Rozdział 60. Rozpieszczony synek tatusia chce się zabawić?

Nicolas

Wiedziałem. Zmusił ją do tego. Może zagroził.

Widziałem po wyrazie jej twarzy, po jej gestach i tonie głosu. Były chwile, że nie mogłem oderwać od niej wzroku, więc uczyłem się na pamięć jej mimiki, pojawiających się zmarszczek i głupich min, czy nerwowych nutek w głosie. Zbyt często zwracałem uwagę na takie rzeczy, by nie zauważyć jak pokrętnie odpowiedziała na moje pytanie.

Nie zawsze była ze mną szczera, wiedziałem to. Nie miałem jej tego za złe, gdy sam miałem tajemnice, o których nie mogła wiedzieć. Dla własnego bezpieczeństwa. Jednak kiedy do niej poszedłem, chciałem usłyszeć, że to nieprawda, że brukowce to zmyśliły, a ona nadal pozostała wierna mi, pomimo tych cholernych kłótni od kilku tygodni. Od kiedy Nowy Rok zamiast przenieść nadzieję na lepsze jutro, podstawił mi kłody pod nogi i obserwował mój spektakularny upadek, przed kobietą, która zasługiwała na kogoś lepszego.

Chyba naprawdę było ze mną źle, skoro zacząłem w głowie spektakl o nazwie "Nie zasługuje na nią."

Chodziłem nerwowo po pomieszczeniu, myśląc w jaki sposób zakończyć tę szopkę, którą sprzedał Holden światu.

- Uspokój się. Rozumiesz? Ten Twój gorący łeb na nic nam się zda. - naskoczył na mnie Connor.

Kiedy nie zareagowałem, złapał mnie za tył koszuli, gdy przechodziłem obok niego i siłą posadził na kanapie.

- Jak mam się uspokoić, widząc coś takiego z rana? - wskazałem na telewizor. Od kiedy Dylan podzielił się ze światem wspaniałymi wieściami o swojej narzeczonej, nie przestawali o tym mówić.

Connor wyłączył ekran.

- Specjalnie się tym katujesz? Może to lubisz?

- Spierdalaj. To nie jest czas na żarty.

Zamyśliłem się, gorączkowo szukając jakiegoś rozwiązania. Oprzytomniałem dopiero, gdy Connor podstawił mi pod nos telefon, który wibrował.

- Ace do Ciebie dzwoni.

- Co?

Spojrzałem na ekran. Wziąłem go od niego i odebrałem.

- Jestem w mieście. Masz chwilę?

- Co jest? Dlaczego przyjechałeś?

- Layla nie odbiera ode mnie. Nie wiem, co się dzieje, a od rana w każdych wiadomościach trąbią o jej małżeństwie jakby ten Holden był jakiś księciem Anglii.

- To jej przybrany brat. Nie wiedziałeś? - wstałem i podszedłem do okna, nie mogąc usiedzieć na miejscu.

- Wiem, kurwa. Tylko wyjaśnij mi dlaczego? Nie było mnie kilka tygodni, a pierwsze co słyszę po przylocie to takie bzdury. Jak to możliwe?

- Ace... - próbowałem zatrzymać jego potok słów, tylko, że to było jak walka z wiatrakami. Layla miała dokładnie to samo. Kiedy czymś się zdenerwowali, nie szło z nimi dyskutować, dopóki nie skończyli swojego monologu.

- Kiedy zerwaliście? Sądziłem, że chcesz z nią być. Powiedziałeś, że jej nie skrzywdzisz. Zaufałem Ci, kurwa Leith.

- Dowiedziała się. - zdążyłem wcisnąć między jego kolejnymi słowami, on jednak dalej prowadził swoją tyradę, przez co czułem się jeszcze gorzej.

- Zawierzyłem Ci siostrę, palancie. - po tym nastąpiła chwila ciszy. Chyba w końcu do niego dotarło, co powiedziałem. - Kurwa. - wyszeptał. - Niedługo przyjadę i...

W tym momencie usłyszałem pisk opon, a tuż po tym zgrzyt metalu i tłuczenie szkła.

Połączenie zostało przerwane.

Zacisnąłem usta. Ponownie wybrałem jego numer, ale przywitała mnie poczta głosowa.

- Ace, miał wypadek. Prawdopodobnie. Sprawdź, co z nim.

- Co?

- Nie słyszałeś? Sprawdź, co się stało! I zadzwoń do Leona. - nie był zbyt przekonany co do ostatniego, ale nie protestował.

- Jasne. Dopóki nie wrócę, nie rób nic głupiego.

Connor wyszedł w pośpiechu, a ja ponownie opadłem na kanapę.

Co się do jasnej cholery działo?

Po chwili otrzymałem wiadomość. Wiedziałem od kogo ona była.

"Kolejny będziesz Ty."

Skoro tak. Holden dał mi kolejny powód, żeby samemu wybrać się po jego truchło. Gdy zacząłem myśleć nad planem, przypomniały mi się słowa Connora. Jednak zignorowałem jakiekolwiek podrygi mojego rozsądku.

Nawiązałem połączenie do Olivera.

- Znajdź mi Holdena. Wysłałem Ci ostatni numer, z którego pisał.

Zaraz po tym rozmawiałem z Clydem każąc mu się przygotować, razem z Bonnie i Alexieiem.

Twoje dni były policzone Holden.

Podszedłem do biurka, po czym wyjąłem kartkę papieru, kopertę i pióro. Zapisałem kilka zdań, mając nadzieję, że trafią do adresata, a ona zrozumie moje postępowanie, jeżeli nie będę w stanie powiedzieć jej tego osobiście. Zostawiłem kopertę w widocznym miejscu, razem z pierścionkiem i wyszedłem.

***

Oliver nie miał problemu ze znalezieniem Holdena. Dokładnie tak, jakby wcale nie próbował się ukryć. Już wtedy powinienem zwrócić uwagę na ten aspekt. Jednak byłem zbyt wytrwały w dążeniu do celu, który obrałem, co skutecznie stłamsiło jakiekolwiek bodźce niepokoju.

Otoczyliśmy starą leśna chatę. Każdy był gotowy, jak również każdy z moich ludzi rozumiał decyzję, którą podjąłem i w zupełności ją popierali. Gdyby tak nie było, od razu bym ich odesłał.

Zależało im na Layli równie mocno co mi. Nie sądziłem, że tak bardzo ją polubią, a ona da radę z nimi wytrzymać. Na pewno czuli to samo co ja. Ona była jedną z nas i nic tego nie zmieni. Nawet Holden, który zechciał zamknąć ją w złotej klatce małżeństwa.

- To ma być szybka akcja. Zajmiecie się jego ludźmi. Mi zostawcie Holdena. Z rozkoszą wyrwę mu serce.

Oliver coś mruknął, ale nie zrozumiałem go.

- Jak zawsze, Nick. - dodał zaraz po tym.

- Oliver, prześlij mi jeszcze raz informacje na temat tego szefa najemników, których zatrudnił Holden.

Nie wsłuchiwałem, co Bonnie mówiła do Olivera, ale kiedy po kilku chwilach oznajmiła, że straciliśmy z nim łączność, oprzytomniałem.

- Co? To niemożliwe. - szepnąłem i zbliżyłem się bardziej naszego punktu docelowego.

- Nick, co mi tu nie pasuje. Jest za cicho. - mruknęła niezadowolona i niepewna kobieta.

- Siostra, daj spokój, to nie pierwsza taka akcja. - Clyde nie brał na poważnie ostrzeżenia, ja zresztą też nie.

Choć normalnie, nigdy wcześniej czegoś takiego bym nie zrobił. Zawsze słuchałem i respektowałem zdanie każdego członka mojego zespołu, jednak tym razem emocje, a zwłaszcza przyćmiony umysł, nawet nie spróbował rozważyć jej słów.

- Powinniśmy poczekać na Connora. - spróbowała ponownie. - Nick wiesz, że nigdy nie podważałam Twoich decyzji, ale dzisiaj chyba postępujemy zbyt pochopnie.

- Ja idę za szefem. Nieważne, co nas czeka. - dodał Alexiei.

- Bądźcie cicho przez chwilę.

Próbowałem się skupić, ale byliśmy już tak blisko. Nie chciałem się wycofać.

- Wchodzimy, powoli. Zgłaszajcie wszystko, co zobaczycie.

- Oliver na pewno podał nam dobre miejsce? Wygląda jakby było pusto. - stwierdziła Bonnie.

- Zaraz się przekonamy. - odpowiedział Alexiei.

- Clyde, co widzisz? - zero odpowiedzi - Clyde? Bonnie?

- Jestem.

- Widzisz brata?

- Nie. Alexiei?

Znowu nic.

- Bonnie? Wycofaj się. W tej chwili.

- Nie zostawię cię.

- Natychmiast. To rozkaz. - ani nie potwierdziła, ani nie zaprzeczyła. - Bonnie? - nie odezwała się.

Kurwa.

Tym razem nawet gdybym chciał, nie wycofałbym się. Musiałem znaleźć tego gnoja i odbić moich przyjaciół.

Wszedłem do pomieszczenia, ale nikogo w nim nie było. Usłyszałem jakiś kobiecy głos. To była Layla.

Płakała i kwiliła. Prosiła, żeby tego nie robił.

Zmarszczyłem brwi. Niemożliwe, żeby tutaj była.

Podążyłem za dźwiękiem. Na środku pomieszczenia na krześle leżał dyktafon.

W tym momencie przypomniał mi się jej koszmar. Brzmiała podobnie.

Czy on nagrał to, kiedy...? Co za pojebany psychol. Krew mi zawrzała z gniewu i bezsilności jaką czułem, wiedząc, że nie mogłem cofnąć czasu i uchronić ją przed tymi wydarzeniami.

Sięgnąłem po niego i roztrzaskałem o ziemię. Jednak w tym momencie, zwaliło mnie z nóg mocne uderzenie czymś tępym w tył głowy. Ledwo kontaktowałem, ale byłem świadomy tego, co się dzieje.

Czułem, że sadzają mnie na krześle i przywiązują do niego, ale nie mogłem nic zrobić. Byłem bezradny, a żadna część mojego ciała nie chciała mnie słuchać.

Czy byłem zbyt impulsywny i nerwowy? Zdarzało się.

Czy przemyślałem cały plan? Tak sądziłem.

Czy byłem kretynem, który naraził swoich ludzi? Jeszcze jak...

Dałem się złapać.

- Ocuć go. - usłyszałem rozkaz, a po chwili wylano na moją twarz lodowatą wodę. Trochę mnie to otrzeźwiło, jednak nadal dzwoniło mi w uszach od ciosu. Dopiero teraz wyczułem spływającą, gorącą krew po moim karku. Odruchowo chciałem dotknąć tego miejsca, ale ręce również związali. Zamglonym wzrokiem spojrzałem na mężczyznę przede mną, orientując się, że wiedziałem kim był. Dylan Holden.

Pomiot szatana.

- W końcu się spotykamy Nicolasie Leith. Jak to było pieprzyć kobietę, która należy do mnie?

Musiałem się skupić na słowach, które do mnie wypowiedział, co nie było proste. Głowa mi pulsowała jakby co najmniej wybuch w niej granat, a i to byłby przyjemniejsze niż oglądanie jego mordy.

- Layla nie należy do Ciebie. - skrzywiłem się. Wypowiadanie jakichkolwiek słów przyprawiało mnie o większy ból.

- I tu się mylisz. Ona jest moja odkąd ujrzałem ją po raz pierwszy. Natomiast Ty byłeś dogodnym dla niej przerywnikiem, zabawką. Nazwij to jak chcesz, ale to już przeszłość.

- Czego ode mnie chcesz? - choć wiedziałem i tak byłem ciekawy jego odpowiedzi.

Z trudem przełykałem ślinę. Nigdy bym nie pomyślał, że jedno uderzenie rozłoży mnie na łopatki. Chociaż, gdy ujrzałem metalowy pręt na podłodze obok jego nogi, zrozumiałem, że miałem twardszy łeb niż mogło się wydawać.

- Zapewnisz mi rozrywkę. Już dawno nikogo nie torturowałem, prawie zapomniałem jakie to wspaniałe uczucie.

Zaśmiałem się cicho.

- Rozpieszczony synek tatusia chce się zabawić? Jakie to oklepane. Wymyśl coś lepszego.

- Grasz na czas? Nikt Cię tu nie znajdzie. Twój lokalizator nie działa. Czterech Twoich ludzi leży nieprzytomnych w pokoju obok i czekają na swoją kolej. Elijah nie podniesie się z łóżka przez najbliższy tydzień, a Mikael cieszy się miesiącem miodowym na Bali. Kogoś pominąłem? Racja, Twój kumpel Ace. Walczy o życie na sali operacyjnej i chyba nie idzie mu najlepiej.

Szarpnąłem się, choć wiedziałem, że nie poruszę się nawet o milimetr, to był odruch. Zaśmiał się.

- Jesteś porywczy i głupi, Leith. - powiedział z odrazą. - Choć muszę przyznać, że tym razem to moja wina. Dałeś się zmanipulować. Jeszcze ten gnojek zadzwonił do Ciebie w idealnym momencie. Chociaż nie spodziewałem się go w Nowym Jorku.

Przemyślał każdy aspekt.

- Elijah to też Twoja robota?

Przytaknął.

- Po części. Po prostu nawiązałem współpracę, korzystną dla obu stron. Choć muszę przyznać, że oczekiwałem jego śmierci, jednak Sybil uznała, że pozostawienie go Tobie to lepsza decyzja. Miałeś go zabić. Kiedy wspomniała o Waszych relacjach, sądziłem, że to była kwestia kilku minut, po tym jak go zobaczysz. Myliła się.

Nie myliła się. To Layla go uratowała.

- Powinieneś słuchać uwag swoich ludzi. Ta laseczka ze snajperką. - zamyślił się. - Dragon mówił, że ostrzegła Cię, kiedy do niej podszedł. "Chyba postępujemy zbyt pochopnie." Coś takiego? - prychnął. - Jak już się rozliczymy, to dam ją moim chłopcom jako bonus. Nada się.

Zacisnąłem szczęki. Miał na myśli Bonnie.

- Nie waż się jej tknąć.

- Przegrałeś złamasie. - wyjął pistolet. - Skończ z tą wyniosłością, nie możesz zagwarantować jej bezpieczeństwa. Żadnemu ze swoich ludzi. - obnażył zęby w uśmiechu.

Jeden błąd, mój pierdolony błąd pozbawi ich życia. Moich przyjaciół.

Przełknąłem gule goryczy. Czułem jakby to był najgorszy sen z możliwych. Musiałem uratować przynajmniej ich.

- Negocjujmy. - zaproponowałem. - Wiem, że mnie zabijesz. - podniosłem wzrok na jego roześmiane oczy. - Zostaw przynajmniej ich. Nie będą Ci zagrażać.

- Jaką dasz mi gwarancję?

Chciałem powiedzieć, że Connor tego dopilnuje. Jednak uświadomiłem sobie, że jego tu nie było. Nie przyszedł z nami. Gdzie on się podziewał? Miał sprawdzić co z Acem, ale później? Czy Dylan przeoczył jedną osobę? Niedawno wrócił Alexiei, który nie pokazywał się za często wśród ludzi. Przez większość czasu dochodził do siebie, po ostatnich wydarzeniach z Sybil.

Czy to było możliwe, żeby Holden miał przestarzałe informacje? Może sprawdził nasze połączenie, skoro nawet Olivera złapali... Ścieżka dźwiękowa na pewno była zaszyfrowana, ale ilość urządzeń nie. Było nas pięciu razem ze mną, a wspomniał o czterech osobach.

Momentalnie podjąłem decyzję.

- Oliver ich powstrzyma. Ma twardą rękę do rządzenia.

Czy to był blef? Jeszcze kurwa jak. Nie powstrzymałaby żadnego z nich.

- To raczej marna gwarancja.

- Przyprowadź go, wypełni moje rozkazy.

Jeżeli wytrzymam jak najdłużej, istniała duża szansa, że Connor zdąży. Może uda się uratować resztę.

- Zastanowię się. Co byłbyś mi w stanie dać?

- Co za głupie pytanie. Mamy broń jakościowo lepszą niż ten szajs co trzymasz w ręce. Odkupiłeś od wojska, czy może zbierałeś w Iraku to co zostało po osiemdziesiątym ósmym?

Jebnął mi nią w szczękę, dość mocno. Już wcześniej czułem krew, jednak ponownie zebrała się w ustach. Splunąłem, żeby pozbyć się metalicznego posmaku.

- Zastanowię się. - powtórzył wkurzony. - Dragon, podwieś go do sufitu za ręce, zobaczymy jak długo wytrzyma.

Kurwa. Jeżeli zrobią to umiejętnie, co chwilę będę tracił przytomność. Już nie raz sam stosowałem tę metodę. Chciał jak najdłużej mnie torturować, a w ten sposób mógł nawet kilka dni, zadając niesamowity ból.

- Zabawa dopiero się zaczyna, Leith.




/Miśki 💜 Dobra, na lepszy rozruch macie jeszcze jeden xD Mamy już prawie koniec, więc wrzućmy trochę polsatu 😋 Trzy rozdziały i epilog 😱 

/Piosenka: Citizen Soldier - Madhouse

/Data publikacji: 28/02/2023

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top