Rozdział 54. Schowaj swoją dumę do kieszeni.
Layla
Minęło kilka dni odkąd ostatni raz widziałam Nicka. Oczywiście próbował się ze mną skontaktować do czasu aż nie zablokowałam jego numeru. Potem po prostu przychodził do mieszkania moich przyjaciół. Pomimo tego, że Alex jak również Nataly polubili Nicka, poprosiłam ich, żeby kłamali w sprawie mojej nieobecności. Kiedy zauważył, że i takim sposobem nic nie zdziała, przyszedł na kampus. Dlatego dzisiaj wróciłam trzy godziny wcześniej i odpuściłam kolejne zajęcia, żeby na niego nie wpaść.
Włożyłam klucz do zamka i zamiast go przekręcić, po czym otworzyć drzwi, oparłam o nie czoło, wzdychając. Pomimo wszystkiego czego się dowiedziałam, nadal żywiłam do niego takie same uczucia jak wcześniej. To było popieprzone. Doskonale wiedział jak rozkochać w sobie głupią i naiwną kobietę, a ja dałam się złapać w tę pułapkę jak królik zwabiony marchewką.
Jakoś nie potrafiłam poukładać sobie tego w głowie. Nadal kochałam tego drania. Jak mogłam to wytłumaczyć? Jedynym racjonalnym wyjaśnieniem było to, że kompletnie straciłam rozum i powinni mnie zamknąć w psychiatryku.
Weszłam do mieszkania i nie spodziewałam się, że usłyszę nerwowy głos Alexa i Noah. Najwyraźniej stało się coś poważnego. Szybko zdjęłam buty i weszłam do salonu, gdzie obaj przebywali.
- Ani agencja ani mój kontakt nic nie wiedzą. Kurwa. Potrzebujemy czasu, żeby go znaleźć.
- Jaki kurwa kontakt? - zapytał z konsternacją Alex. - Nie pamiętasz już, jak ostatni zdradził całą agencję. Prawie zapłaciłeś za to życiem.
- To nie jest teraz ważne. - machnął na niego ręką. - Sądziłem, że może on namierzył Owena.
Zanim Alex naskoczył na Noah, odezwałam się, zdradzając im swoją obecność.
- Co się dzieje? - zapytałam zdezorientowana. Dopiero, wtedy oboje na mnie spojrzeli, orientując się, że słyszałam ich rozmowę.
Niepewnie popatrzyli na siebie. Noah zaklął siarczyście, natomiast Alex wręczył mi małą, białą karteczkę. Krzywe pismo zdobiło liścik, na którym znajdowały się trzy zdania.
"Śnieżka zapłaci za swoje czyny.
Jeżeli chcecie ją odzyskać, pospieszcie się.
Przyjaciel z Manhattanu"
- Porwali Nataly. - wyjaśnił blondyn.
- To Anderson, prawda? - zapytałam osłabiona. To nie powinno się wydarzyć.
Przykucnęłam, czując mdłości.
Wzięłam kilka głębokich wdechów. Kurwa. Wiedziałam, że powinnam iść z nią, kiedy mi powiedziała, że źle się czuje i wraca, chcąc odpocząć.
- Sprawdzę wszystkie magazyny jakie ma w aktach własności. Przetrząsnę je do ostatniej cegły. - warknął rozwścieczony szatyn.
- A jeżeli zabrał ją gdzieś indziej? Stracimy tylko czas, Noah. Musi być jakiś inny sposób.
- Postawię na nogi cały oddział jeżeli będę musiał. Nawet spod ziemi wyciągnę tego gnoja i odnajdę moją siostrę.
- Najpierw musimy go znaleźć. - zauważył z naciskiem Alex.
To nie będzie takie proste. Nie wiadomo, gdzie się zaszył, a sprawdzenie jego nieruchomości nie gwarantuje, że ukrył się w jednej z nich.
- On może być wszędzie. - mruknęłam przestraszona.
- Wiem jedno. Nie wyjechał z miasta. Gdyby to zrobił, już byśmy go namierzyli.
Skoro to Owen zabrał Nataly, który kierował całym Podziemiem na Manhattanie...
Może Nick będzie coś wiedział. Przecież to nie możliwe, żeby pozwolił mu swobodnie chodzić po Nowym Jorku, kiedy może zdradzić wszystkie sekrety.
- Mam pomysł. - oboje spojrzeli na mnie. Alex z determinacją, natomiast Noah z lekką rezerwą.
Chociaż widząc mnie w takim stanie, sama bym sobie nie zaufała. Momentalnie stanęłam na równe nogi i wyprostowałam się, chcąc być pewniejsza siebie. Tylko, że w tej chwili nie posiadałam absolutnie żadnej. Miałam tylko nadzieję, że przezorność Nicka wzięła górę nad innymi jego cechami.
- Co to za plan? - zapytał sceptycznie nastawiony Noah.
- Skoro to Anderson, mogą być ludzie, którzy znaleźli go wcześniej. Nie był zbyt lubiany. Prawdopodobnie znam kogoś, kto może coś wiedzieć. Dajcie mi godzinę, dowiem się gdzie jest Nat.
- My w tym czasie ruszymy nasze kontakty. - Alex uśmiechnął się zadziornie. - Jeżeli się czegoś dowiesz, daj znać.
Jak na sytuację, wydawał się bardzo spokojny. Jednak wiedziałam, że to tylko nałożona maska, żeby trzymać nas w ryzach. Gdyby i on zaczął panikować, nikt nie myślałby racjonalnie, a uratowanie Nataly zajęłoby nam wieczność. Wtedy moglibyśmy przybyć za późno. Potrząsnęłam głową, żeby wyrzucić z niej czarne myśli.
Już chciałam wychodzić, ale powstrzymał mnie Noah, łapiąc za zgięcie w łokciu.
- Dlaczego mamy Ci zaufać? - zmrużył na mnie oczy jakby czegoś szukał. Prawdopodobnie myślał, że bratam się z wrogiem. Co gorsza, mógł mieć rację. Nicolas właśnie był taką osobą.
- Bo Twoja siostra ma lepszego nosa do ludzi od Ciebie. - odpowiedział za mnie Alex, w międzyczasie stukając coś na komórce. Następnie przyłożył ją do ucha.
- Nie nawal. - spojrzał mi głęboko w oczy. Chciał dodać coś jeszcze, ale finalnie zrezygnował.
Widziałam, że nadal nie był przekonany, ale sam nie miał lepszego pomysłu, biorąc pod uwagę, że wszystko inne zabierze nam za dużo czasu, a mamy go niewiele.
Kiedy poznałam Noah, od razu zauważyłam jak ważna była dla niego rodzina, szczególnie młodsza siostra. Był cholernie nadopiekuńczy względem niej. Żadne słowa nie potrafiły go przekonać, że była już dorosłą kobietą, która przeszła o wiele więcej niż powinna, która przede wszystkim potrafiła się obronić. Z tego, co opowiadała mi przyjaciółka był taki, od kiedy ich rodzicom przestało się układać. Pomimo tego, że różniły ich zaledwie dwa lata, tak naprawdę to on zajął się wychowaniem Nataly.
***
Nie musiałam zbyt długo szukać Nicolasa. Było niewiele sytuacji, kiedy zmieniał swoją codzienną rutynę. W dzień był w biurze i zajmował się całą dokumentacją klubu, natomiast nocą uciekał do Kręgu lub zabijał okazjonalnie innych ludzi, gdy mu się nudziło. Miał idealnie zaplanowany czas, a znajdował go jeszcze dla mnie. Bóstwo, a nie mężczyzna...
Nadal byłam na niego wściekła, po tym czego się o nim dowiedziałam. Potrzebowałam... Sama już nie wiedziałam czego.
Może amnezji?
Potrząsnęłam głową. Musiałam wyrzucić z głowy zbędne myśli. Nie mogłam się teraz rozpraszać. Weszłam do biura Nicolasa.
W tej chwili nie miałam ochoty na niepotrzebne przywitania. Gdy mnie zobaczył, zawahał się na moment i ledwo słyszalnie wyszeptał moje imię. Jednak nie przyszłam tutaj po czułe słówka i wyjaśnienia, więc przeszłam od razu do rzeczy.
- Wiesz, że Nataly to Aleka, prawda? Anderson ją porwał. Jeżeli masz jakieś informacje, lepiej powiedz od razu.
Zacisnął usta w wąską linię. Uciekł wzrokiem w bok, po czym znowu skoncentrował go na mnie.
Wiedział.
- Tylko nie mów, że nadal z nim współpracujesz. - powiedziałam z niedowierzaniem.
- Nie, to już przeszłość. Kiedy wylądował w więzieniu, ojciec odciął się od niego. Mieli się go pozbyć, nie wyszło. Przenieśli Owena do innego więzienia, gdzie nie mieliśmy wpływu na jego dalszy los. Jakieś kilka tygodni temu uciekł.
- Ile tak naprawdę wiesz?
- Sprawa Podziemia na Manhattanie nie była dla mnie tajemnicą. Ojciec był wściekły, że jego domek z kart padł z powodu rodzeństwa Shadow. Co prawda nie wiedział, kim byli dokładnie, a jedynie to, że stali za tym zawodniczka oraz jeden z Liderów tego przybytku. Jednak tuż przed śmiercią zdążył nasłać na nich swoich ludzi. Nie zdziałali wiele. Uciszyłem ich. Dlatego Nataly i Noah byli bezpieczni, dopóki Owen nie uciekł z więzienia. - westchnął zmęczony. Powoli podniósł się z fotela i okrążył biurko, opierając się o jego blat. Obserwowałam go z mieszanymi uczuciami. - Anderson jako jedyny miał awersję do Nataly. Tylko on chciał, żeby zapłaciła za zniszczenie jego azylu. Choć wszyscy inni poszli na przód lub zginęli w więzieniu. Zabijając ją, popchnie Naoh w przepaść. Dwie pieczenie na jednym ogniu. Zemsta idealna.
- Wiedziałeś o tym? - wyszeptałam osłupiała.
- Nie sądziłem, że cokolwiek zrobi. Przez ostatni czas było spokojnie. Mogłem się temu bliżej przyjrzeć. - odparł markotnie. - Jednak od tego czasu, wydarzyło się zbyt wiele bym sam mógł się tym zająć.
- Nie. Wiedziałeś, że to oni byli odpowiedzialni za zniszczenie Podziemia?
- Tak, ale nie miałem zamiaru zaszkodzić im w jakikolwiek sposób.
Byłam zaskoczona. Nie sądziłam, że ktokolwiek by im odpuścił, po tym co zrobili. Znowu ujrzałam go w innym świetle. Nick miał wiele twarzy, ale nie sądziłam, że mógłby im wybaczyć.
Potrząsnęłam głową wyrywając się z letargu. To nie było teraz ważne. Musieliśmy ją znaleźć bez względu na wszystko.
- Gdzie mógł ją zabrać? Nick liczy się czas.
- Jest pewne miejsce. Ostatnio Oliver namierzył starą fabrykę, gdzie się schował.
- Niech wyśle adres Alexowi i Noah. To pilne.
Już chciałam wyjść, jednak mężczyzna zatrzymał mnie, łapiąc za nadgarstek. W bardzo szybkim tempie znalazł się przy mnie. Nawet tego nie zauważyłam.
- Gdzie Ty się wybierasz? - popatrzył na mnie wściekłym wzrokiem.
- Sądzę, że znasz odpowiedź na to pytanie. Idę po przyjaciółkę.
- Daj mi chwilę.
Wyjął telefon i wybrał numer do Connora, mówiąc mu żeby zebrał wszystkich. Później do Olivera, wyjaśniając sytuację. W parę minut załatwił całą ekipę ratunkową. W międzyczasie, gdy kierowaliśmy się na parking, nadal stukał coś w telefonie.
- Alex i Noah dostali adres. - poinformował mnie, gdy wsiedliśmy już do jego samochodu.
Wiedziałam, że nie było sensu kłócić się z nim, czy powinien tam być, czy nie. Po jego spojrzeniu wnioskowałam, że nie puści mnie samej.
Nie rozmawialiśmy po drodze. Czy było niezręcznie? Oczywiście, że tak. Jednak żadne z nas nie miało zamiaru silić się na miłą pogadankę. Zwłaszcza, że nie to było teraz ważne.
Zatrzymał samochód kilkaset metrów przed naszym punktem docelowym.
- Zostaniesz w samochodzie. Cokolwiek by się nie działo, nie ruszaj się stąd. Rozumiesz? - patrzył na mnie poważnie i czekał moją zgodę. - Nie martw się. Przyprowadzę ją.
- Idę z Tobą. - powiedziałam pewnie i spojrzałam w jego ciemne oczy. Zacisnął szczękę, ale nie odpowiedział. Widziałam jak się zastanawiał. - To moja przyjaciółka, nie zostawię jej. Ona też by tego nie zrobiła. - nie chciałam pozostawić mu wyboru. Właściwie to go nie miał. - Dlatego nie licz, że będę posłuszna. - złapałam za klamkę i już byłam gotowa wysiąść z auta, ale Nick złapał mnie za przedramię i zatrzymał na miejscu. - Nie żartuję, nie powstrzymuj mnie.
- Tego się po Tobie spodziewałem. - pochylił się w moim kierunku i otworzył schowek od strony pasażera. Zmarszczyłam brwi, widząc jak wyciąga broń palną. Jedną schował za pasek spodni, natomiast drugą podał mi, ale jej nie przyjęłam. Patrzyłam to na nią to na niego wielkimi oczami.
- Szybki kurs, kociaku.
- Nie nazywaj mnie tak. - syknęłam wkurzona, na co przewrócił oczami.
- Jasne. Patrz uważnie. Odbezpieczasz, celujesz i strzelasz. - zademonstrował mi po kolei każdą czynność, poza wystrzałem. - Masz tylko piętnaście kul, więc licz. Czasami można się zdziwić. - zabezpieczył pistolet i wręczył mi do ręki. - Uważaj na odrzut. Cała siła strzału obciąży Ci nadgarstki, dlatego musisz ją trzymać pewnie, w obu dłoniach. Zrozumiałaś, czy coś powtórzyć?
- Czy to konieczne? - zapytałam trochę przerażona. Pierwszy raz trzymałam w rękach pistolet. Wcześniej widziałam taki tylko w filmach i ostatnio, kiedy przyłapałam Nicolasa na wyrównywaniu porachunków, więc nie byłam przekonana do tego pomysłu.
- Nie wiem na co powinniśmy się przygotować. Jeszcze jedno. Włóż ją do ucha. - podał mi małą słuchawkę bezprzewodową. - W ten sposób będziemy komunikować się z resztą. Możliwe... - chciał coś jeszcze dodać, ale rozdzwonił się jego telefon. Na ekranie widniało imię Connora. Odebrał, po czym przełączył na głośnomówiący.
- Jak wygląda sytuacja?
- Szefie jesteśmy na miejscu. Bonnie ma dwóch ludzi na celowniku przed wejściem. Nie wiemy, ilu znajduje się w środku, ale Aleksiei naliczył trzech kolejnych, na razie.
- Co z Nataly?
- Nie wygląda na ranną, ale jest związana i nie może się ruszyć. Chyba jest nieprzytomna.
Poczułam lekką ulgę i strach zarazem, kiedy to usłyszałam. Co jeśli już jej coś zrobił lub dziecku?
- A Anderson?
- Nie widać go.
- Jasne. Przekaż Bonnie, że niedługo będziemy. Jak nas zobaczy niech zdejmie tych z zewnątrz. Gdy będziemy odpowiednio blisko, przełączymy się na słuchawki.
- Nicolas, jesteś pewny, że to dobre rozwiązanie? Jeżeli to się wyda, wiesz jakie będą konsekwencje.
- Dlatego zróbcie wszystko, żeby do tego nie dopuścić. - poklepałam mężczyznę po ramieniu, dając mu znak, że też miałam coś do powiedzenia.
- Connor, poczekaj. Przekaż reszcie, że pojawi się Noah i Alex. Nie jestem pewna, czy sami. Wtedy wycofajcie się.
- To będzie ciężki dzień. - skomentował i rozłączył się.
- Gotowa?
- Bardziej nie będę. - popatrzyłam na pistolet w swojej dłoni. Czas wyjść ze swojej skorupy. Jeżeli zajdzie taka potrzeba użyję go.
Wysiedliśmy z auta. Rozejrzałam się po okolicy, chcąc zapamiętać jak najwięcej, gdy jeszcze było widno. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, gdy już zajdzie, trudno będzie się poruszać.
Zaczęliśmy kierować się w stronę opuszczonego magazynu. Próbowałam się skupić, ale ciągle rozpraszały mnie myśli o Nat i jej dziecku. Oby byli bezpieczni. Oboje. Nie chciałam wyobrażać sobie, jak zareaguje Alex, jeżeli ponownie przeżyje takie doświadczenie. Prawdopodobnie zafunduje Andersonowi coś o wiele gorszego niż to co zrobił Nick tamtemu barmanowi.
W pewnym momencie Nicolas, stanął przede mną. Złapał mnie w tali i pochylił się, po czym spojrzał mi głęboko w oczy. Chciałam strzepnąć jego rękę z mojego ciała, ale zanim wykonałam jakiś ruch, odezwał się.
- Ostatnia, najważniejsza zasada. Nie celuj mi w tyłek. Broń musisz mieć zawsze opuszczoną w stronę ziemi. Wiem, że nadal jesteś na mnie wściekła i możesz przypadkowo wystrzelić, ale naprawdę nie chce oberwać od własnej dziewczyny. Jak zostanę ranny lub zginę, nie będę mógł Cię chronić. Rozumiesz? Celuj i strzelaj. Tylko nie we mnie. - powtórzył jakby naprawdę sądził, że będę w stanie go trafić.
- Zastanowię się. - wyrwałam się spod jego dotyku i ruszyłam przed siebie.
Jednak zatrzymałam się, kiedy przyswoiłam jak mnie nazwał.
- Dlaczego myślisz, że nadal jesteśmy razem? - kącik jego ust powędrował w górę, jednak nie uraczył mnie odpowiedzią. Wyminął mnie, kierując się w stronę starego budynku.
Arogancki i cyniczny drań! Jeżeli sądził, że tak łatwo mu odpuszczę, to naprawdę był w wielkim błędzie.
Ruszyłam za nim.
Cały teren był ogrodzony. Nicolas wspiął się na bramę, usiadł na samym szczycie i podał mi dłoń. Spojrzałam na niego niedowierzając. Potem na łańcuch i ponownie na niego. Naprawdę sądził, że będę skakać przez płot? Co prawda to nie było dla mnie wyzwaniem, ale jednak.
- Musimy dostać się na drugą stronę. - zauważył oczywistość.
- To mnie dopiero zaskoczyłeś. - odparłam sarkastycznie.
Zdjęłam łańcuch oplatający zamek i otworzyłam bramę. Nie była zamknięta pod kluczem, nawet nie na kłódkę. Nick miał darmowy przejazd na bramie, ale nie był zbyt szczęśliwy z tego powodu. Zręcznie zeskoczył na ziemię.
- Nie komentuj. - uprzedził mnie, gdy tylko otworzyłam usta. Miał rację chciałam mu wypomnieć zerową spostrzegawczość. Zacisnęłam usta, żeby się nie uśmiechnąć.
- Nic nie mówię. - broniłam się.
- Twój wzrok wystarczy. Idziemy. - złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę wraku samochodu. Ukryliśmy się za nim, obserwując wejście. Tak jak powiedział Connor, było ich dwóch przed drzwiami.
- Zdejmij ich. - powiedział Nicolas, ale to nie było skierowane do mnie, a Bonnie, która ukrywała się niedaleko.
- Z miłą chęcią. - usłyszałam jej zadowolony głos w słuchawce.
Prawie od razu ochroniarze padli jak muchy przed budynkiem. Dopiero teraz zrozumiałam, że musiała strzelić ze snajperki. Cieszyłam się, że ta szalona i niesamowicie dobra wariatka była po naszej stronie.
Nick poszedł przodem, natomiast ja trzymałam się kilka kroków za nim.
Cholernie się bałam, ponieważ nie wiedziałam, czego się spodziewać. Anderson był niebezpieczny i pierdolnięty. Przez swoje działania bardziej przypominał jakiegoś psychopatę.
- Jak sprzątniesz jednego, zacznie się jatka, uważajcie. - powiedział Oliver.
- Tylko wtedy, gdy narobimy hałasu. - odpowiedział mu Nick.
- Aleksiei i ja zachodzimy od tyłu. Tu są czystki. - dodał Connor.
Przed nami było okno. Nick kazał mi się zniżyć. Gdy je mijaliśmy, usłyszeliśmy dwa męskie głosy.
- Jak myślisz, po co szef tak się natrudził i porwał tę dziewczynę?
- Mało mnie to obchodzi, dopóki płaci. Niedługo powinien tu być, wystarczy poczekać i kasa sama się robi. - zaśmiał się jeden z nich.
- Dawno nie było tak łatwego zadania. Nawet nie opierała się.
Nick dał mi znak ręką, żebym szła za nim. Prawie klęcząc przeszliśmy pod oknem. Kiedy podeszliśmy do drzwi zerknęłam na ochroniarzy, jeżeli tak mogłam ich nazwać.
- Oni nie żyją? - szepnęłam do Nicka, na co przewrócił oczami.
- Proszę Cię, kociaku. To raczej oczywiste. - spojrzałam na niego, ale wcale się tym nie przejął, wyglądał jakby był już do tego przyzwyczajony, a to podobno ja oglądałam trupy i ich zdjęcia na kryminologii. Czy właśnie tym było jego życie?
Powoli weszliśmy do środka. Dotarliśmy do końca korytarza. Za jednymi z tych drzwi znajdowała się Nataly i musieliśmy odpowiednio wybrać, żeby nie trafić na tych osiłków.
- Na prawo macie dwóch kolesi, na lewo jeden, pilnuje dziewczyny. - tym razem to była Bonnie.
- Uzbrojeni? - szepnął Nick.
- Nie widzę.
- Zdejmiesz ich?
- Nie mogę, nie mam czystego pola.
- Zostaw to mnie. - odpowiedział i skierował się na prawo, ruszyłam za nim.
- Zostań tutaj. - zwrócił się do mnie i nie czekał na odmowę. Uchylił drzwi i spojrzał przez szczelinę. Powoli wszedł, przygotowując nóż w dłoni.
Nie miałam zamiaru czekać, wślizgnęłam się zaraz za nim i schowałam za najbliższym regałem. To musiało być jakieś wielkie stare biuro, choć sądząc po ilości regałów, bardziej przypomniało archiwum. Obserwowałam Nicka przez szczelinę między kartonami. Widziałam jak prawie bezgłośnie pozbył się jednego z nich, zachodząc go od tyłu. Jednak po chwili pojawił się drugi, przygotowując pistolet. Bezszelestnie stanął za Nickiem i wycelował w niego. Usłyszałam dźwięk spustu.
- Kim jesteś?
- Twoim koszmarem. - odpowiedział Nicolas bez zająknięcia.
- Podnieś ręce w górę i wyrzuć nóż.
W tym czasie podeszłam do mężczyzny i przyłożyłam mu kolbą pistoletu w kark. Padł na podłogę. Chyba stracił przytomność. Nicolas skierował się w moją stronę i najpierw spojrzał na porywacza, a później na mnie. Wydawał się zaskoczony.
- Nie wiedziałem, że tak potrafisz.
- Niespodzianka. - odparłam jakby tak miało być, jednak sama byłam zdziwiona. Działałam bez namysłu i chyba tylko dzięki szczęściu, udało mi się go powalić na ziemię, zanim mnie zauważył.
- Miałaś zostać przed drzwiami. Poradziłbym sobie z nim.
- Schowaj swoją dumę do kieszeni. Podobno potrzebuje Cię żywego. - wystawiłam język w jego stronę.
- Nie to miałem na myśli. - westchnął. - Wkurzona jesteś jeszcze bardziej uparta i konfliktowa. - przewróciłam oczami. To było oczywiste.
Brunet odwrócił oprawcę na plecy i obrócił nóż w dłoni.
- Zamknij oczy. - polecił, na co chętnie przystałam, gdy zobaczyłam, że ostrze kieruje w serce nieprzytomnego mężczyzny.
- Dwóch nie żyje. Bonnie, co z tym trzecim?
- Wywabiłem go na zewnątrz. Polubił się z moją pięścią. - to był Clyde. Czyli zebrała się cała paczka Nicka. - Sorki za spóźnienie. Jak się czujesz, dziecinko?
Uśmiechnęłam się, słysząc jego pytanie. Pomimo tego, że Clyde wyglądał jak wielki niedźwiedź i ludzie się go bali, to jego charakter kompletnie tego nie odzwierciedlał. Był takim ciepłym, przyjaznym i troskliwym misiem.
- Będzie lepiej jak już stąd wyjdę z przyjaciółką. - odpowiedziałam szczerze.
- Ktoś się zbliża od zachodu. - poinformowała nas Bonnie. - Dwóch mężczyzn. Connor widzisz ich? Idą w Twoim kierunku. Aleksiei?
Nie odezwali się.
- Kurwa. - mruknął Nicolas.
Ponownie złapał mnie za rękę i poprowadził do pomieszczenia obok, gdzie znajdowała się Nataly. Szarpnęłam się, żeby do niej podejść, jednak mężczyzna nie pozwolił mi na to. Pociągnął mnie w stronę jakiejś starej maszyny. Nie byłam pewna, co tu wcześniej produkowali, ale cieszyłam się, że zostawili te wszystkie urządzenia.
Usłyszeliśmy zamykające się drzwi i kroki, a zaraz po tym męski głos.
- Gdzie są Ci idioci? Jak są potrzebni to nigdy ich nie ma.
- Byliśmy zbyt blisko tego kretyna, nie mogliśmy odpowiedzieć. - tego głosu nie rozpoznałam. Może to był wcześniej wspomniany Aleksiei.
- Pieprzony sukinsyn. - syknął Nick. Zerknął na mnie i wyjaśnił. - Anderson.
Wyjrzałam pomiędzy szparę, ale tak jak sądziłam. Nigdy nie spotkałam go wcześniej.
- Spójrz. - polecił ponuro, wskazując drugiego osobnika.
Podążyłam za jego wzrokiem. Kiedy zobaczyłam kim był drugi mężczyzna, odebrało mi dech w piersi.
/Misiaczki 💜 Wpadam do Was z rozdziałem. Na poprawę humoru i podbudowanie trochę adrenaliny, może ciśnienia. Sami wybierzcie 😉 Dawno nie robiłam polsatu... także ten, ta dam! Jak się postaracie, to może jeszcze w tym tygodniu, pojawi się kolejny 🐇 Miłego wieczorku! 🥰
/Piosenka: MARINA AND THE DIAMONDS - Savages Nightcore
/Data publikacji: 13/02/2023
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top