61. Nie gniewasz się już?
><><Harry><><
Wyszedłem z pokoju i skierowałem się do kuchni. Śniadanie już dawno minęło i w pomieszczeniu zastałem tylko Gemmę. Siedziała na krześle, pochylona nad stołem. Policzek oparty miała o swoją rękę i chyba przysnęła. Potrząsnąłem nią mało delikatnie i dopiero wtedy rozejrzała się po otoczeniu. Spojrzała na mnie i westchnęła.
- Zabiję was kiedyś. - mruknęła. - Musieliście być aż tak głośno? - jęknęła.
- Byliśmy cicho. - odparłem, wzruszając ramionami.
- Tak cicho, że słychać was było w moim pokoju. - przewróciła oczyma.
- I jeszcze narzekasz? - zaśmiałem się.
Otworzyłem szafkę i wyciągnąłem dwa kubki. Jeden był niebieski, a drugi zielony. Włączyłem czajnik i czekałem aż woda się zagotuje. W międzyczasie wrzuciłem torebki herbaty i oparłem się o blat. Dziewczyna patrzyła na mnie nieodgadnionym spojrzeniem.
- Co? - zapytałem w końcu.
- Odkąd zacząłeś dogadywać się z Louisem jesteś podejrzanie szczęśliwy i taki... inny. Wcześniej nawet nie raczyłeś zwlec tyłka z kanapy by pomóc ojcu na ranczu. Teraz to sam się garniesz do roboty i znajdujesz nawet czas na obściskiwanie się ze swoim chłopakiem.
- Moim chłopkiem. - uśmiechnąłem się i powtórzyłem rozmarzonym głosem. - Louis to mój chłopak.
- Ale tak samo jesteś głupi. - zauważyła.
Podniosła się z krzesła i planowała wyjść z kuchni. Podsunęła krzesło pod stół i skierowała się do wyjścia.
- Gem? - zawołałem za nią.
- Tak braciszku? - spojrzała na mnie podejrzliwie.
- Wiesz, że nie jestem za dobrych kucharzem i... mogłabyś zrobić nam jajecznicę? - popatrzyłem na nią błagalnie.
- Pod jednym warunkiem. - zastrzegła.
Skinąłem głową i zaczekałem co ma do powiedzenia. W tym samym czasie woda się zagotowała i mogłem zaparzyć herbatę. Gdy to zrobiłem odstawiłem czajnik i spojrzałem na nią.
- Dacie mi dziś spać. - powiedziała poważnym tonem głosu. - Jutro spotykam się z Mattemi nie chcę wyglądać jak zombie.
- W porządku. - zrobiłem skwaszoną minę. - A o której chcesz iść spać? Wtedy my z Lou...
- Przeżyjecie bez seksu jedną noc. Jakoś do tej pory dawaliście radę, to i teraz dacie. - zaśmiała się.
- Lou się to nie spodoba. - jęknąłem cicho.
- Coś mówiłeś? - popatrzyła na mnie uważnie.
- Nie, nic. - pokręciłem głową. - To zrobisz nam to śniadanie czy nie?
- Jeszcze jedno słowo, a rozbiję te jajka na twojej głowie.
Siedziałem już cicho. Czekałem cierpliwie aż Gem zrobi posiłek. Gdy to zrobiła, podziękowałem jej. Ułożyłem kubki oraz talerze na tacy i ruszyłem na górę. Droga do mojego pokoju potrwała dwa razy dłużej niż do kuchni przez to, że uważałem na gorącą herbatę, która niebezpiecznie kołysała się w kubkach. Nie chciałem niczego rozlać. Otworzyłem sobie drzwi łokciem i wszedłem do pokoju.
Louis akurat zakładał na siebie bokserki. Nie podobało mi się to. Wolałem go bez ubrań. Był piękny i nie powinien wstydzić się własnego ciała i go zakrywać. Położyłem tacę na biurku i podszedłem do szatyna, przyciągając do pocałunku. Jęknął zaskoczony w moje usta, ale oddawał pieszczotę.
- Zjemy śniadanko i dopiero później weźmiemy prysznic, co ty na to? - zapytałem, przeczesując jego karmelowe kosmyki włosów.
- Jestem za. - uśmiechnął się.
Szybko zabraliśmy się za śniadanie. Gdy jedzenie zniknęło z talerzy, dopiliśmy herbatę. Następnie zaciągnąłem mojego chłopca do łazienki. Pomogłem mu się rozebrać, przed czym się wzbraniał mówiąc, że sam potrafi to zrobić. Oczywiście, że potrafił, ale jak mógłbym nie wykorzystać okazji by musnąć jego nagie ciało?
Weszliśmy do kabiny i zamknąłem nas, puszczając ciepłą wodę. Kropelki spływały po naszych ciałach. Karmelowe kosmyki włosów przykleiły się do jego czoła. Popchnąłem go na ścianę i wpiłem w usta.
- Jesteś niewyżyty. - westchnął, pozwalając mi zejść pocałunkami niżej.
Zacząłem oznaczać go malinkami. Odchylił głowę do tyłu i dał mi większy dostęp do swojej szyi. Był taki uległy i to mnie chyba w nim najbardziej pociągało. Cieszyłem się, że spotkałem taką wspaniałą osobę w swoim życiu.
Dłońmi zszedłem niżej, zatrzymując na jędrnych pośladkach młodszego chłopaka, który wydał z siebie ciche sapnięcie. Uciskałem jego pośladki, czując narastające podniecenie. Szatyn to zauważył, ponieważ strącił moje ręce i sięgnął po gąbkę.
- Miał być prysznic, a nie obmacywanie pod prysznicem. - fuknął.
- Nie podoba ci się? - zrobiłem smutną minkę.
- Powinniśmy pomóc na ranczu, a teraz marnujemy czas.
- Marnujemy czas? - udałem oburzenie i odwróciłem się do niego tyłem. - To, że poświęcam ci całą moją uwagę nazywasz marnowaniem czasu?
Na chwilę zapadła cisza. Nie odezwałem się już nic więcej. Poczułem owijające się wokół mojego pasa ręce chłopaka. Przytulił się o moich pleców. Czułem na sobie jego ciepły oddech, a następnie pocałunki składane na ramieniu.
- Przepraszam, nie to miałem na myśli. - powiedział smutno. - Nie gniewaj się, Hazz...
- Nie chcę marnować twojego cennego czasu. - prychnąłem.
Czekałem na to co powie. Przez chwilę nic się nie działo. Dopiero później jego dłonie zsunęły się na moje podbrzusze, niebezpiecznie blisko krocza. Po chwili odnalazł jądra, ściskając je i pocierając. Gdy sapnąłem, szybko zabrał dłoń.
Odwróciłem się do niego zaciekawiony. Przybrał niewinną minę i udawał, że nic takiego się nie stało. Przez niego zrobiłem się w pół twardy. Jeszcze kilka ruchów jego ręką i miałbym poważny problem.
- Co to było? - zapytałem.
- Nie gniewasz się już? - chciał się upewnić.
Pokręciłem przecząco głową. Jak można było gniewać się na tak uroczą istotkę. Louis to sama słodycz, chociaż czasami pokazuje swój charakterek.
- Skoro tak, to umyjesz mi plecki? - zapytał, robiąc szczenięce oczka. - Potem rozpatrzymy ten niemały problem. - zaśmiał się, spuszczając wzrok na moje krocze.
><><><><><><><><><><><><><><
Witajcie kadeci/wilki/nietoperze/dzieciaki/żołnierz/kowboje/wilczki!
U mnie spadł w końcu śnieg ^.^
Dziś napisałam kilka rozdziałów do Proud until death. Mój ulubiony rozdział to 33 :)
Codziennie publikuję tam rozdziały, więc zapraszam do zajrzenia, będzie mi bardzo miło za komentarze! ♥
Dziękuję za zaobserwowanie mnie. Niedawno jak patrzyłam miałam 2.8k, a teraz prawie 3k obserwujących! :D
Dziękuję za gwiazdki i komentarze!
Do następnego XxX
><><><><><><><><><><><><><><
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top