50
*GWEN*
- Tak mamo będę uważać. - westchnęłam zmęczona ciągłymi ostrzeżeniami mamy. Po dziesięciu minutach wreszcie się z nimi pożegnałam i wsiadłam do taksówki. Podróż na lotnisko minęła mi na rozmowie z miłym taksówkarzem i kilkoma wiadomościami z Harry'm. On już tam był i czekał na mnie.
Wyszłam z auta i zapłaciłam mężczyźnie. Pomógł mi wyciągnąć walizkę z bagażnika i pożegnałam się z nim. Zauważyłam Harry'ego jak siedział na dużej pufie przy oknie. Był zajęty swoim telefonem, więc odstawiłam swoją walizkę i wskoczyłam mu na plecy.
- Mam nadzieje, że jesteś Gwen, bo jak nie to proszę zejdź z moich pleców i przestań naciskać na mnie swoim biustem. - wybuchnęłam śmiechem zwracając na siebie kilka spojrzeń.
- Tak jestem Gwen.
- Całe szczęście, bo podoba mi się to. - odwrócił twarz profilem do mnie i uśmiechnął się lekko. Pocałowałam go w policzek i zeszłam z jego pleców.
- Gotowy na nasz miesiąc miodowy? - stanęłam przed nim z moja dosyć dużą walizką.
- Przed nami siedemnastogodzinny lot. Łiii - uniósł ręce do góry jakby dobrze bawił się na kolejce górskiej, ale na jego twarzy nie było ani krzty radości.
- No weź! Będzie fajnie. - złapałam go za dłoń i pociągnęłam w stronę odprawy.
- Wiem, że będzie. - przyciągnął mnie do swojego torsu i pocałowałam krótko w usta. Nadeszła nasza kolej i po jakimś czasie mogliśmy wchodzić na pokład.
I polecieliśmy. W podróż, która miała przypieczętować nasze małżeństwo i zmienić życie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top