Rozdział 32. Refleks kontra doświadczenie.
Nataly
Po szybkim prysznicu położyłam się obok Alexa. Nadal nie odezwałam się do niego słowem po naszej kłótni, a mu najwyraźniej to nie przeszkadzało. Przeglądał coś na laptopie, prawdopodobnie sprawdzał notowania na giełdzie, ale nie znałam się na tym zbyt dobrze, więc nie byłam pewna, ani zainteresowana na tyle, żeby zapytać.
Próbowałam zasnąć, ale nie potrafiłam. Rzucałam się z jednego boku na drugi. Chociaż złość już dawno odeszła, nadal myślałam o tym co się wydarzyło na torze. Właściwie cały dzisiejszy dzień był do bani. Najpierw rodzice i ich genialny pomysł powrotu do siebie. Chociaż próbuję patrzeć na to optymistycznie, w głowie ciągle przewijają się wydarzenia sprzed kilku lat.
Potem wyścig. Wyjście samo w sobie nie było złe, ale kiedy przypomnę sobie tę dziwkę, która podrywała Alexa na moich oczach, a on nie reagował w żaden sposób, czuję jak przechodzi przeze mnie nowa fala gniewu. Kolejny był Jared, którego nie potrafię sobie przypomnieć, a znał mojego brata. Często wychodziłam z Noah i jego kumplami, ale jego nie mogłam nigdzie dopasować. Uznałam, że później obejrzę stare zdjęcia, może to coś pomoże. Natomiast Tobiasa znałam dobrze, ale nie miałam pojęcia co on tutaj robi. Zawsze mieszkał w Miami i twierdził, że za żadne skarby świata nie opuści tego miejsca. Coś musiało się zmienić. Na dodatek był przyjacielem Alexa.
To wszystko było takie skomplikowane.
Do tego dorzucił się Scott, który zaczął coś podejrzewać. Nadal nie byłam pewna co zrobić. Nie chcę zdradzić wszystkiego, ale istnieje możliwość, iż mógłby mi pomóc. Na początek muszę sprawdzić, ile tak naprawdę wie.
- W końcu rozwalisz łóżko jak się nie uspokoisz. - mruknął blondyn, a ja się zjeżyłam.
- Proszę bardzo. Już leżę jak kłoda! Oddychać też nie mam?
- Powiedz mi o co chodzi. Cały wieczór się wściekasz, a to ja powinienem być zły.
- Niby dlaczego? - zapytałam zaskoczona. Podniosłam się na łokciach i spojrzałam na chłopaka. - Ostatnio cały czas mnie ignorujesz. Co chwilę musisz "coś załatwić", a mi nic nie mówisz. Co jest tak ważnego?
- Nic. Nie mieszaj się w to. - warknął. Odłożył laptopa na komodę przy łóżku i zgasił niewielkie światło lampki.
- "Nic."? To jedno słowo ma wszystko załatwić? - zapytałam rozdrażniona. Nie odpowiedział.
Kurwa.
W nocy nie spałam najlepiej. Co chwilę budziłam się i patrzyłam tępo w sufit. Myślałam nad tym co ukrywa Alex. Nie jestem wścibska, ale to, że zbywał mnie i ignorował pytania od dłuższego czasu, nie dawało mi spokoju. Chciałam być wyrozumiała i poczekać, aż sam mi powie, jednak na to też się nie zapowiadało.
Dokładnie o 4:43 wyszłam z jego domu nie czekając, aż się obudzi. Pojechałam motorem na plażę, usiadłam na piasku i podziwiałam wschód słońca. Często tak robiłam, gdy nie mogłam spać przez natłok myśli. Delikatna bryza rozwiewała mi włosy, dostarczając czasami lekkiej mgiełki opadającej na twarz. Tym samym odpędzając moje zmęczenie.
Dzisiaj też nie poszłam do szkoły. Tata usprawiedliwił mi dwa ostatnie dni tygodnia, żebym mogła spędzić czas z rodziną. On też pozostał w domu, ale myślę, że chciał wykorzystać ostatnie chwile z mamą, ponieważ już w niedzielę wyjeżdżają.
Wróciłam do domu wcześniej niż zamierzałam. Wszyscy jeszcze spali, dlatego ja też próbowałam odpocząć, ale nawet zamknięcie oczu i udawanie, że śpię, nie pomagało. Byłam rozbudzona.
Zeszłam do piwnicy, gdzie mój opiekun przerobił ją na prowizoryczną siłownię. Kilka materacy, drążek do podciągania, hantle i mój ulubiony worek, na którym mogłam się wyżyć, kiedy tylko miałam ochotę.
Zrobiłam krótką rozgrzewkę. Po czym uderzałam bez opamiętania w worek treningowy. Nawet nie zauważyłam, gdy tata pojawił się w pomieszczeniu.
- Dzień dopiero się zaczął, a Ty już jesteś wściekła. - oparł się o ścianę i obserwował.
- Ten parszywy dzień ciągnie się od wczoraj. - wysapałam między uderzeniami.
- A co powiesz na sparing? - uśmiechnął się zadowolony. Wiedział, że nie odmówię. Kiwnęłam głową i mocno kopnęłam ostatni raz. Zrobiłam kolejną dziurę w skórzanym materiale, z której wysypał się piasek. Muszę pomyśleć nad kupnem nowego. - Daj mi chwilę. Przebiorę się i rozgrzeje. - odparł zachwycony i pobiegł na górę.
W międzyczasie odpoczęłam, napiłam się wody i ubrałam rękawice do boksu. Z ojcem mogłam walczyć tylko w tym stylu. Innego nie tolerował. Kiedy stanęliśmy naprzeciwko siebie w odpowiedniej pozycji, widziałam w jego oczach determinację. Staruszek chciał mnie pokonać, co było urocze, ale nie ze mną te numery. Przez liczne walki w Podziemiu moja technika poprawiła się, a ja byłam pewniejsza na ringu.
- Refleks kontra doświadczenie. - dotknęliśmy się rękawicami i to rozpoczęło pojedynek.
Wyprowadził prosty cios lewą ręką. Uchyliłam się. Prawą rękę zablokowałam. Kiedy był bliżej zaatakowałam, oberwał w szczękę odsłaniając się, ale od razu odpowiedział. Dostałam w brzuch. Uśmiechnął się zadowolony. Nie miałam tyle siły co zawodowy bokser, ale nie byłam też amatorem. Wymienialiśmy się ciosami, blokując i wytrzymując siłę uderzenia. Czułam ściekający po plecach pot jak również satysfakcję z walki.
Rozkręcaliśmy się, gdy do pomieszczenia wpadła rodzicielka. Zgromiła nas wzrokiem.
- Śniadanie gotowe. - mruknęła i odeszła krzywiąc twarz z niesmakiem.
Mój przeciwnik nadal patrzył w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stała kobieta. Wykorzystałam jego roztargnienie i uderzyłam pięścią z dołu w podbródek. Ojciec padł na matę i uśmiechnął się w moją stronę.
- To było dobre. - zaśmiał się. Podałam mu rękę i pomogłam wstać. - Nie myślałem, że kiedykolwiek mnie pokonasz, ale moją uwagę odwróciła bardzo seksowna kobieta, więc liczę na rewanż.
- Fuj! Nie mów tak o niej. - pokręciłam głową z obrzydzeniem. - Wiesz, że ona nigdy nie zaakceptuje tego. - wskazałam na całe pomieszczenie, w którym się znajdowaliśmy.
- Nic nie powiedziała, robi postępy. Daj jej szansę. - spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.
- Spróbuję. - mruknęłam. - Dla Ciebie.
- Moja córeczka! - ucałował mnie w policzek. Potem objął ramieniem i razem ruszyliśmy do kuchni.
Dzisiejszy posiłek wyglądał na bardziej normalny. Spokojna rozmowa, czuły wzrok rodziców, chłopcy nadal się wygłupiali. Mogłabym się do tego przyzwyczaić.
- Gdzie chcecie zamieszkać? - przerwałam tę sielankę i spojrzałam wyczekująco na rodziców. - Chyba nie będziecie spotykać się raz w miesiącu i latać z jednego miasta do drugiego, prawda?
- Oczywiście, że nie, ale jeszcze o tym nie myśleliśmy, kochanie. - odpowiedział ojciec. Wiem jak ważna jest dla niego praca, więc jakoś nie wierzę by z niej zrezygnował.
Bliźniaki rzucali się oliwkami, których też nie lubią. Chyba weszli w wiek, że wszystko co zielone musi być złe lub niedobre.
- I tak chciałam zmienić pracę. - zaczęła mama. - Poszukam tutaj. Jak coś znajdę, wtedy możemy się przenieść. Chociaż myślałam, żeby poczekać do końca roku szkolnego. Chłopcy mieliby nowy początek. Oczywiście jeżeli nie macie nic przeciwko. - spojrzała na nas wyczekująco.
Za to ojciec patrzył na mnie jakby chciał wymusić odpowiednią reakcję.
- Rozumiem. To wasza decyzja. Byłam tylko ciekawa czy muszę się przygotować do zmiany szkoły. - odparłam najbardziej spokojnie jak potrafiłam. - Wolałabym skończyć szkołę średnią tutaj, zwłaszcza, że zostało tylko kilka miesięcy.
Matka mieszkała w Seattle w stanie Waszyngton. Nie chciałam się tam przeprowadzać. Tutaj miałam już swoje życie. Może i byłam egoistyczna, ale czasami tylko w taki sposób można obronić coś, co jest dla nas ważne.
- Znajdziemy rozwiązanie. Nie martw się. - odpowiedział ojciec, spoglądając na mnie i mamę.
- Nat, pobawimy się dzisiaj z Alexem? - zapytał Michael, wytrącając nas z rozmowy.
- Nie, Alex jest dzisiaj zajęty. - chłopcy sposępnieli, ale kiedy rzuciłam w nich oliwkami, wrócili do dalszej wojny na jedzenie.
Blondyn wcześniej poinformował mnie, że po szkole musi spotkać się z Tobiasem, więc widzimy się wieczorem. Nie podał powodu, ale nawet nie musiałam pytać, żeby wiedzieć że i tak mi nie powie. Ostatnio znika częściej, poświęcając mi coraz mniej czasu. Nawet nasze treningi odwołuje.
- Kim jest Alex? - zapytali w tym samym momencie rodzice, wyrywając mnie z myśli o chłopaku.
Nigdy nie myślałam, że rodzeni bracia sprzedadzą mnie tak szybko. Muszę im wpoić na nowo zasady rodzeństwa. Nicponie.
- To przyjaciel. - spojrzałam na nich wymownie, na co ojciec odetchnął jakby z ulgą. Natomiast mama nie wierzyła mi ani trochę. - Oryginał, Duplikat, ubierzcie się, bo wychodzimy.
Uciekli z krzykiem z kuchni, zgarniając garść oliwek z talerza. Wyczuwam bitwę w pokoju, ale pozwoliłam na to. Będą mieli robotę jak wrócimy. Przecież same się nie posprzątają.
- Tylko przyjaciel? - zapytała mama z błyskiem w oku. Wiedziałam o co jej chodzi, ale dzisiaj nie miałam siły tłumaczyć, że jest kimś więcej.
Chociaż mamy między sobą małą wojnę domową, nadal jest moim chłopakiem.
- Tak. Tylko przyjaciel. - opuściłam pomieszczenie i weszłam do pokoju padając na łóżko.
Czuję, że to będzie ciężki dzień. Najchętniej zakopałabym się pod kołdrą i nie wyszła przez kolejne dwa dni. Niestety to niemożliwe. Ociężale wstałam i podeszłam do szafy. Zabrałam skórzaną kurtkę i torebkę z komody. Zgarnęłam chłopców do samochodu i po chwili byliśmy w największym parku zabaw dla dzieci.
/Jestem! xD Dziękuję wszystkim, którzy czytają, komentują oraz gwiazdkują "Lose control", motywujecie mnie do działania! <3 Bez Was zapewne już dawno porzuciłabym tę opowieść lub pisałabym naprawdę baardzooo wolno ;) Trzymajcie się w zdrowiu :*
/Piosenka: Doja Cat - Boss B*tch
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top