♤2♤

Carlos doprowadził Saję do samych gór. Klimat zrobił się dużo chłodniejszy i mimo, że mróz nie robił na nich wrażenia to Saja nie była zadowolona,kiedy musiała przedzierać się przez śnieg. Wreszcie dotarli do jaskini, gdzie tliło się delikatne światło. Kiedy znaleźli się w środku Saja zdała sobie sprawę, że to pochodnie. Paliły się żywym ogniem, co znaczyło,  że były zapalone niedawno.

Carlos uśmiechnął się na widok jej zaskoczonej miny i skinieniem wskazał dalszą część jaskini gdzie korytarz prowadził coraz głębiej w środek góry.

–Wiesz, nie do końca mi się tu podoba. Jesteś pewny, że tutaj będzie bezpiecznie?–zapytała bojąc się czy jej decyzja, aby mu zaufać nie odbije się jej czkawką szybciej niż sądziła.

–Zaufaj mi w końcu, proszę–ton głosu Carlosa zdawał się wyrażać zmęczenie tym, iż dziewczyna nie wierzy mu bezgranicznie. Saja jednak nie mogła sobie nigdy pozwolić na zaufanie, bo wychowała ją ulica i jej instynkt przetrwania zmuszał ją do bycia ostrożną.

Podążali ciemnym tunelem, gdzieniegdzie rozświetlonym przez pochodnie. Co prawda nie miało to mniejszego sensu, gdyż bardzo dobrze widzieli również w ciemności, jednak mrok korytarza dużo bardziej zniechęciłby Saję do dalszej drogi.

Kiedy korytarz się skończył dotarli do wielkiej groty, gdzie ginęło doszczętnie poczucie naturalności terenu. Nie wiedzieć czemu dziewczyna czuła, że komnata została wytworzona sztucznie. Wszędzie pięły się schody prowadzące do kolejnych ciemnych przejść. Przed nimi zaś stały stoły, krzesła, a gdzieniegdzie lodowe figury i rośliny.  Najbardziej jednak jej uwagę przykuły inne istoty przebywające w pomieszczeniu.

–Carlos!–ktoś zawołał z imienia jej towarzysza, a Saja spojrzała na niego nieufnie. Wtedy nieznajomy zwrócił na nią swoją uwagę i cofnął się dobywając broni.

–Spokojnie Santos, ona jest ze mną –odparł spokojnie Carlos, a Saja nie spuszczała mężczyzny z oka, gotowa w każdej chwili się bronić.

–To jedna z Volturie, poznaje po materiale jej sukni– warknął.

–Owszem, zabrałem ją stamtąd, bo była więziona–odparł, a Saja chciała coś powiedzieć, ale ugryzła się w język.

–Skoro była więziona to musi mieć jakąś wartość. Co potrafisz?– zapytał zwracając się do dziewczyny. Saja uśmiechem dała mu do zrozumienia bardzo wiele.

–Jesteś niemową?!–kobiecy głos przeszył powietrze zbyt blisko i Saja cofnęła się odruchowo. Tuż przed nią pojawiła się ciemnej karnacji kobieta o czarnych jak sądza włosach. Jej lśniące czerwone oczy zlustrowały Saję od stóp do głów. –Nie za młoda dla ciebie Carlosie? –zapytała i z drwiącym śmiechem podeszła do Santosa. –Nie sądzę, by to dziecko mogło nam się do czegoś przydać.

–Nie jestem dzieckiem!–warknęła Saja, a Carlos położył jej dłoń na ramieniu starając powstrzymać przed pochopną decyzją.

–Jak śmiesz się do mnie odzywać?!

–A kim ty jesteś?!– ton Saji nawet ją samą zaskoczył. Wyrażał pogardę i całkowitą drwinę.

–Jestem Larissa Feldro, pani tych podziemi i nie życzę sobie takiego tonu z twojej strony –warknęła.

–Tak się składa, że życzeń nie spełniam i nawet, gdybyś była królową niebios nie pozwoliłabym ci siebie obrażać– w tym właśnie momencie cierpliwość obcej wampirzycy skończyła się. Zza pleców Carlosa wyłoniła się straż chwytając go i przyciskając do ziemi, a Larissa ruszyła pędem w stronę Saji. Ta spojrzała na nią skupiona.

Look inside –słowa rozbrzmiały niczym powiew wiatru, tak ciche jak szmer liści, a wampirzyca zamarła w bezruchu. –Dajcie mi jeden powód, bym jej nie zabiła.

–Saja nie!!–krzyk Carlosa przerwał grobową ciszę. Z każdej strony wyszły wampiry. Santos przyglądał się jej z nie lada podziwem.

–Jeśli ją zabijesz, my zabijemy Carlosa– odparł spokojnie. Saję przeszył lodowy dreszcz.

–Jeśli to zrobicie, zabije was wszystkich– odparła hardo. Cała ich grupa ruszyła w jej stronę. Cofnęła się pod samą ścianę, a im się bardziej oddalała tym skóra Larissy stawała się bardziej szara i pokrywać zaczęły ją liczne pęknięcia.

–Stop!!!!!–krzyk rozległ się znienacka i nie należał do nikogo ze zmierzających w jej stronę wampirów. –Nie widzicie, że to jedna z nas?!!! Spójrzcie na jej oczy. Są złote– mężczyzna o białych włosach wyłonił się z ciemności niczym zjawa.  Wampiry cofnęły się na jego znak. –Wybacz za to całe zajście. Bardzo trudno nad nimi zapanować. Proszę zaprzestań ataku i porozmawiajmy na spokojnie. Saja wahała się przez chwilę, ale zimny błękit oczu nieznajomego w jakiś magnetyczny sposób ją uspokajał. Oddzieliła się od Larissy uspokajając swoje moce, a ta jak wybudzona ze snu zamrugała nagle i upadła na podłogę.

–Zapłacisz mi za to!!–warknęła w stronę Saji. Dziewczyna spojrzała znacząco w oczy mężczyzny, a ten odwrócił się do Larissy.

–Jakim prawem atakujesz gościa mojego brata?!–warknął, a Saja spojrzała w stronę Carlosa z zaskoczeniem wypisanym na twarzy. Brata? Są rodzeństwem? Jeśli tak to kompletnie do siebie niepodobnym.

–Diego czy mógłbyś skończyć to przedstawienie i powiedzieć, by mnie puścili zanim moja cierpliwość się skończy i ich głowy będą walać się po posadzce magicznie oddzielone od ciała?–Carlos był całkowicie wyprowadzony z równowagi.

–Ależ oczywiście– odparł z uśmiechem i za sprawą jednego prostego skinienia sprawił, że strażnicy odsunęli się od Carlosa, a ten natychmiast stanął u boku Saji.

–Jeśli pozwolisz bracie, Saja chciałaby odpocząć. Przebyliśmy długą drogę, poza tym przeczuwam, że ludzie Aro ruszyli za mną w pościg. Spaliłem ich siedzibę, więc najpewniej będą chcieli zemsty –wyjaśnił, a Saja stała spokojnie i milczała. Nie było powodu, aby się wtrącać. Poza tym coś czuła, że Carlos nie planuje nikogo informować o tym kim jest i dlaczego tak bardzo jest ona dla Aro ważna.

Ucieczka była dla niej furtką do wolności i do możliwości bycia tym kim chciała zostać. Nie dla niej było przebywanie w komnacie samotnie i zgadzanie ze wszystkim co ktoś powie. Miała własne zdanie i mimo, że już tęskniła za Sulpicją, a nawet i za ojcem to z wieloma kwestiami nigdy nie byłaby w stanie się pogodzić.

–Naturalnie. Proszę wskażcie tej młodej damie jej komnatę. Niech wybierze jedną z tych na czwartym piętrze – nakazał, a w grocie rozległy się szepty. Carlos wziął Saję pod ramię i nie zważając na protesty tłumu poprowadził we wskazanym przez Diego kierunku.

–O co chodzi? Czemu tak się rozgniewali?

–Czwarte piętro jest przeznaczone dla tych najwyżej postawionych. Najwyraźniej właśnie stałaś się jedną ważniejszych osób w tym zgromadzeniu. Coś jak księżniczka.

–Znowu? Czy ja już zawsze muszę być wypychana na piedestał?– zapytała zirytowana, a Carlos zaśmiał się i pocałował ją w policzek.

–Podobało mi się jak mnie broniłaś – odparł.

–Byłoby prościej, gdybyś mnie do tego przygotował. Jak rozumiem nikt nie wie kim jestem naprawdę, tak?

–Ciszej. Nie tutaj –odparł i wkroczyli do jednego z pomieszczeń. Ciemność rozjaśniały interesujące lampy. Coś w rodzaju małych gwiazd choć wciąż były to tylko pochodnie.

Carlos przyparł mnie do muru. Nasze twarze znajdowały się dosłownie milimetry od siebie. Oddech mimo, że nie potrzebny, mieszał się w jedno.

–Nikt nie może się dowiedzieć,kim jesteś dla Aro. Od lat szukają możliwie najbardziej okrutnej zemsty. Nie zawahają się, by Ciebie do tego wykorzystać.

–Więc po co mnie tu zabrałeś?!–warknęła. –Specjalnie narażasz mnie na ich gniew czy może sam planujesz zemstę na moim ojcu?!A może to ja nią jestem,co ? Odpowiedz –jej głos zaczął się łamać. Czuła się tak, jakby ktoś powoli wbijał sztylet w jej zimne serce.

–Nigdy bym Cię nie skrzywdził. Dlaczego wciąż mi nie ufasz?!–jego krzyk był czymś nowym dla Saji. Wcześniej nigdy nie podniósł na nią głosu.

–Bo niczego o tobie nie wiem!–krzyknęła głośniej niż to było konieczne. Potem odepchnęła go i ruszyła do wyjścia.

–Dokąd idziesz?!Saja!–krzyk Carlosa rozległ się w całym korytarzu.
Powietrze zafalowało i nagle wszędzie widziała lustra.

–Możesz przestać?! To nie jest zabawne Carlos!–wrzasnęła, ale wtedy z jednego z luster wyłonił się Diego. Białe włosy spiął w niski kucyk. Zmienił też ubranie na rażącą wręcz biel.

–Wybacz, nie chciałem Cię zdenerwować. Chciałabyś się ze mną wybrać na spacer?

–Z chęcią, ale Carlos pewnie zaraz podąży za nami– odparła nie kryjąc złości i irytacji.

–Och nim uwolni się z mojej mentalnej pułapki trochę to potrwa–przyznał.

–Więc Ty też posiadasz dar?

–Tak bym tego nie nazwał, dla mnie to czyste przekleństwo –powiedział ze smutkiem.

–Zdajesz się być bardzo samotny–odparła, kiedy ruszyli ciemnym tunelem. Jego czar rozprysnął się na miliony kawałków i znów wiedziała dokąd idą. Tunel prowadził coraz niżej pod ziemię. Jakby przebiegał przez całe wnętrze góry. Może tak też właśnie było.

–Ty zaś jesteś bardzo spostrzegawcza i odważna –odparł pełnym podziwu głosem.

–Życie mnie tego nauczyło. Od najmłodszych lat wychowywałam się na ulicy. Spostrzegawczość pomagała mi przetrwać. Musiałam jakoś sobie radzić, więc kradłam. Z początku nie wiedziałam o swojej zdolności, więc nie było mi lekko–zamyśliła się na moment przypominając sobie te liczne uderzenia batem za próbę kradzieży,gdy została przyłapana. –Po jednej z kar było ze mną źle. Znalazła mnie stara wróżka i zaopiekowała się mną. Z każdym dniem uczyłam się od niej wielu nowych rzeczy. Zupełnie jakby wiedziała, że mam w sobie ukryty dar.

–Wróżki i czarownice to istoty potrafiące obudzić magię nawet najmocniej uśpioną. Moja matka była szeptunką. Jej dar i zdolności jakie posiadła po swej matce umocniły mój talent myśliwski. Całe życie polowaniem zdobywałem żywność i skóry, które potem oprawiałem i sprzedawałem na targach. Przynajmniej do czasu, gdy którejś burzowej nocy nie spotkałem wędrownego wampira.

–To on Cię przemienił?–zapytała zaciekawiona. Ruszyli w stronę schodów,  a Diego chwycił płonącą  pochodnię i milczał dopóki nie znaleźli się w ogromnej grocie pogrążonej w mroku. Wtedy przyłożył płomień do ściany, a ten rozprzestrzenił się, sunąc po ścianie niczym magiczny wąż.  Płomienie rozjaśniały wnętrze i ich oczom ukazał się najpiękniejszy widok jaki Saja mogła sobie wyobrazić. Wszędzie stały lodowe rośliny, a sama sala była zamarzniętą taflą podziemnego jeziora. 

–Jak tu pięknie –szepnęła. Spojrzał na nią przez chwilę i podziwiał jej długie czarne wręcz włosy w których odbijała się poświata płomieni.

–O tak. Teraz nawet bardziej niż kiedykolwiek –stwierdził cicho. Usiedli na wykutej w skale ławce i przez moment napawali się widokiem.

–Nie wiem czy chcę tutaj zostać Diego–odparła po chwili przerywając ciszę.

–Dlaczego? Przecież wiesz, że Aro i reszta nie odpuści dopóki Cię nie znajdą. Taki dar ...to dla Aro jak wygrana na loterii. Jesteś naprawdę potężna i tylko tu możesz być bezpieczna–stwierdził patrząc jej głęboko w oczy.

Saja nie mogła oderwać się od tego zimnego błękitu jego tęczówek. Po chwili zaśmiała się smutno.

– Rzeczywiście po takim powitaniu odczuwam tylko i wyłącznie to, że mogę być tu bezpieczna – czuła, że Diego ją zrozumie. Jednocześnie nie mogła uwierzyć, że rozmawia z taką swobodą z zupełnie obcym jej mężczyzną, w dodatku z bratem Carlosa, a ten na którym jej zależało nie dawał żadnych powodów, by mogła mu zaufać.

–Możesz być spokojna. Zapewnię ci bezpieczeństwo na jakie zasługujesz – odparł, a jego słowa zabrzmiały naprawdę szczerze.

–Jeśli pozwolisz o jej bezpieczeństwo zatroszczę się ja drogi bracie– Saja poderwała się słysząc nagle za plecami głos Carlosa. Był wściekły. Jednak nie przejęła się tym. Była na niego tak samo zła.

– Ach naturalnie bracie. Znów będziesz zgrywał bohatera– Diego w jednej chwili stał się kimś o wiele bardziej surowym niż, kiedy rozmawiał z nią sam na sam. Coś czuła, że tych dwoje nie pała do siebie zbyt dużą sympatią, ale postanowiła poznać ich powoli. W końcu miała całą wieczność,a to chyba wystarczy na poznanie faceta. Przynajmniej miała taką nadzieję.

_________________________________

Ach drugi rozdział. Nawet cieszę się, że zdecydowałam się na drugą część.😄

Mam nadzieję, że wam też się spodoba.

Czekam na wasze komentarze i gwiazdki

Pozdrawiam

Roxi

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top