Rozdział 49. Tylko błagam, nie pakuj się w kłopoty.

Alex

Nieodebrane połączenia - 34, nieodczytane wiadomości - 72, czas jaki nie rozmawiałem z Nataly - 5 dni. Nie pamiętam, ile razy próbowała mnie złapać w szkole. Unikałem jej, ignorowałem obecność. Przez cały ten czas próbowałem ujrzeć moją Nataly, ale zamiast tego wyobraźnia podsuwała mi bezwzględną dziewczynę z ringu. To nie ją pokochałem, tylko tą ze szczerym uśmiechem, delikatną i wrażliwą, czasami wredną i złośliwą, ale pewną siebie. Nie chciałem dopuścić do siebie myśli, że to ta sama osoba.

Chociaż to było takie oczywiste. Wszystko miałem podane jak na tacy. Nadal nie mogłem uwierzyć, że wcześniej się nie zorientowałem. Te same oczy, wzrost i budowa ciała. Znikała lub migała się jakimś pokracznym obowiązkiem, kiedy walczyła Aleka. Albo to kiedy nie pojawiła się na walce, a tego samego dnia zaatakowali ją. Prawdę miałem tuż przed oczami, a nadal nie zauważyłem tak oczywistej rzeczy. Przecież cały czas była tak blisko mnie, a ja nie potrafiłem połączyć faktów.

Po prostu mój umysł wypierał taką możliwość.

Po prostu byłem idiotą.

Nagły dźwięk telefonu sprowadził mnie na ziemię. Spojrzałem na ekran - Max. Jeszcze jego mi do szczęścia brakowało.

- Co tam, stary?

- Podziemie znowu się zbiera na ogłoszenia parafialne. Lecimy razem? Potem możemy wbić do klubu jak ostatnio.

Chociaż nie miałem na to najmniejszej ochoty, stwierdziłem, że może po wyjściu z chłopakami odsunę zdradliwe myśli od siebie. Chciałem jej wybaczyć, ale nie potrafiłem, chociaż ona robiła to tyle razy. Wszystkie wybuchy złości, konfrontację z jej ojcem, kiedy ona tego nie popierała i najgorszy występek, gdy kogoś zabiłem. Ona wierzyła we mnie.

Tylko, czy to coś zmienia? Kłamstwa przyszły jej tak łatwo jakby to była część jej życia. Cały czas wodziła mnie za nos. Udawała kogoś innego, nawet przede mną. Mała, podstępna żmija. Nie ufała mi na tyle, żeby wyznać prawdę, więc dlaczego ja mam być na tyle wyrozumiały by jej wybaczyć?

Zabrałem kluczyki od auta i wyszedłem. Byłem bardziej niż pewny, że ją tam spotkam. Chociaż nie miałem na to najmniejszej ochoty. Przypominała mi wszystko, co do tej pory przeżyliśmy. Każdy pocałunek, dotyk, nasze rozmowy do świtu. Mieliśmy lepsze i gorsze momenty jak to bywa w związku, ale nigdy nie zamieniłbym tych wspomnień na nic innego.

Kolejny raz Liderzy zebrali nas w starym magazynie na przedmieściach. Wszyscy zawodnicy znajdowali się teraz pod jednym dachem. Było nas więcej niż mógłbym przypuszczać, tak naprawdę zebrali już małą armię. "Podziemna Gwardia." Tak nas nazwali, ale nigdy nie pomyślałbym, że ma to jakiekolwiek odzwierciedlenie w rzeczywistości. Przesuwałem wzrokiem po twarzach, jednak wielu z nich nie znałem. Wyglądali jakby nie należeli do tego miasta.

- Ethan Charles. - Max kiwnął głową w stronę mężczyzny wchodzącego do pomieszczenia. - Podobno spędził dwa, czy trzy lata w pudle za nieumyślną śmierć zawodnika, a teraz ściągnęli go tutaj.

- Skąd to wiesz? - zapytałem sceptycznie.

- Było o tym cholernie głośno, ale nie ujawnili danych zmarłego. Prawdopodobnie przez wzgląd na rodzinę. - zamyślił się. Może tak naprawdę wiedział więcej niż mówił. Podobnie było z Aleką. Niby nie wiedział kim jest, ale umawiali się. To jasne, że widział jej twarz. Wiedział z kim ma do czynienia.

Ponownie ogarnęła mnie złość, że ktoś jeszcze znał jej sekret, a ja dowiedziałem się jako ostatni, a przecież jestem jej chłopakiem. A może już byłym chłopakiem. Nadal nie przedstawiliśmy sobie jasno, naszej obecnej relacji.

- Takie rzeczy się zdarzają. Rzadko, ale jednak. - mruknąłem, by zakończyć temat.

- Nie, kiedy jesteś pretendentem do tytułu. - pokręcił głową, unikając mojego wzroku. Teraz byłem pewien, że wie o wiele więcej o tej sytuacji.

- No dobra. Nie chce na niego trafić. - zaśmiał się nerwowo Ash.

Nie znałem bardziej strachliwego kolesia niż on. Zawsze trząsł portkami, gdy miał wyjść na ring. Co było naprawdę dziwne zważając na jego umiejętności. Był dobry, nawet lepszy niż Max, jednak paraliżował go lęk przed przeciwnikiem. Wtedy popełniał błędy godne nowicjusza. Wystarczyło wcisnąć mu jakąś bajeczkę, a już spieprzał w podskokach.

- O! Jest nasza zguba. Aleka przyszła.

- Jak zawsze musi się spóźnić. - mruknął Max, lustrując dziewczynę. Nie spodobało mi się to jak na nią patrzy. To było tak oczywiste, że coś do niej czuje. Miałem ochotę mu przyłożyć. Tylko dlaczego? Powinienem pozbyć się takich uczuć w dniu, kiedy odkryłem prawdę.

Cholera.

Spojrzałem w kierunku wejścia. Jak zawsze przyciągała wzrok i nie tylko mój. Wśród wtajemniczonych było o niej głośno. Nie tylko ze względu na ukrytą tożsamość, ale również na umiejętności. Gdyby tylko dowiedzieli się, kogo skrywa maska...

- Skoro udało nam się zebrać wszystkich zainteresowanych, zacznijmy. - głos odbijał się od ścian powodując echo. Podążyłem spojrzeniem w to samo miejsce co ostatnio. Mężczyzna znów się tam znajdował. Po głosie można było wyczuć, że jest zadowolony, a całe to spotkanie to tylko dobra zabawa. - Mam przyjemność poinformować Was, że za dwa tygodnie w Podziemiu odbędzie się turniej. 16 kobiet oraz mężczyzn zmierzy się o tytuł najlepszego zawodnika w Ameryce. - pomieszczenie wypełniło się szeptami, każdy był ciekaw co to oznacza, dla nas. Jednak pojawiły się takie osoby, którym od razu spodobał się ten pomysł. Zaczęli gwizdać i klaskać.

Dopiero, gdy emocje opadły mężczyzna kontynuował.

- Cieszę się z Waszego entuzjazmu. Jako, że jest to pierwszy taki turniej, pojawią się również osoby z innych miast. Niektórzy już dzisiaj są obecni. Witamy na Manhattanie. Za tydzień dowiecie się kto z Was się zakwalifikował. Będą to cztery osoby z naszego dystryktu. Nasi mistrzowie oraz dwie najlepsze osoby zaraz po nich. Uważajcie, ponieważ niektórzy mogą chcieć Was wyeliminować. - zdecydowanie podkreślił ostatnie słowo jakby właśnie tego oczekiwał. - Liczę na dobre widowisko, postarajcie się. - w jego głosie wychwyciłem cień groźby, ale zaraz się roześmiał. - Zapomniałem o najważniejszym. Nagroda. Zwycięzca zgarnie milion dolarów lub nieco bardziej satysfakcjonujące dla poszczególnych osób, wolność. Miłego wieczoru!

Liderzy dobrze wiedzieli, co chcą dostać uczestnicy. Dla jednych liczyła się kasa, a z taką wygraną mogliby być ustawieni do końca życia. Dla reszty wyrwanie się z tego gówna, w które się wpakowali przez głupotę. Idealnie manipulowali ludźmi na własne potrzeby. Wiedzieli co robią i na co mogą sobie pozwolić. Natomiast wzmianka o tym, że inni mogą nam w jakiś sposób zaszkodzić, a nawet pozbyć się z turnieju by zająć nasze miejsce, zwiastowało piekło przez najbliższe dwa tygodnie. Po prostu świetnie! W każdej chwili mogę zostać workiem treningowym dla tych popaprańców. Moje życie nabiera kolorów...

Z drugiej strony cieszyłem się, że niewiele osób wie, kim naprawdę jest Aleka. W ten sposób będzie bezpieczna. Powiodłem wzrokiem za dziewczyną, wydawała się opanowana, ale to oczy zdradzały wściekłość jaką obdarowała wypowiedź jednego z Liderów. Co było dziwniejsze, tym razem milczała. To było do niej niepodobne. Może w końcu przekonała się, że jej wyszczekana mordka tylko utrudnia wszystkim życie, a zwłaszcza jej.

Z głośników popłynęła muzyka. Ludzie zaczęli pić i tańczyć jak ostatnio. Widocznie nie potrzebowali luksusów, żeby się dobrze bawić. Choć znalazły się i takie osoby, które od razu skierowały się w stronę wyjścia. Tak samo jak Aleka. Mimowolnie ruszyłem za nią, co było kompletnie niezrozumiałe nawet dla mnie. Powinienem trzymać się od niej z daleka. Zatrzymałem się w połowie drogi, gdy zobaczyłem, że podszedł do niej cały ten Ethan. Wymienili za sobą kilka zdań, chociaż blondynka, chciała od niego odejść, nie pozwolił jej na to. Mocno złapał ją za przedramię.

Cały czas obserwowałem ich z odpowiedniej odległości, więc bez trudu zobaczyłem jak na jej reaguje na ten gest. Była zła, że ktoś dotyka jej w ten sposób. Wyrwała rękę z uścisku i obrzuciła go wściekłym spojrzeniem. Niewiele było osób, które z własnej woli chciały się do niej zbliżyć, gdy była w takim stanie. W większości były to osoby przysłane przez Podziemie i nigdy nie zwiastowało to nic dobrego.

Podszedłem bliżej by usłyszeć, o czym rozmawiają, ale to nie była miła pogawędka znajomych.

- Spierdalaj dopóki nad sobą panuję! - wykrzyczała tracąc cierpliwość, na co on tylko się roześmiał. - Nie znam Cię, po jaką cholerę zawracasz mi dupę?

- Naprawdę mnie nie pamiętasz? - uśmiechnął się, jakby to miało jej przypomnieć. - Dwa lata temu pokazałem Twojemu bratu jak powinien wyglądać dobry kickboxing. - jej oczy zrobiły dwa razy większe, gdy uświadomiła sobie, o czym mówi.

- Powinieneś nadal siedzieć w więzieniu! - syknęła, zaciskając dłonie w pięści.

- Znudziło mi się tam - wzruszył tylko ramionami, ale uśmiech nie schodził z jego twarzy. - Ty spokojnie sobie tutaj żyjesz, a braciszek przewraca się dwa metry pod ziemią.

- Dzięki tobie. Zabiłeś go! - wykrzyczała, zwracając na siebie uwagę innych osób.

Ludzi zawsze interesowały dramaty innych, dlatego teraz wsłuchiwali się w każde słowo. Ethan mówił dalej jakby w ogóle nie obeszła go nadana etykietka mordercy. Raczej był z tego dumny.

- Po prostu był słaby. - zaśmiał się jakby powiedział jakiś dobry kawał. Dziewczyna była na skraju wybuchu, a on dobrze się przy tym bawił.

- A Ty jesteś po prostu chujem. Nie wiem jakim cudem znalazłeś się tutaj, ale spieprzaj stąd, zanim poleje się krew. - wysyczała.

- Co niby taka mała dziewczynka jest mi w stanie zrobić?

- Ona może nic, ale ja tak. - postanowiłem interweniować, zanim dziewczyna zrobi mu krzywdę.

Może i wydawała się niepozorna, ale wściekła potrafiłby powalić byka. Chociaż w takim stanie wyłączała zdrowy rozsądek, to nadal była zdolna pokonać dwa razy większego od siebie faceta. Podobnie było z Nathanem. Nadal pamiętam, kiedy musiałem odciągać ją siłą od niego. Wzmianka o jej bracie, o Noah, wyzwalała w niej bestię, którą trudno było zatrzymać. Z drugiej strony, martwiłem się o nią. Skoro pokonał Noah, musi być naprawdę dobry.

- Nie rozśmieszajcie mnie. A Ty chłoptasiu pilnuj swojej dziewczyny, bo następnym razem nie będę się powstrzymywał.

Odszedł od nas, wracając do swoich kumpli. Blondynka chciała podążyć za nim, jednak w porę złapałem ją za ramię.

- Odpuść. - mruknąłem. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Wzrok każdego był skierowany na nas. Złapałem ją za dłoń i wyprowadziłem na zewnątrz. Nie mogłem pozwolić na to, by ktoś skojarzył ją ze mną. Zwłaszcza teraz. Nadal byłem na nią wściekły, nadal nie pogodziłem się z myślą, że moja dziewczyna to jakiś pieprzony robot do niszczenia przeciwników, ale nadal chciałem ją chronić.

- Po co się wtrącasz? - zapytała, kiedy znaleźliśmy się przed magazynem. Mordowała mnie wzrokiem, co naprawdę dobrze jej wychodziło. Nie wyrwała się z uścisku, może nawet nie zwróciła na to uwagi. Wcześniej taki dotyk był dla nas naturalny. - Od tygodnia się do mnie nie odzywasz, a teraz zgrywasz bohatera?

- Przestań. Chciałem pomóc Królowej. - uśmiechnąłem się chamsko, co jeszcze bardziej ją rozsierdziło. - Widzę, że moja interwencja była niepotrzebna. Jak zawsze miałaś wszystko pod kontrolą. - puściłem jej dłoń.

Nie dość, że już wcześniej była wkurwiona przez Ethana, to jeszcze dolałem oliwy do ognia. Nie powinienem tego robić, nie powinienem jej podpuszczać, ale nie mogłem się powstrzymać. Nie rozumiałem własnych uczuć. Chociaż to nie był dobry moment na testowanie jej granic wytrzymałości.

- Jesteś dupkiem. Nie wierzę jak mogłam się w Tobie zakochać. Niczym się od nich nie różnisz. - powiedziała gorzko. Pokręciła głową, po czym spojrzała mi w oczy. - Dobra, wiem. Rozumiem, że zawaliłam, ale Ty też niczego nie ułatwiasz. Nie chciałeś mnie nawet wysłuchać, a teraz wyżywasz się na mnie. Uciekłeś niczym wystraszone dziecko, ale to na mnie zrzucasz całą winę. - dźgnęła mnie w pierś palcem. Obiecuję, że kiedyś utnę jej te palce, żeby nigdy więcej nie mogła tego zrobić.

- Aaa ok. Czyli to moja wina, że mnie okłamałaś? - zaśmiałem się, co chciała tym osiągnąć? Uświadomić mi jakim byłem kretynem, wierząc w każde jej słowo? Nie musiała tego robić, byłem w pełni świadomy jak łatwo mnie oszukała. - Cholera, dobrze, że mnie uświadomiłaś, bo nigdy bym na to nie wpadł.

- Musisz taki być? - westchnęła. - Nie zrobiłam tego specjalnie. Po prostu nie było dobrej okazji.

- Zawsze to samo. Ile razy jeszcze to usłyszę? - milczała, a ja miałem już dosyć tej rozmowy. - Wystarczyło powiedzieć: Kochanie jestem Aleką i walczę w Podziemiu. Przy okazji kochajmy się do świtu. Pięć sekund. Kurwa, tylko tyle potrzebowałaś, żeby mi o tym powiedzieć. Nadal uważasz, że nie miałaś kiedy?

- To nie jest takie proste. - mruknęła.

- Jest. Tylko Ty zawsze wszystko komplikujesz. - puknąłem ją palcem w czoło. - W tej małej główce tworzą się problemy, których nie ma.

Zwiesiła głowę. O co chodzi? Zawsze pewnie mi odpowiadała. Potrafiła się wykłócać godzinami, a teraz nie była w stanie. Gdzie podziała się jej zapasowa bateria na wszelkie nasze kłótnie?

Delikatnie złapałem ją za brodę i zmusiłem do spojrzenia na mnie. Miała łzy w oczach. To mnie otrzeźwiło. Tym razem przesadziłem, ale musiałem to powiedzieć skoro ona tego nie dostrzegała, tym samym raniąc nas oboje.

- Ta rozmowa nie ma sensu. Pójdę już. - powiedziała cicho. Puściłem ją.

- Droga wolna. - uciekłem wzrokiem w bok, żeby nie widzieć jak odchodzi.

Zanim wróciłem do środka usłyszałem ryk motoru. Oby nie przesadziła z prędkością. Co w jej obecnym stanie było możliwe. Max z Ashem byli już trochę podpici, ale nadal chętni na podbój nowego klubu "Amnesia".

Potrzebowałem resetu. Dzisiaj pierwszy raz od czterech lat wypiłem alkohol.

***

Rano obudziłem się z potwornym bólem głowy i jeszcze większym kacem. Byłem zły na siebie, że znowu wypiłem to cholerstwo, chociaż obiecałem sobie, że już nigdy więcej tego nie tknę. W dodatku podbiłem do jakiejś dziewczyny, ale ani trochę nie mogłem się na niej skupić. Cały czas porównywałem ją do Nataly. Była ładna, nawet bardzo, ale myślałem tylko o mojej stukniętej wariatce. Jej śmiech nie był tak uroczy, oczy zbyt małe, usta zbyt wąskie, a przede wszystkim zgadzała się ze wszystkim co powiedziałem. Nie potrafiła mi się przeciwstawić, co irytowało mnie najbardziej. Ta dziewczyna nie miała własnego zdania. Natomiast Nataly miała dużo do powiedzenia, zwłaszcza gdy coś spieprzyłem.

Podniosłem się z łóżka i podreptałem do kuchni po wodę, i leki przeciwbólowe. Nim dotarłem do odpowiedniej szafki, rozdzwonił się mój telefon. To był Logan. Odebrałem i zrobiłem na głośnomówiący.

- Cześć, co tam chłopie? - zapytałem, przeszukując szafki, w poszukiwaniu tabletek.

- Blaire chce mnie zabić. - zaśmiałem się.

- A powiesz mi coś czego nie wiem? - w końcu udało mi się znaleźć ostatnią tabletkę w tym domu. Muszę pomyśleć o zakupach.

- Zaskoczę Cię. Doktorek kręci się po Detroit. Ostatnio Blaire zauważyła go jak śledzi ją, gdy szła do szkoły. - prawie zakrztusiłem się wodą.

- Co takiego? Powinna od razu iść na policję.

- Mi to mówisz? Wiesz jaka jest uparta. Uznała, że dopóki nic jej nie zrobi i nie ma dowodów, może się wykręcić. Dlatego wynająłem jej ochroniarza. Ostatnio siedzę w pracy po godzinach, nie mogę być przy niej cały czas, a nie pozwolę, żeby to się powtórzyło. - usłyszałem szelest papieru. Pewnie siedzi w kancelarii.

Odkąd wrócił do domu, dostał więcej rozpraw, tak jak obiecał ojciec. Teraz musi tam nawet być w weekendy. I pomyśleć, że niedługo też będę tak żył.

- Rozumiem, że dziewczyna jest zachwycona. - uśmiechnąłem się na samą myśl, jak mogła się zachować niebieskowłosa, gdy jej o tym powiedział.

- Zachwycona? Stary, myślałem, że mi jaja urwie jak przedstawiłem jej Erica. Jego pierwszym zadaniem było obronienie mnie przed kobietą, którą on ma chronić. Rozumiesz to? - zaśmiałem się głośno.

- Właśnie to sobie wyobraziłem. Ona jest do tego zdolna. Ale tak na serio. Pilnuj jej. Tym razem nie możemy liczyć, że ktoś popełni błąd. - spoważniałem.

- Wiem. Jestem tak bardzo świadom tego, że mogłem ją stracić. Nigdy sobie tego nie wybaczę.

- W przyszłości będziesz ostrożniejszy. Poszukam czegoś o Freemanie, może dowiem się, co chcieli zrobić z Blaire. Nie daje mi to spokoju. Skoro jej przydarzyło się coś takiego... - zamilkłem. Nie chciałem nawet o tym myśleć.

- Myślisz, że może być więcej takich dziewczyn? - zapytał zaskoczony.

- Niestety tak. Dam Ci znać jak się czegoś dowiem.

- Tylko błagam, nie pakuj się w kłopoty.

- To specjalność Taly. - zmarkotniałem, przypominając sobie naszą wczorajszą rozmowę. - Tylko ona potrafi wpakować się w takie kłopoty, z których ciężko ją wyciągnąć.

- Co się dzieje? Znowu zjebałeś? - nienawidzę tego, że zna mnie tak dobrze. Jest dobrym bratem, ale czasami mógłby się zamknąć.

- Dlaczego uważasz, że to moja wina? Tym razem to ja Cię zaskoczę. Ta podstępna żmija mnie okłamała. Ukrywała, że walczy w Podziemiu. To ona jest Aleką. - nic nie odpowiedział. - Jesteś tam?

- Tak, jestem. Po prostu... Nie spodziewałem się tego. Chwila. Jak byliśmy na Rzeźni jakiś koleś zwrócił się do niej "Queen". Wtedy nie wiedziałem, o co chodzi, ale musiał ją znać. Dlaczego Ci nie powiedziała?

- Nie mam pojęcia.

- Nie rozmawiałeś z nią?

- A kłótnie można uznać za rozmowę?

- Jesteś dupkiem.

- Już to słyszałem. Dzięki. - przewróciłem oczami. Dokładnie takie same słowa padły z ust blondynki.

Pomimo pierwszego spotkania, Nataly nad wyraz dobrze dogadywała się z Loganem. Nie dziwiło mnie to. Wiedziałem, że prędzej, czy później znajdą wspólny język. Objawiało się to zwłaszcza, gdy oboje uwzięli się na mnie.

- Muszę kończyć. Ojciec idzie. Pogadaj z nią. Na pewno istnieje jakiś powód. Wiem, że ją kochasz, nawet jeżeli to przed Tobą ukryła.

- Młody, nie rób mi znowu wykładu, jakbyś pozjadał wszystkie rozumy.

- Przemyśl to. Na razie. - szybko zakończył połączenie.

Zawsze musi powiedzieć to, co myśli. Chociaż wcale nie chciałem tego słyszeć. Jasne, że ją kocham. Przecież takie uczucia nie znikną z dnia na dzień jak za dotknięciem magicznej różdżki.

- Kochanie.

- Mamo, cześć. - pocałowałem ją w policzek.

Dopiero wróciła z dyżuru, a przecież powinna być już od kilku godzin w domu. Nie rozumiem, czemu cały czas bierze nocki. Wtedy zawsze jest najwięcej roboty. Ograniczony personel i masa wypadków.

- Po południu skoczę na zakupy. Potrzebujesz czegoś? - zapytałem wyciągając chleb na tosty.

- Chyba nie. Zresztą wszystko masz na kartce. - zdjęła listę z lodówki i pomachała mi przed nosem. - Alex, słyszałam część Twojej rozmowy z Loganem. - zaczęła niepewnie. - Wiem, że podejmiesz odpowiednią decyzję, ale też uważam, że powinieneś porozmawiać z Taly. Nie wiem czym zawiniła, ale może warto dać jej szansę.

- Mamoo... - jęknąłem żałośnie. - Proszę, tylko nie Ty. Powinnaś być po mojej stronie.

- Jestem i zawsze będę, ale polubiłam ją. No i nigdy nie widziałam, żebyś był szczęśliwszy, niż wtedy gdy ona jest w pobliżu. - uśmiechnęła się delikatnie.

Pokręciłem głową, ale zgodziłem się. Nie chciałem jej martwić. 



/Misiaki, jestem, żyję! Jakoś xD Wyrobiłam się minimalnie wcześniej, o dziwo. 

/Dziękuję za każdą aktywność pod rozdziałami! Jesteście kochani <3 Kiedy czytam wasze komentarze, przychodzą mi do głowy nowe pomysły (czasami z samej radości, a czasami z tekstu, który przeczytałam) :D Do następnego! <3

/Piosenka: The Phantoms - Watch Me

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top