Rozdział 21. Słodki jesteś, gdy się złościsz.

Nicolas


Siedziałem w rodzinnym domu w kuchni, zajadałem kanapki i popijałem czarną kawę. Powinienem być w tej chwili w drodze do pracy, ale po nocnym incydencie, nie porozmawiałem należycie z Serife. Wiedziałem, że jeżeli jej odpuszczę, taka sytuacja może się powtórzyć. Lubiła uprzykrzać mi życie. Nadszedł czas by się odwdzięczyć.

Spojrzałem na ekran telewizora. Nienawidziłem hiszpańskich telenoweli, ale nasza gosposia pochodziła właśnie z tego kraju i jakakolwiek zmiana kanału skutkowała spalonym obiadem. Pomimo tego, bardzo ją lubiłem i pracowała dla nas od wielu lat. Nie potrafiłbym jej zwolnić.

Gdy w końcu pojawiła się moja siostra, najpierw zatrzymała się w progu i spojrzała zdziwiona. Może nawet trochę przerażona. Czy ona coś ukrywała?

- Przyjechałeś rano?

- Nie. Było późno jak skończyłem z Riderem, więc zostałem. Chciałem porozmawiać o wczoraj. - westchnęła cierpiętniczo i podeszła do ekspresu do kawy. Ustawiła kubek, po czym wybrała swoją ulubioną latte. Wiedziałem, że przeciągała finalną rozmowę, a ja na to pozwoliłem.

- Gdzie Selena? - miała na myśli gosposię. Sądziła, że w jej obecności nasza rozmowa okaże się przyjemniejsza.

Rozejrzała się, jakby kobieta miała magicznie pojawić się w pomieszczeniu.

- Wybrała się po zakupy. Niedługo powinna wrócić.

Dopiero, gdy jej napój był gotowy usiadła naprzeciwko mnie przy wyspie.

- Wiem, że to było głupie. - zaczęła niepewnie, patrząc na blat.

- Dobrze, że zauważyłaś. - zadowolony przytaknąłem głową. Jednak domyślałem się, że gdybym nie ukarał Olivera i Ridera, to nadal nie zauważyłaby wagi swojego wybryku.

- Nie bądź sarkastyczny, Nick. Naprawdę zrozumiałam swój błąd. - krótko zerknęła na mnie.

- Przez Ciebie musiałem odwołać moje plany. Myślisz, że ja byłem zadowolony?

- To dlatego jesteś taki zły?

- Nie. Jestem wściekły, bo mnie nie posłuchałaś. Oszukałaś Olivera i Ridera. Poszłaś do Red Bird, nie myśląc o konsekwencjach. Naprawdę sądzisz, że byłbym zły z takiego powodu?

- Przeprosiłam.

- To bardzo ładnie z Twojej strony.

- Traktujesz mnie jak dziecko! - uderzyła pięścią o blat i spojrzała na mnie prowokująco.

- Ty jesteś dzieckiem. Właśnie takim zachowaniem udowadniasz swoją infantylność. Jesteś niedojrzała i nieodpowiedzialna. Jeżeli nie zmienisz swojego zachowania, ja też nie zmienię ograniczeń, które Ci nałożyłem, Serife.

- Nick! - zacisnęła szczęki, jednak zdawała sobie sprawę, że była na przegranej pozycji. Wiedziałem, że była zdolna walczyć o swoje, ale tym razem było inaczej. Wszystko, co wydarzyło się do tej pory, było z jej winy. - To już się nie powtórzy. - dodała łagodniej.

- Zbyt długo Cię znam, żeby nie wiedzieć, że wpadniesz na kolejny durny pomysł. Właściwie po jaką cholerę tam poszłaś?

- Sama nie jestem pewna. Anna mnie namówiła. Twierdziła, że będzie fajnie. - skrzywiła się.

- Powinnaś lepiej dobierać przyjaciół, a nie trzymać się takich, co zostawiają swoich.

- To nie mafia, że musi oddać za mnie życie. - wyrzuciła ręce w górę, sfrustrowana.

- Bronisz jej? Myślałem, że nauczyłem Cię jakiś wartości w życiu.

- Nie bronię, ale ona mnie rozumie. Wie, co to znaczy żyć w takiej rodzinie. Gdzie pilnują Cię na każdym kroku, a jak nie, to mogą Cię zabić. Przez siedemnaście lat nie zaznałam zbyt wiele normalności, Nick. Na własne oczy widziałam więcej śmierci, niż ludzie powinni przez całe swoje istnienie. - dojrzałem iskierki gniewu w jej oczach. Nigdy nie podobało jej się to czym zajmował się ojciec, czy jej bracia, ale nikt nie miał wpływu na to, gdzie się urodził. Powinna to w końcu zaakceptować.

- Może czas dorosnąć, siostro. Nie zmienisz tego. Albo zmierzysz się z tym i staniesz się silna albo wróg wykorzysta Twoją słabość i pozbawi Cię życia. - ostatnie słowa z trudem przeszły mi przez gardło. Nie potrafiłem sobie tego wyobrazić. Nie. Nawet nie chciałem. Jednak taka była nasza porąbana rzeczywistość. - Będziesz miała sporo czasu na przemyślenia i treningi z samoobrony, które ostatnio odpuściłaś. Masz szlaban na miesiąc. Wychodzisz do szkoły i od razu po niej wracasz do domu. Żadnych imprez. Rozumiesz?

- Miesiąc? - jej oczy stały się większe. - To chyba trochę za dużo. Nie sądzisz?

- Podbijam. Dwa miesiące. - do kuchni wszedł Mikael.

- Może od razu trzy? - zapytała podburzona. - Po co się tak rozdrabniać?

- Sprzedane! - krzyknął zadowolony.

- Dla Ciebie to taka dobra zabawa, Miki?

- Wyborna. Utrudnianie życia mojej młodszej siostrze. - sądząc po jego humorze, nie słyszał wyznania Rif.

Rozsiadł się obok mnie i podkradł mi jedną kanapkę.

- Jesteś zbyt surowy dla naszej małej, rozpieszczonej księżniczki. Nigdy nie dostała szlabanu. Nie będzie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. - uśmiechnął się cynicznie.

- Tam jest lodówka, a tam pieczywo. - wskazałem palcem wymienione przedmioty.

- Przecież wiem. - odpowiedział jakbym stwierdził oczywistą rzecz.

- To rusz dupsko i sam sobie zrób, a nie podkradaj mi moje żarcie.

- Halo? Rozmawialiśmy o mnie. - Serife pomachała ręką, chcąc zwrócić na siebie uwagę.

- Dobre, co w tym jest? - mlasnął z jedzeniem w ustach.

- Salami, ser i sałata. - chciałem go upomnieć, żeby nie mówił z pełnymi ustami, ale uznałem, że nie ma to większego sensu.

- Do tego jeszcze ostra papryka i byłbym w niebie.

- Yhh... Nienawidzę Was. - Mikael zachichotał na te słowa.

- Do usług, siostrzyczko. - pochylił głowę jakby oddawał cześć królowej. - Twój uniżony sługa, spełni każdą Twą prośbę.

- Wypchaj się, błaźnie.

- Kochana jak zawsze. - posłał jej buziaka w powietrzu, na co przewróciła oczami. Założyła ręce na piersi, a jej błękitne oczy ciskały gromy w Mikaela, ale nie przejął się tym zbyt pochłonięty jedzeniem i oglądaniem wiadomości.

- Zobacz. - brat szturchnął mnie i wskazał na ekran telewizora.

Właśnie wyświetlali nagranie z podpalenia. Nawet wiedziałem, gdzie miało ono miejsce. Straż pożarna gasiła ogień, który rozprzestrzenił się po barze. Słabo im to szło, ale przynajmniej nie przedostał się na inne budynki.

"Wczoraj w nocy około godziny trzeciej wybuch pożar w pubie o nazwie Red Bird. Oprócz jednej osoby, właściciela tego miejsca, nikogo nie było w środku. Więcej o tym zdarzeniu w wieczornym wydaniu faktów.". Usłyszałem głos prezenterki. Po tych słowach przeszli do morderstwa studentki. Pokazali jej zdjęcie, była bardzo podobna do poprzedniczki. Miała blond włosy, niebieskie oczy i drobną posturę. Jednak nie było dane mi wysłuchać szczegółów, gdy siostra zabrała głos.

- To Wasza sprawka, prawda? - Serife spojrzała na nas oburzona. - Powiedziałam, że nic się nie stało. Dlaczego podpaliliście to miejsce?

- Nie wierzę Ci. - odparłem. Wiedziałem, że kłamała, ale to nie miało znaczenia. Lloyd dostał za swoje.

- Czy moje zdanie, nic dla Ciebie nie znaczy? Słuchasz mnie chociaż czasem? - zapytała zirytowana.

- Powiem więcej. Słucham, przetwarzam i analizuje.

- Rif. Daj spokój. Mówisz tak jakbyś nie znała naszego kochanego, aczkolwiek mściwego braciszka. To i tak było nic w porównaniu do tego, co mógł jeszcze zrobić.

- Dobrze, że masz o mnie tak wygórowane zdanie. - mruknąłem. - Pamiętaj o tym, kiedy Ty coś spieprzysz. - tym razem to ja zostałem zignorowany.

- No tak, wyleciało mi z głowy, że Nicolas to maszyna do zabijania i nie zwraca uwagi na nikogo. - przewróciła oczami.

- Dlatego młoda damo, następnym razem weź pod uwagę ten aspekt, jeżeli będziesz chciała broić. - odparł żartobliwym tonem.

- Jesteście siebie warci. - mruknąłem zrezygnowany.

Zabrałem puste naczynia i odłożyłem je do zmywarki.

Wyjąłem z kieszeni nóż Serife. Wcześniej wyczyściłem go z krwi i może nie powinienem, ale miałem zamiar zwrócić go właścicielce.

- Pamiętaj, szlaban na miesiąc. Może za dobre sprawowanie, wyjdziesz na imprezę za dwa tygodnie. - położyłem nóż na blacie obok jej kawy. - Wykonałaś dobrą robotę z Lloydem. Jednak mam nadzieję, że nie będziesz go więcej potrzebować.

Wyszedłem z pomieszczenia zostawiając obrażoną Serife i rozbawionego Mikaela. Dobrze, że chociaż on miał dobry humor.

Po dwóch dniach od tego zdarzenia dostałem wezwanie na komendę policji. Wiedziałem, dlaczego chcą mnie przesłuchać, byłem w Red Bird kilka godzin przed zdarzeniem. Jednak byłem pewny, że nic na mnie nie mieli.

Zaprowadzono mnie do pokoju przesłuchań, co najmniej jakbym był podejrzany.

- Leith, widzimy się ponownie.

- Corso. - podałem mu dłoń, na co uścisnął ją mocno. - Powinienem wykupić kartę stałego klienta, komisarzu.

- To nie są żarty. Zawsze jak coś dzieje się w mieście, widzę Ciebie. Dlaczego tym razem się spotykamy?

- Sam jestem ciekawy. - popatrzył na mnie groźnie.

- Pewnie już słyszałeś, że Jake Lloyd nie żyje. Zmarł siedemnastego października. Gdzie byłeś tego dnia w godzinach między 21, a 23.

- Wyszedłem z pracy, spotkałem się z dziewczyną, a potem poszliśmy do mnie.

- Szczegóły. Jak się nazywa? Gdzie pracuje?

- Layla Solberg. Jest studentką, dorabia w kawiarni Sunrise.

- Czy może potwierdzić Twoją wersję?

- Oczywiście. - przytaknąłem. Chociaż miałem nadzieję, że nie będzie z nią rozmawiał.

- Skoro tak, to wytłumacz mi dlaczego o godzinie 23:39 kamery zarejestrowały jak wchodzisz do baru Red Bird?

- Byłem odebrać siostrę, trochę wypiła. Myślałem, że to było już po północy.

- No dobra. Co było później?

- Zawiozłem ją do domu. Było już późno, więc zostałem tam do 8 lub 9 rano. - skrzywił się cierpko, jakby taka wersja wydarzeń mu nie odpowiadała. - Skoro kamery nagrały jak wchodziłem, to powinny również zarejestrować, o której wychodziłem stamtąd.

- Tak, tylko, że wyszedłeś sam. - czekałem na to zdanie.

- Oliver Berserk, mój przyjaciel zabrał ją wcześniej, bo spotkałem kumpla. Jake'a Lloyd'a. Zamieniliśmy parę zdań, ale był tak pijany albo naćpany, że ledwo kontaktował.

- Zauważyłeś tam coś podejrzanego?

- Nie. Wszystko wydawało się w porządku.

- Lloyd mówił coś o jakiś porachunkach, może bał się?

- Jak już wspomniałem był pod wpływem. Wydawał się rozluźniony.

Kolejne pytania były o naszą rozmowę, na które również gładko odpowiedziałem. Gdy skończyły mu się pomysły, podziękował za rozmowę, aczkolwiek zrobił to niechętnie. Nie był zadowolony, że nie wniosłem nic do śledztwa. Odprowadził mnie do drzwi i dodał.

- Leith, w końcu popełnisz błąd, a ja Cię dopadnę. Wtedy nie będzie litości.

***

Kolejny raz uderzyłem w worek. Od paru dni chodziłem wściekły i w żaden sposób nie mogłem się pozbyć tych emocji. Corso nie strzępiłby na mnie ryja, gdyby nie miał jakiś podejrzeń, czy dowodów. Nie wiedziałem tylko do czego mógł się dokopać.

Po chwili poczułem klepnięcie w ramię i mimowolnie zamachnąłem się ręką. Gdyby nie refleks Mikaela i to, że w ostatniej chwili schylił się przed uderzeniem, właśnie zbierałby swoje zęby, a tak musiał tylko dupsko z podłogi.

- Życie Ci niemiłe? - zapytałem, podając mu dłoń. Postawiłem go na równe nogi. W tym czasie wyjąłem słuchawki z uszu.

- Connor powiedział, że Cię tu znajdę.

- Jeżeli masz to mnie jakąś sprawę to nie teraz. Chyba, że chcesz powalczyć. - kiwnąłem głową na ring. Spojrzał w tym kierunku i zastanawiał się, czy opłaca mu się stanąć naprzeciw mnie.

- Normalnie nigdy bym tego nie zrobił, lubię, gdy mój nos jest prosty, ale chce pogadać.

- Co to za sprawa niecierpiąca zwłoki? - ruszyłem po rękawice.

- Moje małżeństwo. - przystanąłem w półkroku. Obróciłem się w jego kierunku, spoglądając z niedowierzaniem. Jednak widząc jego twarz, wiedziałem, że nie żartował.

- Twoje, co? - zapytałem zdziwiony. - Oszalałeś do reszty?

- Jeszcze nie. Chyba. - pokręcił głową. - Posłuchaj, Nick. Dziadek spisał Elijah na straty. Jedynymi, którzy mogą przedłużyć linię krwi rodziny Leith jesteśmy my. On o tym dobrze wie.

- To niczego nie zmienia, dzieciaku.

- Dziadek Ci nie odpuści. W końcu będziesz musiał się ożenić. Dzięki mnie, zyskasz trochę czasu. - może i miał rację, ale nie potrafiłem uwierzyć, że zrobiłby coś takiego. Nie miał żadnego powodu by ułatwić mi życie. Chociaż od jakiegoś czasu był inny względem mnie. Mniej obcesowy.

- Dlaczego?

- Dużo myślałem. - uniosłem jedną brew w górę. - Nie komentuj. Dziadek myśli tylko o przedłużeniu rodu oraz o wypełnieniu wszystkich warunków z testamentu ojca. Wciśnie Ci w ramiona jakąś młodą owce. Wiesz o tym. To tylko kwestia czasu.

- Nie chce tego słuchać.

- Ale...

- Wskakuj na ring.

- Cholera. - mruknął niezadowolony. - Ale oszczędź mnie trochę. Katuj Ridera, on ma przynajmniej predyspozycje do tego. - uśmiechnąłem się, jednak niczego nie obiecałem.

Po krótkiej rozgrzewce, stanęliśmy naprzeciw siebie. Nie pamiętam już, kiedy ostatnio urządziliśmy sobie sparing, ale zdałem sobie sprawę, że odpuścił treningi. Wolniej reagował i nie wkładał w to tyle siły, ile pamiętałem, że mógł.

- Szybciej młody. Blokuj. - wystosowałem prawy prosty, potem lewy. Atakowałem tak długo, dopóki nie zepchnąłem go do lin ringu. - Co jest? Coś taki słaby?

- A może po prostu Ty jesteś silniejszy? - wysapał zmęczony.

- Oliver ostatnio radził sobie lepiej niż Ty, bracie. - wiedziałem, że tym go zdenerwuje. Zaatakował mnie hakiem, ale zdążyłem odepchnąć jego pięść.

- Widzę pewną poprawę. - uderzył prostym w moją blokadę. - A może jednak nie. - uśmiechnąłem się perfidnie.

Znowu wymienialiśmy ciosy, ale widziałem, że słabł. Parę razy oberwał w żebra i twarz, podobnie ja. Dopiero się rozkręcałem, ale Miki miał już dość. Po ostatnim lewym haku upadł.

Podałem mu dłoń i pomogłem wstać.

- W porządku? - pomasował szczękę.

- Przeżyje. Jednak już wiem, że gdy jesteś wkurzony lepiej nie wchodzić Ci w drogę. - uśmiechnął się jakby to nie on przed chwilą leżał na łopatkach.

- I tego się trzymaj. - oddałem gest. Lubiłem spędzać z nim czas, może teraz będzie trochę więcej okazji. 

Zeszliśmy z ringu. 

- Rif nadal wściekła?

- Trochę jej przeszło, kiedy ją pochwaliłeś, ale miała iść dzisiaj do kina z Oliverem, więc dalej jest rozgniewana. - wzruszył ramionami. - W końcu zrozumie, dlaczego robisz to wszystko. Może będzie potrzebowała mniej czasu ode mnie. Jest mądrzejsza.

- Zdarza jej się.

Czy to oznaczało, że mi wybaczył? Gdy chciałem się upewnić, jakieś dziecko okrążyło nas i ukryło się za moimi nogami.

- Hej mały? - bardziej zapytałem niż przywitałem się. - Co robisz?

- Ciiii, chowam się. - dość słaba kryjówka, ale nie skomentowałem.

- Theo, wracaj do sali zanim trener Alex się zdenerwuje. - usłyszałem słodki głos Layli. Podniosłem wzrok na kobietę przede mną. - Nick?

- Cześć kociaku. - uśmiechnęła się, ale szybko straciła mną zainteresowanie, gdy chłopiec próbował uciec. Złapała go za ramiona i spojrzała srogo.

- Dlaczego uciekłeś?

- Nie lubię walczyć. - odpowiedział oskarżycielsko jakby to ona kazała mu to robić. - Tata mnie tutaj zapisał, ja chciałem iść na balet. - jej twarz momentalnie złagodniała.

- Rozumiem, ale nawet nie spróbowałeś. To Twoje pierwsze zajęcia. Boks może okazać się fajniejszy niż sądzisz. Nie musisz nikogo bić. - nadal nie wydawał się przekonany. - Umówmy się na pięć zajęć, jeżeli Ci się nie spodobają porozmawiam z Twoim tatą o lekcjach baletu. Stoi?

- Naprawdę? - przytaknęła głową, na co twarz dzieciaka pojaśniała. - Dobra.

- Theo, szukam Cię po całym budynku. Co jest? - zbliżył się do nas Rodriguez. Nie sądziłem, że wpadniemy na siebie przed walkami w Kręgu.

- Zostawiłeś grupę bez opiekuna?

- Travis ich pilnuje. O, Nick dobrze Cię widzieć. - uścisnęliśmy sobie dłonie, a w tym czasie dziecko uciekło do drugiej sali.

- To Mikael, mój brat, Layla i Alex. - wskazałem po kolei, aby ich sobie przestawić.

- Słyszałem, że spotykasz się z Laylą. - wypalił Alex, na co oberwał z pięści w ramię od dziewczyny. Nie sądziłem, że jest taki bezpośredni. - Tylko spróbuj ją zranić... - blondynka zakryła mu dłońmi usta.

- Zamknij się. Nie potrzebuję psa stróżującego. - zaczęła go wypychać w stronę, gdzie uciekł dzieciak. - Miło było poznać, ale na nas już pora. Do zobaczenia.

- Leith. Nie żartowałem. - dodał na odchodne.

- Idź już lepiej. - blondynka popchnęła go jeszcze mocniej, na co się zaśmiał.

Uśmiechnąłem się, widząc zdenerwowaną twarz Layli. Z pewnością nie lubiła, gdy ktoś wtrącał się w jej życie, ale tacy byli przyjaciele.

Patrzyłem jak odchodzi i seksownie rusza tyłkiem. Ślicznie prezentowała się w kolorowych legginsach i sportowym staniku, ale o wiele bardziej podobała mi się w tej czarnej sukience z imprezy, a jeszcze lepiej wyglądała bez niej. Choć byliśmy w stałym kontakcie, to nie widziałem jej od niedzieli i nie potrafiłem odwrócić od niej wzroku.

- Nie mogłeś od razu po nią zadzwonić, tylko od kilku dni wyżywasz się na wszystkich dookoła? - zapytał Mikael z uśmiechem na ustach.

- O czym mówisz?

- A jak Twoja złość, kutasie? Przeszło, prawda?

- To dlatego, że walczyliśmy jeszcze przed chwilą.

- Nie myśl, że w to uwierzę. Connor pokazał mi jej zdjęcie. To ją mamy chronić. Zwykłą dziewczynę.

Dlaczego wciąż to powtarzali? Najpierw Connor, a teraz Miki. Może i nie należała do naszego świata. Możliwe, że nie miała o nim pojęcia, ale z pewnością nie nazwałbym jej zwykłą. Miała w sobie coś zniewalającego.

- Skoro wiesz, to wykonuj swoje zadanie porządnie. - spojrzałem na niego twardo, na co przytaknął głową.

- Każdy z moich ludzi, wie jak wygląda i mają na nią oko. Jeżeli chodzi o moje małżeństwo... - przerwałem mu, ponieważ nie mogłem słuchać tych bzdur.

- Dobrze się nad tym zastanów. Wrócimy do tej rozmowy.

- Nie zmienię zdania. Pomyśl o tym.

Ruszył do szatni, natomiast na wróciłem do worka. Czas nadrobić zaległości z opuszczonych treningów.

***

Poczekałem, aż Layla skończy swoje ćwiczenia i pójdzie do szatni. Gdy wyczułem odpowiedni moment złapałem ją za rękę i wciągnąłem we wnękę w ścianie.

- Nick? - nie odpowiedziałem, pocałowałem ją. - Niesforny wilczek. - mruknęła w moje usta. - Wiesz, że tu są kamery? Jak Charlie nas zobaczy to nie da mi żyć.

- Kto to Charlie? - zmrużyłem oczy. Kolejny facet? Wiem, że była śliczna, ale przyciągała do siebie zbyt wielu mężczyzn.

- Właściciel siłowni i mój przyjaciel. Jak zobaczy mnie z Tobą, będę miała przesłuchanie życia. - te słowa też mnie nie uspokoiły.

Kto to był, do cholery?

- Dlaczego miałabyś mu się tłumaczyć? - mnie pozostawało coraz mniej cierpliwości, ale ona wyglądała jakby się świetnie bawiła grając na moich nerwach. Z pewnością podniosła mi ciśnienie i nie zamierzała przestać.

- Lubi słuchać o przystojnych mężczyznach. - przymknąłem oczy, czując się głupio. Zrozumiałem, co miała na myśli zanim dodała. - Ma męża, zazdrośniku.

- Jeszcze nie widziałaś mnie zazdrosnego. I nie chcesz zobaczyć. - przesunąłem dłonie na jej talię.

- Dlaczego? Słodki jesteś, gdy się złościsz.

- Niewielu ludzi podziela tę opinię.

- Może nie potrafią tego dostrzec, albo są zwyczajnie ślepi? - raczej nie mogli tego zauważyć, zważając na sytuacje w jakich się wtedy znajdowali, ale przemilczałem.

Oparła dłonie na moim brzuchu i powędrowała nimi w górę, po klatce piersiowej, szyi, karku. Pociągnęła mnie za końcówki włosów, po czym wplotła w nie palce.

- Słodki, niesforny wilczek. - przyciągnęła mnie bliżej siebie.

- I zazdrosny. - dodałem miękko z uśmiechem, na co przytaknęła głową. Pocałowała mnie w usta jakby chciała przypieczętować te słowa. Oderwaliśmy się od siebie dopiero na czyjeś chrząknięcie.

- Tu są również dzieci, wynajmijcie sobie pokój w hotelu. - zwrócił nam uwagę średniego wzrostu blondyn w kolorowej koszulce i sportowych, czarnych spodniach.

- Cześć Charlie. - przywitała się Layla. - Dobrze Cię widzieć. - nie odsunęła się ode mnie. Natomiast mężczyzna zbyt długo przyglądał się miejscu, gdzie znajdowały się moje dłonie.

Jego mina wyrażała niezadowolenie. Jednak nie wiedziałem, czy bardziej chodziło o scenę na jakiej nas przyłapał, czy może o to, że spotykałem się z jego przyjaciółką, a sądząc po jego zachowaniu, nie wiedział o tym.

- Mam Cię na oku, słońce. - te słowa nie były skierowane do blondynki, a do mnie.

Po tym odszedł, jednak nadal miałem dziwne uczucie, że nie przepadał za mną.

- Nie polubił mnie, prawda?

- To nie tak. Uważa, że mam kiepski gust do facetów, ponieważ każdy, z którym się spotykałam zranił mnie. - a ja będę kolejnym. Uświadomiłem sobie i cholernie nie spodobała mi się ta myśl. Jednak szybko wyrzuciłem to z głowy. - No i nic mu nie powiedziałam. To wystarczająca zbrodnia. - przytaknąłem głową w zrozumieniu. Musieli być naprawdę blisko.

- Może kolacja wieczorem? - zapytałem, spoglądając w jej roześmiane, intensywnie zielone oczy.

- Czemu nie. Gdzie chciałbyś wyjść?

- Nie. Ja coś zrobię. Spotkamy się w moim apartamencie.

- Już nie mogę się doczekać. - pomimo tego, że stając na palcach mogłaby na spokojnie dosięgnąć moich ust, nie zrobiła tego. Pociągnęła mnie za kołnierz w dół i skradła kolejnego buziaka.

To akurat było urocze. Ta jej namiastka kontroli nade mną.

- Widzimy się później. - odeszła, oglądając się za siebie, po tym znikła w szatni.

W takim razie, czas zrobić zakupy.

***

Gotowałem makaron i sos bolognese. Nie założyłem jeszcze koszuli, żeby jej nie pobrudzić. Chodziłem w czarnym fartuszku i jeansowych spodniach. Natrudziłem się, żeby znaleźć w szafie takie w niebieskim kolorze. Większość moich ubrań było czarnych, w dodatku eleganckich. Było niewiele okazji, gdy mogłem ubrać się swobodnie.

Gdy usłyszałem dzwonek, zdjąłem z siebie fartuch i otworzyłem drzwi.

- Często chodzisz bez koszulki? - przekrzywiona głowę i przyglądała się mojemu ciału, jakby chciała je na długo zapamiętać.

Przekroczyła próg apartamentu i przywitała się pocałunkiem w policzek.

- Zdarza się.

- Powinieneś częściej. - dotknęła dłonią mojego brzucha, a mnie przeszły iskry po całym ciele.

Zdjęła kurtkę i udała się w stronę kuchni. Podążyłem za nią.

- Czyli potrafisz gotować? - usiadła na blacie.

- Radzę sobie. Jakoś nie ufam lokalnym restauracją. - wręczyłem jej kieliszek z winem. - Białe, półsłodkie.

- Przygotowałeś się. - upiła łyk, po czym odstawiła szkło na blat obok siebie. - Czym jeszcze mnie dzisiaj zaskoczysz?

- Świetnym posiłkiem.

- Jesteś bardzo pewny siebie. - wziąłem łyżkę i nabrałem trochę sosu.

- Spróbuj. - pochyliła się i skosztowała odrobinę. Dokładnie obserwowałem ruch jej warg.

- No dobra. Masz podstawy do przechwalania się. - uśmiechnęła się zaczepnie. - Twoja siostra Serfie, wszystko z nią w porządku? - zapytała przypominając mi powód, dla którego ostatnio musieliśmy się rozstać.

- Tak, wymknęła się na imprezę, ale w porę ją znaleźliśmy.

- Taka już chyba natura nastolatek. Przeciwstawiają się władzy. Ja też uciekałam na domówki. - wzruszyła ramionami.

- A miałem Cię za porządną dziewczynę. - zmrużyłem oczy.

- Pozory mylą. - uśmiechnęła się, udając niewiniątko. Jednak jej wyraz twarzy zmienił się po chwili. Chciała coś powiedzieć, ale wyglądało na to, że nie wiedziała od czego zacząć. - Wiesz, rozmawiała ze mną dzisiaj policja. Wypytywali o Ciebie. O to czy byłeś ze mną w ten dzień. - westchnąłem.

- Mam nadzieję, że się nie przestraszyłaś. - pogłaskałem ją po policzku kciukiem, podtrzymując palcem wskazującym linię szczęki. - Właśnie stamtąd odebraliśmy Serife. To było parę godzin przed pożarem. Mnie też przesłuchiwali. Sprawdzali, czy widziałem coś dziwnego.

- Chcieli, żebym potwierdziła Twoją wersję. Zrobiłam to, ale ten policjant był specyficzny. Chyba z trzy razy pytał, czy jestem tego pewna, a na koniec dodał, że składanie fałszywych zeznań jest karalne. - spojrzała niepewnie w moje oczy. - Jesteś jednym z podejrzanych?

Cholera. Oczywiście, że tak. Nie powinienem wspominać, że tego wieczoru byłem z nią. Chociaż gdybym to ukrył, a Corso dowiedział się, byłby jeszcze gorzej.

- Nie mogą niczego wykluczyć. Prawdopodobnie przesłuchiwali wszystkich. Nie martw się, gdy wybuchł pożar już mnie tam nie było. - przytaknęła głową.

- Dobrze, że nic Wam się nie stało. - uśmiechnęła się słabo. - Martwiłam się. Nic mi nie powiedziałeś.

Stanąłem między jej nogami i powędrowałem dłońmi w górę jej ud.

- Przepraszam. - pochwyciłem jej spojrzenie. - Nie jestem przyzwyczajony do dzielenia się informacjami z mojego życia. Poprawię się. - lepiej było okazać skruchę niż napomnieć, że wyleciało mi to z głowy lub sądziłem, że policja nie przyjdzie do niej. Ona nie uważała, że byłem odpowiedzialny za ten incydent. Chodziło jedynie o to, że nic na ten temat nie wspomniałem.

Pocałowałem ją w czoło. Widziałem, że się uspokoiła, co i mnie pozwoliło odetchnąć.




/Miśki 💙 Powoli wracam do pisania, choć ciężko mi się skupić, dlatego mogą powić się błędy, za co strasznie przepraszam 😓  Próbowałam je wyłapać, ale możliwe, że nie wszystkie.  Znowu kompaktowy rozdział odszedł w zapomnienie. Może innym razem...

Niedługo święta, więc Wesołego jajka, mnóstwa czasu na lenistwo i dobrą książkę oraz zdrówka 💜🐇🐣

/Piosenka: Fighter - Charlie & The Church

/Data publikacji: 12/04/2022

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top