Rozdział 10

Carlos przestał się pojawiać. Przestał odzywać. Wszystko zaczęło wracać do dawnych reguł. Aro tak jak obiecał ogłosił bal. Wampiry strasznie ucieszyły się na tę wiadomość. Poza mną. Ja jak zwykle czułam się uwięziona w tym nie moim świecie. Nie czułam tego. Wszędzie była straż. Nigdzie nie byłam w stanie wyjść bez ogona. Jane dopięła swego. Miała mnie chronić i rzeczywiście nic mi nie groziło. Nic, bo byłam uwięziona. Zero spacerów. Zero wyjścia do miasta. Tylko życie w swoim pokoju. To Jane przyprowadzała dla mnie pożywienie. Tak, wiem jak to brzmi. Bal. Co to jest bal? Nie rozumiałam tego podekscytowania wśród wszystkich wokół. Spojrzałam na swoją suknię. Dziś miałam ją założyć. W jednej chwili przypomniałam sobie Carlosa w eleganckich ciuchach. Tęskniłam za nim. Brakowało mi tej odrobiny buntu. Jego cudownie purpurowych oczu. Jego tajemniczości. Jednak to co powiedziałam do niego niedawno było prawdą. Bałam się i sama już nie wiedziałam czy można mu ufać.

Ktoś zapukał do drzwi. Niechętnie spojrzałam w ich stronę.
-Proszę- odparłam, a do pomieszczenia weszła Jane.
-Jak tam? Ty jeszcze nie szykujesz się na bal?
-Nawet nie wiem co to bal, jak mam się szykować?-zapytałam, a Jane zaśmiała się.
-Włóż sukienkę- powiedziała, a ja bez entuzjazmu ubrałam delikatną suknię o niesamowicie pieknym szyciu. Biel materiału wręcz raziła. Suknia odsłaniając prawie całe me plecy sprawiała, że wyglądałam jak anioł. Moje czarne włosy niesfornie rozsypywały się po mojej twarzy. Cienkie pasma białego materiału falowały przepięknie przy każdym ruchu mych dłoni do których były przytwierdzone. Jane chwyciła szczotkę i podeszła do mnie z moją saszetką pełną różnych mazidełek, których nawet nie umiałam używać.
-Zrobię ci makijaż i ułożę włosy-odparła. Zaczęła nakładać na moje włosy jakąś lepką maź dzięki ktorej ułożyła moje włosy pasmami do tyłu nadając przy tym dziwny blask. Potem wpięła w nie białą spinkę w kształcie kwiatka. Następnie przeszła do makijażu. Zaczęła jakąś gąbką uderzać delikatnie po całej mojej twarzy. Potem coś zrobiła z rzęsami i lekko pomalowała moje powieki.
-Gotowe- odparła, a ja spojrzałam w lustro. Nie mogłam uwierzyć, że można zrobić takie cudo za pomocą tych wszelkich proszków i mazideł. Jednak teraz czułam się naprawdę pieknie.
-Jesteś genialna wiesz?-odparłam, a ona zaśmiała się.
- No jasne, że wiem- odparła i śmiejąc się ruszyłam z nią do wyjścia. Tłum strażników już czekał na nas z ciekawością. Na ich widok mój dobry humor zaczął się rozmywać. Czułam się jak więzień skazany za morderstwo. Jak przystało na skazańca szłam prosto na bal. Korytarz za korytarzem szłam wraz z Jane i hordą uzbrojonych wampirów.

Sala na którą weszliśmy robiła niesamowite wrażenie. Wiszące lampki i lampiony. Kryształowe żyrandole. Mnóstwo kwiatów i wazy z czystą, świeżą krwią. Muzyka zachęcająca do tańca. Dźwięk skrzypiec. Bębnów. Harf. Wszyscy od razu przeszli do tańca. Tłum na parkiecie nawet nie zwracał uwagi na to, że ja na parkiecie tańczę bez partnera. Z zamkniętymi oczami wczuwałam się w muzykę.Okręciłam się w jej rytm i nagle poczułam dotyk dłoni na moich dłoniach. Otworzyłam oczy i zamarłam.Carlos patrzył na mnie swoimi pieknymi oczami o barwie fioletu i jakby czekał na moją reakcję.
-Co tu robisz? Jeszcze Cię złapią
-Nie ważne-odparł
-Ale masz osłonę iluzji tak?
-Nie tym razem
-Rozpoznają Cię
- Co z tego. Jestem tu dla Ciebie. Jeśli oddam życie za ten taniec to trudno. Mogę powiedzieć, że warto.
-Oszalałeś?
-Zaufaj mi
-Ufam, ale nie narażaj mnie ani siebie, to niemądre.
-Spokojnie, mam iluzję. Nie zrobił bym ci tego- odparł. Wtuliłam się w jego ramiona.
-Tęskniłam
-Ja też- odparł jakoś niepewnie. Odsunęłam się odrobinę, by spojrzeć mu w oczy.
-Coś kombinujesz- odparłam szczerze.
-Jak to możliwe, że tak dobrze mnie znasz?-zapytał nagle i w magiczny sposób rozpłynął się w powietrzu.
-Carlos???-szepnęłam. Wampir zniknął, a ja stałam sama na sali pośród tylu tańczących par. Jane pomachała do mnie tańcząc z Aleciem. Wszystko było tak dziwnie odsunięte ode mnie. To było dla mnie tak dziwne. Wiedzieć, że Carlos może tu gdzieś być, a nie wiedząc tego co chce on zrobić. Nagle piękne lampiony buchnęły ogniem i zaczęły oddzielać mnie od tłumu. Wybuchł pożar, a ja stałam w samym jego centrum.

#Od Autorki

Koleiny rozdział. Mam nadzieję, że ciekawy. Liczę, że nadchodzące zakończenie także się wam spodoba

Dawajcie gwiazdki i komentarze

Pozdrawiam

Roxi

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top