Rozdział 10. Uważaj jak łazisz kretynko!



Nataly

Kiedy wróciłam do domu, o dziwo mój tata w nim był. To nie tak, że tego nie lubię. Cieszę się, gdy jest ze mną. Zawsze był wspaniałym ojcem tylko pracoholikiem.

- Witaj skarbie. Przygotowałem kolację. Jesteś głodna? - ucałował mnie w policzek i zaczął nakrywać stół, nie czekając na moją odpowiedź.

- Nie jesteś w pracy? - zapytałam.

- Mówiłem ci ostatnio, będę teraz częściej w domu.

- Zwolnili cię?

- Tego optymizmu mi brakowało. - zaśmiał się krótko i kontynuował - Nie, wziąłem urlop. Muszę odpocząć.

Zdjęłam torbę z ramienia i opadłam na krzesło. Położyłam głowę na blat i odetchnęłam głośno.

- Ciężki dzień?

- Trochę. - podniosłam wzrok, a przed moimi oczami leżał talerz z grillowanymi warzywami. - Pięknie pachnie. Dziękuję. - uśmiechnęłam się szeroko w stronę ojca, na co odpowiedział mi tym samym.

Po skończonej kolacji i godzinnej rozmowie, udałam się do mojego pokoju i wskoczyłam na łóżko. Po dzisiejszym dniu, nie miałam najmniejszej ochoty na nic.

Tej nocy nie spałam najlepiej. Najpierw nie mogłam zasnąć, a gdy już mi się to udało, budziłam się co godzinę. Myślałam nad tym co powiedział Alex. O tym, że chce mnie poznać lepiej. Tylko czy ja również tego chcę? Może i tak, ale... No właśnie zawsze są jakieś powody by tego nie robić.

Od rana chodziłam zła. Dodatkowo nie mogłam znaleźć telefonu, który kurwa cały czas trzymałam w ręce, a gdy wychodziłam z domu, drzwi koniecznie chciały się spotkać z moją twarzą. Dlatego grzmotnęły mi prosto w czoło. Kocham moje życie!

Najlepiej będzie jak dzisiaj nikt nie wejdzie mi w drogę. Jest możliwość, że skończy tragicznie. Mogę nawet poświęcić moją nienaganną reputację.

Niewyspana Nataly, to wściekła Nataly.

Pierwszą lekcję zaczynałam historią. Normalnie nienawidzę tych zajęć, ze względu na nauczyciela i jego monotonny głos. Jednak dzisiaj uznam jego wykład za dobrą bajkę na dobranoc. Zrobiłam ładny stosik z książek, które posłużą mi za poduszkę.

Jay też była dzisiaj jakaś markotna przez co nie nadawała mi jak katarynka cały czas. Byłam jej za to ogromnie wdzięczna, bo w przypływie złości potrafię powiedzieć parę słów za dużo. Nie chcę jej ranić. Jest moją przyjaciółką i nie chce tego zmieniać.

- Dzień dobry. - zaczął Smith, a wraz z nim do pomieszczenia weszła czerwonowłosa dziewczyna. Nie była ubrana wyzywająco, tak jak "zdarza się to" Shelly, ale jej czarna bluzka z dekoltem według mnie i tak pokazywała za dużo. Na sobie miała jeszcze w tym samym kolorze obcisłe spodnie i wysokie szpilki. Do tego mocny makijaż. Nigdy nie ubrałabym się tak jak ona... do szkoły. Tutaj obowiązuje mnie inny styl. Niestety. - Dzisiaj dołączy do Was Mia Montgomery, dlatego przywitajcie ją ciepło. - ah, ta radość w jego głosie... - usiądź w ostatniej ławce pod oknem. - ostatni raz spojrzałam na nowo przybyłą. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Po czym położyłam się na moją prowizoryczną poduszkę.

Nauczyciel zaczął zajęcia, a ja mogłam oddać się w krainę snów. No prawie. Cały czas czułam na sobie czyiś wzrok, który nie dawał mi chwili wytchnienia. Zdenerwowana rozejrzałam się po sali. Natrafiłam na czerwonowłosą. Przyłapałam ją na obserwowaniu mnie. Nie byłam pewna o co może jej chodzić, dlatego po prostu ją zignorowałam.

Kilka godzin później i dwie prawie przespane lekcje nadal chodziłam wściekła. Jedzenie na stołówce też nie pomagało w poprawieniu mi humoru. Właśnie grzebałam łyżką w jakiejś papce zrobionej chyba ze wszystkiego co znalazło się w kuchni. Nie zdziwiłabym się, gdyby w środku znalazły się zwłoki jakiegoś szczura. Serio! Nie dość że wyglądało to jak rzygi kota to jeszcze śmierdziało niemiłosiernie.

- Wybierasz się dzisiaj do Podziemia? - zapytał blondyn, gdy usiadł naprzeciwko mnie.

Panie i Panowie przybył osobnik, który dzisiejszej nocy namieszał mi w głowie i nie pozwolił spać. Powitajmy go oklaskami!

Ahh.. Za często bywam w Podziemiu, już udzieliły mi się teksty komentatora. Chyba, że to kolejny objaw braku snu. To też niezła teoria.

Wracając, nawet nie wiedziałam, że jest dzisiaj walka. Nie dostałam żadnego sms'a. Właśnie tak traktują najlepszą zawodniczkę w tym... nawet nie wiem jak to nazwać. Zresztą nieważne.

- Alex, tutaj! - wydarła się Shelly na całe pomieszczenie. Blondyn zbył ją tylko ręką i znów zwrócił się do mnie.

- To jak? Może i dzisiaj kogoś uratujesz. - uśmiechnął się zadziornie, a ja miałam ochotę przywalić w jego twarz. To nie tak, że mam chcę to robić cały czas. Po prostu dzisiaj mam na to szczególną ochotę.

Za to, że przez niego wyglądam jak zombie. Za to, co powiedział wczoraj, że chce się do mnie zbliżyć. Nawet za to, że teraz do mnie podszedł.

Stop! Wariuję.

- Powinieneś iść. Księżniczka nie lubi czekać. - odwróciłam się w jej stronę. Kierowała na mnie swój morderczy wzrok. Ona chce mnie zabić za to, że ten osioł rozmawia ze mną, a nie z nią? Ten świat schodzi na psy.

- Możliwe. Odpowiesz na moje pytanie?

- Mam już inne plany, więc dzięki, ale nie. Chętnie oddam Ci moją rolę obrończyni. - gwałtownie wstałam od stołu i zderzyłam się z nową, która kurwa dziwnym trafem niosła żarcie, a cała ta śmierdząca maź wylądowała na moim ukochanym sweterku. Przecież tego zapachu nigdy się nie pozbędę.

Przymknęłam na moment oczy żeby nie wybuchnąć.

- Uważaj jak łazisz, kretynko! - wydarła się na mnie.

Nataly, spokojnie. Tylko jej nie zabij!

- Ja? To Ty masz dwie lewe nogi. Jak coś tak niedorobionego mogło przeżyć tyle lat. Selekcja naturalna zawiodła? Zaraz możemy to naprawić. - powiedziałam najspokojniej jak potrafiłam, chociaż wszystko się we mnie gotowało.

- Coś Ty powiedziała?! - odparła rozwścieczona.

- Ze słuchem też masz problemy? Nie dość, że ograniczona to jeszcze przygłucha. - drugą część powiedziałam bardziej do siebie, ale tak żeby mnie usłyszała. Nie musiałam długo czekać. Zaatakowała mnie pięścią w twarz. Zrobiłam zgrabny unik, no może byłby on taki, gdybym na końcu nie wpadła na Alexa. Zderzyłam się plecami o jego klatkę piersiową, dlatego nie byłam w stanie uniknąć kolejnego ciosu. Jednak został on zablokowany przez blondyna.

- Dość! - krzyknął zwracając uwagę wszystkich w pomieszczeniu. Jeżeli znalazła się jeszcze taka osoba, która nie patrzyła w naszym kierunku to teraz na pewno to zrobiła.

To nie był codzienny widok. W szkole rzadko dochodziło do bójek. Tym bardziej wewnątrz budynku. Jeżeli ktoś chciał się policzyć zazwyczaj szli na tyły szkoły, gdzie nie było kamer, a nauczyciele chyba nie mieli pojęcia, że takie miejsce istnieje.

Dlatego tym bardziej widząc kujonkę i nową w takiej sytuacji rosło zainteresowanie.

- Znalazł się rycerz na białym koniu. - prychnęła. - Tleniony, spieprzaj stąd dopóki jestem miła! - wyrwała pięść z uścisku, gromiąc go wzrokiem.

- Jeszcze nic nie zrobiłem. Panosząc się w ten sposób przysparzasz sobie wrogów. - złapał mnie za nadgarstek i wyprowadził na zewnątrz. Sądząc po kierunku jaki obrał, szliśmy do łazienki. No tak przecież całe ubranie miałam upaćkane w tym śmierdzącym czymś. Inaczej nie można tego nazwać.

Przystanęłam, czym zwróciłam jego uwagę. Również się zatrzymał i spojrzał na mnie pytająco. Wyrwałam rękę z uścisku.

- Po co to zrobiłeś? - popatrzyłam wrogo na chłopaka.

- Niech pomyślę. Może dlatego, że nie dałabyś jej rady? - uśmiechnęłam się lekko na tę zniewagę.

- Jeszcze błagałaby o litość. - odparłam pewna siebie.

- Chciałbym to zobaczyć. - zadrwił.

- Mogłeś nam nie przerywać. - wysyczałam wściekła.

- Nigdy Cię kurwa nie zrozumiem. Wczoraj byłaś - przerwał zastanawiając się jak mnie określić.

- Jaka? No powiedz. Bezbronna, naiwna, słaba? - wręcz wyplułam ostatnie słowo. Nienawidziłam takiej siebie. Już dawno temu głęboko ukryłam te cechy i nie mam zamiaru do nich wracać.

- Delikatna. - spojrzał mi głęboko w oczy, jakby szukając nici porozumienia. Westchnął, nie znajdując tego co chciał. - Porozmawiamy jak ochłoniesz.

Po wejściu do toalety zdjęłam sweter i wyrzuciłam go do kosza. Skoro już i tak go straciłam to nie ma co płakać, trzeba się go pozbyć. Najgorsze było to, że nie zabrałam nic na przebranie. Moja bluza spokojnie leżała sobie na dnie szafki, a ja stałam w samym krótkim topie.

Cholera jasna! Czy ten dzień może być jeszcze gorszy?!

Delikatnie uchyliłam drzwi i wyjrzałam za nie. Nie było nikogo na korytarzu. Kolejna lekcja zaczęła się dobre 10 minut temu, dlatego postanowiłam zaryzykować.

Przeliczyłam siły na zamiary. Jak spod ziemi wyrosła Mia. Stanęła przede mną. Niestety nie zamierzała odpuścić.

- Nieźle masz ciało jak na takiego nerda. - uśmiechnęła się, tylko nie za bardzo wiem z jakiego powodu. - Przynajmniej mam pewność, że nie padniesz po jednym ciosie. - Czyli o to chodziło.

Z niewiadomych przyczyn i o dziwo możliwości byłam coraz bardziej wkurwiona. A nie, to przez nią. Jej czerwone kudły, niewyparzony ryj i ten cholerny uśmieszek działają na mnie jak płachta na byka.

Miałam ochotę w coś lub kogoś przywalić ewentualnie rozszarpać na drobne kawałeczki.

- Dam Ci dobrą radę. Spierdalaj dopóki nad sobą panuję. - wysyczałam.

- Nie mogę, jeżeli nie wykonam misji, nie zawalczę w Podziemiu. - zmarszczyłam brwi.

Kiedy zastanawiałam się co to może znaczyć, czerwonowłosa wykonała pierwszy ruch. Wykorzystała moje roztargnienie i przyłożyła mi z pięści w szczękę. Czułam krew w ustach. Zrobiła to tylko po to żeby mnie sprowokować. Na stołówce powstrzymał nas Alex, ale teraz nie ma nikogo, kto mógłby jej przeszkodzić.

- Chcesz oberwać? To da się zrobić, ale nie tutaj. Idziemy. - Powiedziałam władczo. O dziwo nie protestowała, posłusznie szła za mną.

Po drodze zabrałam i założyłam bluzę. Nie będę chodzić po szkole z odkrytym brzuchem. Po moim trupie.

Teraz zacznie się prawdziwa jatka.


Przybywam! <3 Trochę późno, ale musiałam poprawić odrobinę rozdział :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top