Rozdział 37. Znienawidzisz mnie.
Nataly
Zaraz po szkole skoczyłam na trening do Alexa. Był dziwnie markotny, ale powiedział tylko, że pogadamy wieczorem. To mi wystarczyło, żeby w spokoju ruszyć do Jay. Obiecałam, że pomogę jej się przygotować. Postawiłyśmy na naturalność, dlatego zrobiłam jej delikatny makijaż, a włosy ułożyłam w fale. Gdy rozległ się dzwonek do drzwi, a Jay nie była jeszcze ubrana zaczęła panikować.
- Uspokój się i dokończ przygotowania. Zejdę na dół i zagadam go. - uśmiechnęła się niepewnie.
- Dzięki. Nat? Strasznie się denerwuję. Na pewno palnę coś głupiego.
- Przestań. Bądź sobą, a na pewno złapiecie wspólny język. Przecież to nie pierwszy raz kiedy będziecie tylko we dwoje. - przytuliłam ją i zeszłam do Scotta. On też wyglądał na zdenerwowanego.
- Cześć. Daj jej jeszcze chwilę. Zaraz będzie gotowa. - był lekko zdziwiony moją obecnością, ale przywitał się i wszedł do salonu. - Chcesz coś do picia? Wyglądasz jakbyś miał zaraz zemdleć.
- Wody z lodem. Dzięki.
Gdy postawiłam przed nim szklankę od razu wypił całą.
- Chyba nie muszę mówić, że jak ją skrzywdzisz to zrobię z twojego życia piekło? - uśmiechnęłam się złowrogo.
- Nie, domyślam się do czego jesteś zdolna. Nie stresuj mnie bardziej.
- Ciesz się, że nie ma jej rodziców. To córeczka tatusia. - zmrużył na mnie oczy. - Tylko ostrzegam. - podniosłam ręce w geście poddania.
Wiedziałam, że zależy mu na tym spotkaniu jak i na samej dziewczynie, ale bawiło mnie, kiedy widziałam go w takim wydaniu. Właściwie chyba pierwszy raz tak bardzo się czymś stresował i był to dziwny widok.
- Jestem gotowa. - do pomieszczenia weszła czarnowłosa. Wyglądała obłędnie. Po minie Scotta sądzę, że podobna myśl przemknęła mu przez umysł.
- Pięknie wyglądasz. - pocałował ją w policzek, na co zarumieniła się.
- Dziękuję. Ty też niczego sobie.
- Dobra młodzieży. Ja lecę, zachowujcie się i Scott pamiętaj. Łapy trzymaj przy sobie, bo możesz wylądować w szpitalu. - zagroziłam.
- Nataly! Nie zachowuj się jak mój tata. - podniosła głos oburzona Jay, na co tylko wzruszyłam ramionami.
- Ktoś musi stać na straży. - uśmiechnęłam się do nich i wyszłam z domu. Są strasznie uroczy. Mam nadzieję, że wszystko się uda.
Wróciłam do siebie. Zamówiłam kolację dla dwóch osób, a w międzyczasie powtarzałam materiał z fizyki. Przecież nie chcę zawalić tego testu, tylko podroczyć się z moim chłopakiem. A to dwie różne rzeczy.
Po chwili rozbrzmiał dzwonek. Spodziewałam się dostawy, ale to byłoby za wcześnie. Otworzyłam drzwi, a Alex wparował do pomieszczenia i mocno mnie przytulił. Zdziwił mnie tym nagłym gestem, ale po chwili również go objęłam. Czułam jak jego ciało drży, a mnie zapaliła się lampka. Nigdy mnie tak nie witał, a przynajmniej nie tak emocjonalnie. Chciałam zrozumieć jego zachowanie. Położyłam dłoń na policzku chłopaka i skierowałam wzrok na mnie. Wyglądał koszmarnie. Jakby sam diabeł zagrał na jego duszy.
- Co się stało? - nie odpowiedział tylko wpił się w moje usta. Całował długo, namiętnie i żarliwie, dlatego podniecona do granic możliwości jęknęłam mu prosto w usta. Gdy próbowaliśmy złapać oddech, oparł czoło o moje.
Byłam zdezorientowana i czekałam na wyjaśnienia, bo wyglądał na podminowanego, a jego zachowanie odbiegało od normy. Już na treningu nie był sobą, ale wtedy wydawał się zniecierpliwiony, natomiast teraz...
- Alex?
- Nie mogę Cię stracić.- wyszeptał.
- Nie stracisz. Powiedz mi o co chodzi. Martwię się. - spojrzał mi w oczy. Dojrzałam w nich czysty ból. To mnie jeszcze bardziej zaniepokoiło.
- Shelly znalazła sposób żeby nas rozdzielić i zamierza to ogłosić jutro całej szkole. - zmarszczyłam brwi. Nadal tego nie rozumiałam. Co niby odkryła ta wywłoka? - Chce żebyś mnie znienawidziła.
- Wykrztuś to w końcu! - podniosłam głos, ponieważ traciłam już resztki cierpliwości.
- Zabiłem człowieka. - odpowiedział w takim samym tonie jak mój.
Dopiero po chwili dotarło do mnie co on powiedział i zanim to przyswoiłam minęły kolejne sekundy. Zrobiłam wielkie oczy, a serce przyspieszyło o kilka uderzeń. Nieświadomie cofnęłam się o krok.
Właśnie tymi rękami, którymi mnie obejmował, on zabił człowieka? Nie. Nie wierze. To niemożliwe. Chłopak, który trzy razy przemyśli zanim coś zrobi, który musi mieć powód, żeby podjąć jakieś działania?
- Nie chciałem Cię przestraszyć. - wpatrywał się we mnie. Czekał na jakąś reakcję, ale moja podświadomość wypierała tę informację. Nie mogłam sobie tego wyobrazić. - Powiedz coś. Cokolwiek. - prosił.
Gdy nadal uparcie nie odpowiadałam, cofnął się do drzwi. To mnie otrzeźwiło. Chciał uciec. Ciszę z mojej strony potraktował jak jasną dla niego odpowiedź. To mu wystarczyło, żeby z nas zrezygnować. Wtedy uświadomiłam sobie, co oznaczał ten pocałunek. To było pożegnanie.
Złapałam go za dłoń.
- Nie odchodź. Po prostu daj mi chwilę. - musiałam zebrać myśli. Wiedziałam, że czeka nas trudna rozmowa. Mówił mi, że kiedyś był inny, ale nie wyobrażałam sobie, że posunąłby się do czegoś takiego.
Zebrałam w sobie całą odwagę, chociaż w chwili nie posiadałam jej zbyt wiele. Musiałam się dowiedzieć. Musiałam znać powód.
- Kiedy to się stało? - zapytałam niepewnie. Bałam się tego co może mi powiedzieć. Nie chciałam, aby przez to czego się dowiem, zmienił się sposób w jaki go postrzegam.
- Cztery lata temu. - odetchnęłam z lekką ulgą, ponieważ to była już przeszłość. Spojrzał na mnie zdziwiony. Pierwszy raz zmienił wyraz twarzy odkąd się u mnie pojawił.
- Myślałam, że będę musiała pomóc Ci zakopać ciało. - wzruszyłam ramionami. Chciałam rozładować napięcie, które pojawiło się między nami, ale nie przyniosło to oczekiwanego rezultatu. Mój czarny humor ani trochę nie poprawił atmosfery, było wręcz odwrotnie. Z ciężkiej sytuacji uratował mnie dzwonek do drzwi.
Szybko odebrałam jedzenie, po czym ponownie złapałam chłopaka za rękę i zaprowadziłam do pokoju. Usiedliśmy na łóżku naprzeciwko siebie.
Nigdy wcześniej nie myślałam, że zobaczę go w takim stanie. Takiego bezsilnego, ze spuszczoną głową, a wzrokiem utkwionym w dłoniach. Wyglądał jak zranione i wystraszone zwierzę, które pogodziło się ze swoim losem.
- Powiedz mi jak to się stało. - przerwałam ciszę. Drgnął na dźwięk głosu. Chciałam dodać mu otuchy, ale nie byłam pewna jak. Nie chciałam go spłoszyć.
Wypuścił z ust powietrze.
- To było tego samego wieczoru, kiedy nakryłem Nicol na zdradzie. Po kłótni wracałem do domu wściekły, ale w jednej z uliczek usłyszałem krzyki i wołanie o pomoc. Pobiegłem w tamtą stronę. - przerwał i zacisnął ręce w pięści. Ani razu nie spojrzał na mnie. Wiedziałam dlaczego. Gdyby to zrobił nie byłby w stanie powiedzieć mi tego wszystkiego. - Kobieta próbowała bronić się przed mężczyzną. Miała porwane ubrania w kilku miejscach i widoczne rany na ciele. On chciał ją zgwałcić. - zamknął oczy. - Gdy to zrozumiałem, odciągnąłem go od niej i zacząłem okładać pięściami. Jego krew była wszędzie, ale to nie miało dla mnie znaczenia. Robiłem to tak długo dopóki dwóch policjantów, którzy patrolowali okolicę, mnie nie powstrzymało. Zabrali go do szpitala, ale... - ukrył twarz w dłoniach. - nie dało się nic zrobić.
Czułam zbierające się łzy pod powiekami. To było straszne. Mój Alex...
- Gdybym mógł cofnąć czas. Gdybym wiedział to co teraz. - mimowolnie przytuliłam go. Nie chciałam go widzieć w takim stanie. To nie był on. Zawahał się, ale niepewnie objął mnie w tali.
- To nie była Twoja wina. Chciałeś pomóc. - odsunął mnie od siebie. Poczułam ukłucie w sercu.
- Nie myślałem nad tym co robię. Po prostu wyładowałem się na nim. Zrobiłem z niego worek treningowy. Nie rozumiesz? Jestem potworem. Zabiłem go. - wyrzucił z siebie to, co mu najbardziej ciążyło.
- Nie jesteś potworem. - dotknęłam policzka blondyna. - Uratowałeś tę kobietę. - prychnął lekceważąco, odtrącając moją dłoń.
- Ta kobieta była jego żoną. W sądzie zeznawała przeciwko mnie. Nikomu nie pomogłem.
- Chciał ją zgwałcić! - podniosłam głos, po czym od razu się zreflektowałam. - Zrobiłeś, co należało.
- Powiedziała, że to była tylko małżeńska kłótnia, a ja wtrąciłem się niepotrzebnie. Wtedy sam już nie byłem pewien. Może szukałem kogoś na kim mógłbym wyładować złość, a on się napatoczył.
Chciałam w niego uwierzyć, ale on sam mi na to nie pozwalał. Teraz rozumiałam, dlaczego tak bardzo tłumił w sobie złość. Już nigdy nie chciał doprowadzić do podobnej sytuacji. Przez długie cztery lata to wspomnienie prześladowało go i nie da o sobie zapomnieć w przyszłości.
- Co było dalej? - zapytałam, nie dając poznać po sobie jak to również dla mnie jest ciężkie.
- Wszystko przemawiało przeciwko mnie. Gołymi pięściami zmasakrowałem go. Trenowałem boks, już wtedy walczyłem zawodowo. Pomimo tego, że byłem nieletni, prawnicy nie wątpili, że sąd skaże mnie na dożywocie. Byłem z góry na straconej pozycji. Jednak udało mi się, dzięki ojcu. Wybrał najlepszych prawników ze swojej kancelarii, który znaleźli świadków, nagrania z kamer. Musiałem zapłacić kaucję i odpracować wyrządzone szkody. Jednak nie mogłem się po tym pozbierać. Wpadłem w złe towarzystwo. Wtedy rodzice wysłali mnie do wojska, a kiedy przeszedłem testy psychologiczne odpuścili, ale ja nadal czuję, że nie odpokutowałem tego należycie.
- Przestań. To co zrobiłeś będzie za Tobą podążało do końca życia. To wystarczająca kara. - dotknęłam dłonią policzek blondyna i przysunęłam się. Sprawdzałam jego reakcje, nie chciałam żeby i tym razem mnie odepchnął. Niepewnie musnęłam usta swoimi. Nie odpowiedział mi tym samym. Westchnęłam.
Wiem, że nie będzie mu łatwo, ale musi pogodzić się z przeszłością. Nie zmieni jej, a nie mam zamiaru patrzeć jak się tym zadręcza. Nie pozwolę na to. Musiałam znaleźć sposób i przywrócić mu zdrowy rozsądek.
- Powinnaś poszukać kogoś lepszego. Nie możesz być z kimś, kto ma taką przeszłość. To Cię zniszczy. - wyswobodził się z moich objęć. Wstał z łóżka i podążył do drzwi.
- Zaczekaj. - stanęłam między nim, a wyjściem. - Dlaczego to robisz? Dlaczego mnie odtrącasz?! Zaakceptowałam to, co się wydarzyło. Kocham Cię i nic tego nie zmieni.
- Teraz! Wiesz co się stanie jak wszyscy się dowiedzą? Nie dadzą Ci żyć, a to dlatego, że jesteś ze mną. Po prostu wykop mnie ze swojego życia w najokrutniejszy możliwy sposób. Znienawidź mnie. Tak będzie łatwiej dla nas obu. Nie chcę patrzeć jak z dnia na dzień stajesz się własnym cieniem. Jak żałujesz, że zostałaś ze mną.
Nie wytrzymałam. Uderzyłam go z pięści w twarz. Głowa odskoczyła w bok, a kiedy zdziwiony spojrzał na mnie, zauważyłam, że rozcięłam mu wargę. Skoro nie przekonam go spokojną rozmową, użyję siły, żeby pozbyć się tego zobojętniałego dupka. Chce mojego chłopaka, a nie tego tchórza, którym był teraz.
- Przestań pieprzyć głupoty! Nie jestem słaba! - krzyknęłam wściekła. Oddychałam głęboko, żeby się uspokoić, ale to nic nie dawało. Łzy stanęły mi w oczach. - Proszę, nie rezygnuj z nas. To nic nie zmienia. Poradzę sobie z tym.
- Nie wiesz tego. - byłam coraz bliżej, żeby go przekonać. Ten cios obudził go z amoku, ale nadal dążył do końca tej historii, którą sobie zaplanował jeszcze zanim do mnie przyszedł.
- To daj mi spróbować. - moje emocje sięgnęły zenitu. Czułam słone krople na policzkach. Wiedziałam, że zaraz sama się poddam. Miałam dość. To było za dużo jak na jeden wieczór. - Skoro i tak spisałeś nasz związek na straty, co Ci szkodzi. Co najwyżej przekonasz się, że miałeś cholerną rację.
W końcu coś w nim pękło. Jednym szybkim ruchem zgarnął mnie w ramiona. Na co wybuchłam głośnym płaczem.
- Przepraszam. To nie miało tak wyglądać. Chciałem uchronić Cię od tego wszystkiego, a zraniłem jeszcze bardziej. Przepraszam kochanie.
Wtuliłam się w niego, ale nie przestawałam płakać.
- Jesteś okropny. - wyszeptałam, kiedy uspokoiłam się trochę.
- Wiem.
- Znaczy, nie w tym sensie. - zaczęłam się nerwowo tłumaczyć, przez co uśmiechnął się delikatnie. - Przestraszyłeś mnie, kiedy uświadomiłam sobie jaką podjąłeś decyzje jeszcze zanim tu przyszedłeś.
- Uznałem, że to dobre rozwiązanie. - otarł moje policzki. - Myliłem się. Razem damy radę. - pocałował mnie w skroń.
Czułam jak wszystkie emocje opuszczają moje ciało. Byłam zmęczona, a moje nerwy nadszarpnięte. Alex próbował wszystkiego, żeby tego wieczoru mnie pocieszyć, ale ja potrzebowałam tylko snu i jego bliskości.
Nadal gdzieś w umyśle błąkała się myśl, że z zimną krwią zabił człowieka. Jednak była też druga. Nie był już tą samą osobą co wcześniej. To wydarzenie zmieniło go, choć ta dobroć, którą kierował się by pomóc kobiecie, nadal w nim tkwiła.
/I oto Szanowni Państwo mamy środę, a raczej jej końcówkę... Ogólnie coraz bliżej weekendu, także ja jestem zadowolona ^^ Co do rozdziału... Dlaczego z takiego dobrego chłopaka robią przestępcę?! Ehh, ale każdy ma jakąś przeszłość i co najmniej jeden sekret ;)
/Piosenka: Unlike Pluto - 8 Legged Dreams <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top