, w okrutny sposób. Kiedy Zack opowiedział mi, co pamięta z tego dnia, płakałam przez kilka godzin, a on próbował mnie uspokoić. Choć to ja powinnam być oparciem dla niego. Miał wtedy tylko siedem lat. Przywiązali go łańcuchem do drzewa i zostawili w lesie, jak psa. Na dodatek wmówili, że to tylko taka zabawa i zaraz po niego wrócą. Tak się nie stało. Dopiero kolejnego dnia rano znalazł go leśniczy. Zmarzniętego i głodnego. Miał duże szczęście, że nie zginął rozszarpany przez zwierzęta.
Tacy ludzie nigdy nie powinni zostać rodzicami.
- Raz. - przyznałam. - To było jak pobiłam się z koleżanką z klasy. Jej ojciec był szanowanym dyrektorem szpitala, wyłożył kasę na nowe komputery. Dlatego jej się upiekło, a cała wina spadła na mnie. Musiałam patrzeć jak mama przeprasza tę dziewczynę i jej rodziców. Gardzili nią, bo wychowała mnie sama. Właśnie wtedy pomyślałam, że powinien być z nami ojciec i to załatwić, ale myliłam się. - spojrzałam w jego oczy.
- Dlaczego? - zmarszczył brwi.
- Moja mama chroniła mnie na swój własny sposób. Kiedy przeprosiny ich nie przekonały, chcieli byśmy obie na kolanach błagały o ich przebaczenie. To było za dużo. Zwyzywała wszystkich od góry do dołu. - uśmiechnęłam się na to wspomnienie. - Najpierw dyrektora, że jest skorumpowany. Potem tego doktorka, że taki daje przykład swojemu dziecku, a tej gówniarze pogratulowała, że zachowała wszystkie zęby, bo to było aż dziwne po spotkaniu ze mną. Byłam z niej dumna, że nie dała sobie wejść na głowę. Wtedy zrozumiałam, że nieważne co się stanie, razem damy radę. Jednak szkołę i tak musiałam zmienić.
- Nie chciałabyś go poznać? Zapytać, dlaczego to zrobił, dlaczego Cię zostawił? - zapytał zdziwiony.
- Czy to naprawdę takie ważne? Mam kochającą mamę i ojczyma. Zrobili co mogli, żeby wychować mnie na porządnego człowieka...
- Porządnego człowieka? - wciął mi się w zdanie.
- Powiedziałam, że robili co mogli. - położyłam dłoń na jego barku i zapytałam. - Chcesz ich odnaleźć?
- Sam nie wiem. Nawet nie pamiętam jakimi byli rodzicami. Nie chcę też zranić Charliego i Travisa moimi wymysłami. Dali mi dach nad głową, wykształcenie, wszystko czego potrzebowałem. Kochają mnie jak własnego syna. Po prostu czuję, że czegoś mi brakuje. - westchnął.
- Moim zdaniem, powinieneś z nimi o tym porozmawiać. Martwią się o Ciebie.
- Wiem. Są wspaniałymi rodzicami. To tylko do czasu, aż nie będę pewny. Powiem im, obiecuję, ale chcę to rozwiązać sam. - przytaknęłam rozumiejąc. Nie chciałam go do niczego zmuszać. Miał swój rozum. Już nie raz udowodnił, że był mądrzejszy niż dzieciaki w jego wieku.
- Tak samo jak bójki w szkole? Kto Ci to zrobił i jaki miał problem? - zapytałam ponownie, mając nadzieję, że tym razem mi odpowie przez szumiący w jego głowie alkohol.
- To, że mam dwóch ojców, ale po dzisiaj raczej sobie odpuści. - uśmiechnął się w swoim stylu. Ostatnio widziałam tę minę, gdy wygrali w kosza z silną drużyną z sąsiedniej szkoły.
- Obyś miał rację, bo inaczej Trav urwie Ci głowę.
- Spokojnie mam to pod kontrolą, kurczaczku. - poczochrał mnie po głowie, przy okazji niszcząc mój niechlujnie związany kok. Wzięłam poduszkę z kanapy i zaczęłam go nią okładać.
- Ja Ci dam kurczaczka! - próbowałam go uderzyć w ten zakuty łeb, ale zdążył się zasłonić rękami. Był rozwydrzonym dzieciakiem, który zawsze wykorzystywał moje słabości, a znał ich całkiem sporo. Bezczelnie roześmiał się na moje starania trafienia go.
Nienawidziłam tego przezwiska, natomiast on je uwielbiał. Uważał, że z moim wzrostem i blond włosami wyglądałam jak pisklę kurczaka. Niby z której strony ja się pytam?!
- Dobra, uspokój się, bo jeszcze sobie krzywdę zrobisz. - zaczął się śmiać z mojej wkurzonej miny, ale tym razem się odsłonił, dzięki czemu zarobił idealnie w czubek głowy. Po tym złapał mnie za nadgarstki, przez co miałam ograniczone ruchy, ale nadal próbowałam się wyrwać. Dokładając do tego jeszcze moją nieporadność życiową, wylądowałam z hukiem na podłodze, a zaraz na mnie Zack.
- Ciężki jesteś. - wysapałam. Szybko podniósł się na nogi, pomagając mi wstać.
- Przepraszam Cię. Nic Ci nie jest? - wyglądał na zmartwionego, a przecież tylko się wygłupialiśmy.
- Potrzeba czegoś więcej, żeby zrobić mi krzywdę. - mrugnęłam do niego. - Zrobię więcej popcornu.
Ruszyłam do kuchni, w międzyczasie próbując zebrać włosy. Kompletnie rozsypały się podczas naszej szarpaniny. Cóż, nie pomogły też ich naturalne loki. Dopóki ich nie wyprostowałam, wyglądałam jak pudel, ale już się z tym pogodziłam.
Włączyliśmy ostatnią, bo trzecią część filmu, ale byliśmy coraz bardziej zmęczeni, przez co pod koniec, leżeliśmy już obok siebie na kanapie, walcząc z opadającymi powiekami.
- Przysuń się bliżej, może wtedy nie spadniesz na tyłek. - czułam jak się trzęsie ze śmiechu.
- To była Twoja wina. Jesteś nieznośnym bachorem. - odparłam podburzona. Gdyby wtedy nie zaczął mnie przezywać, to nigdy by się nie wydarzyło.
Jedną ręką złapał mnie za policzki i obrócił moją głowę w jego stronę, a potem je ścisnął.
- Powtórz to. - zmrużył oczy, chciał wyglądać groźnie, ale ani trochę mu się to nie udało, przez przedzierający się na jego usta złośliwy uśmiech.
- Jesteś nieznośnym bachorem. - bardziej wysepleniłam niż powiedziałam, a po chwili się roześmiałam. Przynajmniej próbowałam, jego chwyt trochę mi utrudniał.
- Jesteś niemożliwa. - pokręcił głową i puścił moją twarz. Przeniósł rękę na talię i przyciągnął mnie bliżej siebie.
- A Ty przyjemnie grzejesz. - ułożyłam się wygodniej na jego ramieniu.
Robiło mi się coraz cieplej i czułam jak odpływam.
- Dobrze Cię mieć po swojej stronie, Layla. - wymamrotał, gdy już ledwo kontaktowałam. Potem wykończona, zasnęłam.
***
Obudził mnie huk zamykanych drzwi, a po chwili poczułam twardą podłogę pod tyłkiem. To nie była ani trochę przyjemna pobudka. Nabiłam sobie kolejnego siniaka.
- Znowu zasnęliście na kanapie? - przez salon przeszedł Charlie z dwoma torbami w rękach. Pewnie zrobili zakupy po drodze do mieszkania. To już był pewien ich rytuał.
- Tak, jakoś trudno nam dotrzeć do łóżka jak już zaczniemy trzeci film z rzędu. - przeciągnęłam się niczym kot i ruszyłam do kuchni za mężczyzną. - Uspokoiłeś trochę dzikusa?
- Tak, chociaż czułem się jakbym sprzedał swoje ciało diabłu. Jest naprawdę wymagającym kochankiem.
- Oszczędź mi szczegółów. - parsknął śmiechem. Tak naprawdę znałam ich aż zanadto. Charlie był straszną gadułą, dlatego wiedziałam o ich życiu erotycznym więcej niż powinnam.
- Jak Twój złośnik, grzeczny był?
- Oprócz tego, że próbował uciec przez okno, to w porządku. - zacisnęłam wargi. - Wiem, że proszę o dużo, ale może dajcie mu więcej swobody. - Charlie spojrzał na mnie jakbym postradała rozum. - Poradzi sobie. Musi tylko przemyśleć parę rzeczy. Jak będziecie naciskać, nic się nie zmieni.
Nie byłam rodzicem. Nie wiedziałam jak to jest mieć takiego chłopaka pod opieką, ale rozumiałam sytuację Zacka jako przyjaciółka i bardzo chciałam mu pomóc.
- Jeżeli ja odpuszczę, Travis nie będzie zadowolony.
- Tu wkraczasz Ty, niesamowity kochanek, który sprosta jego żądaniom. - dziabnęłam go palcem w pierś. - Ujarzmij bestię.
- Ty! - założył ręce po obu stronach bioder. - Za dużo sobie pozwalasz.
- Nie powiem, kto ze szczegółami opowiedział mi Waszą noc poślubną. - roześmiałam się na jego poważną minę. Po chwili też się uśmiechnął.
- Dobra spróbujemy, ale niczego nie obiecuję.
- Jestem. - do pomieszczenia wkroczył Travis. - Judi otworzyła siłownie. Radzi sobie coraz lepiej. Myślę, że nie musimy już jej tak pilnować. Witaj Laylo. - przywitał się, gdy mnie zauważył. - Już zdążyłeś opowiedzieć całą naszą noc?
- Na całą nie starczyło czasu. - odpowiedziałam, na co się uśmiechnął.
To dopiero był sukces. Jeżeli ten mężczyzna potrafił wykrzywić usta w taki sposób, to Charlie naprawdę jest cudotwórcą. Dawno nie widziałam takiej miny u niego.
Travis rozejrzał się po mieszkaniu. Trochę zbyt długo przyglądał się pustym butelkom na podłodze.
- Dałaś mu piwo? Który to już raz? - zapytał z wyrzutem. Nie był wściekły, ale uważał, że Zack nadal był za młody.
- Tato, daj spokój. - odezwał się Zack, stając obok mnie. Nawet nie słyszałam jak wstał. Momentalnie zakryłam mu usta dłonią, i próbowałam przekazać, żeby się nie odzywał. Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem, wyglądało to trochę jak niema bitwa. Dopiero, gdy przewrócił oczami, wiedziałam, że odpuścił.
Byłam pewna, że chciał mnie bronić i pewnie napomknąć, że ma już trochę oleju w głowie, ale po ostatnich jego wybrykach, nic tego nie dowodziło. Travis na pewno by mu to wypomniał i znowu zaczęliby się kłócić.
- Nie martw się. Ledwie powąchał butelkę i zasnął. - uśmiechnęłam się uroczo, na co westchnął.
Trav do sprawy rodzicielstwa podchodził bardzo poważnie. Chciał być dobrym ojcem. Tylko czasami jego nadgorliwość i nadopiekuńczość wychodziły poza granice, przez co był źle odbierany przez Zacka. I to szkodziło im obu, niestety.
- Będę się zbierać.
- Nie, nie ma mowy. Zostajesz na śniadaniu. - Charlie złapał mnie za ramiona i posadził na najbliższym krześle.
- Ale...
- Żadnych "ale". - odpowiedział stanowczo.
- Muszę się pouczyć, inaczej w końcu wyrzucą mnie z tych studiów.
- Nic nie słyszałem. - pokręciłam głową zrezygnowana. Z nim po prostu nie dało się wygrać. W aspekcie jedzenia był gorszy niż wszystkie babcie zebrane w jednym miejscu z całego świata.
W tym momencie rozdzwonił się mój telefon. Spojrzałam na starą Motorolę z klapką. Niestety, poprzedni po spotkaniu ze ścianą, odmówił posłuszeństwa, dlatego w zastępstwie miałam to stare truchło, które nawet nie miało połączenia z Internetem. Nadawał się tylko do pisania smsów i dzwonienia. W drodze powrotnej będę musiała kupić nowy.
- Przepraszam, muszę odebrać. - odeszłam kawałek w stronę salonu, gdy na ekranie wyświetlił mi się numer Jo. Nie chciałam, żeby słyszeli tę rozmowę. Gdyby wiedzieli, o co chodzi prawdopodobnie dostałabym ochrzan życia. - Halo.
- Layla, sprawdziłem to, co chciałaś. Na moje oko po pojawieniu się Kręgu, zostały trzy kluby, a tylko w jednym dopuszczają kobiety do walk. Wstawiłem się za Tobą u Deana, bo mnie o to poprosiłaś. Jednak uważaj na na niego. Jest skurwielem. Tylko dlatego zdołał utrzymać ten biznes.
- Nie obchodzi mnie jakim jest człowiekiem. Chce po prostu... - przerwałam i spojrzałam w stronę mężczyzn. O ile Charlie rozmawiał z Travisem, to Zack przysłuchiwał się mojej rozmowie. - ...wrócić. - dokończyłam oględnie. - Kiedy chce mnie zobaczyć?
- W niedzielę po północy. Zadzwoni do Ciebie, żeby omówić szczegóły.
- Wielkie dzięki. Mam u Ciebie dług.
- Uważaj na siebie, aniołku. To nie jest miłe miejsce, a ja nie będę mógł Ci tam pomóc. - odparł zmartwiony.
- Dam radę. - rozłączyłam się.
Muszę.
/Miśki!! 💜 A wieczorową porą pojawiam się ja ^^ Kto się cieszy? 😁 Przy okazji chciałam podziękować wszystkim, którzy czytają, gwiazdkują i komentują. Dajecie mi siłę i w ten sposób rozdziały pojawiają się szybciej. Dlaczego? Oczywiście, dlatego, że poprawiacie mi humor, a dzięki temu w mojej główce pojawiają się nowe pomysły. Jesteście wspaniali 💛 Właśnie, jeżeli macie jakieś pytania (co do opowiadania i nie tylko), nie krępuje się. Chętnie odpisuję 😊
/Ostatnio przejrzałam sobie moje notatki/plan, co powinno się jeszcze tutaj znaleźć. Ile musi się jeszcze wydarzyć, żeby dojść do finału historii. Jednym słowem: masakra... Przy okazji przeliczyłam sobie, ile powinno wyjść razem rozdziałów... Oczywiście nie bierzcie sobie tej liczy do serca, bo znając mnie to jeszcze się zmieni xD Jednak może być ich finalnie nawet 50.
/Piosenka: Really Slow Motion - Deadwood (początek jest boski!)
/Data publikacji: 22/11/2021
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top