Rozdział 12. Boisz się, że będę Cię rozpraszał?

Layla

Profesor Gregor Collins zawsze miał dziwne podejście do zajęć. Może nie tyle co dziwne, ale jego metody nauczania znacznie odbiegały od przyjętych norm. Już nie raz się o tym przekonaliśmy. Jednak nadal potrafił nas zaskakiwać. Tak samo jak pięknego poniedziałkowego popołudnia, kiedy to uznał, że zajęcia przeprowadzi w prosektorium. Zaprowadził tam niczego nieświadomą grupkę studentów, roześmianych i beztroskich, by pokazać nam jak bardzo zepsuty jest ten świat.

- Dzisiaj przyjrzyjcie się temu ciału, ponieważ oprócz wstępnej diagnostyki, musicie wykonać profil zabójcy.

- Diagnostyki? Nie jesteśmy po medycynie. - odezwał się z wyrzutem James. Był jednym z tych dupków, którzy muszą się do wszystkiego doczepić. Nie przepadałam za tym fiutem, odkąd podobnym czepialstwem, wkurzył największą siekierę na wydziale, a ona ujebała połowę roku. Zrobiła nam z życia piekło.

- Ma Pan rację Panie Morris. W waszym przypadku to za dużo powiedziane, ale żeby wykonać porządnie zadanie musisz wiedzieć, co zrobili temu dzieciakowi. Także najpierw spiszecie swoje obserwacje, kiedy je sprawdzę otrzymacie porządny protokół z sekcji. Rękawiczki są na blacie. Miłej zabawy.

Rozsiadł się za biurkiem w fotelu i obserwował nasze poczynania.

Spojrzałam na Nataly, na co ta wzruszyła ramionami i ubrała rękawiczki. Reszta poszła w jej ślady. Potem podeszłam do ciała i je odsłoniłam. Najzwyczajniej w świecie na stole leżał martwy mężczyzna pocięty na kawałki. W dodatku bez głowy. Nie najmilszy widok dla oka.

Wszyscy zamilkli. Zbliżyli się do zwłok, a kiedy Roman je zobaczył, zasłonił usta i podbiegł do kosza na śmieci, po czym zwymiotował. Smród był okropny i nie miałam na myśli tego delikwenta, który był martwy. Chociaż też za cudownie nie pachniał. Susan w końcu odsłoniła oczy i krzyknęła przerażona.

- Pani Loppe proszę o ton ciszej. - profesor potarł ostentacyjnie uszy niezadowolony. - Panie Sanchez przesadził Pan wczoraj z alkoholem? Jeżeli nie, proszę wytrzeć usta i wracać do pracy. - w odpowiedzi dostał kolejny odgłos zwracanego śniadania. - Z czego oni Was robią w tych czasach... - mruknął do siebie, ale nadal był niewzruszony. - Bierzcie się do roboty. Później pozbieracie kolegę.

- Z pewnością sam sobie tego nie zrobił. - mruknęłam do siebie i zapisałam w zeszycie, "udział osób trzecich". - Ciało zostało pocięte na siedemnaście kawałków.

- Osiemnaście. Jeszcze głowa. - dodał James. Cóż miał rację. Poprawiłam liczbę. - Dlaczego sądzisz, że to ma jakieś znaczenie? - spojrzałam na niego. Był nawet przystojny, choć patyczkowaty, ale zbyt przemądrzały i palantowaty, by pomyśleć o nim w innych kategoriach.

- Możliwe, że dla mordercy to szczególna liczba. Osiemnasta ofiara, czy osiemnaście dni ją obserwował lub przetrzymywał. To coś co może wiązać się z jego preferencjami, gustem lub sposobie zabójstwa. Opcji jest wiele. - wzruszyłam ramionami.

- Cięcia są poszarpane. Mógł użyć piły, ręcznej lub mechanicznej. - powiedziała Nat obserwując ciało. - Nie widać innych ran, od których mógłby umrzeć.

- Zrobili mu to na żywca? - wydukał Roman. Siedział na podłodze, opierając się o ścianę z koszem na śmieci między nogami. Po jego minie widziałam, że nadal go mdliło i pewnie powtórzyłby to jeszcze raz gdyby nie to, że już nie miał czym wymiotować.

- Jeżeli miał szczęście, stracił przytomność z bólu. - odpowiedziała mu ruda nawet na niego nie patrząc.

Podniosłam dłoń mężczyzny by przyjrzeć się paznokciom i nadgarstkom.

- Nie bronił się, ale był wcześniej związany. Ma otarcia na nadgarstkach i kostkach. - dodałam, kiedy je również oceniłam.

Oprócz nas trzech, reszta grupy tylko obserwowała nasze poczynania. Stali w odpowiedniej odległości. Prawdopodobnie pierwszy raz w życiu zobaczyli trupa i nie ostatni. W przyszłości nasza praca będzie polegać na tworzeniu profilu mordercy i tropieniu go. Będziemy musieli myśleć tak jak on, żeby nie dopuścić do kolejnych ofiar, a żeby to zrobić będziemy dostawać raporty ze zdjęciami. Mogą być też sytuacje, gdzie koniecznością będzie sprawdzenie zwłok na własne oczy jak dzisiaj.

- A oprócz samych oczywistości, możecie powiedzieć coś więcej? - do pomieszczenia weszła starsza kobieta w białym kitlu.

- To nie Twoi studenci medycyny. Nie bądź dla nich zbyt surowa. - odparł profesor. - Zauważyli więcej rzeczy niż przeciętny człowiek.

- To prawda, ale nie powiedzieli nic co mogłoby ich zbliżyć do zabójcy.

- Mieliśmy spisać nasze spostrzeżenia, a nie podać Wam imię i nazwisko sprawcy. - odpowiedział wkurzony James.

- Pyskaty. - mruknęła niezadowolona. - Jak się Pan nazywa?

- James Morris. - do sali weszła zdyszana, młoda dziewczyna.

- Pani Doktor, właśnie znaleźli głowę. - uniosła dłoń w górę, dając jej znak, żeby nie przeszkadzała.

- Jak ten lemur z bajki. - uśmiechnęła się złośliwie w stronę mężczyzny.

- Inaczej się pisze moje nazwisko i imię tego zwierzaka. - powiedział jeszcze bardziej podburzony.

- Zapamiętam, Panie Morris. - potem popatrzyła na wszystkich po kolei. - Dam Wam jedną radę na przyszłość, dzieciaki. Jeżeli nieboszczyk nie zginął z przyczyn naturalnych lub w wypadku, to prawdopodobnie zadarł z nieodpowiednimi ludźmi, a oni się nim zajęli. Nie mam na myśli przypadkowego mordercy. Tym miastem rządzą ludzie, których powinniście unikać za wszelką cenę. W przeciwnym wypadku wy również możecie przypłacić życiem.

- Co ma Pani na myśli? - zapytała przerażona Susan.

- Nie kopcie zbyt głęboko. - nic więcej nie dodała, pozostawiając nas z tysiącami myśli. - Collins zabierz ich stąd i daj popracować zawodowcom. - zwróciła się do profesora i wyszła, a zaraz za nią dziewczyna.

Kobieta nie powiedziała tego wprost, ale z jej słów wynikało, że już na samym starcie powinniśmy sobie odpuścić poszukiwania mordercy, ponieważ prawdopodobnie należał on do mafii lub gangu, które rządziły się własnymi prawami, a w które kryminalni, czy policja się nie mieszały. Trudno było zdobyć dowody i nie stracić przy tym głowy, czy innych części ciała.

- W takim razie młodzieży, wychodzimy. Sanchez ruszaj dupę i zostaw ten kosz. Przykleiłeś się do niego jak leniwiec do gałęzi. - potem spojrzał na nas i dodał. - Za tydzień dostaniecie potrzebne dokumenty, a za dwa chce mieć profile. Teraz jesteście wolni.

Wyszliśmy z prosektorium. Ciepłe popołudniowe słońce przyjemnie grzało, przez co miałam ochotę rozpłaszczyć się na trawie i zdrzemnąć.

- Może pójdziemy coś zjeść? - zapytała Nat. - Mamy dwie godziny wolne. - dodała spoglądając na zegarek.

- Tylko Ty mogłaś pomyśleć o jedzeniu, chwilę wcześniej oglądając czyjeś zwłoki. - powiedziałam z lekkim niedowierzaniem, na co wzruszyła ramionami.

- Mój żołądek ma swoje żądania, nic na to nie poradzę. To może hamburgery?

- Mam coś lepszego. - uśmiechnęłam się przebiegle. - W "Aqua e vino" mają nowy makaron. - zanuciłam szczęśliwa.

- Bez owoców morza? - upewniła się.

- Oczywiście. Wiem, że ich nie lubisz.

- Przekonałaś mnie. Idziemy. - wzięła mnie pod rękę i ruszyłyśmy znajomą trasą. Na pierwszym roku byliśmy tam prawie codziennie, przez co Alex nabawił się wstrętu do kuchni włoskiej. Aktualnie miałyśmy zakaz zabierania go do takich knajpek.

Kiedy znalazłyśmy się już na miejscu, przywitał nas właściciel restauracji i zaprowadził do wolnego stolika. Był miłym i sympatycznym starszym mężczyzną, który zawsze dbał o dobro klientów i starał się, by wszystko było idealnie. Był bardzo towarzyski, co dało się odczuć już pierwszego dnia, kiedy opowiedział nam trochę o swojej rodzinie.

Gdy czekałyśmy na zamówione dania, Nat wpatrywała się we mnie intensywnie.

- Nie chcesz mi czegoś powiedzieć? - w jednej sekundzie serce podeszło mi do gardła. Dowiedziała się?

- O czym? - ponownie spojrzałam na kartę dań, chociaż nie była mi już potrzebna.

- Alex mi powiedział, że w niedzielę wróciłaś z imprezy dopiero w południe.

O to chodziło... Cholera, a już myślałam, że będzie trzeba wzywać karetkę. Dla mnie.

Wypuściłam wstrzymywane dotąd powietrze. Automatycznie zeszło ze mnie ciśnienie, a zaczęło rosnąć poczucie winy. Nienawidziłam tych emocji. Strasznie mnie przytłaczały, a wiedziałam, że z czasem będzie tylko gorzej. Jednak nadal nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Ufałam Noah, ale on też popełniał błędy. Był tylko człowiekiem.

- Spałaś z kimś? - zmrużyła oczy jakby sama obserwacja mnie, miała dać jej jasny znak, że to prawda. Odłożyłam menu.

- Jak widzisz, nie chodzę obolała. - zmarszczyła nos. Uśmiechnęłam się na widok jej miny. - Do niczego nie doszło.

- Od kiedy z Ciebie taka cnotka?

- Zasnęłam. - wyjaśniłam, na co tym razem ona się zaśmiała.

- Jesteś niemożliwa. Przystojny chociaż był? - przytaknęłam głową.

- Bardzo. W dodatku mój typ. Rano wyszliśmy na śniadanie i dobrze nam się rozmawiało. - powiedziałam rozmarzona, wspominając jego uśmiech. - Był zabawny, uroczy i chyba też mu się spodobałam.

- Wpadłaś po uszy. - wycelowała we mnie palcem. - Spotkałaś gościa raz! Opanuj się, kobieto. - posłałam jej szeroki uśmiech.

- Właściwie to trzy razy.

- No to pojawia się pytanie. Materiał na jedną noc, czy chłopaka?

- Na nic. - ostudziłam swoje i jej zapędy. - Dylan go widział.

- Ten pierdolnięty facet. - mruknęła, momentalnie zmieniając swoje nastawienie. - Wrócił?

- Na to wychodzi. Znowu muszę się pilnować. Nie wiem co robić, a ojczym nie odbiera. - rano dzwoniłam do niego, ale ponownie przywitała mnie poczta głosowa.

- Powinnaś iść na policję. Nie może... - przerwała, gdy podszedł kelner, a talerze znalazły się przed nami. - Nie możesz pozwolić, żeby znowu Cię molestował. - powiedziała, gdy zostałyśmy same. Skrzywiłam się.

- To nie takie proste. Jesteśmy rodziną. Nie mogę posłać go za kratki. Jeżeli to w ogóle możliwe. Wiesz jaki on ma sztab prawników?

Gdybym była psem i miała uszy, właśnie opadłyby w dół ze zrezygnowania. Byłam zawiedziona swoją postawą. Jednak dopóki nie skonfrontuje się z ojczymem, nie byłam w stanie nic zrobić.

- Mogę poprosić ojca Alexa. Na pewno znajdzie się jakiś sposób. - pokręciłam głową zrezygnowana.

- To on go broni. Całą firmę, w tym Dylana reprezentuje jego kancelaria. Czego się spodziewałaś? Holdenowie nie wyznają półśrodków, biorą najlepszych.

- To nie powód, żeby się poddawać. - złapała mnie za dłoń i ścisnęła ją, dodając otuchy.

- Nie robię tego. Z pewnością już mnie nie dotknie. - powiedziałam stanowczo, jednak ani trochę się tak nie czułam. - Jedzmy zanim wystygnie.

W tym momencie wiedziałam dwie rzeczy. Pierwsza. Muszę wrócić na ring, a co za tym idzie, trzeba znaleźć klub legalny lub nie. Wszystko jedno. Nie chcę się znowu czuć jak ta mała, bezbronna nastolatka, kuląca się ze strachu przed Dylanem. Tamte czasy już dawno powinnam pogrzebać. Druga. Muszę porozmawiać z ojczymem. Powinien mi wyjaśnić, o co chodzi i co się stało z naszą umową.

Poczułam wibracje, dlatego wyjęłam telefon z kieszeni. Grupa studencka ponownie dała o sobie znać. Kolejny filmik. Ciekawe kto i kogo tym razem pieprzy w jakimś mało ustronnym miejscu. Kiedy go odtworzyłam, zamarłam. To nie była sekstaśma, a nagranie z Hudson jak walczyłam.

- Nat powiedz, że mam omamy. - wręczyłam jej komórkę.

- Powinnaś poprawić high kicka. - niewzruszona, oddała mi urządzenie.

- Nie. Znaczy wiem, ale to nie o to chodzi. Jak to znalazło się na naszej grupie?

- Co? - wyjęła swój telefon. - To jest nie tylko u nas. Cały uniwerek o tym huczy. - popatrzyłam przerażona w jej oczy. - Poczekaj, nie panikuj. Na pewno można to jakoś naprawić. - przerwała na chwilę, muskając po ekranie androida. - To nie tylko Hudson. Manhattan i trzy inne miejsca. Większość nagrań sprzed ponad dwóch lat właśnie zostało opublikowane. Walki moje i Alexa też są.

- Dlaczego ktoś miałby to zrobić? - wykrztusiłam. - Skąd je mieli? - pokręciła głową. Ona też nie znała odpowiedzi.

***

Kiedy dotarłyśmy po zajęciach do mieszkania, Alex i Noah już w nim byli.

- Możesz mi wyjaśnić jak to się stało? - zapytała spokojnie Nat brata. Jej tak samo nie podobało się to co miało miejsce, jednak zdążyła się opamiętać. Przez całą drogę bluzgała pod adresem dupka, który to zrobił.

- Nie mam pojęcia, ale nagrania zostały zdjęte i zablokowane. Tylko pojawia się problem. Zrobił to ktoś inny, zanim nasi specjaliści się tym zajęli.

- Komuś przeszkadzało to w równym stopniu co nam. - mruknęłam do siebie.

- Albo burzyło wypracowany porządek. - dodała ruda, patrząc w moje oczy. Prawdopodobnie pomyślałyśmy o tym samym.

Kto byłby na tyle szalony, żeby narazić się przywódcy?

Nie zrobił tego ktoś z Podziemia, bo mogło to przynieść tylko szkody. Może jakiś zafascynowany walkami dzieciak? Pokręciłam głową. Nie. Od razu by go namierzyli. Czy to federalni, czy ludzie Podziemia. Coś takiego nigdy nie kończyło się dobrze.

Zemsta? Zwrócenie na siebie uwagi?

- Layla, widzę jak Ci trybiki przeskakują. Powiesz, o czym myślisz? - zapytał protekcjonalnie Noah. Zacisnęłam zęby.

Naprawdę, kiedyś zatroszczę się o to, żeby jego nos nie był już taki prosty.

- Sądzę, że zrobił to ktoś, kto ma na pieńku z Ghostem i Podziemiem. Skoro nagrania zniknęły od razu po tym jak się pojawiły, nie chodziło o rozgłos. Ta osoba chciała ich wkurzyć, albo przypomnieć o sobie. Nie było to wycelowane w nas, bo filmiki pochodzą z różnych miejsc.

- Kiedy Owen mnie przetrzymywał, widziałam pod jakim kątem nagrywały kamery. Były dokładnie takie same. - dodała Nataly. Czyli to nie były amatorskie filmiki. W Hudson był zakaz nagrywania przez publiczność. Choć znalazły się i takie osoby, które nie przestrzegały tej zasady.

- Tylko Liderzy mieli dostęp do takich rzeczy, ale oni siedzą w areszcie. Natomiast Ci, którzy działają aktualnie, nigdy by się tak nie zrobili. Mają za dużo do stracenia. - powiedział przekonany Noah.

- Naprawdę myślisz, że zamknęliście wszystkich? - zmrużył na mnie oczy. - Noel uciekł. - prychnął.

- Jestem pewny, że jeden czy dwóch nadal chodzi wolnym po świecie. - mruknął wkurzony. Wyglądał jakby wiedział więcej niż mówił. - Nie wierzę, że w Hudson był tylko jeden odpowiedzialny, który jeszcze dał nogę. - spojrzał mi krótko w oczy, po czym odwrócił wzrok.

Wstrzymałam oddech. Sprawdzał moją sprawę i nie wierzył złożonym w raportach zeznaniom. Jednak nie miał dowodów, że wszyscy którzy przeżyli, kłamali w tej sprawie. W tym ja. W Hudson było aż pięciu Liderów, z czego czterech przeżyło.

- Dopóki nie spróbuje ponownie, nie mamy żadnych śladów. - powiedziała Nataly, widząc do czego zmierza nasza rozmowa. Gdyby nam nie przerwała, zapewne zaczęlibyśmy się kłócić. - Muszę iść do pracy.

- Mieliśmy iść razem na siłownię, młoda.

- To Ty tak twierdziłeś. Jak widzisz jestem zajęta. Nie mam tyle czasu co Ty. - pokazała mu język i zniknęła w sypialni.

- Mała wredota. - mruknął niezadowolony. - Alex?

- Odpadam. Idę uczyć dzieciaki, ale Layla jest wolna.

- Skąd ten pomysł? - zapytałam. Nie chciałam spędzać z Noah więcej czasu niż było to konieczne.

- Mamy grafik na lodówce. - uśmiechnął się złośliwie i ruszył w stronę kuchni. Po chwili wyszedł z butelką wody w dłoni.

Drań.

- Jak go zabije, będziesz miał na sumieniu swojego przyszłego szwagra. - poinformowałam rozgoryczona.

- Rzeczywiście. Może się tak zdarzyć, ale jakoś to przetrawię.

Po jego minie mogłam poznać, że świetnie się bawił wpędzając mnie w kozi róg.

- Nie rób dramy i skocz się przebrać, księżniczko. - obok mnie stanął blisko czarnowłosy. Zbyt blisko. Uderzył mnie zapach jego perfum. Piżma, drzewa sandałowego i cytrusów. Lubiłam to połączenie. Było w nich coś co przypominało mi, że przy tym mężczyźnie czułam się bezpiecznie.

Pokręciłam głową, wyrzucając z niej ten głupi sentyment.

- Chcesz zaryzykować? - uśmiechnęłam się nikczemnie.

- Tak, mogę być Twoim workiem treningowym.

Nie rozumiałam Noah. Jeszcze wczoraj powiedział, że mamy nie wchodzić sobie w drogę, a teraz... grrr... Po co ja się w ogóle wysilałam?!

- Pamiętaj, że się zgodziłeś. Mam świadka..- wskazałam na Alexa, który wyglądał jakby był zachwycony takim obrotem spraw. Do czego on dążył? Pewnie wpadł na kolejny głupi pomysł.

Minęłam mężczyznę i weszłam do sypialni. Nałożyłam na siebie niebieskie legginsy w egzotyczne wzory, do tego pasujący top i czarną bluzę. W rękę wzięłam torbę, w której były już przygotowane ubrania na zmianę. Spakowałam ją jeszcze wczoraj, wiedząc, że będę miała wolne popołudnie. Tylko nie sądziłam, że przyczepi się do mnie jakiś zagubiony szczeniak.

Na nogi nałożyłam jeszcze jakieś stare sportowe buty. Były bardzo wygodne, przez co nie potrafiłam się z nimi rozstać. Jednak ich żywot powoli dobiegał końca, dlatego będę musiała poszukać nowych.

Po parunastu minutach, byliśmy pod siłownią. Przywitałam się z Judi, która od jakiegoś czasu pracowała na recepcji. Była ładną, wysportowaną dziewczyną z czarnymi, długimi włosami. Niejeden mężczyzna się za nią oglądał. Dokładnie tak jak w tej chwili zrobił to Noah.

- Masz może telefon? - zagadał do niej, a miał tylko wyrobić sobie kartę.

- Tak, a co?

- Muszę zadzwonić do Boga, że znalazł się jego anioł. - zaśmiała się perliście, na co miałam ochotę zwymiotować.

Przewróciłam oczami na jego tekst i ruszyłam do szatni zostawić rzeczy. Jak mniemam poradzi sobie z tak prostą czynnością, jaką jest wykupienie karnetu. Chociaż był tutaj pierwszy raz. Jeżeli jakimś cudem mu się nie uda, Judi na pewno chętnie mu pomoże.

Włożyłam słuchawki do uszu i włączyłam składankę. Weszłam na bieżnię, zaczynając od truchtu. Z czasem przyspieszyłam. Robiłam to już automatycznie, stawiałam jedną nogę za drugą w biegu. Lubiłam to, za to moje płuca nie bardzo. Kiedy skończyłam paliły mnie żywym ogniem. Usiadłam na ławeczce. Musiałam chwilę odpocząć i napić się wody.

W międzyczasie sprawdziłam, gdzie znajduje się Noah. Walił w worek jakby był na kogoś wściekły. Po chwili zdjął koszulkę. Ostatni raz kiedy go tak widziałam miał więcej wolnego miejsca na tatuaże. Jednak nadal dobrze wyglądał.

- Kto to? - podskoczyłam przestraszona, gdy obok pojawił się Charlie jakby wyrósł spod ziemi. - Ma naprawdę niezły tyłek i klatę. Przyszliście razem? Kto to jest? Mów mi jak na spowiedzi. - parsknęłam cichym śmiechem. Zapomniałam jak bardzo Charlie lubi podziwiać nowych na siłowni.

- Nie zdziw się. Mój były.

- Który?

- Aż tylu ich nie było. Noah.

- Pamiętam! Niegrzeczny chłopiec z klatą gladiatora. Gdybym nie był zaobrączkowany, a on nie był hetero... oj działoby się.

- Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele, bo poskarżę się Travisowi.

- Konfident. - mruknął zdegustowany. - Właściwie, dlaczego przyszliście razem?

- Szukał siłowni, więc pokazałam mu najlepszą w mieście.

- Nie podlizuj się. Zapamiętam to jak chciałaś mnie sprzedać Travisowi.

- Przesadzasz, tylko żartowałam. - zmrużył na mnie oczy, ale odpuścił. Wiedział, że nigdy bym tego nie zrobiła, ponieważ Charlie nigdy nie mówił tego na poważnie.

- Jesteś wolna w piątek wieczorem? Pomyślałem, że wyjdziemy gdzieś z Travisem.

- Pewnie. W sobotę też, więc możecie zaszaleć dłużej.

- Ratujesz mi skórę. Nie chcę zostawiać Zacka samego. Martwię się, co może wymyślić tym razem. Ostatnio przyłapałem go jak próbował wyjść na imprezę.

- Rozumiem, że Ty w jego wieku byłeś grzecznym dzieckiem, a historię jak wymknąłeś się do starszego chłopaka na szybki numerek, zmyśliłam. - uśmiechnęłam się przebiegle.

- Pójdę sprawdzić, czy nie ma mnie w recepcji. - odwrócił się jeszcze zanim wyszedł z pomieszczenia. - Pamiętaj, osiemnasta u nas.

- Ma się rozumieć.

- Kto to był? - kolejny raz podskoczyłam przestraszona. Czy wszyscy muszą się dzisiaj do mnie zakradać?

Cholera. Jak każdy będzie mi tak robił to nie dożyje trzydziestki.

- Nie strasz mnie. - syknęłam.

- A co? Masz coś na sumieniu?

- Jeszcze nie. - zmrużyłam oczy, wpatrując się w mężczyznę. Zrozumiał mój przekaz.

- Kto to był? - ponowił pytanie i kiwnął głową w stronę wyjścia.

- Charlie, właściciel siłowni. Czasami pilnuje jego syna, Zacka, gdy idzie z mężem na randkę. - taka odpowiedź mu wystarczyła, żeby przestał mnie maglować. Zawsze to robił, kiedy jakcyś mężczyźni mnie zaczepiali. Wcześniej nie podobało mu się, że ktoś rozmawiał z jego dziewczyną, ale teraz nie musiał być już taki zaborczy.

- Chodź, przecież obiecałem, że dzisiaj będę Twoim workiem treningowym.

- Nie musisz tego robić.

- Dotrzymuję danego słowa, kociaku.

- Chyba nie zawsze. - powiedziałam cicho, przez co nie usłyszał. - Dobra, ale ubierz koszulkę.

- Boisz się, że będę Cię rozpraszał? - uśmiechnął się bezwstydnie.

- Nie. Jesteś cały spocony. - podniosłam się z ławki i skierowałam się w stronę mat, mijając mężczyznę. - Nie chcę Cię dotykać, kiedy jesteś taki mokry.

- Kiedyś Ci to nie przeszkadzało. - usłyszałam tuż przy uchu jego głos. Momentalnie odwróciłam się, chcąc odpowiedzieć, ale nie sądziłam, że jego twarz będzie tak blisko mojej. Pochylał się, żeby być na tej samej wysokości i uśmiechał bezczelnie. Zatkało mnie. Wszystkie myśli spierdoliły gdzieś, a w głowie miałam tylko pustkę. Moje usta nie chciały wypowiedzieć żadnych słów, a oczy spoglądały w jego.

Po kilku sekundach, które były dla mnie wiecznością, zaśmiał się cicho.

- Żartowałem. Ubiorę się. - tak, boki zrywać. Cholera! Pogrywał sobie ze mną w najlepsze, a ja dawałam się na to złapać. Przymknęłam powieki. Miał prawie tak samo żałosne teksty i żarty jak Nick. Mogliby ze sobą konkurować o pierwsze miejsce.

Nickolas. Przed oczami przemknęła mi jego twarz. Ciekawe, co teraz robi...

Zagryzłam dolną wargę. To nie ma znaczenia. Dołączyłam do czarnowłosego.

- Mieszane sztuki? - zapytał, na co przytaknęłam głową. Nigdy nie ograniczyliśmy się do jednego stylu, ponieważ każdy cios, czy chwyt może nam się przydać w przyszłości, a przez sparing uczyliśmy się znacznie więcej niż na suchej teorii.

Ustawiliśmy się naprzeciwko siebie. Przyjęłam postawę, on uczynił to samo. Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem, ale nie trwało to długo. Uderzył prawym sierpem. Schyliłam się i zaatakowałam pięściami jego brzuch. Oberwał cztery razy zanim się odsunął. Przez parę kolejnych minut wymienialiśmy ciosy, ale przeważnie unikaliśmy ich lub blokowaliśmy. Było to strasznie frustrujące. Wiedziałam, że jego nauczycielem był Ares Shadow, Bóg wojny i jego ojciec. Był zawodowym bokserem i to całkiem niezłym. Odszedł na emeryturę w świetle chwały. Takiej samej niezawodności wymagał od Noah i Nataly.

Cofnęłam się na znaczną odległość, żeby wykonać high kicka, ale złapał moją stopę zanim go kopnęłam. Odepchnął ją, ale nie spodziewał się ataku pięścią. Oberwał w szczękę. Przez siłę uderzenia, głowa odskoczyła mu w bok.

- Layla! - uśmiechnęłam się.

- Nie masz pojęcia jak bardzo chciałam to zrobić. - odpowiedziałam usatysfakcjonowana. Prychnął.

- No dobra. To się zabawimy.

Nie mieliśmy czasu na odpoczynek, czy zwolnienie akcji. Musiałam się pilnować, żeby nie oberwać. Noah szukał błędów w moich ruchach, a gdy je znalazł atakował. Właśnie dlatego kilka uderzeń przyjęłam na brzuch. Czułam obolałe żebra, ale nie poddawałam się, bo Noah dostał znacznie więcej razy.

Kiedy mu się to znudziło sprowadził walkę do parteru. Próbowałam się wyrwać, ale to nic nie dało. Nie lubiłam tego, a Noah zawsze doprowadzał do tego, że leżałam na podłodze, pod nim.

- Dlaczego się uśmiechasz? - zapytałam wkurzona.

- Lubię jak jesteś na dole. - wiedziałam, że robił to specjalnie, ale i tak dałam się sprowokować. Często mówił takie dwuznaczne teksty, podczas sparingów ze mną, przez co irytował jeszcze bardziej.

Musiałam uwolnić się z wysokiego dosiadu, zanim założy mi jakiś chwyt. Siedział na moim mostku i bezczelnie przeciągał to. Złapałam dłońmi jego brzuch, zblokowałam biodra, a stopy wystawiłam na zewnątrz. Przewidział to. Utrzymał się na mnie, a nawet nie pozwolił wykonać jakiegokolwiek dalszego ruchu. Nie miałam zbyt dużego pola do popisu, ale dzięki temu manewrowi nie siedział już tak wysoko. Wypchnęłam biodra do przodu, co nie było proste. Noah ważył jakieś dziewięćdziesiąt kilo, ale udało się. Mężczyzna poleciał do przodu, podtrzymał się rękoma tuż nad moją głową, a ja w tym czasie dłońmi zepchnęłam go jeszcze niżej, co pozwoliło mi wyjąć jedną nogę spod siadu Noah. Zgięłam ją w kolanie i oparłam o udo, tym samym go blokując. Wyjęłam drugą i mocno odepchnęłam, uderzając stopą w brzuch. Nie utrzymał równowagi. Przewróciłam nas, finalnie znajdując się się na górze.

Oddychałam ciężko, a po plecach spływał pot. W dodatku niesforne kosmyki przykleiły się do czoła, co strasznie mnie denerwowało. Byłam zmęczona. Zrzucić z siebie tego dupka, wymagało naprawdę dużo siły i samozaparcia. Nie był pierwszym lepszym przeciwnikiem, dlatego wiedziałam, że w parterze dał mi fory.

- Tak też mi się podoba. - mruknął. - Znacznie się poprawiłaś, nabiłaś mi kilka drobnych siniaków. - znowu ze mnie kpił, chociaż chwilę wcześniej to on dostawał baty.

Cóż, skoro sam się prosił...

- Muszę poprawić włosy. - powiedziałam i puściłam uchwyt, jednak nadal siedziałam na nim okrakiem. Zdjęłam gumkę do włosów i ponownie zebrałam je w dłonie. Niby przypadkiem przesunęłam tyłek z jego brzucha na krocze.

- Co Ty wyprawiasz?

- A nie widać? - ruszyłam się nieznacznie, ocierając się.

- Przestań. - syknął. Jego ręce od razu znalazły się na mojej tali. Próbował mnie powstrzymać, ale przyniosło to odwrotny skutek. Docisnął moje ciało jeszcze bardziej do siebie.

- Sam zacząłeś. - związałam włosy i wstałam, przy okazji kopiąc go lekko w kostkę.

- Jędza. - skrzywił się, łapiąc za nogę.

- Chyba zaczęłam się z nią utożsamiać. - uśmiechnęłam się lekko i ruszyłam do szatni.

Niech nie myśli, że może się bawić ze mną w taki sposób, a ja nie wezmę za to odwetu.




/Kochani! <3 Powracam!! Jak się czujecie? U mnie jest zimno, wieje i chyba zbiera się na deszcz... Czyli idealna pogoda na gorącą czekoladę, koc i książkę ❤️ albo na porządną drzemkę 🙈 Widzimy się za dwa tygodnie 🐇

/Miłego popołudnia 😘

/Piosenka: Tesher x Jason Derulo - Jalebi Baby

/Data publikacji: 17/08/2021

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top