Rozdział 24. Nie jesteś normalną dziewczyną, prawda?


/Rozdział miał się pojawić jutro, ale... Zapraszam! <3


Nataly


W końcu nadszedł weekend. Upragniony czas wolny, którego wciąż mi brakowało. W ostatnich dniach nauczyciele chyba wykorzystali limit sprawdzianów i kartkówek na cały rok. Serio nie przesadzam! Cały czas siedziałam z nosem w książkach. Nawet wieczorami, kiedy widziałam się z Alexem, powtarzaliśmy materiał na kolejne zajęcia. Nie było mowy o pocałunkach, a o seksie tym bardziej. Nie reagował na moje zaczepki, czy seksowny strój. Mówił, że nie chce podpaść mojemu ojcu. "To że teraz jesteśmy razem, nie może zmienić Twojego podejścia do nauki." Bla, bla, bla... Przecież jedna czwórka, czy trója nie sprowadzi mnie na złą drogę. Na której prawdopodobnie już się znalazłam z innych powodów.

Jednak nie mogłam się długo na niego gniewać, obiecał mi, że całą sobotę spędzimy razem. Bez nauki, Podziemia, treningów. Tylko i wyłącznie my.

Dokładniej. Mamy randkę!

Tak dawno nigdzie nie wychodziłam z chłopakiem, który mi się podoba, że już zapomniałam jakie to uczucie.

Rano wstałam w skowronkach. Zrobiłam śniadanie i usiadłam przed laptopem. Włączyłam mój ulubiony serial i oddałam się odrobinie lenistwa. Po obejrzeniu trzech odcinków zadzwoniła do mnie czarnowłosa.

- Nat, ratuj mnie! - błagała Jay przez słuchawkę.

- O co chodzi? Coś się stało? - zapytałam wystraszona. Pierwszy raz odebrałam taki telefon od przyjaciółki.

- Mój tata jest w szpitalu. Właśnie tam jadę. Powiedzieli mi tylko, że robią mu badania i nie znają przyczyny zasłabnięcia. Mama jest w delegacji, a ktoś musi być przy nim.

- Zaraz, nic mu nie jest?

- Na razie nie, jest stabilny, ale muszę tutaj zostać i nie zdążę do pracy, a wiesz jak tam jest. Jeżeli się nie pojawię, wpakuję się w ogromne kłopoty. Szefowa jest strasznie cięta, zwłaszcza, że pracuję tam dopiero od kilku tygodni. Błagam Cię, możesz mnie zastąpić? Dzisiaj jest ogromne wesele, a jak mnie nie będzie - załamał jej się głos.

Od jakiegoś czasu Jay pracowała w restauracji jako kelnerka. Był to tylko dodatkowy zarobek, jednak strasznie zależało jej na tej pracy i traktowała ją bardzo poważnie. Już nie raz mówiła mi jak szefowa lubiła znęcać się nad nowymi osobami. Według mnie była po prostu stuknięta.

- Wiem, że masz dzisiaj randkę z Alexem, ale wszystkie osoby jakie przyszły mi do głowy, nie mają dzisiaj czasu. Naprawdę przepraszam, nie chcę psuć Ci tego wieczoru, dlatego zrozumiem jak odmówisz. - kontynuowała.

- Spokojnie Jay, zastąpię Cię i nie przejmuj się Alexem, zrozumie. Wie, że jesteś dla mnie jak siostra. Powiedz mi wszystko, co powinnam wiedzieć.

- Dziękuję kochana, zrewanżuję się. No dobra, najważniejsze. W restauracji musisz być o 16. Mój strój mam w pokoju na szafie. Musisz przyjechać już przebrana, włosy zwiąż w kucyk lub kok i ubierz czarne szpilki. Weź taksówkę, bo goście lubią polewać obsłudze, niestety nie możemy odmawiać, bo klient ma być zadowolony. Tak mówi szefowa. - zastanowiła się na chwilę - Wystarczy, że będziesz podawać dania przygotowane przez kucharzy i pilnować żeby cały czas mieli alkohol. Czasami może się zdarzyć, że goście poproszą o kawę, ale to wszystko. A! I musisz być miła! Pamiętaj o tym.

- Jasne, zrozumiałam. Myślę, że dam radę.

- Jeszcze raz dziękuję, ratujesz mi skórę.

- Nie masz za co. Trzymaj się, na pewno wszystko będzie dobrze.

Rozłączyłam się i opadłam na łóżko. Jednak czeka mnie dziś praca. Sprawdziłam godzinę, nie zostało mi wiele czasu. Przebrałam się w czarne spodnie i zieloną koszulkę bez rękawów. Włosy upięłam w wysoki kok. Zgarnęłam telefon, klucze i portfel do torebki. Szybko zbiegłam na parter i otworzyłam drzwi, a w nich stał Alex. Wyglądał nieziemsko. Miał na sobie czarne spodnie i tego samego koloru opinającą koszulkę, która podkreślała wszystkie jego mięśnie. Włosy zostawił w lekkim nieładzie, czyli tak jak najbardziej lubiłam.

Przywitał mnie pocałunkiem w usta i przywarł swoim ciałem do mojego. Kiedy odsunął się lekko zauważył moją pochmurną minę. Jęknęłam na samą myśl, że muszę odpuścić spotkanie z chłopakiem.

- Coś się stało? - zapytał zmartwiony.

- Ojciec Jay wylądował w szpitalu i poprosiła mnie żebym zastąpiła ją w pracy. Nie miała do kogo się zwrócić, dlatego zgodziłam się pomóc. Przepraszam, musimy przełożyć naszą randkę. - pocałowałam go na przeprosiny w policzek.

Zamknął oczy i westchnął.

- Rozumiem. - kiedy je otworzył ujrzałam w nich iskierkę i już wiedziałam, że coś kombinuje. - Musisz mi to wynagrodzić. - zbliżył się do mnie na kilka centymetrów i nakierował palec na swoje usta. Nie musiał mówić nic więcej, dałam mu krótkiego buziaka, ale jego plany były inne. Złapał mnie w talii i mocno przyciągnął, pogłębiając pocałunek. - Pamiętaj o tym, gdy jakiś nieznośny facet będzie Cię podrywał.

Uśmiechnęłam się, a po chwili jechaliśmy do domu Jay, cały czas rozmawiając. Lubiłam być przy jego boku, odciągał moje myśli od nieprzyjemnych rzeczy. Przy nim mogłam się zrelaksować.

- Daj mi chwilę, tylko się przebiorę. - poinformowałam go, gdy przekroczyliśmy próg domu Jay i pognałam po schodach na górę.

- Mogę Ci pomóc. - krzyknął za mną, ale zignorowałam to i zamknęłam się w pokoju.

Przygotowany strój wyglądał elegancko i seksownie. Biała koszula była dopasowana i eksponowała moje krągłości, a czarna spódniczka przed kolano z rozcięciem po lewej stronie odsłaniała nogi. Nie były tak długie jak u czarnowłosej, ale i tak prezentowały się ładnie. Czułam się w nim wygodnie. Największą trudność sprawiło mi zawiązanie krawata. W końcu poddałam się i poprosiłam o pomoc Alexandra.

- Wyglądasz pięknie. - czule pocałował moje usta. - Chodźmy inaczej się spóźnisz. - kiwnęłam głową, chociaż miałam straszną ochotę zaciągnąć go do łóżka i nigdy więcej nie wypuszczać.

Gdy byliśmy pod restauracją zżerała mnie trema. Kiedyś pracowałam w kawiarni, więc miałam już jakieś doświadczenie, jednak nadal nie byłam przekonana do szefowej.

Ubrałam czarne szpilki, a adidasy schowałam do torby.

- Życz mi powodzenia. - cmoknęłam go w usta i miałam już wychodzić, ale powstrzymał mnie łapiąc za łokieć. Spojrzałam na niego pytająco.

- Jak skończysz pracę, zadzwoń, odwiozę Cię do domu.

- Wesele prawdopodobnie późno się skończy. Jakoś nad ranem. Po prostu wezmę taksówkę. - westchnął.

- W takim razie przyjedź do mnie. Klucz tam gdzie zawsze. - kiwnęłam głową na potwierdzenie, nie musiał mnie długo przekonywać. Ostatnio miałam ochotę być przy nim w każdej wolnej chwili. Nawet gdybyśmy mieli cały dzień spać. - Gdyby coś się działo, dzwoń. Od razu przyjadę. - powiedział, a z jego twarzy wyczytałam troskę.

- Jasne.

Będąc już w środku, od razu złapała mnie szefowa.

- Zastępstwo za te czarnowłosą, prawda? - zapytała nieprzyjemnie i zmierzyła mnie od góry do dołu.

- Tak, nazywam się Nataly... - przerwała mi.

- Nie obchodzi mnie to. Tam jest kuchnia, tam sala. - pokazała odpowiednio. - Jedzenie przenosimy z pierwszego do drugiego, a brudne naczynia odwrotnie. Nie potknij się. Nie rozlej nic na gości. Nie przeklinaj. Cały czas się uśmiechaj. Jeżeli gość życzy sobie żebyś stanęłą na głowie, robisz to. Jak czegoś nie wiesz pytaj Rachel, nie rób na własną rękę. Zrobisz coś źle, twoja koleżanka wyleci. Zrozumiano? - spojrzała na mnie srogo.

- Tak, oczywiście. - zdobyłam się na uśmiech.

- Co Ty tutaj jeszcze robisz? Do roboty! - spojrzała za mnie, a jej mimika zmieniła się diametralnie, była wściekła. - Dlaczego te kwiaty nie są jeszcze na sali! Zaraz pojawią się goście! Banda idiotów.

Co za suka!

Gdy tylko ruszyła w stronę dwóch mężczyzn niosących wielkie bukiety kwiatów, czmychnęłam do kuchni. Tam wzięłam większy wdech i rozejrzałam się po otoczeniu. Wszyscy uwijali się jak mrówki, co mnie nie dziwi pod rządami takiej dyktatorki. Po chwili podeszła mnie ruda dziewczyna, zapewne widząc moje zagubienie w obecnej sytuacji.

- Przyszłaś zastąpić Jayden? Jestem Rachel. Będę Ci dzisiaj pomagać, jednak mam skrytą nadzieję, że szybko ogarniesz, ponieważ jak widzisz mamy kocioł. Chodź za mną.

Zaprowadziła mnie do szatni gdzie mogłam zostawić swoje rzeczy. Później pokazała mi stoły, za które będę odpowiedzialna. Następnie przedstawiła rozkład imprezy. W międzyczasie ustawiłyśmy kieliszki z szampanem, ponieważ zostało jakieś 10 minut do rozpoczęcia imprezy.

Gdy wszystko było przygotowane, zaczęli pojawiać się pierwsi goście. Na końcu przyjechała para młoda. Mężczyzna wniósł kobietę przez próg, cały czas uśmiechając się do niej. Wyglądała pięknie. Miała delikatny makijaż i prostą suknię bez ramiączek.

Po toaście młodzi zatańczyli pierwszy taniec. Delikatnie wirowali na parkiecie, ale nie mogłam zobaczyć całości, ponieważ już po chwili Rachel zaciągnęła mnie do kuchni z opróżnionym szkłem.

Zaczęłyśmy wydawać dania, wszystkie wyglądały i pachniały smakowicie. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że ostatnim moim posiłkiem było śniadanie.

Wszystko szło świetnie. Nie było rozbieżności z harmonogramem. Ludzie bawili się w najlepsze. Nawet spodobała mi się ta praca. Co prawda była wykańczająca, a nogi powoli odmawiały mi posłuszeństwa, ale miło było porozmawiać z ludzmi, którzy nie omieszkali mnie zaczepiać.

- Teraz masz chwilę przerwy. Idź do kuchni coś zjeść. - powiedziała rudowłosa, gdy wybiła 23. - Poproś Daniela, żeby Ci coś dał. Jest pomocnikiem kucharza.

Nie chcąc przeciągać, od razu udałam się w wyznaczone miejsce. Odnalazłam chłopaka, a on skomponował mi jedno z dań, które podawałam w porze obiadu.

- Pierwszy raz Cię tutaj widzę. - uśmiechnął się sympatycznie, nie odrywając się pracy.

- Zastępuję koleżankę. - powiedziałam, gdy przełknęłam kawałek kurczaka. - To jest naprawdę pyszne. Twoja dziewczyna musi być wniebowzięta, mając możliwość jedzenia takich dań na co dzień.

- Uważa, że to przez moje gotowanie przytyła 5 kilo. - zauważyłam cień smutku w jego oczach, ale nie dopytywałam. Niechciałam być wścipska.

- Pewnie tylko się z Tobą droczy, ale jest szczęśliwa, że ma Ciebie. - oddałam uśmiech i wróciłam do pałaszowania.

- Nataly! Katastrofa! - do pomieszczenie wpadła spanikowana Rachel. Zaksztusiłam się jedzeniem, z pomocą i szklanką wody przyszedł mi Daniel. Podziękowałam i spojrzałam na dziewczynę.

- Co się stało? - próbowałam zachować spokój, ale to były tylko pozory. Żołądek podjechał mi do gardła, a jedzenie, które przed chwilą pochłonęłam, nie pomagało.

- Przyszło jakiś dwóch facetów. Powiedzieli, że mają niedokończoną sprawę z jednym z gości. Gdy ojciec pana młodego kazał im się wynieść zaczęli niszczyć dekoracje i naczynia. Powiedzieli, że nie wyjdą dopóki nie dostaną swoich pieniędzy. Szefowa gdzieś zniknęła. Nie mam pojęcia co mam robić. - odpowiedziała płaczliwie.

- Chodźmy. - szybkim krokiem ruszyłyśmy do sali balowej. - Co z ochroną?

- Leżą pobici przy wejściu.

- Zadzwoń na policję, na razie ja z nimi porozmawiam.

- Powiedzieli, że ktokolwiek poinformuje służby, pożałuje. - odparła wystraszona.

- Rach, dzwoń. Nie możemy pozwolić żeby wszystko zniszczyli. - kiwnęła głową i wybrała odpowiedni numer.

Weszłam na salę sama i ledwo uchyliłam się od pocisku z kryształowego wazonu z kwiatami. Ten uderzył o ścianę i rozprysł się na milion kawałków. Kobieta stojąca najbliżej mnie krzyknęła i schowała się za mężczyznę obok.

- Przepraszam, ale to zamknięte przyjęcie. - uśmiechnęłam się słodko i podeszłam do mężczyzn, którzy zaprzestali swoich działań.

- A Ty to? - zapytał jeden z nich, gdy drugi obracał nóż w dłoni i patrzył na niego jak zaczarowany.

- Kelnerka jak widać. Proszę opuścić budynek inaczej wezwiemy policję. - powiedziałam spokojnie, ale nie spodobało się to nieproszonym gościom.

- A co mi zrobisz, dziecinko? - złapał mnie za krawat i przyciągnął bliżej siebie. Ani na moment nie spuścił ze mnie wzroku, tylko lustrował moje ciało.

- Na razie proszę, ale możemy to załatwić inaczej. - syknęłam i wyrwałam materiał z jego ręki.

- Zadziorna, lubię takie. Ciałko też masz niczego sobie. - klepnął mnie w tyłek, nie wytrzymałam. Czy ja jestem krową, żeby mnie klepać, do cholery?! Uderzyłam go pięścią w szczękę, zatoczył się lekko do tyłu, a kiedy się wyprostował był wściekły.

- Ty dziwko! Pożałujesz tego! - wyprowadził prosty cios nie osłaniając się, wykorzystałam to i z całej siły przywaliłam w bok pod żebra. Skulił się z bólu, ale w tym samym momencie ten drugi zaatakował mnie nożem, uchyliłam się, ale czułam, że mnie drasnął.

Ciężko poruszało mi się w szpilkach, a przez spódnicę nie mogłam podnieść wyżej nogi niż pod kątem prostym.

Pierwszy z nich mnie złapał i unieruchomił ręce. Przez to nie miałam za wielu możliwości ataku. Ostatecznie kopnęłam go w klejnoty, a kiedy się schylił, oberwał z kolana w głowę i stracił przytomność. Drugi próbował mnie dźgnąć, ale za trzecim razem wypadł mu nóż z ręki i zakończyłam "pojedynek" prawym sierpowym.

Odwróciłam się. Całkowicie zapomniałam o widowni, która składała się z około 200 osób na sali. Niemrawo zaczęli klaskać jakby nadal nie byli pewni co się wydarzyło. Po chwili przyjechała policja i zabrała delikwentów. Nie zadawali zbędnych pytań, za co była im wdzięczna. Podobno byli poszukiwani od 6 miesięcy, ale cały czas udawało im się wymknąć.

Daniel zabrał mnie do kuchni i opatrzył ranę na policzku. Rach postrzątała cały bałagan na sali, a goście powoli zapominali co wydarzyło się kilkanaście minut temu dzięki dodatkowym procentom.

- Byłaś niesamowita. Pierwszy raz widziałem takie ruchy w dodatku w szpilkach. - ekscytował się rudy chłopak.

- Przestań, bo się zarumienię. - wybuchnęliśmy śmiechem. - Dobrze, że nikomu nie stała się krzywda. - spoważniałam.

- Nie jesteś normalną dziewczyną, prawda?

- Na pewno nie taką jaką chciałby każdy chłopak. Wracam do pracy. - zeszłam z blatu, kierując się w stronę sali. - I dzięki za to. - wskazałam palcem mój policzek.

- Polecam się na przyszłość.




/Dla zniecierpliwionych, niedługo wkroczy Podziemie !! Oczekujcie, bo nie znasz ani dnia ani godziny, kiedy Cię dopadnie.

/2157 słów <3 Jesteście ze mnie dumni? :D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top