[01]

Pierwszego lipca, w okolicach dziewiątej rano obudził mnie dźwięk przychodzącego sms'a.

Mruknęłam coś pod nosem niezadowolona i sięgnęłam po telefon.

920 161 4255 : Dzień dobry, Kels! Przypominam o zakładzie :) Spotkajmy się o dwunastej przy wielkim dębie, tym przy wejściu do parku.
Miłego, pełnego uśmiechu dnia x
~Nicolas

Przez najbliższe dwie minuty z niedowierzaniem wpatrywałam sie w ekran telefonu. Co ten dureń sobie wyobraża? Ze złością odrzuciłam urządzenie na bok i wstałam z łóżka, mamrocząc przekleństwa pod adresem chłopaka.

Założyłam na stopy swoje ulubione, puchate kapcie i poszłam do łazienki załatwić swoje potrzeby.

Po zrobieniu siku i umyciu rąk założyłam na siebie szlafrok, a włosy związałam w niezgrabny kucyk, tylko po to, by zejść na dół i przygotować sobie śniadanie.

W kuchni oczywiście nikogo nie zastałam - byłam jedynaczką, mieszkającą z matką, która częściej przebywała w pracy, niż we własnym domu.

Kiedyś nie było posiłku, podczas którego siedziałabym sama przy stole, jednak po zdradzie ojca wiele rzeczy się zmieniło.

Mama od zawsze była tą, która była odpowiedzialna za finanse. Ona zawsze była kimś - w przeciwieństwie do ojca. On zawsze był zazdrosny o jej osiągnięcia. Wymagał od niej wiele uwagi, której moja mama często nie była w stanie mu dać, więc znalazł sobie pocieszenie pod postacią innej kobiety.

Z tego co wiem teraz ma uwagę trójkę małych bachorków, kobietę wchodzącą mu na głowę i dziurawy dach nad głową. Jednym słowem wszystko na co sobie zasłużył.

Jednak fakt, że mój ojciec okazał się być draniem nie zmieniał tego, że podświadomie zdarzało mi się pragnąć cofnąć do czasu, kiedy miałam osobę, z którą mogłam wspólnie przygotować i podczas pogawędek zjeść śniadanie.

Przygotowałam sobie kawę zbożową, wyjęłam z chlebaka bułkę, przekroiłam na pół i zjadłam z grubą warstwą masła orzechowego. Nie ma to jak porządne, pożywne śniadanie.

Zaraz po tym z powrotem wróciłam do swojego pokoju i założyłam ubrania, które poprzedniego wieczoru sobie przygotowałam.

Od małego mama uczyła mnie, by wieczorem wybierać ubrania na następny dzień, tak, by nie marnować na to czasu rano. Dziś była to sukienka w słoneczniki i jasno brązowy pasek. Nigdy nie ulegałam modzie panującej wokół mnie. Był to bardzo oklepany zwyczaj ludzi - uleganie trendom ustanowionych przez społeczeństwo. Ja wolałam je tworzyć. Miałam dobry gust, talent i pieniądze. Nieraz sama sobie coś szyłam, by móc mieć pewność, że będzie to coś oryginalnego i nie do zastąpienia.

Lubię dominować i lubię być w centrum uwagi. Zarówno w szkole, jak i poza nią istnieją osoby, które są w stanie spełnić każdą moją zachciankę, by móc przebywać w moim towarzystwie i zaimponować tym innym. Kawa waniliowa potrzebna na zaraz? Parę chwil i już znajduje się ktoś, kto zaczyna skakać wokół mnie chętny spełnić żądanie. Oficjalnie mam całą paczkę przyjaciół - jednakże prawda wygląda zupełnie inaczej. Każdy poza Victorią byłby w stanie mnie zdradzić, jeśli tylko przyniosłoby mu to korzyść. Wszyscy poza nią to tylko pieski na posyłki, nieczyste zamiary i osoby pragnące wybicia się na mnie. Czasem mam wątpliwości nawet co do samej Vicki - takie życie jak moje potrafi nieźle wprowadzić w dezorientację.

Po założeniu przygotowanych ubrań poszłam po kosmetyki, żeby się pomalować.

Nie miałam swojego codziennego "rytuału", jeśli chodzi o makijaż. Codziennie starałam malować się inaczej, tak, by nikt się nie przyzwyczajał. Mam parę propozycji makijażu do każdego z kompletu ubrań. Można nazwać mnie snobem, ale wolę być określana jako dobrze zorganizowana.

Przykładowo dziś jedynie poprawiłam brwi, uwydatniłam kości policzkowe bronzerem i lekko pomalowałam rzęsy maskarą. Nie widziałam dziś powodu do strojenia się, więc nie nałożyłam ani podkładu, ani nie traciłam czasu na kreskę.

Po wykonaniu sobie makijażu poprawiłam fryzurę i rzuciłam się na kanapę w celu przeglądania mediów społecznościowych.

Można to uznać za dziwne, ale nie byłam w stanie robić niczego innego po przebudzeniu, niż przygotowanie się do funkcjonowania w ciągu dnia. Moja poranna rutyna za każdym razem wyglądała tak samo, niezależnie czy był to dzień szkolny, czy wolny - pobudka, poranna toaleta, śniadanie, ubranie się, makijaż i układanie włosów. Podczas gdy inni mogli od rana godzinami leżeć w łóżku jedynie przewracając się z boku na bok, ja nie byłam w stanie. Bo i po co?

Parę minut przed dwunastą wyszłam z domu na spotkanie z Nicolasem, uprzednio zakładając sandały na koturnie. Skierowałam się w stronę umówionego miejsca idąc tak wolno, jak tylko mogę. Mój plan prezentował się nadzwyczaj jasno - być nieznośna i czekać, aż się podda. Nie było szans, że wytrzymam pięćdziesiąt dni, będąc zmuszona do spotkań z tym kujonem. Tym bardziej nie było szans, że on wytrzyma tyle ze mną.

-Dzień dobry- przywitał się ze mną, gdy dotarłam na miejsce. Byłam spóźniona, ale on nie wyglądał na przejętego tym faktem.

-Ta, hej - odpowiedziałam, starając się brzmieć na jak najbardziej znudzoną.

-Mam coś dla ciebie - powiedział, wręczając mi jakiś kwiat o kolorze pudrowego różu. - Chyba nie trafiłem, zważając na twoją sukienkę...

-Najwidoczniej.

Nick uniósł lekko kąciki ust.

-W zasadzie to zastanawiałem się nad wyborem słonecznika, ale uznałem, że będzie to zbyt śmiałe. W końcu nie każdy lubi te kwiaty...

-Och, co za szkoda - zakpiłam, wcinając się w jego wypowiedź.

-...jednakże nigdy nie spotkałem osoby, której nie urzekłyby piwonie - dokończył w ogóle nie zrażony moim wtrąceniem się.

-W takim razie takowa osoba właśnie przed tobą stoi.

Oczywiście nie mówiłam prawdy - bardzo zaimponował mi fakt, że nie wybrał czegoś tak banalnego, jak przykładowo róże. Nie miałam nic do tych kwiatów, wręcz bardzo mi się podobały, jednak po dostawaniu dziesiątek róż co roku,w dzień kupidyna każdemu zdążyłyby one zbrzydnąć.

-Czyli następnym razem wolałabyś dostać przykładowo różę? - o ironio.

-Tak - skłamałam, bez zawahania. - Piękną, czerwoną, zwyczajną różę. Bez żadnych dziwactw.

-Postaram się zapamiętać - chłopak poszerzył uśmiech do tego stopnia, że w okolicach jego oczu pojawiły się delikatne zmarszczki.

Razem ruszyliśmy w stronę wejścia do parku. Z tego co się dowiedziałam Nick zaplanował spacer do budki w lodami, znajdującej się po drugiej stronie parku. Stwierdził, że tam sprzedają najlepsze lody, na co ja odpowiedziałam, że według mnie wszystkie lody smakują tak samo.

-Nie wierzę ci - powiedził, wyglądając na głęboko urażonego.

-Nie ma tu w co wierzyć - odpowiedziałam znudzona, wzruszając ramionami.

-Przecież czekoladowe lody Ben&Jerry smakują zupełnie inaczej, od tych McEnnedy'ego.

Przewróciłam oczami. Czy on faktycznie wierzył, że uwiedzie mnie gadką o czekoladowych lodach? Nicolas Cerver właśnie oficjalnie awansował na najnudniejszą i najżałośniejszą osobę, jaką znam.

-Są takie same. Sam fakt, że są czekoladowe to potwierdza.

-Wcale, że nie! - zaprzeczył i zaczął gestykulować tak żywo, jak gdyby mówił o zagrożonych gatunkach zwierząt, a nie o lodach. - To tak jakbyś powiedziała, że istnieje tylko jeden odcień niebieskiego.

-A tak nie jest? - zadrwiłam, uśmiechając się złośliwie.

Nick wydał z siebie teatralny, zduszony okrzyk i zatrzymał się na chwilę.

-Nie wierzę w to, że faktycznie możesz tak myśleć - oznajmił i z powrotem zaczął iść. - Drażnisz się ze mną.

-Tak sądzisz, Sherlocku?

-Dokładnie tak.

Pokręciłam głową z niedowierzaniem. Co za pajac.

-Punkt dla ciebie, za uświadomienie sobie tego.

Nicolas uśmiechnął się szeroko, nie odzywając się już. Między nami zawisła niezręczna cisza. Tego obawiałam się najbardziej... Jak już mam z nim spędzać czas niech chociaż będzie komfortowo... Nie oczekuje po nim niczego ciekawszego, niż rozmów o lodach, jednak niech przynajmniej coś mówi.

-Więc... - zaczęłam mówić, przerywając ciszę. - Podobno jesteś najlepszym uczniem w całej szkole?

-Ano, jestem.

-Twoi rodzice muszą być dumni, co?

Nick podrapał się po karku.

-Są - westchnął. - Chociaż ja uważam, że to żadna sztuka mieć najlepsze oceny w szkole pełnej kretynów... Bez urazy, oczywiście.

- Nie jest tak źle - zaprotestowałam, choć w głębi duszy się z nim zgadzałam. Mało kto przejmował się tu ocenami, ponieważ nikt nie planował robić niczego większego w przyszłości, a kontakty załatwiały wszelkie problemy związane ze znalezieniem pracy.

-Jasne, zdarzają się jednostki, którym zależy na wiedzy, ale większość przejmuje się jestnie swoją pozycją w szkole, wśród rówieśników.

-Ciebie to nie obchodzi? - zapytałam.

-Nie bardzo - przyznał. - Uważam, że życie jest zbyt krótkie by zaprzątać swoje myśli tym, co inni mogą powiedzieć. Co mi po tym, że w liceum podobałem się jakiejś ładnej blondynce i zadawałem się z kapitanem drużyny koszykówki, skoro kontakt i tak się urwie, a nasze drogi się rozejdą? Edukacja zostaje na całe życie.

-Co ci po edukacji, skoro i tak jesteś samotny? - spytałam ostro.

Prawdopodobnie nie powinnam tego robić, ale bardzo wzięłam do siebie to, co powiedział.

-Dlaczego myślisz, że jestem samotny? - spytał się, a na jego twarzy pojawiła się dezorientacja.

-W szkole zawsze spędzasz przerwy sam, a przy stoliku nikt się nie chce do ciebie dosiąść. Jak to wyjaśnisz?

-Ach... - Nick zaczął rozglądać się wokoło. Prawdopodobnie zastanawiał się co powiedzieć i jakich słów użyć -Tak, to prawda, bywa, że bywają chwile, które spędzam sam. Ale nigdy nie czułem się przez to samotny - powiedział, uśmiechając się bardziej do siebie, niż do mnie. - Mam rodzinę, ulubione sposoby na spędzanie czasu i marzenia. Przecież posiadanie dobrych ocen i uczenie się, nie jest równoznaczne z brakiem życia i samotnością.

Prychnęłam i przekręciłam głowę. Nieopodal nas, na placyku zabaw bawiła się grupka dzieci. Biegały, śmiały się i coś krzyczały, ale nie byłam w stanie rozszyfrować co.

-Tak naprawdę, to ciebie postrzegam jako osobę samotną - dodał ostrożnie, obserwując moją reakcję. - Siebie nigdy nie postrzegałem w ten sposób.

-Co masz na myśli? - roześmiałam się fałszywie. - Mam całą grupkę znajomych, mam osoby, na których mogę polegać.

-Masz na myśli wszystkie te osoby kręcące się wokół ciebie? - zapytał.

-Owszem, dokładnie te osoby.

-Wyglądają bardziej na bandę bezmózgich sługusów, niżeli przyjaciół - odrzekł ze śmiechem, unikając mojego wzroku.

-Jak śmiesz tak mówić? - zdenerwowałam się. Jakim prawem on w ogóle mnie ocenia? Nigdy ze sobą nie rozmawialiśmy, nie zna mnie, ani nie wie jak wyglądają moje relacje z innymi.

-Nie chciałem cię urazić. Tylko powiedziałem, jak to według mnie wygląda - odpowiedział lekko zmieszany moim wybuchem.

-Ach tak? To powiem ci jak według mnie wygląda twoje życie - zatrzymałam się na środku drogi, nie zważając na ludzi, którzy zaczęli przyglądać się naszej dwójce. - Jesteś zwykłym, nudnym kujonem, który udaje, że nauka to wszystko czego mu w życiu potrzeba - zaczęłam wyliczać. - Nie masz znajomych, więc spędzasz czas z równie pokręconą rodzinką. Mówisz wszystkim, że jesteś taki zadowolony z obecnego życia, ale prawda jest taka, że chciałbyś to wszystko zmienić i gdybyś tylko mógł, natychmiastowo zrezygnowałbyś z tego życia na rzecz bycia lubianym - powiedziałam to wszystko bardzo szybko, na jednym wydechu.

Nick przyglądał mi się przez moment z przechyloną głową i grymasem na ustach. Po chwili jednak zreflektował się i ponownie zaczął uśmiechać się tak, jakby nasza pogawędka wciąż dotyczyła lodów czekoladowych.

Przyznam wam szczerze, że nie zamierzałam wstawiać tego rozdziału tak wcześnie, ale skoro już go napisałam pomyślałam sobie "czemu nie?".

Najlepiej będzie, jeżeli przyjmiecie ten rozdział jako spóźniony prezent mikołajkowy. :)

I proszę, nie oczekujcie następnego rozdziału zbyt prędko, nie chcę was rozczarować, a nie wiem czy znajdę w najbliższym czasie wolną chwilę.

Miłego wieczoru/dnia! x

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top