Rozdział 50. Coś Ty znowu wymyśliła?

Alex

Podziemie nie próżnowało. Kilka dni później Liderzy ustawili kolejne walki. W ten sposób znalazłem się tam, ale z innego powodu. Jest szansa, że wpadnę na moją dziewczynę, a byłem zdeterminowany, żeby wyjaśnić całą sytuację. Nieważne jak bardzo da mi popalić, chciałem znać powód, dla którego to przede mną ukryła. I choć niechętnie, to musiałem przyznać, że Logan miał rację. Mimo wszystko, kochałem ją.

W pierwszej walce, Max musiał się zmierzyć z Nathanem i pokonać go. To była właśnie jego szansa na wzięcie udziału w turnieju. Był w dobrej sytuacji, ponieważ znajdował się na trzecim miejscu w tabeli, którą stworzyli Liderzy. Oprócz mnie i Aleki, przez wzgląd na pozycję mistrzów, reszta była rozliczana z wygranych walk w stosunku do przegranych oraz statystyk. Brunet miał na koncie masę wygranych, więc wystarczyło, że dzisiaj pokona Nathana, który ostatnim razem dał mu niezły łomot.

Kiedyś wspomniał, że potrzebuje kasy. Co prawda nie zdradził powodu, ale musiało to być dla niego bardzo ważne, skoro ryzykował aż tyle.

Na ring wszedł jak zawsze pewny siebie. Był zupełnym przeciwieństwem Asha, który omijał przeszkody szerokim łukiem. Natomiast Max uwielbiał takie sytuacje, kiedy mógł dokonać niemożliwego.

Chociaż cały czas starałem się obserwować walkę, którą Max próbował rozegrać lepiej niż ostatnio, to wzrok ciągle uciekał mi na poszukiwaniach blondynki. Nie była wysoka, co skutecznie utrudniało mi wychwycenie jej pośród tłumu. Inną przeszkodą była myśl, że mogła się w ogóle nie pojawić. Rzadko przychodziła, gdy nie musiała walczyć.

No cóż, jeżeli dzisiaj mi się nie uda jej złapać, to będę zmuszony wdrożyć plan B.

Ostatni raz, przed zakończeniem pierwszej rundy, spojrzałem na widownię. Zauważyłem Scotta. Nie przepadałem za nim, w takim samym stopniu jak on za mną. Wydawał się zżyty z Taly, co chyba najbardziej mi w nim przeszkadzało. Jednak w tym aspekcie wierzyłem mojej dziewczynie, że oprócz przyjaźni nic więcej ich nie łączy, dlatego pozostawałem spokojny.

Nie był zwolennikiem takiej rywalizacji, dlatego zdziwiłem się jego obecnością. Śledziłem go wzrokiem, rozmawiał z kimś niższym od siebie. Kiedy pokierował się w stronę szatni, ruszyłem za nim. W końcu zobaczyłem ją. Chociaż miała na sobie dużą, czarną bluzę oraz czapkę z daszkiem, poznałem ją bez problemu. Gdy się rozdzielili poszedłem za dziewczyną. Wyszła na zaplecze, ale tam nie było nic ciekawego. Przez ostatnie kilka tygodni sprawdziłem cały budynek. Oprócz kilku pustych pomieszczeń nie znalazłem nic, co mogłoby być interesujące.

- Co Ty tutaj robisz? - odwróciła się przestraszona, ale to uczucie od razu zniknęło, gdy zobaczyła mnie.

- Nie powinno Cię tu być. - odpowiedziała oschle.

Nie widziałem jej wcześniej w takim wydaniu. Rozumiem, że aktualnie jesteśmy raczej na ścieżce wojennej, ale mogłaby mi to chociaż wyjaśnić. Byłem pewien, że coś kombinowała, a ja nie miałem się o tym dowiedzieć.

- Co się dzieje? Scott też jest w to zamieszany, prawda? - spojrzała na zegarek i ruszyła w głąb korytarza.

- Nie mam teraz czasu. Muszę znaleźć bezpieczniki.

- Są na końcu korytarza. Coś Ty znowu wymyśliła? - dotrzymałem jej kroku. Szliśmy ramię w ramię, ale nawet nie zwróciła na mnie uwagi.

- Nagła awaria prądu w Podziemiu. Pewnie odwołają kolejne walki. Później powiem Ci resztę. - podeszła do skrzynki z bezpiecznikami. Jeszcze raz spojrzała na zegarek. - Zbieraj się stąd. Spotkamy się u mnie w domu.

- Zostaje. Jesteś zbyt nieprzewidywalna, żeby zostawić Cię samą. - w końcu spojrzała na mnie. Westchnęła, ale nic więcej nie dodała.

Wyrwała wszystkie bezpieczniki i rzuciła za siebie. Światło zgasło. Pomieszczenie, w którym znajdowała się publiczność wypełniło budzenie oraz krzyki przerażenia.

- Spadamy. Za 30 sekund zacznie działać dodatkowa bateria.

Złapałem ją za rękę. Skoro musimy się szybko ewakuować tak będzie bezpieczniej. Dla mnie. Będę wiedział, że jej nie zgubię.

Pociągnąłem ją w stronę wyjścia. Zajrzałem za drzwi. Nadal było ciemno, jedyne źródło światła wydobywało się z komórek publiczności. Wyszliśmy niezauważeni i wmieszaliśmy się w tłum.

- Lepiej się przygotuj na długą rozmowę. - szepnąłem do niej. Ścisnęła moją dłoń dając znak, że rozumie. Tyle mi wystarczyło.

***

Tak jak powiedziała Nataly, resztę walk odwołali, chociaż dodatkowe zasilanie zadziałało, powiedzieli, że przez błędy systemowe nie mogli prowadzić dalszych rozgrywek. Tak znalazłem się w domu mojej dziewczyny. Dotarłem ostatni. Scott i Jay już byli.

- Co to było? - nie owijałem w bawełnę. Całą drogę myślałem nad tym, co mogła wymyślić i w co się wpakować. W jej wykonaniu, to nigdy nie było nic dobrego. Blondynka spojrzała na mnie z tym samym wahaniem co dwa tygodnie wcześniej. - Nie ufasz mi?

- Tak, znaczy nie. Ufam Ci, ale nie wiem od czego zacząć. - odparła zakłopotana.

- Dlaczego wyłączyliście prąd? - zapytałem spokojnie.

Wiedziałem, że sama nie zacznie mówić. Kiedy chodziło o powiedzenie prawdy, zawsze ją coś blokowało. Jakby zdawała sobie sprawę ze złych rzeczy, które zrobiła i bała się do nich przyznać.

- Głównym powodem były dokumenty Podziemia. Chcemy wiedzieć z kim mamy do czynienia. Nie interesuje Cię to? Kto zarządza całym tym bagnem? Ani razu się nie pokazali. - pokręciłem głową, przyswajając nowe informacje. Nie mogłem w to uwierzyć. - Scott znalazł sposób, aby wejść do ich w systemu i pobrać dane tak, żeby tego nie zauważyli. - z każdym kolejnym wypowiadanym słowem, czułem jak krew mi buzuje. Ta mała wredota znowu podejmuje decyzje, które wpędzą ją w kłopoty.

Kiedy skończyła mówić byłem już nieźle wściekły.

- Jeżeli dowiedzą się co zrobiliście, nie odpuszczą. Zniszczą Was. - warknąłem.

Nie dość, że ryzykowała walcząc, to jeszcze teraz to.

- Nie dowiedzą się. - odezwał się chłopak. - Myślą, że przez odcięcie prądu, wysypał im się system. Nie mają żadnej ścieżki, która doprowadziłaby ich do mnie. - odparł pewny siebie.

- Na pewno zauważyłeś, że coś się zmieniło. Nie dość, że ściągają do walk niepełnoletnich to wymyślili sobie ten turniej. Oni coś kombinują.

- Nie pieprz. Podczas pierwszej walki też nie miałaś jeszcze osiemnastki. To nielegalne. Czego się spodziewałaś? Oni nie przestrzegają żadnych reguł.

Jest taka lekkomyślna, nieodpowiedzialna i uparta jak osioł.

- Mówiłem, że nie powinien wiedzieć. Teraz ściągnie na nas kłopoty. Może to ich pupilek. - Scott zaczynał mi działać na nerwy. Nie wiedział nic o Podziemiu, a szczekał głośniej niż powinien.

- Zamknij się! Teraz to Ty stawiasz je w niebezpieczeństwie. Nie wiesz do czego są zdolni. - warknąłem w stronę chłopaka, nie hamując emocji.

- Przestańcie! To był mój pomysł. On pomógł mi go tylko zrealizować. Scott przejrzyj z Jay dane. Alex, chodź ze mną. - złapała mnie za rękę i zaprowadziła do pokoju.

Gdy zamknęła drzwi, oparła się o nie i westchnęła. Dopiero, gdy podniosła wzrok, zrozumiałem jakie to dla niej ciężkie. Kilka razy otworzyła usta, zastanawiając się jak zacząć, ale żadne słowa nie opuściły jej ust.

- Przepraszam. - mruknęła. - Trochę późno, ale naprawdę, nigdy nie chciałam ukryć przed Tobą prawdy.

- Ale to zrobiłaś. - powiedziałem ostro. Nie chciałem tak zabrzmieć, ale nadal byłem zły na Scotta. Powinien ją odwieść od tego chorego pomysłu, a on jej jeszcze pomógł!

Przygryzła dolną wargę w zdenerwowaniu, co mnie cholernie rozproszyło. Wiedziałem, że teraz będzie mi trudno oderwać wzrok od tego miejsca. Przymknąłem oczy, wracając wspomnieniami do rzeczy, które potrafiła zrobić tymi ustami. Przez ostatnie kilka dni, dużo o nas myślałem. O przeszłości i przyszłości. Jeszcze niedawno byłem gotów spędzić z tą kobietą resztę życia. Była jedyna w swoim rodzaju. Dzięki niej byłem lepszym człowiekiem. Każdego dnia dawała mi powód do normalnego życia. Przy niej nie myślałem o wszystkich złych rzeczach, które stanęły mi na drodze. Byłem sobą, nie musiałem udawać. Jednak teraz muszę się skupić na ratowaniu naszego związku, a przynajmniej tego co z niego zostało.

- Dlaczego mi nie powiedziałaś? - zapytałem spokojniej. Chciałem ją zrozumieć, a przynajmniej spróbować.

- Bałam się, ok? - powiedziała jakby stwierdziła oczywiste. Tylko, czego lub kogo się bała?

- ‌Mnie? - pokręciła głową.

‌- Nie, nigdy. Byłam w 100% pewna, że nie skrzywdzisz mnie. Przynajmniej nie umyślnie. Bałam się, co o mnie pomyślisz. Czas po śmierci Noah był najgorszym, co mnie dotychczas spotkało. Nie dawałam sobie rady, buntowałam się przeciwko wszystkiemu i wszystkim. W pewnym momencie nie potrafiłam odróżnić, czy robię dobrze, czy źle. Kiedy się przeprowadziliśmy, obiecałam sobie, że chociaż spróbuję wrócić do tego co było.

‌- Ale nie było kogoś, kto Cię pokieruje. Nie było Noah. - przytaknęła. To o tym mówił Ares. Łatwo ulegała wpływom, chociaż miała swój rozum, to jej wybuchowy charakter wszystko przyćmiewał. Gdy emocje brały górę, używała pięści, zamiast logicznego myślenia.

-‌ Wtedy Podziemie wydawało się dobrym rozwiązaniem. Wszystkie złe emocje spychałam do jednego miejsca, nie musiałam się nad nimi skupiać ani hamować. Wszystkie osoby, z którymi walczyłam, godziły się na to. Wiedziały z czym się to wiąże.

W jej główce narodził się plan, który wtedy wydawał się idealny. Jednak nie przewidziała, że Podziemie miało inne plany, co do jej osoby.

-‌ Co się zmieniło? Dlaczego chciałaś zrezygnować?

-‌ Wszystko zaczęło się komplikować. Dla mnie to miała być ucieczka od rzeczywistości, ale dla Liderów byłam maszyną, którą chcieli kierować. - przez krótką chwilę dojrzałem złość na jej twarzy, ale szybko zniknęła zastąpiona neutralnością, którą widziałem na plaży, gdy opowiadała, w jaki sposób płaciła za nieposłuszeństwo wobec Liderów.

Już wtedy wiedziałem, że ją znam, ale zgoniłem to na uderzające podobieństwo do charakteru Noah. Byli bardzo podobni, nie licząc wyglądu. Chłopak był uderzająco podobny do ojca. Mieli te same czarne włosy, świdrujące ciemne oczy i mocne rysy twarzy, a Tally była młodszą wersją własnej matki, ale nigdy bym jej tego nie powiedział. Nadal jej nie wybaczyła błędów przeszłości, a ja wyjątkowo dobrze czułem się z prostym nosem i nie chciałem tego zmieniać.

- Dzięki moim walkom przybywało coraz więcej widzów, jak i prawdopodobnie sponsorów. Podobała im się rzeź, którą urządzałam by wyładować emocje. - spojrzała na mnie z poczuciem winy i wymamrotała. - Nigdy nie oszczędzałam przeciwników. - na nowo zebrała myśli i kontynuowała. - Kiedy przekroczyli wszystkie granice przyzwoitości, chciałam odejść. Wtedy zaczęło się prawdziwe piekło. Szantażowali mnie, nasyłali swoich ludzi, grozili mi. Co zresztą wiesz. - potwierdziłem. - Później spotkałam Ciebie. Twoje słowa przypomniały mi o Noah, ale Twoja obecność działała na mnie inaczej. Od samego początku. Byłeś osobą, która potrafiła mnie ustawić do pionu i przemówić do rozsądku. Nie chciałam tego zepsuć moją przeszłością. Dlatego miałam większą motywację, żeby się od nich uwolnić. Ty dawałeś mi siłę. Chciałam Ci powiedzieć, ale już po wszystkim, kiedy byłabym od nich niezależna. - podszedłem do niej. Zgarnąłem za ucho jeden z zabłąkanych kosmyków z jej twarzy. Ostatkiem sił powstrzymywałem się, żeby jej nie złożyć pocałunku na jej ustach, nie przytuić jej. Chciałem ją pocieszyć. Zapewnić, że wszystko będzie dobrze, ale sam nie byłem tego pewien.

- Taką podjęłaś decyzję, a ja powinienem to uszanować. Widocznie oboje nie byliśmy gotowi na ten sekret. - nagle mocno się we mnie wtuliła. Trochę zdziwił mnie ten gest. Co prawda to ja rozpętałem tę burzę, ale z czasem uświadomiłem sobie, że wina leży po każdej ze stron.

- Tęskniłam. - wyszeptała w moją pierś. - Nawet nie wiesz jak bardzo.

Jebać przyzwoitość. Złapałem jej policzek w dłoń i mocno wpiłem się w jej usta. Na początku była w zbyt wielkim szoku, żeby odpowiedzieć tym samym, ale po chwili oddała pocałunek z podobną zachłannością. Podniosłem ją za pośladki na co pisnęła cicho, ale objęła mnie nogami na wysokości bioder. Całowaliśmy się długo jakby to miało nam wynagrodzić ostatnie dni rozłąki. Dopiero, gdy zabrakło nam tlenu oderwaliśmy się od siebie. Widziałem w jej oczach wesołe ogniki. Ja też byłem szczęśliwy, że udało nam się odbudować jeden z mostów.

- Powinniśmy dokończyć rozmowę. - wyszeptała, uspokajając oddech.

Odeszła ode mnie kilka kroków jakby moja bliskość ją dekoncentrowała. Miałem podobne odczucia, ale wolałem ją mieć przy sobie. Nawet jeżeli nie dokończylibyśmy dzisiaj tej rozmowy.

- Powinniśmy. - kiwnąłem głową, doprowadzając się do porządku, chociaż nie miałem na to najmniejszej ochoty. Z trudem przypomniałem sobie wydarzenia, które sprowadziły mnie do tego domu. - Czyli poznanie wroga to Twój pierwszy punkt w planie? A co potem? - zapytałem sceptycznie.

- Federalni, cokolwiek. Nie pozwolę, żeby niszczyli moje życie czy innych ludzi dla własnej uciechy i zysku. - zaczęła krążyć po pokoju, usilnie myśląc nad kolejnym krokiem. - Nie osądzaj mnie pochopnie. Wiem co robię, w większym, bądź mniejszym stopniu.

- Noah poprosił mnie, żebym się Tobą zaopiekował jeśli wpakujesz się w kłopoty. Chyba nadszedł ten czas. Powinnaś wyjechać. Pomogę Ci. - jej twarz wykrzywiła się w grymasie i na chwilę przystanęła słysząc moją propozycję.

- Jakbyś nadal tego nie zauważył, Noah tutaj nie ma. Potrafię zdecydować za siebie. - zaczęła groźnie, ale szybko się opamiętała, kiedy nasze spojrzenia się odnalazły. - Alex, nie chcę uciekać. Nawet jeśli zniknę, oni mnie znajdą i zmuszą do uczestnictwa. To nie jest takie proste.

- Naprawdę myślisz, że zniszczenie Podziemia będzie prostsze?

- Tego nie powiedziałam, ale ucieczka niczego nie rozwiąże. - podszedłem do niej i wziąłem w ramiona.

- Wiele dla mnie znaczysz. Nie chcę Cię stracić.

- To oznacza, że nie jesteś już na mnie zły? - lekko pocałowałem jej usta. Tak długo mi ich brakowało, jak i samej obecności tej wariatki.

Jasne, że jakieś resztki takich uczuć we mnie zostały, ale lepiej rozumiałem powody, dla których to zrobiła. Nie chciałem zostawić jej z tym samej.

- Tylko żadnych tajemnic, kłamstw, czy ukrywania prawdy. Jeżeli masz coś jeszcze na sumieniu, to dobry moment, żeby mi powiedzieć. Następnym razem nie będę tak wyrozumiały. - zażartowałem, na co prychnęła.

Wiedziałem, że po tym co się wydarzyło, zniosę wszystko, cokolwiek by to nie było. Co może być gorszego?

- Oh, dziękuję Królu. - przewróciła oczami. - Jednak nic więcej nie ukrywam, poznałeś moją największą tajemnicę.

- Kto by pomyślał. Królewska para Podziemia. - zaśmiała się.

- Czy to powód do dumy?

- Nie wydaje mi się. - skrzywiłem się.

- Co do tajemnic, kochanie. Coś mi się przypomniało. Wyjaśnisz mi gdzie, znikałeś parę tygodni temu, a kiedy pytałam Cię, zbywałeś mnie krótkim i jakże dyplomatycznym "nic"? - uśmiechnęła się złowrogo.

- To...

- Rozwiń skarbie. - tym razem to ja stałem pod ostrzałem, a ona się świetnie przy tym bawiła.

Jak to możliwe, że nawet taką sytuację potrafiła obrócić na swoją korzyść?

- Szukałem rozwiązania. Uruchomiłem moje kontakty z przeszłości, żeby pomóc Alece wyrwać się z tego. To znaczy Tobie. Sprawdzałem budynek i byłych zawodników.

- Dlaczego mi nie powiedziałeś? To nie jest coś, co należało ukrywać.

- Wtedy grozili Twojej rodzinie i bliskim, byłaś strasznie cięta na temat Podziemia, a przez to częściej się kłóciliśmy. Więc uznałem, że tak będzie lepiej.

- Możesz mi wytłumaczyć, dlaczego nie miałabym Cię teraz wykopać z domu na zbity pysk i przy okazji lekko poturbować na schodach? - zapytała, mrużąc oczy.

- Bo mnie kochasz i chcę pomóc. - zrobiłem minę niewiniątka, ale widziałem, że myślała nad tym jak mnie uderzyć, żeby jak najbardziej zabolało.

Od dalszej męki uratowała mnie Jay, która wparowała do pokoju, przerywając nam rozmowę. W duchu dziękowałem tej kobiecie, że nie była ani trochę taktowna, żeby zapukać do drzwi i sprawdzić, do czego tak naprawdę doprowadziła nasza rozmowa. Przecież była w pełni świadoma, że jeżeli byśmy się pogodzili, mogliśmy wylądować w łóżku.

Jednak szybko odsunąłem od siebie tę myśl, kiedy zobaczyłem jej bladą twarz.

- Nat. To... - jąkała się. - To chore.

- Wykrztuś to z siebie. O co chodzi? - dziewczyna nabrała powietrza przez usta, a kiedy ponownie spojrzała na blondynkę, zdołała powiedzieć tylko jedno słowo.

- Noah.



/Miśki, misiaczki, misiunie, wpadam z kolejny rozdziałem! Jesteśmy coraz bliżej końca ;) To aż dziwne :D Jeżeli chodzi o kolejny rozdział mogę mieć małe obsunięcie (egzaminy welcome - przypomnieli sobie o nas... niestety :( ), ale nie martwcie się będzie ;)

/Piosenka: Migos, KAROL G, Snoop Dogg & Rock Mafia - My Family

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top