[00]
-Kelsey! - z zamyślenia wyrwał mnie zniecierpliwiony głos przyjaciółki.
-Co? - odwróciłam głowę w jej stronę.
-Czy mogłabyś przeznaczyć na mnie chwilkę? - usłyszałam inny, męski głos koło mnie.
Spojrzałam w tamtą stronę. Ujrzałam wysokiego, czarnowłosego chłopaka o zielonych oczach. W jednej chwili go rozpoznałam.
-Czego chcesz? - spytałam nie siląc się na grzeczność. Nie miałam czasu na rozmowy z kimś jego pokroju.
-Słyszałem, że lubisz zakłady - zaczął pewnym tonem.
-Dobrze słyszałeś. Masz jakąś ciekawą propozycję? - spytałam unosząc lewą brew.
-Owszem. Ale nie sądzę, żeby twoja koleżanka musiała o niej wiedzieć.
-I tak jej wszystko opowiem. Przejdź do rzeczy, albo zejdź mi z oczu - prychnęłam.
Chłopak lekko się zawahał. Jego pewność siebie widocznie spadła.
-Mam pewien... interesujący zakład - powiedział, uparcie wpatrując się w moje oczy. - Mianowicie jestem pewien, że w ciągu pięćdziesięciu dni uda mi się ciebie w sobie rozkochać.
Przez chwilę patrzyłam na niego jak na idiotę, a potem równocześnie z Vicki wybuchnęłyśmy śmiechem.
-Chyba nie sądziłeś, że uda ci się w ten sposób ze mną umówić - wyśmiałam go.
-Boisz się? - uśmiechnął się kpiąco. - Podobno jesteś w stanie sprostać każdemu wyzwaniu. Najwyraźniej twoja reputacja cię wyprzedza.
Czarnowłosy uderzył w mój czuły punkt. Nikt nie miał prawa tego kwestionować.
-Co będę z tego miała? - spytałam już nawet nie próbując kryć pogardy do niego.
-Satysfakcję?
Przewróciłam oczami. Co on sobie w ogóle myślał?
-Chcę poczuć, że było warto marnować na ciebie mój czas, gdy już przegrasz.
Chłopak wyglądał na zbitego z tropu, najwyraźniej nie spodziewał się, że będę czegoś chciała. A podobno to najmądrzejszy uczeń w szkole...
-Dam ci to, czego będziesz chciała.
-Słyszałam, że jesteś nieźle nadziany... To prawda? - zapytałam z błyskiem w oku.
-No... tak.
-Więc, gdy już przegrasz zakład kupisz mi torebkę od chanel - klasnęłam w dłonie. - Nie żebym sama nie mogła tego zrobić, ale... sam rozumiesz, chcę byś dokładnie poczuł gorzki smak swojej przegranej.
-Umowa stoi - uśmiechnął się.
-Kiedy chcesz zacząć? - spytałam, usiłując ukryć swoją ekscytację.
Nie mogłam się wprost doczekać, by móc wybrać taką torebkę, by dobrze prezentowała się z ostatnio kupionymi przeze mnie butami.
-Pierwszego lipca - odpowiedział.
-W takim razie powodzenia, ciołku. Przyda ci się - odparłam kpiąco, puszczając mu oczko i pogrążyłam się w rozmowie z Vicki.
Kątem oka udało mi się jeszcze zauważyć, jak chłopak uśmiecha się i odchodzi.
Ahh, trochę mi się zeszło, ale do was wracam robaczki! Jestem pewna, że pokochacie tę książkę - ja sama jestem oczarowana swoim pomysłem na nią, haha. Mam nadzieję, że się nie przeliczę i całość uda mi się napisać tak dobrze, jak to sobie wyobrażam.
Niestety nie mam zbyt wiele wolnego czasu na pisanie, więc nie mogę obiecać, że rozdziały będą pojawiać się regularnie, jednak zrobię wszystko co w mojej mocy!
+ nie mam pojęcia, kiedy pojawi się pierwszy rozdział. Mam nadzieję, że uda mi się go opublikować przed końcem roku, lecz niczego nie obiecuję.
Życzę wszystkim dobrej nocy! x (lub dnia, w zależności od tego, o której to czytasz;) )
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top