**18**
**Aro**
Dawno nie czułem takiej euforii. Moje zimne serce stopniało, gdy Sulpicja przywarła ustami do moich ust. Tak bardzo za nią tęskniłem. Przez te wszystkie lata zacząłem stawać się coraz bardziej martwy od środka, a wszystkie emocje ukrywałem głęboko przed resztą świata. Teraz w tej jednej sekundzie eksplodowały.
– Kocham cię– wyszeptała wtulona we mnie.
– Och skarbie. Nawet nie wiesz jak mi tego brakowało. Jak za tobą tęskniłem. Za taką wersją ciebie. Za twoim pięknym uśmiechem i dzikością jaką miałaś, kiedy cię poznałem – odparłem.
– Musisz pozwolić naszej córce być szczęśliwą kochanie. Chciałbyś gdyby ktoś zabronił ci być ze mną lub ci mnie odebrał?– zapytała, a ja poczułem zimno przechodzące po moim karku. Samo wyobrażenie tego przyprawiało mnie o dreszcz.
– Nie– odparłem od razu.
– Więc nie rób tego własnej córce– odparła, a ja pojąłem, że przez ten cały czas nie myślałem o mojej córce i o tym co czuje tylko o zemście na młodym de La Cruz. Westchnąłem. Musiałem pogodzić się z faktem, że nie mam już wpływu na decyzję własnego dziecka, bo dorosło.
– Tak bardzo się boję, że znowu ją stracę– przyznał.
– Kochanie, jeśli będziesz robił wszystko przeciw niej to tak właśnie będzie. Możesz być dobrym ojcem i wspierać ją w swoich wyborach. Możesz pozwolić jej zaznać szczęścia miłości i przyjaźni. Nie odbieraj jej tego co najważniejsze przez to, że sam masz obawy. Kiedy będzie cię potrzebowała przyjdzie do ciebie, zobaczysz kochanie – słowa mojej żony były dla mnie jak kubeł zimnej wody. Miała rację. Krzywdziłem córkę swoim zachowaniem. Powinna mi ufać i wiedzieć, że zawsze może na mnie liczyć, bo jest całym moim światem, a tymczasem tyle lat nie widziałem jej bo bała się tego co zrobię, gdy poznam prawdę.
Od teraz musiałem jej udowodnić, że zależy mi tylko na jej szczęściu.
**Diego**
Jane siedziała ze mną w gondoli, która płynęła spokojnie po Canal Grande, a słońce powoli zbliżało się ku zachodowi. Wenecja wieczorem była przepiękna. Jednak nic nie mogłoby przebić urody kobiety, która siedziała u mojego boku. Jej blond włosy wysunęły się odrobinę z pod kaptura i rozwiewane wiatrem rozsiewały zapach fiołków i kardamonu.
– Czy będzie to szalone, kiedy zapytam cię czy zostaniesz moją żoną?– zapytałem zanim zdążyłem pomyśleć. Wciąż patrzyłem na jej porcelanową cerę. Lekko zaróżowione wargi. Długie rzęsy. Była drobna, a jednocześnie silna. Krucha, a jednocześnie mogła powalić każdego śmiałka. Była idealna.
– Po widoku Aro ciągniętego przez Sulpicję nic już nie może być bardziej szalone –przyznała. Po chwili milczenia jednak spojrzała na mnie. Jej oczy się śmiały. –Muszę zrobić coś co przebije tamtych dwoje i powiem tak– odparła, a ja zamarłem na moment.
Kiedy pierwszy szok minął rozpiąłem koszulę i wyjąłem naszyjnik, który nosiłem od zawsze na szyi. Znajdował się na nim pierścionek.
Jane spojrzała na mnie z pod przymrużonych powiek. Jej nagle zmieniona twarz wyrażała podejrzliwość.
– Ten pierścień należał wieki temu do mojej matki. Zawsze chciała bym dał go kobiecie, która okaże się tą jedyną. Raz chciałem to zrobić, lecz kobieta którą pokochałem zginęła. Jak widać przeznaczenie miało postawić mi kogoś lepszego na drodze– odparłem i ująłem jej dłoń w swoją. Wsunąłem bez problemu pierścień na jej drobny palec. Pasował idealnie. Uśmiechnąłem się na ten widok i ucałowałem jej dłoń. Spojrzałem w jej szkarłatne źrenice. Jej twarz była nie do odczytania. Jednak wystarczyła sekunda i zatonęliśmy w pocałunku. Gondola bujała się niepewnie na wodzie. Odstawiliśmy ją do brzegu i trzymając za ręce skierowaliśmy się do kościoła.
**Saja**
Wzięliśmy wspólnie prysznic wciąż się całując. Potem włożyłam na siebie jedwabną błękitną sukienkę przed kolana zdobioną perełkami przy dekolcie wyciętym w serek. Carlos założył naszykowany przez służbę garnitur i związał włosy blisko karku w zgrabną kitkę. Potem chwycił szczotkę do włosów i podszedł z nią do mnie. Delikatnie przejechał nią po moich włosach i chwycił złotą srebrną gumeczkę z mojej toaletki. Zrobił mi wysoką kitkę pozwalając moim długim włosom opadać swobodnie wzdłuż kręgosłupa. Sięgały mi teraz do łopatek. Odłożył szczotkę na miejsce i objął mnie w pasie wpatrując się we mnie w lustrze stojącym przed nami. Pochylił się i pocałował mnie w zagłębieniu na szyi.
– Czy moja narzeczona jest gotowa powiedzieć ojcu, że wychodzi za mąż?– zapytał, a ja nieznacznie się spięłam.
–Boję się tego jak to przyjmie– przyznałam.
– Będę cały czas przy tobie kochanie. Nie będziesz tam sama– odparł. Odwrócił mnie twarzą do siebie i mocno pocałował. –Damy radę. Razem– odparł patrząc mi w oczy.
– Razem– powtórzyłam.
Zeszliśmy do holu i skierowaliśmy się do komnaty dziennej moich rodziców. Rzadko tam bywali, ale właśnie z tamtąd słychać było głosy. Zapukałam i wkroczyliśmy do środka trzymając się za ręce. Aro siedział z Sulpicją przy dużym stole. Na jego środku leżała kobieta w złotej sukni i z opaską na oczach. Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała spokojnie. Carlos spojrzał na mnie, a ja na niego i posłałam mu uspokajający uśmiech.
– Wybaczcie nie chcieliśmy przeszkadzać wam w posiłku– odparłam.
– Ależ skarbie przyłączcie się do nas– zaprosiła nas do stołu Sulpicja. Chwyciła kielich i jednym szybkim ruchem paznokcia u swojej dłoni przecięła żyłę kobiety leżącej na stole pozwalając by krew spłynęła do kieliszka powoli. Wiedziała, gdzie ciąć, by krew leciała szybciej. Kobieta na stole jęknęła, ale po chwili znów oddychała spokojnie. Ujęłam kielich podany przez matkę i wręczyłam go Carlosowi. Wydawał się zaskoczony. Pierwszy raz zapewne widział taki sposób pożywiania się, lecz cóż moi rodzice lubowali się w zachowywaniu pozorów człowieczeństwa. Mama podała mi drugi kielich, a ja skosztowałam ciepłej ludzkiej krwi. Była obłędna. Brakowało mi tego. Wiedziałam już, że nie mogę sobie pozwolić na diety z krwi zwierząt, bo w każdej chwili mogłabym zabić któregoś niewinnego wampira.
Carlos również upił łyk z kielicha i ostentacyjnie oblizał wargi wiedząc, że na niego patrzę. Zacisnęłam nogi pod stołem. Matko jak ten mężczyzna na mnie działał.
– Wychodzę za mąż – wypaliłam, a Aro zakaszlał wyraźnie zaskoczony. Cisza jaka zapadła przy stole przerywana była tylko coraz szybszym oddechem leżącej na nim kobiety.
– Skarbie tak się cieszę – odparła w końcu Sulpicja ściskając moją dłoń przy stole. – Trzeba wszystko przygotować. Ceremonię, suknie, listę gości – mama najwyraźniej dostała lekkiego słowotoku. Ja jednak patrzyłam na ojca. Jego wzrok był wbity w Carlosa. W końcu podniósł się z miejsca i wyciągnął do niego dłoń. Carlos również wstał i uścisnął dłoń mojego ojca. Ależ to był podstęp. Tato szybko odczytał myśli mojego narzeczonego, a potem delikatnie się uśmiechnął.
– Witaj w naszej rodzinie, ale pamiętaj jeśli ją skrzywdzisz...
– Zamordujesz mnie, tak wiem – dokończył za niego Carlos z wyraźnym rozbawieniem. Atmosfera znów zrobiła się przyjazna. Mama i ja omawiałyśmy gdzie i kiedy najlepiej urządzić ceremonię i wesele, a tato z Carlosem zastanawiali się nad tym kogo lepiej nie zapraszać na tą uroczystość. Po skończonym śniadaniu pożegnaliśmy się z rodzicami, ale nie mogłam tak po prostu wyjść, poprosiłam więc narzeczonego, aby zaczekał na mnie na korytarzu.
Podbiegłam do ojca i wtuliłam się w niego mocno. Zamarł z dłońmi lekko uniesionymi w górze. Szybko jednak objął mnie i ucałował w czoło. Spojrzałam mu w oczy.
– Kocham cię tato– odparłam. Zobaczyłam jak jego oczy zachodzą różową barwą i przecisnęłam usta go jego policzka.
– Ja też cię kocham okruszku– odparł przyciskając mnie mocno do siebie. Po tych słowach odsunęłam się odrobinę i ruszyłam biegiem w stronę Carlosa. Czułam jak wielki ciężar spada z mojej piersi i po raz pierwszy poczułam, że wszystko zmierza ku lepszemu.
__________________________________
Kolejny rozdział
Jak wam się podoba?
Naprawdę jestem zadowolona, że w końcu wiem co pisać i jeśli zdecyduje się na jakąś kontynuację to opublikuje ją gdy będzie skończona byście nie musieli miesiącami czekać na rozdziały 😁
Czekam na wasze komentarze i gwiazdki 😁
Pozdrawiam
Roxi
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top