Rozdział 47. Może już teraz daj jej łopatę, niech sobie wykopie dołek.


Nataly


Niepewnie weszłam do pokoju za Alexem. Dziewczyna siedziała na łóżku, przytulana przez Logana.

- Przestań mnie dusić, idioto! - warknęła rozgoryczona.

- Oh, zamknij się. W końcu Cię odzyskałem, a Ty jesteś opryskliwa jak zawsze. - niechętnie spełnił jej prośbę i odsunął się. - Nawet nie zdajesz sobie sprawy, ile przez Ciebie przeszedłem.

- Alex, zabierz go stąd, znowu mu odbija. - mruknęła, kiedy tylko spostrzegła starszego z braci, zwracając też uwagę na mnie. - A Ciebie nie znam.

- Wreszcie mogę Ci przedstawić moją dziewczynę. Nataly. - odezwał się Alex z wyczuwalną dumą w głosie.

- Cześć, wystarczy Nat. - podałam jej rękę, którą niepewnie uścisnęła. Zmrużyła na mnie oczy i zlustrowała od dołu do góry. Poczułam się trochę skrępowana pod jej czujnym wzrokiem, wiedziałam, że w tym momencie mnie ocenia. Czy taka dziewczyna jak ja nadaje się dla jej przyjaciela. Jednak po chwili uśmiechnęła się szeroko.

- Wyglądasz normalnie, a nie jak zdzira. Alex jestem z Ciebie dumna. - powiedziała to prawie jak matka do syna. Nie mogłam się nie zaśmiać. Logan pokazał mi zdjęcia kilku poprzednich dziewczyn chłopaka. O ile mogłam je tak nazwać.

- Na szczęście zmądrzał. - wzruszyłam ramionami.

- Możecie ze mnie zejść? - zapytał naburmuszony.

Nie lubił gdy ktoś wypominał mu jego podboje, a już raz prawie przesadziliśmy z Loganem, kiedy opowiadał mi o Nicol i chyba Sarze albo Sophi. Jakoś tak. Był wtedy tak wściekły, że nie odzywał się do mnie przez pół dnia.

- Oczywiście kochanie. Nie dąsaj się.

- Nie dąsam się. - syknął przez zęby, co jeszcze bardziej utwierdziło mnie w jego obecnym stanie.

- Jak się czujesz Blaire? - zapytałam, żeby zakończyć ten krępujący dla Alexa temat. Chociaż miałam ochotę go jeszcze podroczyć, to wolałam nie przesadzić.

- Dobrze, biorąc pod uwagę jak długo byłam nieprzytomna, ale nadal jestem skołowana. Nie rozumiem jak to mogło się zdarzyć. - pokręciła głową.

- Co pamiętasz z tego wieczoru? - zapytał Logan. - Kiedy Cię znalazłem byłaś nieprzytomna. Dopiero w szpitalu powiedzieli mi, że wzięłaś twarde narkotyki i przesadziłaś. - z twarzy Logana można było wyczytać, ile bólu kosztowało go wypowiedzenie tego zdania.

Sam nie chciał o tym rozmawiać, ani z Alexem, ani z Alayą. Mnie nawet nie brałam pod uwagę, bo znaliśmy się zaledwie trzy tygodnie. Chociaż zdążyłam go już nawet dobrze poznać, to nadal byłam obcą osobą. Po prostu nową dziewczyną jego brata, dlatego też zdziwiłam się lekko, gdy zaczął ten temat przy mnie. Może po prostu przez ten czas zaakceptował, że zawsze kręciłam się gdzieś niedaleko.

- Niewiele. Byłam na imprezie z Emmą. Wypiłyśmy kilka drinków, znużyło mnie, a barman powiedział, że mogę odpocząć w pokoju na zapleczu. Potem obudziłam się tutaj. Nie przypominam sobie, żebym coś brała. Zwłaszcza, że tydzień wcześniej obiecałam Ci, że kończę z tym. Wtedy mówiłam szczerze. Od tego momentu nic nie wzięłam. Musisz mi uwierzyć. Logan? - zapytała z prośbą w głosie.

Z tego co opowiadał mi blondyn, Blaire nie była dziewczyną, która okłamałaby najbliższe osoby, zwłaszcza, że często podkreślał, iż była szczera. Brzydziła się kłamstwem.

- To wszystko nie ma sensu. Nic do siebie nie pasuje. - odparł zrezygnowany.

- Musi być jakieś logiczne wyjaśnienie. Mogli Ci czegoś dosypać. To nie jest trudne, sama się o tym przekonałam. - pokręciłam głową przypominając sobie ten felerny wieczór. Miałam więcej szczęścia niż rozumu, bo był przy mnie Alex.

- To by nie wyjaśniało śpiączki. - powiedział mój chłopak. Wtedy coś do mnie dotarło, że powinnam powiedzieć im, co odkryłam kilka dni temu. Może i ta informacja nie rozjaśni całej sytuacji, ale dołoży kolejną cegiełkę do układanki.

- Właściwie... - zaczęłam, ale do pokoju wszedł lekarz. Omiótł spojrzeniem całe pomieszczenie, po czym przywitał się krótko i sztywno. Po jego minie wywnioskowałam, że nie był zadowolony z naszej obecności. Jednak w miarę możliwości, szybko przyjął obojętny wyraz twarzy.

- Jak się czuje moja pacjentka? - uśmiechnął się pokracznie.

- Nie najgorzej.

- Po południu zrobimy Ci badania. Jeżeli nic nie wykażą to za parę dni będziesz mogła nas opuścić. - nie spodobało mi się to w jaki sposób zaakcentował ostatnie słowo. - Panie Rodriguez zapraszam jutro do mojego gabinetu, omówimy wyniki.

- Oczywiście.

Doktor spojrzał jeszcze na kartę pacjenta, zmarszczył brwi i zacisnął usta jakby się przed czymś powstrzymywał. Wyszedł zdenerwowany, co próbował ukryć, jednak emocje wzięły górę i nie zdołał ich całkowicie zatuszować. Myślałam, że wcześniej był nietypowy, ale dziś przeszedł sam siebie.

- Dziwny jest. - stwierdziła Blaire.

- Też tak uważam, a oni od początku nie chcą mi wierzyć. - wskazałam na bliźniaków, rozczarowana, że tylko dziewczyna zauważyła to co ja.

- Niby skąd to wiecie? Lekarze przeważnie są specyficzni. - bronił się młodszy.

- Intuicja. - powiedziałyśmy wspólnie. Zaśmiałam się, znajdując nić porozumienia z niebieskowłosą.

- Pójdę po kawę.

- Dla mnie woda. - kiwnęłam w stronę Alexa i zostawiłam ich samych. Chciałam żeby nacieszyli się sobą, skoro zaraz prawdopodobnie nas wyrzucą za nie przestrzeganie godzin odwiedzin.

Powoli ruszyłam korytarzem, chcąc dać im jak najwięcej czasu. Sprawdzałam powiadomienia na komórce, kiedy do moich uszu doszedł podniesiony męski głos. Zatrzymałam się przy ścianie i nasłuchiwałam.

- Jak mogłaś spóźnić się z podaniem leku? Czyś Ty oszalała? - warknął. Chciałam spojrzeć kto tak wrzeszczał na cały korytarz, ale tego nie zrobiłam. Z niechęcią zauważyłam, że znam ten głos, a należał on do Doktora Freemana.

- Pacjent spod ósemki miał zawał. Musiałam asystować, bo nie było nikogo innego. Mogłeś sam to zrobić. Nie zrzucisz całej winy na mnie. - krzyknęła kobieta.

- A pomyślałaś co się stanie jak nie dostarczymy kolejnej dziwki?! Znasz konsekwencje, do jasnej cholery.

- To już Twój problem. Muszę wracać do pracy.

- Zapłacisz mi za to. - usłyszałam szelest szamotaniny. Pomimo tego, że chciałam pomóc tej kobiecie, nie ruszyłam się nawet o krok.

Zamarłam zdając sobie sprawę, że rozmawiali o Blaire. To jej zapomnieli podać lek, który utrzymywał ją w śpiączce. Dlatego teraz była przytomna. Jednak nadal nie rozumiałam, co chcieli tym osiągnąć. Po co wykorzystali swoją pozycję i stan niewinnej dziewczyny. Skoro chcieli ją utrzymać nieprzytomną, to dlaczego lekarz proponował wybudzenie Blaire. Chyba, że coś poszłoby nie tak, o czym zapomniał wspomnieć. Ten doktorek miał więcej za uszami niż niecodzienne zachowanie, a ja miałam więcej pytań niż odpowiedzi.

- Puść mnie. Nie będziesz mi groził. - usłyszałam oddalające się kroki, zapewne kobiety, ponieważ drugie cięższe zmierzały właśnie w moją stronę.

Musiałam szybko wymyślić jakąś drogę ucieczki. Jeżeli teraz na mnie wpadnie, połączy kropki i dowie się, że słyszałam wszystko czego nie powinnam. Chociaż to nie była moja wina. To oni wybrali korytarz na taką rozmowę, ale wiedziałam, że dosięgną mnie konsekwencje jeżeli czegoś nie wymyślę. Weszłam do pierwszego pomieszczenia, które było najbliżej. Na łóżku leżała starsza kobieta, która słysząc odgłos otwieranych drzwi spojrzała na mnie znad książki.

- Pomóc Ci w czymś dziecko? - uśmiechnęła się przyjaźnie. Z jej oczu biła troska, a mnie od razu przypomniał się dziadek. Patrzył tak na mnie za każdym razem, gdy sprawiałam problemy. Zawsze przez to czułam się jeszcze gorzej, bo miałam świadomość, że martwię go swoimi wybrykami.

- Przepraszam, chyba pomyliłam sale. - wykrztusiłam, ledwo słyszalnie.

- Poczekaj. Coś się stało? Wyglądasz blado. Może usiądziesz dopóki się nie uspokoisz. - zaproponowała.

Dopóki o tym nie wspomniała, nie zdawałam sobie sprawy z obecnego stanu. Moje ręce drżały, dlatego schowałam je do kieszeni spodni. W dodatku serce biło mi tak jakby zaraz miało wyskoczyć z piersi. Nowe, niepełne informacje były dla mnie zaskoczeniem, w negatywnym tego słowa znaczeniu. Dodatkowo lekarz nadal gdzieś tutaj krążył, przez co nie uśmiechało mi się wracać na korytarz. Nie byłabym teraz w stanie stanąć z nim twarzą w twarz. W pewnym sensie przerażał mnie.

- Dziękuję. - uśmiechnęłam się niepewnie. - Ciekawa? - kiwnęłam głową w stronę książki.

- Może dla osób w Twoim wieku pewnie tak, ale ja już jestem za stara, żeby czytać o pierwszych miłostkach i rozterkach. - zamknęła książkę i spojrzała na mnie. - Sama już to przeżyłam. Nie wiem, o czym myślał mój wnuk przynosząc mi coś takiego. - fuknęła lekko rozgniewana - Jednak to jedyne czym mogę się teraz zająć.

Rozmawiałyśmy kilka minut, podczas których poznałam jej ulubionych autorów, dowiedziałam się, że ma na imię Rosalia i będzie w szpitalu przez następne 4 tygodnie. Kilka dni temu zasłabła, a wyniki nie są najkorzystniejsze. Polubiłam ją, była kobietą z charyzmą, twardo stąpającą po ziemi. Opowiedziała mi kilka historii z jej życia, które swoją drogą były komiczne. Jej pierwsza miłość okazała się fiaskiem, ponieważ ten chłopak pracował jako klaun. Choć sama profesja jej nie przeszkadzała, przecież praca jak każda inna, to była zdruzgotana kiedy na trzeciej randce pojawił się w pełnym przebraniu. Uciekła tak szybko jakby się paliło. Natomiast kolejny kupił jej kwiaty, na które była uczulona, więc pierwszą i ostatnią randkę spędzili w szpitalu. Trzeci, który zresztą został jej mężem, znokautował jej brata, bo sądził, że ją podrywa. Wtedy była na niego wściekła, ale teraz wspominała to ze śmiechem. On był zawodowym bokserem, dlatego jej rodzice nie chcieli go zaakceptować. Poznała go na walce, na którą zaciągnęła ją jej przyjaciółka, ale gdy nie mogła znieść widoku krwi, wyszła w połowie pierwszej rundy. Kiedy zobaczył, że znikła szybko rozniósł przeciwnika i pobiegł za nią.

- Chociaż dla swoich rywali nie miał krzty litości, dla mnie był dobry. Do dziś pamiętam jak ta kupa mięśni owinięta w koc przymilała się do mnie każdego wieczoru. Był taki uroczy. Chociaż teraz jest już starym prykiem, nadal go kocham. - uśmiech jaki formował się na jej twarzy był tego potwierdzeniem.

Pożegnałam się z nią i obiecałam, że jeszcze wrócę, żeby ją odwiedzić. Była przemiłą osobą, z którą chętnie spędza się czas i rozmawia na różne tematy.

Kiedy opuściłam jej salę byłam w dobrym humorze, dlatego zapomniałam nawet dlaczego się tam znalazłam. Nie spodziewałam się, że doktor Freeman nadal na mnie czekał. Złapał mnie za ramię i mocno popchnął na ścianę. Od siły uderzenia, powietrze uleciało z moich płuc, a przed oczami pojawiły mroczki. Pomimo szczupłej postury, ten koleś miał dużo siły i zapewne mięśnie, które skrupulatnie ukrył w przy dużej koszulce i kitlu. Skupiłam wzrok na nim, ale nie mogłam wytrzymać dłużej niż kilka sekund. Próbowałam odwrócić głowę, ale był szybszy. Złapał mnie nieprzyjemnie za brodę i skierował spojrzenie na niego. Był zły. Wiedziałam z jakiego powodu, ale musiałabym być głupia, żeby się przyznać.

- O co chodzi? Czy coś się stało? - wydukałam, postanawiając nałożyć na twarz maskę nieporadnej i słabej dziewczyny. Tę, którą już tak dobrze znałam ze szkolnych korytarzy.

- Nie pierdol. Wiem, że podsłuchiwałaś. Gdybyś tylko była o sekundę szybsza, nie zauważyłbym Twoich blond kudłów, znikających za tymi drzwiami. - nie krzyczał, ale czułam bijącą od niego wściekłość. To było gorsze niż gdyby podniósł głos. Wiedział jak przyprawić rozmówcę o dreszcze, a teraz z chęcią to wykorzystał.

- Naprawdę nie rozumiem, o czym Pan mówi. - zaśmiał się szyderczo.

Czułam, że dopiero teraz pokazał prawdziwą twarz. Zimną i okrutną stronę swojej osobowości. Wyglądał jak szaleniec, co niezmiernie mu pasowało. Czuł się w swoim żywiole jak ryba w wodzie. Nie wiedziałam czego się spodziewać. Przecież co może mi zrobić w szpitalu, gdzie powinno się leczyć ludzi, a nie krzywdzić.

- Proszę mnie puścić. - szepnęłam, ledwo wytrzymując jego dotyk, ale przyniosło to odwrotny rezultat. Mocniej ścisnął ramię i przyszpilił moje ciało do ściany. Drugą ręką złapał mnie za szyję, lekko podduszając. Może gdybyśmy byli w innym miejscu, to byłby jego sposób na pozbycie się mnie. Zabierając mi tlen i miażdżąc krtań. Gdy pochylił się mogłam poczuć jego oddech na skórze, przez co miałam ochotę zwymiotować.

- Bądź dobrą dziewczynką i trzymaj gębę na kłódkę, to może nie zajmiesz jej miejsca. Rozumiemy się? - szybko pokiwałam głową w potwierdzeniu, chociaż w tej chwili miałam przemożną ochotę skopać mu dupę. Był tylko i wyłącznie śmieciem, który musi straszyć ludzi by go słuchali, który wykorzystywał swoją pozycję do egoistycznych pobudek. - Mów! - tym razem krzyknął, nie wytrzymując mojego milczenia.

- Nikomu nie powiem.

- Grzeczna suczka. - wyszeptał mi wprost do ucha, przez co zacisnęłam zęby i odwróciłam twarz by być od niego jak najdalej. Odsunął się, co przyjęłam z ulgą. Głęboko oddychałam, starając się złapać jak najwięcej powietrza.

- Nat? - spojrzałam w stronę znajomego głosu. Logan przyglądał się nam, z wymalowanym niepokojem na twarzy. - Co się dzieje? - zapytał złowrogo, patrząc nieufnie na lekarza. Od razu skierowałam się w jego stronę.

- Pańska koleżanka gorzej się poczuła, proszę się nią zająć. Nie wygląda najlepiej. - odwróciłam się, nie wierząc w to co właśnie powiedział. Kiwnął lekko głową zadowolony i odszedł.

- Skurwiel. - syknęłam. Momentalnie znalazł się przy mnie chłopak, więc na pewno mnie usłyszał.

- Źle się czujesz? - wypuściłam powietrze przez usta w złości i zacisnęłam dłonie w pięści. Dał się na to nabrać? Serio? - Nie wyglądasz na słabą. - Logan zmrużył oczy, szukając jakiś oznak gorszego samopoczucia, ale niczego nie znalazł.

- Nic mi nie jest. - minęłam blondyna, chcąc się znaleźć jak najszybciej obok Alexa.

- Nat. Co się stało? - nie odpowiedziałam.

Szybkim krokiem pokonałam schody i korytarz. Wiedziałam, że Logan podąża za mną, ale ani na chwilę nie zwolniłam. Wpadłam do sali, gdzie Blaire i Alex śmiali się.

- Uwierzysz, że jej ojciec mnie tak załatwił. Skubany dobry jest.

Wpadłam w ramiona mojego chłopaka. Z wahaniem objął mnie, ale dobry humor go nie opuścił.

- Już się za mną stęskniłaś? - zapytał żartobliwie, ale gdy spostrzegł, że nie jest mi do śmiechu, a ja nie byłam chętna do odpowiedzi, zwrócił się do Logana. - Co się stało?

Oddychałam szybko, czując jakbym w płucach miała tony betonu. Byłam wściekła i rozgoryczona. Choć przerażało mnie jego szaleństwo, bardziej byłam zła na siebie, że tak to rozegrałam. Jednak niewiele mogłam zrobić. Gdybym mu się postawiła, na pewno nie zostawiłby tak tego. Widział we mnie tylko strachliwą nastolatkę, która znalazła się w niewłaściwym miejscu i czasie. Sądził, że gdy mnie nastraszy będę milczała. Niedoczekanie.

- Freeman jej groził, a przynajmniej tyle wywnioskowałem, gdy zobaczyłem jak przyciska ją do ściany. Kiedy chciałem interweniować, puścił ją, ale dopiero po tym jak się na coś zgodziła. - powiedział bez wahania Logan.

- To prawda?

- Tak. - wyszeptałam.

Odsunęłam się, kiedy emocje trochę opadły. Jego obecność tak na mnie działała i chociaż tego nie wiedział, byłam wdzięczna za to, że po prostu jest przy mnie.

- Słyszałam jego rozmowę z pielęgniarką. Tak naprawdę utrzymywali Blaire w śpiączce. Podawali jej propofol, ale dzisiaj nie zdążyli. Nie rozumiem co planowali, ale to na pewno nie było nic dobrego. Po tym ukryłam się w sali, ale on na mnie czekał. Zagroził, że jeżeli komuś powiem, zajmę jej miejsce. Logan powinieneś jak najszybciej zabrać stąd Blaire. - zwróciłam się do chłopaka. Po tym co zobaczył wiedziałam, że tym razem rozważy moją propozycje. Jednak on zaprzeczył.

- Wtedy domyśli się, że nie dotrzymałaś obietnicy. Będziesz w niebezpieczeństwie. - odparł zmieszany. Na pewno chciał chronić niebieskowłosą najlepiej jak tylko potrafi, ale świadome wystawienie mnie na gniew lekarza, skutecznie odebrało mu racjonalne myślenie.

- W takim razie niech spróbuje. - odparłam pewnie.

Co mi była za różnica? Zadrzeć z Podziemiem, które liczyło sobie kilkunastu jak nie kilkudziesięciu ludzi, a z jednym psycholem, którego metoda niewiele różniła się od nich. Potrafili tylko straszyć.

- O co chodzi? - zapytała zdezorientowana dziewczyna.

- O to, że doktorek nie jest dobrym człowiekiem i musisz jak najszybciej stąd zwiewać. - odpowiedział Alex. - Przenieś Blaire do innego szpitala, a ja zajmę się Taly. Ze mną będzie bezpieczna.

- Tak jak dzisiaj? Gdybym nie poszedł jej szukać, nawet byś nie zauważył, że coś się stało, a wątpię, że Nat powiedziałaby Ci. Nie jest dziewczyną, która biegnie ze skargą do swojego chłopaka.

- Widzę, że znasz ją lepiej ode mnie. Od kiedy to wiesz co dla niej najlepsze? - prychnął Alex.

- Ktoś musi skoro Ty jesteś ślepy na wszystkie zagrożenia, ale jeśli znikasz kiedy Cię potrzebuje, to czego można oczekiwać. - gdy słowa opuściły jego usta sama poczułam ten zawód, który w nich zawarł. Chociaż mówił o mnie, czułam, że te słowa dotyczyły również jego. Dzieliliśmy te same uczucia względem Alexa. Znikał, kiedy chcieliśmy mieć go blisko siebie.

Wiedziałam też do czego nawiązał Logan. Chodziło mu o sytuację z Podziemia, kiedy pobiłam Collina, czy wyznałam, że Alex coś przede mną ukrywa. Dla mnie takie sytuacje były na porządku dziennym, ale dla osoby postronnej to było niebezpieczne. Zawsze sobie jakoś radziłam, pomimo wielu kryzysów nigdy nie zwróciłam się do mojego chłopaka o pomoc. Nie miał pojęcia, że w takich chwilach był dla mnie ogromnym wsparciem, ale nic więcej.

- Może już teraz daj jej łopatę, niech sobie wykopie dołek. - dodał nieprzyjemnie bliźniak.

- Przestańcie. - warknęłam zdenerwowana, ale oni nie słuchali. Tak naprawdę dopiero się rozkręcali.

- A Ty niby taki anioł stróż? To dlaczego Blaire wylądowała w szpitalu? Dlaczego nie zauważyłeś, kiedy zaczęła brać? - Alex zasypał go pytaniami, które na pewno już od dawna siedziały w jego głowie, ale nigdy nic nie powiedział, bo brat zawsze unikał rozmowy.

- Nic nie wiesz. Nie było Cię tam. Uciekłeś na Manhattan, kiedy zrobiło się zbyt ciężko. To potrafisz najlepiej.

- Nie mogłem opuścić mamy tak jak Ty. Nawet nie wiesz jak było jej ciężko po rozwodzie, po tym jak wybrałeś ojca, chociaż zdradzał ją na prawo i lewo.

Oboje byli zdenerwowani, przez co żaden nie chciał odpuścić. Mierzyli się morderczym wzrokiem. Dziwiłam się, że jeszcze nie przeszli do rękoczynów. W końcu doszło do konfrontacji, na którą czekali od dawna.

- Zostałeś w Detroit i nic nie zauważyłeś. Miałeś ją chronić, a Ty jak zwykle spierdoliłeś po całości. - Alex był rozgoryczony. Wcześniej nie pokazał jak bardzo był wściekły na brata. Teraz wyrzucił z siebie wszystko, co leżało mu na sercu, a Logan nie pozostawał mu dłużny.

- Byłem w firmie. Zajmowałem się robotą, którą Ty powinieneś wykonywać już od dwóch lat. - dźgnął brata palcem w klatkę piersiową.

Byłam pewna, że tym razem się pobiją, ale Blaire przerwała ich kłótnię.

- Dość! - krzyknęła. - Zamknijcie się! Nie mogę uwierzyć, że nadal skaczecie sobie do gardeł jak dzieci. Każdy choć raz zrobił w życiu coś czego teraz żałuje. Zamiast się kłócić powinniście się wspierać idioci. Jeszcze raz usłyszę taką wymianę zdań między Wami, a sama osobiście skopie Wam tyłki.

Jedyną oznaką, że przed chwilą rozpętało się tu prawdziwe piekło, były zaciśnięte pięści i pogardliwy wzrok bliźniaków. Jednak nic więcej nie dodali.

- Logan załatw mi opiekę z zewnątrz, jeżeli ktoś będzie przy mnie cały czas, nie będzie więcej próbował żadnych sztuczek. W ten sposób nie dowie się, że Nataly nam wszystko powiedziała. Możesz wyjaśnić, że sama tego chciałam, bo jestem rozpieszczonym bachorem. Czy cokolwiek. Za kilka dni i tak stąd wyjdę. - młodszy odwrócił wzrok od brata i skupił całą uwagę na dziewczynie. - A jeżeli jeszcze raz usłyszę, że tak ze sobą rozmawiacie, przestanę być miła.

- Nigdy nie byłaś miała. - mruknął Logan, przez co oberwał poduszką w głowę.

Polubiłam Blaire. Jej silną osobowość, prostolinijność i szczerość. Była inna niż ją sobie wyobrażałam, ale ani trochę mi to nie przeszkadzało. Logan będzie miał naprawdę ciężko w przyszłości, jednak pasowali do siebie.




/ Dobry wieczór! W końcu kolejny rozdział, trochę mi to zajęło, ale ostatnio byłam naprawdę zajęta :/ Maturzystom życzę powodzenia! Trzymajcie się, mychy! 

/Piosenka: Sunlike Brothers, Pull n Way - One Last Time

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top